usmiechnela sie i pokrecila glowa na ten typowy widok. Podeszla, a Rebus opuscil szybe.

– Pozywne sniadanie skazanca – powiedziala.

– Ja tez cie witam serdecznie.

– Szef chce cie widziec.

– I wyslal po mnie psa gonczego.

Siobhan nie odpowiedziala, usmiechnela sie tylko i odczekala, az Rebus wysiadzie z samochodu. Byli w polowie parkingu, kiedy sie odezwala:

– Jesli juz, to wyslala.

Stanal jak wryty.

– Rzeczywiscie, wylecialo mi z glowy – przyznal.

– A przy okazji, jak sie czuje twoj kac? Bo moze jeszcze ci cos wylecialo z glowy?

Otworzyla przed nim drzwi, a on poczul sie jak zwierze wpuszczane do klatki.

Z gabinetu znikly juz fotografie i slynny ekspres do kawy Farmera, a na szafce na akta lezalo kilka kartek z zyczeniami powodzenia, ale poza tym wszystko bylo po staremu, lacznie ze sterta papierow w korytku na korespondencje przychodzaca i z samotnym kaktusem w doniczce na parapecie okna. Gill Templer wygladala w fotelu Farmera na dosc zagubiona, zwlaszcza ze slusznych rozmiarow postura jej poprzednika wygniotla w fotelu zaglebienia, ktorych jej szczupla sylwetka nie miala szans wypelnic.

– Siadaj, John – powiedziala i po chwili, gdy juz podchodzil do krzesla, dodala: – I opowiedz mi, o co chodzilo wczoraj wieczorem. – Oparla lokcie o biurko i zlozyla konce palcow. Dokladnie taka sama poze przyjmowal Farmer, kiedy staral sie ukryc irytacje lub zniecierpliwienie. Albo go podpatrzyla, albo gest ten szedl w parze z awansem na wyzsze stanowisko.

– Wczoraj wieczorem?

– W mieszkaniu Philippy Balfour. Znalazl cie tam jej ojciec. – Uniosla glowe i spojrzala na niego. – Najwyrazniej piles alkohol.

– Wszyscy pili.

– Ale nie wszyscy tyle, co niektorzy. – Zerknela na arkusz papieru lezacy przed nia na biurku. – Pan Balfour chcialby wiedziec, co tam robiles. A jesli mam byc szczera, to sama tez zachodze w glowe.

– Wracalem do domu…

– Z Leith Walk do Marchmont przez Nowe Miasto? Wyglada na to, ze sie chyba zgubiles.

Rebus zdal sobie sprawe, ze wciaz jeszcze trzyma papierowy kubek z kawa. Bez pospiechu odstawil go na podloge.

– Czasami lubie cos takiego zrobic – odpowiedzial w koncu. – Lubie jeszcze raz wrocic na miejsce, kiedy juz sie wszystko uspokoi.

– Dlaczego?

– Tak na wszelki wypadek, gdyby cos przeoczono.

Sprawiala wrazenie, ze przez chwile sie nad tym zastanawia.

– Nie jestem pewna, czy tylko o to chodzi.

Rebus wzruszyl ramionami i nic nie powiedzial. Gill raz jeszcze spojrzala w notatki.

– A potem postanowiles jeszcze odwiedzic chlopaka panny Balfour. Dlaczego?

– To juz naprawde bylo po drodze do domu. Zatrzymalem sie, zeby pogadac z Connollym i Danielsem. U Costello sie swiecilo, wiec pomyslalem, ze wpadne do niego i sprawdze, czy wszystko w porzadku.

– Taki z ciebie troskliwy gliniarz? – Umilkla na chwile. – Wiec pewnie dlatego pan Costello uznal za konieczne poinformowac o twojej wizycie swojego adwokata.

– Nie wiem, po co to zrobil. – Rebus poprawil sie niespokojnie na twardym siedzeniu krzesla, udajac, ze siega po kawe.

– Adwokat skarzy sie, ze „nachodzimy” jego klienta. Byc moze bedziemy musieli zdjac naszych ludzi. – Nie spuszczala z niego wzroku.

– Posluchaj, Gill – zaczal Rebus. – Znamy sie jak lyse konie. Moje metody pracy nie sa tajemnica. Jestem pewien, ze Watson przekazal ci cala litanie uwag.

– Tak bylo kiedys, John.

– To znaczy, co?

– Ile wczoraj wypiles?

– Wiecej niz powinienem, ale to nie byla moja wina. – Zobaczyl jak brew Gill wedruje do gory. – Jestem pewien, ze ktos mi podlozyl swinie.

– Chce, zebys poszedl do lekarza.

– O Chryste Panie…

– W sprawie twojego picia, w sprawie sposobu odzywiania sie, ogolnie w sprawie stanu twojego zdrowia… Chce zebys sie zbadal, a to, co powie lekarz, bedzie swiete, i masz sie zastosowac do jego zalecen.

– Glony i sok z marchwi?

– Pojdziesz do lekarza, John. – Powiedziala to tonem polecenia, nie prosby. Rebus skrzywil sie, wypil lyk kawy, potem uniosl kubek do gory.

– Z chudym mlekiem – oznajmil.

Prawie sie usmiechnela.

– Od czegos trzeba zaczac.

– Gill, posluchaj… – Wstal z krzesla i wrzucil kubek do dziewiczo czystego kosza na smieci. – Moje picie to nie problem. Nie przeszkadza mi w pracy.

– Wczoraj przeszkodzilo.

Potrzasnal glowa, ale jej twarz miala kamienny wyraz. W koncu gleboko westchnela.

– Tuz przed wyjsciem z klubu… pamietasz, co bylo?

– Jasne. – Nie wrocil na krzeslo. Stal wyprostowany przed jej biurkiem, z rekami opuszczonymi wzdluz ciala.

– Pamietasz, co mi powiedziales? – Wyraz jego twarzy powiedzial jej juz wszystko, co chciala wiedziec. – Chciales, zebym poszla z toba do domu.

– Przepraszam. – Staral sie sobie przypomniec, ale w glowie mial pustke. W ogole nie pamietal momentu wyjscia z klubu.

– Wiec musisz to zrobic, John. Umowie cie z lekarzem.

Odwrocil sie i ruszyl do drzwi. Juz wychodzil, kiedy go zawolala.

– Sklamalam – powiedziala z usmiechem. – Nic mi takiego nie proponowales. A teraz mozesz mi zyczyc powodzenia na nowym stanowisku.

Rebus sprobowal przywolac na twarz zlosliwy usmieszek, ale bez rezultatu. Gill usmiechala sie, poki drzwi sie za nim nie zamknely, potem usmiech zniknal z jej twarzy. Rzeczywiscie Watson rozgadal sie na temat Rebusa, ale nie powiedzial jej niczego, o czym sama by nie wiedziala. „Pewnie troche za duzo pije, ale to dobry gliniarz, Gill. Tylko lubi sprawiac wrazenie, ze potrafi sie obejsc bez niczyjej pomocy”. Moze to na swoj sposob prawda, ale moze tez nadchodzi szybkimi krokami chwila, kiedy John Rebus bedzie musial pogodzic sie z tym, ze oni tez potrafia sie obejsc bez niego.

Latwo bylo rozpoznac uczestnikow pozegnalnej balangi: apteki w ich sasiedztwie wyprzedaly pewnie caly zapas aspiryny, witaminy C i wszystkich innych sprawdzonych lekow na kaca. Wygladalo, ze ich glownym problemem jest odwodnienie. Rebusowi rzadko zdarzalo sie widziec tyle butelek irn-bru, lucozade i coli sciskanych w tak wielu dygocacych dloniach. Wszyscy nieskacowani – ci, ktorych nie bylo w klubie albo byli, lecz ograniczali sie do napojow bezalkoholowych – teraz triumfowali, glosno pogwizdujac i przy kazdej okazji z calej sily walac szufladami i drzwiczkami szafek. Glowna sale operacyjna dla sledztwa w sprawie Philippy Balfour urzadzono na Gayfield Square – stad bylo znacznie blizej do jej mieszkania – poniewaz jednak przy tak licznej ekipie dochodzeniowej miejsca wciaz brakowalo, wydzielono takze kat w wydziale sledczym na St Leonard’s. Tam wlasnie siedziala teraz Siobhan, wpatrujac sie w ekran monitora. Na podlodze obok jej nog lezal drugi twardy dysk i Rebus zdal sobie sprawe, ze Siobhan zmaga sie z komputerem panny Balfour. Miedzy policzek a ramie wcisnela sobie sluchawke telefoniczna i, cos piszac, jednoczesnie rozmawiala.

– Tez nic z tego – uslyszal jej glos.

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату