– Nie jestem w tych sprawach najlepszym sedzia. Zona odeszla ode mnie tak dawno, ze juz nawet nie pamietam kiedy.

– Na pewno pan pamieta.

Rebus znow sie usmiechnal.

– Przylapany na klamstwie.

Costello polozyl glowe na oparciu futonu i stlumil ziewniecie.

– Powinienem juz pojsc – powiedzial Rebus.

– Niech pan chociaz dopije kawe.

Rebus juz dawno ja skonczyl, ale skorzystal z okazji, by skinac glowa. Pomyslal, ze nie wyjdzie, poki go stad nie wyrzuca.

– Moze sie jeszcze znajdzie. Ludzie czasami robia rozne dziwne rzeczy. Na przyklad nagle przyszedl jej do glowy pomysl, zeby polazic po gorach.

– Flipa nie byla typem turystki.

– Ale moze chciala gdzies na troche uciec.

Costello pokrecil glowa.

– Wiedziala, ze czekaja na nia w barze. Nie mogla o tym zapomniec.

– Nie? A powiedzmy, ze poznala kogos innego… Wiesz, na zasadzie reakcji pod wplywem naglego impulsu, jak w tej reklamie.

– Kogos innego?

– Jest to mozliwe, nie uwazasz?

Twarz Costello spochmurniala.

– Nie wiem. Sam sie nad tym zastanawialem, czy jest ktos inny.

– I odrzuciles taka ewentualnosc?

– Tak.

– Dlaczego?

– Bo gdyby tak bylo, to by mi o tym powiedziala. Flipa juz taka jest: wszystko jedno czy chodzi o wieczorowa suknie za tysiac funtow, czy o bilet na concorde’a zafundowany przez rodzicow, musi sie tym pochwalic.

– Lubi zwracac na siebie uwage?

– Tak jak wszyscy, od czasu do czasu.

– Ale nie myslisz, ze zrobila to dla kawalu, tylko po to, zeby wszyscy jej szukali?

– Sama wymyslila swoje znikniecie? – Costello potrzasnal glowa przeczaco, potem stlumil kolejne ziewniecie. – Chyba powinienem sie troche przespac.

– O ktorej jest ta konferencja prasowa?

– Wczesnym popoludniem. Mowili cos, ze chca z tym zdazyc na glowne wydanie wiadomosci.

– Tylko nie badz stremowany. – Rebus pokiwal glowa. – Badz soba.

Costello zdusil niedopalek papierosa.

– A kim mam byc, jak nie soba – powiedzial, wyciagajac do Rebusa reke z papierosami i zapalniczka.

– Zatrzymaj je. Nigdy nie wiadomo, kiedy ci sie zachce. – Wstal. Mimo paracetamolu krew dudnila mu w glowie. „Flipa juz taka jest”. Costello powiedzial to w czasie terazniejszym. Czy to tylko uwaga bez znaczenia, czy cos bardziej przemyslanego? Chlopak tez sie podniosl i usmiechnal, ale w jego usmiechu nie bylo radosci.

– No i w koncu nie odpowiedzial pan na moje pytanie – rzucil.

– Biore pod uwage wszystkie mozliwosci, panie Costello.

– Naprawde? – Costello wsunal rece do kieszeni. – Bedzie pan na tej konferencji prasowej?

– Niewykluczone.

– I bedzie sie pan wsluchiwal w moje przejezyczenia i moja intonacje? Bedzie pan szukal czegos, jak ci panscy szperacze? – Costello zmruzyl oczy. – Bo moze jestem jedynym podejrzanym, ale nie jestem glupi.

– Wobec tego ucieszy pana zapewne, ze stoimy po tej samej stronie… chyba, ze pan uwaza inaczej?

– Po co pan tu dzisiaj przyszedl? Przeciez nie jest pan na sluzbie, prawda?

Rebus zrobil krok w jego kierunku.

– Wie pan, panie Costello, w co kiedys wierzono? Wierzono, ze w oczach ofiary zostaje zachowany obraz mordercy – twarz, jaka ofiara widziala przed smiercia. Dlatego niektorzy mordercy wydlubywali swym ofiarom oczy.

– Ale w dzisiejszych czasach nie jestesmy juz tacy naiwni, prawda, panie inspektorze? Nie mozna sie spodziewac, ze sie kogos rozpozna, patrzac mu tylko gleboko w oczy. – Costello pochylil sie ku Rebusowi i lekko wytrzeszczyl oczy. – Ale niech sie pan wpatruje, byle szybko, bo niedlugo zamykamy wystawe.

Rebus nie odwrocil glowy i spojrzal chlopakowi prosto w oczy. Pierwszy zamrugal Costello, przerywajac ten swoisty seans. Potem odwrocil sie i oswiadczyl Rebusowi, zeby juz sobie poszedl. Byl juz przy drzwiach, kiedy Costello go zawolal. Stal, wycierajac chustka paczke z papierosami. Potem zrobil to samo z zapalniczka i rzucil obie w strone Rebusa. Upadly u jego stop.

– Mysle, ze panu sie bardziej przydadza, niz mnie.

Rebus pochylil sie, by je podniesc.

– A ta chusteczka po co? – spytal.

– Ostroznosci nigdy za wiele – odparl Costello. – Czasem mozna trafic na slady w najdziwniejszych miejscach.

Rebus wyprostowal sie. Postanowil puscic to mimo uszu. Bedac juz w drzwiach, uslyszal Costello mowiacego: „Dobranoc” i dopiero w polowie schodow odpowiedzial mu. Zdumialo go to wycieranie chusteczka papierosow i zapalniczki. Przez wszystkie lata pracy w policji nigdy nie spotkal sie z tym, by podejrzany zrobil cos podobnego. Musialo to chyba oznaczac, ze Costello liczy sie z tym, ze ktos moze chciec go wrobic.

Albo, ze zrobil to specjalnie. W kazdym razie mlody czlowiek ukazal mu zupelnie nowa twarz – kogos, kto potrafi chlodno i spokojnie kalkulowac. I kto potrafi przewidywac i wybiegac mysla w przyszlosc…

2

Byl to jeden z tych chlodnych, ponurych dni, ktore w Szkocji moga sie zdarzyc w czasie co najmniej trzech roznych por roku. Niebo przybralo kolor olowiu i wial wiatr, ktory ojciec Rebusa nazwalby „wisielczym”. Ojciec opowiadal mu raz – a wlasciwie wiele razy – jak kiedys w mrozny zimowy poranek wszedl do sklepu spozywczego w Lochgelly. Sklepikarz stal nad elektrycznym grzejnikiem. Ojciec Rebusa spojrzal na lade chlodnicza i spytal: „Czy to bekon z Ayrshire?”, na co sklepikarz odparl: „Nie, rece sobie grzeje”. Ojciec zarzekal sie, ze opowiesc jest prawdziwa, a Rebus – mogl miec wtedy siedem albo osiem lat – w to wierzyl. Potem doszedl jednak do wniosku, ze to stara anegdota, ktora ojciec gdzies uslyszal i wykorzystal jako wlasna.

– Nieczesto widze, zebys sie usmiechal – powiedziala barista, przygotowujac mu podwojne latte. To byly jej okreslenia: barista i latte. Swoj interes prowadzila w adaptowanej budce policyjnej przy Bloniach, i Rebus zatrzymywal sie tam niemal codziennie w drodze do pracy. Zamawial u niej „kawe z mlekiem”, a ona go zawsze poprawiala na latte. Potem on dodawal jeszcze „podwojna”, czego nie musial robic, bo znala jego zwyczaje na pamiec. Robil to jednak, bo wymawianie tego slowa sprawialo mu przyjemnosc.

– Usmiechanie sie to nie zbrodnia, nie? – odparl, patrzac, jak na kawe naklada mleczna pianke.

– To juz ty wiesz lepiej.

– A twoj szef wiedzialby jeszcze lepiej, niz my oboje razem wzieci. – Zaplacil za kawe, a drobne, ktore mu wydala, wrzucil do pojemnika po margarynie, przeznaczonego na napiwki, i ruszyl w strone St Leonard’s. Nie sadzil, by sie domyslala, ze jest gliniarzem. „Ty wiesz lepiej…”, powiedziala to jednak lekko, bez podtekstu, tylko by podtrzymac rozmowe. Z kolei jego uwaga o jej szefie byla aluzja do faktu, ze wlascicielem calej sieci takich budek byl byly adwokat. Ale wygladalo na to, ze nie zalapala aluzji.

Na St Leonard’s Rebus jeszcze przez chwile zostal w samochodzie, by do kawy wypalic ostatniego papierosa. Pod tylnym wyjsciem z komisariatu staly furgonetki gotowe, by w razie potrzeby zawiesc kogos do sadu. Kilka dni wczesniej Rebus zeznawal w sadzie jako swiadek i obiecal sobie, ze musi sie dowiedziec o wynik sprawy. Jednak kiedy drzwi sie otwarly, zamiast aresztantow zobaczyl tylko Siobhan Clarke. Dostrzegla jego samochod,

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату