Minela przedpokoj wiodacy do jej apartamentow, i stanela na pieknych, debowych schodach, prowadzacych na dol. Po lewej stronie znajdowaly sie pokoje jej meza: caly szereg sal, do ktorych nie wchodzila nigdy.

Skladaly sie z sypialni, gotowalni i salonu, a na samym koncu korytarza znajdowal sie gabinet, zawsze zamkniety na klucz, gdy sir Percy w nim nie pracowal. Jedynie jego osobisty kamerdyner, zaufany Frank, mial dostep do tego pokoju. Nikomu nie wolno bylo tam wejsc. Malgorzata nie dopominala sie nigdy o ten przywilej, a sluzba oczywiscie nie smiala przekroczyc surowego zakazu.

Malgorzata czesto ze zwyklym lekcewazeniem meza sprzeciwiala mu sie, szydzac z tajemnicy, ktora otaczal swoj prywatny gabinet. Twierdzila z usmiechem, ze odsuwal tak starannie wszystkie ciekawe oczy od swego sanctuarium z obawy, aby sie nie przekonano, jak malo tam pracowal. Z pewnoscia wygodny fotel, sluzacy do drzemki, stanowil cale umeblowanie tego pokoju!

Malgorzata przypomniala sobie te drwiny, gdy teraz w ten jasny pazdziernikowy dzien rozgladala sie po korytarzu. Frank zajety byl z pewnoscia w apartamentach jej meza, gdyz wszystkie drzwi byly otwarte, nawet te od gabinetu.

Ogarnela ja dziecinna i palaca ciekawosc, by rzucic okiem na te pracownie. Zakaz oczywiscie nie stosowal sie do niej i Frank nie osmielilby wzbronic jej wstepu. Miala wreszcie nadzieje, ze kamerdyner, zajety w innych pokojach, po prostu nie zauwazy jej obecnosci i nie sciagnie na siebie gniewu meza.

Cichutko na palcach przeszla przez korytarz i jak zona Sinobrodego, drzac z ciekawosci i strachu, stanela na progu gabinetu, dziwnie zmieszana. Drzwi byly przymkniete, Malgorzata nie mogla nic zobaczyc. Pchnela je niesmialo i nie slyszac zadnego szmeru weszla bez wahania. Gabinet byl pusty. Uderzyl ja surowy wyglad pokoju. Ciemne i ciezkie kotary, masywne debowe meble, dwie mapy na scianach nie ujawnialy w niczym upodoban owego amatora wyscigow, modnego salonowca i prozniaka, slowem czlowieka takiego, jakim byl w oczach swiata baron Percy Blakeney.

Nic tu nie swiadczylo o pospiesznym wyjezdzie. Wszystkie przedmioty byly na swoim miejscu, na posadzce nie lezal ani jeden kawalek papieru, ani jedna szuflada lub szafa nie byla otwarta. Przez odsuniete firanki wchodzilo ranne, swieze powietrze.

Pod oknem stalo ciezkie, masywne biurko, ktore widocznie czesto i wiele bylo uzywane. Po lewej stronie biurka, siegajac niemal od podlogi do sufitu, wisial na scianie wspanialy portret kobiety, naturalnej wielkosci, oprawny w bogate ramy i podpisany nazwiskiem Bouchera. Byla to matka sir Percy'ego Blakeney'a.

Malgorzata wiedziala o niej bardzo malo. Slyszala tylko, ze umarla na kontynencie, chora na ciele i umysle, gdy Percy byl jeszcze dzieckiem. Musiala byc cudownie piekna, gdy Boucher ja malowal, i kiedy Malgorzata wpatrzyla sie uwaznie w portret, uderzylo ja nadzwyczajne podobienstwo miedzy matka a synem. To samo niskie czolo, okolone gestym jasnym wlosem, miekkim jak jedwab, te same glebokie niebieskie oczy, pod ciemnymi prostymi brwiami, a w oczach, mimo pozornej sennosci, ta sama sila, ten sam ognisty temperament, ktory palal w spojrzeniu syna w dawno minionych dniach… Zeszlej nocy o swicie znow spostrzegla ow wyraz, gdy zblizyla sie do niego i gdy serdeczniejsza nuta zabrzmiala w jej glosie…

Malgorzata wpatrywala sie w portret z ogromnym zainteresowaniem, a pozniej wzrok jej padl na ciezkie biurko, zarzucone stosem papierow zwiazanych, poukladanych jak urzedowe akta, co nadawalo im wyglad faktur i rachunkow, ulozonych we wzorowym porzadku. Malgorzata nie zastanawiala sie nigdy -niestety, nie przyszlo jej to dotad na mysl – jakim sposobem sir Percy, ktoremu caly swiat odmawial inteligencji, zarzadzal olbrzymia fortuna, pozostawiona mu przez ojca.

Od chwili przekroczenia progu tego pokoju, tak systematycznie uporzadkowanego, tyle miala przeroznych niespodzianek, ze oczywisty dowod niezwyklych zdolnosci administracyjnych jej meza nie zdziwil jej, tylko potwierdzil w przekonaniu, ze poza na zewnetrzna plytkosc, bezsensowne dowcipy i plaskie rozmowy byla maska nie tylko jego uczuc. Cale jego zewnetrzne zachowanie krylo bardzo umiejetnie glebsze powody wyuczonej komedii. Malgorzata zastanowila sie, dlaczego maz jej postepowal w ten wlasnie sposob; po co robil to wszystko, dlaczego on, ktory byl najwidoczniej niezwykle powaznym i rozumnym czlowiekiem, chcial uchodzic w oczach rodakow za bezmyslnego glupca? Czy dla ukrycia milosci dla kobiety, ktora go lekcewazyla? Przeciez mogl znalezc inny sposob, bez tylu ofiar i wysilkow, jakie pociagala za soba nieustajaca komedia, nie licujaca z jego usposobieniem.

Spojrzala dokola, szukajac odpowiedzi. Niewytlumaczony lek ogarnal ja przed ta niezbadana tajemnica, wstrzasnal nia dreszcz, poczula sie nieswojo w tym surowym, zimnym pokoju. Spostrzegla, ze na scianach nie bylo zadnego obrazu, procz portretu Bouchera, a tylko wisialy mapy Francji, jedna przedstawiajaca polnocne wybrzeza, a druga okolice Paryza. Po co byly mu potrzebne te mapy?

Poczula gwaltowny bol glowy i postanowila opuscic ten dziwny pokoj Sinobrodego, nie rozwiazawszy jego zagadki. Obawiala sie wreszcie, by Frank jej tu nie zastal i rzuciwszy ostatnie spojrzenie, podeszla ku drzwiom; ale w tej wlasnie chwili potracila stopa maly przedmiot, lezacy na dywanie tuz kolo biurka, ktory potoczyl sie na srodek pokoju. Schylila sie, aby go podniesc. Byl to gruby, zloty pierscien, o plaskim kamieniu, na ktorym lsnilo wyryte godlo.

Malgorzata uwaznie przypatrzyla sie rysunkowi, ktory przedstawial maly, czerwony kwiatek w ksztalcie gwiazdki. Widziala go juz dokladnie dwa razy: w operze i na balu u lorda Grenville'a.

Rozdzial XIX. 'Szkarlatny Kwiat'

Malgorzata nie byla w stanie okreslic, kiedy wlasciwie zaczela odgadywac prawde. Z mocno zacisnietym w palcach pierscieniem wybiegla do ogrodu, aby w samotnosci moc przyjrzec sie uwazniej sygnetowi i jego godlu.

Siedziala bez ruchu w cieniu zwieszajacych sie galezi klonu, z oczyma utkwionymi bezmyslnie w plaski kamien i w kwiatek na nim wyryty. Przesuwaly sie blyskawicznie przez jej mozg niedorzeczne przypuszczenia i szalone podejrzenia. Widziala wszedzie jakies tajemnicze znaki, jakies dziwaczne symbole w najprostszych zdarzeniach. Czyz w Londynie nie uzywali wszyscy i nie nosili owego godla zagadkowego bohatera? Czyz ona sama nie kazala wyhaftowac go na swych sukniach i nie stroila wlosow rubinami, nasladujacymi jego ksztalt? Czyz jest w tym cos dziwnego, ze sir Percy wybral czerwony kwiatek na pieczatke? Wszystko to mozna bylo przeciez tak latwo wytlumaczyc… tak bardzo latwo, i wreszcie coz mogl miec wspolnego wytworny salonowiec, strojny wygodnis ze smialym spiskowcem, ktory ratowal ofiary krwiozerczej rewolucji?

Mysli jej plataly sie chaotycznie i nie wiedziala, gdzie sie znajduje, ani co sie dokola niej dzieje. Ocknela sie dopiero na dzwiek mlodego glosu, ktory wolal ja po imieniu.

– Malgorzato, gdzie jestes?

Zuzanna, swieza jak paczek rozy, z oczyma rozesmianymi i rozwianymi od ranego powiewu ciemnymi lokami, ukazala sie na zakrecie alei.

– Powiedziano mi, ze jestes w ogrodzie – szczebiotala wesolo, rzucajac sie jak dziecko w ramiona kolezanki.

– Pobieglam sama po ciebie, aby zrobic ci niespodzianke; nie spodziewalas sie mnie tak wczesnie, droga moja Margot, nieprawdaz?

Malgorzata ukryla spiesznie pierscien w faldach szala i starala sie odpowiedziec mlodej dziewczynie z rowna wesoloscia i swoboda.

– Tak, kochanie moje -odrzekla z usmiechem – jakze sie ciesze, ze spedzimy razem dzisiejszy dzien. Bede cie miala wylacznie dla siebie i mam nadzieje, ze nie bedziesz sie ze mna nudzic.

– Nudzic sie! Ach, Margot, jak mozesz byc tak niedobra. Wszak jeszcze w naszym drogim starym klasztorze czulysmy sie zawsze najszczesliwsze, gdy nam pozwolono z soba rozmawiac sam na sam.

– I mowic sobie tajemnice.

Dwie mlode kobiety, ujawszy sie za rece, zaczely przechadzac sie po ogrodzie i wspanialym zwierzyncu.

– Ach, jak cudny jest ten twoj dom, Margot ukochana – zawolala Zuzanna z zachwytem – i jak musisz w nim byc szczesliwa!

– O, tak… powinnam czuc sie szczesliwa – odparla Malgorzata ze smutnym westchnieniem.

– Czemu to mowisz z takim smutkiem? Ale przypuszczam, ze teraz jako mezatka nie bedziesz chciala mi sie zwierzac jak dawniej… czy pamietasz, jak duzo mialysmy wspolnych tajemnic? Niektorych nie chcialysmy zdradzic siostrze Teresie od sw. Aniolow, choc byla taka dobra.

– A czy teraz masz takze wazna tajemnice? – zapytala wesolo Malgorzata. – Mam nadzieje, ze opowiesz mi

Вы читаете Szkarlatny Kwiat
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату