oswojeni Szoszoni to nie jedyni Indianie w tej okolicy. Mamy jeszcze Czejenow i…

– Mieszkalem na zachod od Missouri wystarczajaco dlugo, by wiedziec, ze Czejenow pokonano dawno temu, a pozostala garstka przebywa w rezerwacie jakies piecset mil na poludnie stad.

Jessie oparla rece na biodrach.

– A wiec wydaje sie panu, ze wszystko pan wie. Dobrze. Czejenowie Black Kettle wyladowali z rezerwacie, zgoda. Nie mieli zreszta wyboru po tym, gdy kawaleria zaatakowala ich spokojna wioske i wybila prawie wszystkich mieszkancow. Wlasnie ta rzez rozwscieczyla plemiona z polnocy i sprzymierzyla je z Siuksami. Nie wszystkich zamknieto w rezerwacie, panie Summers. Czejeni z polnocy nadal wlocza sie po nizinach i bronia tej resztki ziemi, jaka im zostala.

– Chce pani, panno Blair, abym uwierzyl, ze pojechala pani do nich z wizyta? – spytal z glebokim niedowierzaniem.

– Mam w nosie to, w co pan wierzy, a w co nie – odparla spokojnie, a potem odwrocila glowe i poszla do pokoju, zostawiajac Chase'a na srodku kuchni.

Uslyszal tylko loskot zamykanych drzwi. Zirytowany, przesunal dlonia po wlosach. Wiedzial, ze Jessie nie wroci, aby zakonczyc spor. Spor? Przeciez on wcale nie zamierzal sie z nia klocic. Chcial postapic rozsadnie. Przeprosic. Staral sie nawet byc czarujacy. Naprawde zalezalo mu na tym, aby polozyc kres animozjom. Niech to diabli! W ktorym momencie popelnil blad?

Rozdzial 7

Jessie na ogol nie sypiala do pozna, lecz gdy sie obudzila tego dnia, w pokoju bylo calkiem jasno. Minelo kilka godzin poranka. Dlaczego? Zwykle, jesli nie pojawiala sie na dole o siodmej, przychodzila po nia Kate. Moze tym razem sluzaca sadzila, ze Jessie juz wyszla?

Zaczela sie zastanawiac, co Kate wlasciwie sadzi o calym tym zamieszaniu w ich zyciu. Indianka nie powiedzialaby jednak ani slowa, nawet gdyby spytano ja wprost. Mieszkala na ranczo, odkad Jessie mogla pamiecia siegnac. Nie zawarla z nia jednak blizszej znajomosci. Starsza od niej kobieta nie prowokowala nigdy do poufalosci. Czesto, szczegolnie ostatnio, popadala w melancholie. Moze kiedys sypiala z Thomasem? Jessie zdawala sobie sprawe, ze nie dowie sie tego. Wspolczula Kate, ktora zmarnowala sobie zycie i nie zalozyla rodziny. Ilekroc jednak usilowala ja wypytac, dlaczego tu zostala, sluzaca odpowiadala nieodmiennie, ze potrzebowal jej Thomas. A po jego smierci, gdy Jessie zaproponowala Kate, by osiedlila sie gdziekolwiek zechce, Indianka odmowila. Nie istnialo takie miejsce, do ktorego moglaby sie udac. Ranczo bylo dla niej domem.

Jessie dala jej spokoj, wdzieczna losowi, ze sluzaca nadal zajmuje sie gospodarstwem, gdyz ona sama nie miala na to czasu. A dom funkcjonowal bez zarzutu – na powracajaca od zajec Jessie czekalo poslane lozko i goracy posilek, a w szafie swieza garderoba.

Dziewczyna ubrala sie szybko i pobiegla do stajni wsciekla na siebie za spoznienie. Nie zwrocila uwagi na glos Rachel, dochodzacy z ganku, lecz zatrzymala sie jak wryta, gdy dotarly do niej krzyki Chase'a. Choc raz zloscil sie na kogos innego niz Jessie!

– Nie ozenilbym sie z tym twoim zepsutym bachorem, nawet gdybys mi za to zaplacila! Skad ci przyszedl do glowy taki idiotyczny pomysl?

Jessie zastygla w bezruchu.

– Po rozmowie z toba – odparla spokojnie Rachel. – Twierdziles, ze powinnam znalezc jej meza, jesli chce zdjac ogromna odpowiedzialnosc ze swoich barkow.

– Alez ja to mowilem w gniewie. Wcale tak naprawde nie uwazam. Ta dziewczyna potrzebuje ojca, nie meza.

– Miala ojca. Rzeczywiscie dobrze na tym wyszla – dodala Rachel z gorycza. – Wiesz przeciez doskonale, ze Jessie jest wystarczajaco dorosla, aby wyjsc za maz.

– Wiek to nie wszystko. Ona wciaz zachowuje sie jak dziecko. Daj spokoj, Rachel. Jezeli zamierzasz sie jej pozbyc, znajdz sobie innego kandydata do ozenku! Ja nie chce miec nic wspolnego z ta kocica.

– Moze bys chociaz to przemyslal? – Glos Rachel brzmial slodko i kuszaco. – Tutaj dobrze sie mieszka, ranczo jest doskonale rozwiniete…

– I zadluzone – przypomnial.

– Splacilabym ten dlug – powiedziala szybko. – Ona nie musialaby nawet o niczym wiedziec.

– Zastanow sie, co mowisz! – warknal Chase. – Ufam, ze juz nikomu nie zlozysz takiej oferty. Inny mezczyzna zapewne by z niej skorzystal, a to nie bylaby dla dziewczyny zadna przysluga. Bardzo chetnie ci pomoge, ale nie zamierzam sie poswiecac. Ty tez nie jestes wcale wyrachowana, wiec udawajmy, ze ta rozmowa w ogole sie nie odbyla.

– W takim razie powiedz mi, na milosc boska, co powinnam zrobic. – Rachel zaczela gorzko plakac. -Dluzej tego nie wytrzymam. Nie jestem przyzwyczajona do takiej wrogosci, a nienawisci wlasnej corki tym bardziej nie potrafie zniesc. Ona nie chce, zebym tu mieszkala. Odchodzi, ilekroc zaczynam z nia rozmawiac. Bylaby szczesliwa, gdybym wyjechala, a przeciez nie moge zostawic jej samej. Ktos musi sie nia opiekowac.

– Spokojnie. – Chase zaczal ja pocieszac. – Chyba powinnas najac platnego opiekuna, tak bys sama nie musiala sie o nia troszczyc.

– Komu moglabym powierzyc taka odpowiedzialnosc? Kto nie wykorzystalby Jessie? – Rozjasnila sie nagle. -Tobie moglabym zaufac, Chase. Moze…

– Nie, nie dalbym sobie rady. Z jakiegos dziwnego powodu trace cierpliwosc, ilekroc zaczynam z nia rozmawiac. Gdybys zostawila corke pod moja kuratela, predzej czy pozniej skrecilbym jej kark.

W tej samej chwili Jessie odeszla – przerazona i ponizona bardziej niz kiedykolwiek. W piersiach wezbral jej bol sciskajacy gardlo, bol wywolany pogarda i stanowczym odrzuceniem. Miala ochote rozplakac sie z zalu jak dziecko. Postanowila jednak solennie, ze nie bedzie przez nich rozpaczac. Nie bedzie!

Kiedy dotarla do stajni, lzy ja oslepialy. W chwili, gdy zamierzala rozplakac sie na dobre, uslyszala chlopiecy glosik.

– Co sie stalo, Jessie?

Nikt nie mogl sie o niczym dowiedziec, szczegolnie syn Rachel.

– Nic! – warknela. – Cos mi wpadlo do oka.

– Moge ci pomoc?

– Nie, juz w porzadku. Samo wyplynelo.

Przeszla do boksu Blackstara, ale Billy nie odstepowal jej ani na krok.

– Nie wiedzialem, ze jestes na ranczu.

– Jestem.

– Wybierasz sie na pastwisko? – spytal niezrazony, gdy osiodlala Blackstara. – Moge jechac z toba?

– Nie!

– Nie bede ci przeszkadzal. Przyrzekam. Prosze! Blagalny ton chlopca zdolal w koncu przelamac niechec dziewczyny.

– No dobrze. Ale tylko ten jeden raz – dodala surowo, aby nie myslal, ze latwo zmienia zdanie. Osiodlaj dla siebie tego gniadosza, oczywiscie, jesli potrafisz.

Billy wydal okrzyk zachwytu i podbiegl do swego wierzchowca. Niestety, ilekroc uczyl sie siodlac konie, tak naprawde robil to za niego Jeb. Billy nie wiedzial zupelnie, jak wybrnac z sytuacji. Nie potrafil zdjac siodla z balustrady, nie wspominajac juz nawet o wlozeniu tego ciezaru na konski grzbiet. Gniadosz byl wyzszy od chlopca, a w dodatku Billy nie siegal rowniez do balustrady, na ktorej wisialo siodlo.

Gdy Jessie zakonczyla oporzadzanie Blackstara, poprowadzila go w strone malca i jego rumaka, krecac z rozbawieniem glowa. Billy walczyl ze starym, dwudziestokilogramowym siodlem, lzejszego jednak w poblizu nie bylo. Patrzac na swego brata, musiala przyznac, ze nie brak mu determinacji.

Pomogla chlopcu sciagnac ciezar z barierki.

– No, a teraz razem – raz, dwa, trzy!

Вы читаете Dziki wiatr
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату