Co? — ton jego glosu zmienil sie calkowicie — To Saltade Leverett.

— Kto to jest?

— Nie znasz go. Prawie nikt go nie zna. To pustelnik. Pracuje w pasie asteroidow. Podoba mu sie tam. Nie widzialem tego starego wloczegi od lat… Nie wiem, dlaczego mowie „starego” — ma tyle lat co ja. Aha, mamy depesze specjalna. Otwiera sie tylko na moj odcisk kciuka. To znaczy, ze depesza jest tak tajna, ze powinienem poprosic cie o wyjscie.

Insygna natychmiast wstala, lecz Genarr gestem polecil jej pozostanie na miejscu.

— Nie badz niemadra, Eugenio. Tajne depesze to choroba wladzy. Nigdy nie przywiazywalem do tego wagi…

Przycisnal kciuk do papieru. To samo zrobil z kciukiem drugiej reki. Na kartce zaczely pojawiac sie litery.

— Zawsze zastanawialem sie, co by zrobili, gdyby ktos nie mial rak… — powiedzial Genarr, a potem nagle zamilkl.

Przebiegl oczami tekst i wreczyl depesze Insygnie.

— Czy moge to przeczytac? Genarr potrzasnal glowa.

— Oczywiscie, ze nie. Ale kogo to obchodzi? Przeczytaj. Zrobila to niemal natychmiast.

— Obcy statek. Ma wyladowac tutaj?

— Tak przynajmniej pisza.

— A co z Marlena? — krzyknela Insygna. — Ona jest na powierzchni…

— Erytro ja obroni.

— Skad wiesz? To obcy statek! Z prawdziwymi obcymi! To nie sa ludzie! Ten umysl z Erytro moze okazac sie za slaby!

— My tez jestesmy obcymi na Erytro i poradzil sobie z nami.

— Musze tam isc.

— Po co…

— Musze byc z Marlena. Chodz ze mna. Pomoz mi. Sprowadzimy ja do Kopuly.

— Jesli sa to wrodzy nam najezdzcy, to tutaj tez nie bedzie bezpiecznie.

— Och, Sieverze! Nie ma czasu na rozwazania. Prosze. Musze byc z Marlena!

Pochylili sie nad fotografiami planety. Tessa Wendel potrzasnela glowa.

— Niewiarygodne! Caly swiat jest pusty, oprocz tego…

— Wszedzie inteligencja — powiedziala Merry Blankowitz, marszczac brwi. — Nie ma co do tego watpliwosci. Pusty czy nie, jest na nim inteligentne zycie.

— Najwiekszy odzew jest w tej kopule? Tak?

— Zgadza sie, kapitanie. Najbardziej intensywny odzew i najlatwiej zauwazalny. A takze zblizony do takich, ktore doskonale znamy. Na zewnatrz kopuly odzew jest inny i nie wiem, co to znaczy.

— Nigdy nie badalismy zadnej innej inteligencji oprocz ludzkiej — powiedzial Wu. — Tak ze…

Wendel spojrzala na niego ostro.

— Czy twoim zdaniem, inteligencja na zewnatrz nie jest ludzka?

— Zgodzilismy sie, ze ludzie nie mogli zakopac sie wszedzie przez trzynascie lat. Wyplywa z tego tylko jeden wniosek…

— A kopula? Czy tam sa ludzie?

— To zupelnie inna sprawa — powiedzial Wu. — Tutaj niepotrzebne sa nam pleksony Blankowitz. Widac przeciez instrumenty astronomiczne. Kopula lub jej czesc to z pewnoscia obserwatorium astronomiczne.

— Czy obca inteligencja nie moze zajmowac sie astronomia? -spytal ironicznie Jarlow.

— Oczywiscie, ze moze — powiedzial Wu. — Ale za pomoca wlasnych instrumentow. Gdy widze cos, co przypomina skomputeryzowny skaner podczerwieni, dokladnie taki, jaki pamietam z Ziemi… No coz, powiem inaczej: zapomnijmy na chwile o pochodzeniu tej inteligencji. Widze instrumenty, ktore albo powstaly w Ukladzie Slonecznym, albo zostaly zbudowane wedlug projektow pochodzacych z Ukladu. Co do tego nie moze byc watpliwosci. Nie wydaje mi sie prawdopodobne, aby obca inteligencja bez kontaktu z ludzmi mogla zbudowac takie instrumenty.

— Doskonale — powiedziala Tessa. — Zgadzam sie z toba, Wu. W kopule byli… lub sa ludzie.

— Co to znaczy „ludzie”, kapitanie? — powiedzial ostro Fisher. — To sa Rotorianie. Nikt inny.

— Tego nie mozemy wiedziec — wtracil Wu.

— Kopula jest bardzo mala — powiedziala Blankowitz. — A na Rotorze mieszkaly dziesiatki tysiecy ludzi.

— Szescdziesiat tysiecy — zamruczal Fisher.

— Nie zmiesciliby sie wszyscy w tej kopule.

— Po pierwsze — powiedzial Fisher — moga byc inne kopuly. Co z tego, ze przelecielismy pare razy nad planeta — i tak nie jestesmy w stanie zauwazyc wszystkiego.

— Ale zmiany pleksonowe wystepuja tylko w tym miejscu. Gdyby istnialy inne kopuly, z pewnoscia wykrylabym je za pomoca detektora — powiedziala Blankowitz.

— Istnieje jeszcze inna mozliwosc — powiedzial Fisher. — To, co widzimy, moze byc tylko malenka czescia budowli, ktora rozciaga sie na wiele mil pod ziemia.

— Rotorianie przybyli tu w Osiedlu — powiedzial Wu. — To Osiedle na pewno istnieje. Moga byc takze inne. Ta kopula jest tylko przyczolkiem.

— Nie widzielismy zadnego Osiedla — powiedzial Jarlow.

— Nie szukalismy — powiedzial Wu. — Skoncentrowalismy sie na tej planecie.

— Wykrylam inteligencje tylko tutaj — wtracila Blankowitz.

— A czy szukalas gdzie indziej? — zapytal Wu. — Musielibysmy przeszukac cala okoliczna przestrzen, chcac odnalezc Osiedle. A ty, gdy wykrylas pleksony z tego swiata, zarzucilas badania.

— Moge je podjac, jesli uwazasz, ze jest to konieczne. Wendel podniosla reke.

— Jesli jest tu gdzies jakies Osiedle, to dlaczego nas nie zauwazylo? Nie wlaczalismy oslon emisji energetycznej. Bylismy przekonani, ze ten System jest pusty.

— Oni rowniez mogli zywic podobne przekonania, kapitanie — powiedzial Wu. — Nie szukali nas i dlatego udalo nam sie przemknac niepostrzezenie. A jesli nas wykryli, to moga nie miec pewnosci co do tego, kim lub czym jestesmy. Wahaja sie co do dalszego postepowania, podobnie jak my. Twierdze jednak, ze obecnie nie mamy watpliwosci, iz na planecie istnieje jedno miejsce, w ktorym sa ludzie, i w zwiazku z tym powinnismy wyladowac i nawiazac z nimi kontakt.

— Czy sadzisz, ze to bedzie bezpieczne? — zapytala Blankowitz.

— Twierdze, ze tak — powiedzial z naciskiem Wu. — Nie moga nas z miejsca zastrzelic. Beda chcieli sie dowiedziec, kim jestesmy. Poza tym, jesli wszystko, na co nas stac, to prozne dyskusje i pozostawanie w niepewnosci, to nigdy nie dowiemy sie niczego i wrocimy do domu z pustymi rekami. A wtedy Ziemia wysle tu cala flotylle statkow superluminalnych, ale nikt nie podziekuje nam za to, co zrobilismy. Przejdziemy do historii jako wyprawa nieudacznikow — usmiechnal sie slabo. — Widzi pani, kapitanie, nauczylem sie czegos od Fishera.

— Uwazasz, ze powinnismy wyladowac i nawiazac kontakt — powiedziala Wendel.

— Jestem o tym przekonany — odpowiedzial Wu.

— A ty, Blankowitz?

— Kieruje mna ciekawosc. Chcialabym dowiedziec sie czegos nie o kopule, lecz o tym obcym zyciu. Zreszta o kopule takze…

— Jarlow?

— Zaluje, ze nie wyposazono nas w odpowiednia bron i hiperlacznosc. Jesli nas zniszcza. Ziemia nie dowie sie niczego, absolutnie niczego — i taki bedzie rezultat tej wyprawy. I wtedy przyleci tu ktos inny, nieprzygotowany tak jak my i podobnie niepewny. Natomiast jesli przetrwamy, wrocimy zaopatrzeni w bardzo wazna wiedze. Powinnismy sprobowac.

— Czy mnie rowniez zapytasz o zdanie, kapitanie? — powiedzial cicho Fisher.

— Zakladam, ze chcesz ladowac po to, by spotkac Rotorian.

— Rzeczywiscie. Proponuje jednak wyladowac bez niepotrzebnego halasu, niemal niepostrzezenie… a ja pierwszy udam sie na zwiady. Jesli cos mi sie stanie, wystartujecie i wrocicie na Ziemie nie zwazajac na mnie. Musicie chronic statek.

— Dlaczego ty? — zapytala niemal natychmiast Wendel ze skurczona twarza.

Вы читаете Nemezis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×