rana jest smiertelna. Rozkazal opuscic okret i nadzorowal wodowanie szalup. Nagle przybiegl marynarz z wiadomoscia, ze pod pokladem sa ranni. Petersen nie wahal sie. Powierzyl wodowanie lodzi ratunkowych pierwszemu oficerowi i pospieszyl na pomoc swoim ludziom.
W chwili staranowania “Leifa Erikssona” nocna wachta spala. Dziob “Sea Sentinela” przebil kadlub krazownika za kwaterami zalogi. Dzieki temu nikt nie zginal, ale niektorzy zostali ranni. Petersen wpadl do mesy, rzucil sie zejsciem w dol i zobaczyl, ze rannych opatruja koledzy.
– Opuscic okret! – rozkazal. – Wyniesc rannych.
Krazownik tonal pod katem, rufa w dol. Zatapial go ciezar wody, wlewajacej sie przez dziure w kadlubie. Morze wdarlo sie do mesy, potem przez otwarty wlaz do kwater zalogi i odcielo droge ucieczki. Petersen wspial sie na drabinke, zatrzasnal klape, obrocil kolo ryglujace i uszczelnil wlaz. Kiedy schodzil po szczeblach, okret przechylil sie. Kapitan wpadl na przegrode i stracil przytomnosc.
Na szczescie, bo dzieki temu nie slyszal przerazajacych jekow i trzaskow, jakie wydawal krazownik w drodze na dno. Petersen nie odniosl dalszych obrazen, gdy chwile pozniej okret uderzyl w miekki mul. Kiedy jednak kapitan ocknal sie w ciemnej kabinie, dotarly do niego jeszcze straszniejsze odglosy – krzyki jego ludzi. Wkrotce potem ciemnosc przeszyl snop swiatla i Petersen zobaczyl zakrwawione ciala wsrod polamanych koi i porozrzucanych marynarskich kufrow. Lars, niski i gruby szef kuchni okretowej, wolal kapitana po nazwisku.
– Tutaj – wychrypial Petersen.
Drzace swiatlo zblizylo sie. Lars podczolgal sie z latarka.
– Nic ci nie jest, Lars? – zapytal Petersen.
– Kilka zadrapan i siniakow. Moja tusza mnie ochronila. A pan?
– Nie mialem takiego szczescia. Zlamalem lewa reke.
– Co sie stalo, kapitanie?
– Uderzyl w nas statek.
– Cholera – zaklal Lars. – Zanim spadlem z koi, snily mi sie rozne smakolyki. Nie spodziewalem sie pana tu na dole.
– Jeden z marynarzy powiedzial, ze macie klopoty. Przybieglem na pomoc. – Petersen podniosl sie z trudem. – Nie na wiele sie przydam, siedzac tutaj. Pomozesz mi?
Umocowali zlamana reke kapitana na prowizorycznym temblaku z pasa. Z pomoca kilku lzej rannych sprobowali ulzyc najbardziej cierpiacym. Najwiekszym zagrozeniem bylo dokuczliwe, wilgotne zimno. Petersen pomyslal, ze mogliby zyskac na czasie. W tym pomieszczeniu przechowywano skafandry do ochrony przed zimna woda na wypadek zatoniecia okretu. Zalozono je rowniez rannym. Wszyscy naciagneli rekawice i kaptury. Potem owineli sie kilkoma warstwami kocow.
Po tymczasowym zabezpieczeniu ludzi przed zimnem Petersen zajal sie problemem powietrza. W jednej z aluminiowych szafek byly aparaty ze sprezonym powietrzem na wypadek pozaru lub innej sytuacji alarmowej. Rozdano je zalodze. W ten sposob tez zyskano, na czasie. Petersen zdecydowal, ze najpierw zuzyja powietrze w pojemnikach – czysciejsze niz powietrze w kabinie, ktore wywolywalo mdlosci.
Kapitan zorganizowal druzyny do stukania w kadlub, tak jak oficerowie w obozach jenieckich przydzielaja swoim ludziom obowiazki, zeby utrzymac morale. Marynarze na zmiane wystukiwali kluczem maszynowym sygnal SOS. Kiedy zmeczeni kolejno odpadali, Petersen zajal ich miejsce, choc nie bardzo wiedzial, po co to wszystko. Potem zaczal opisywac alfabetem Morse’a ich sytuacje. Zmeczyl sie, stukal w burte coraz rzadziej, az wreszcie przestal. Stracil nadzieje na ratunek, zamknal oczy i znow zaczal myslec o smierci.
Wykorzystujac line boi jako drogowskaz, Austin opadal w glebiny nogami w dol, lekko pochylony do przodu, jak dawny nurek w mosieznym helmie, opuszczany na wezu powietrznym. Plasajace teczowe smugi przecinaly wode niczym swiatlo sloneczne, wpadajace przez witrazowe okna. Kiedy Austin znalazl sie glebiej, kolory zniknely i polmrok nagle zamienil sie w fioletowa noc.
Mocne reflektory halogenowe, zamontowane z przodu skafandra, oswietlaly morska roslinnosc i lawice zaniepokojonych ryb. Wkrotce jednak Austin dotarl do dna, gdzie zyly tylko najodporniejsze stworzenia. Na glebokosci szescdziesieciu metrow lampy wylowily z mroku maszty i anteny krazownika, potem zmaterializowaly sie widmowe kontury okretu.
Austin wlaczyl wirniki pionowe, zwolnil i zatrzymal sie na wysokosci pokladu. Potem zawarczaly wirniki poziome i poplynal wzdluz kadluba. Okrazyl rufe i wrocil do dziobu. Okret lezal tak, jak wynikalo z obrazu sonarowego – pod lekkim katem na pochylosci, z uniesionym dziobem. Austin obejrzal krazownik z dokladnoscia lekarza dokonujacego autopsji ciala ofiary zabojstwa. Szczegolna uwage zwrocil na trojkatny otwor w burcie. Zaden okret nie przezylby takiej rany zadanej gigantycznym bagnetem.
Widzac w glebi dziury tylko pogiety metal, Austin znow poplynal w kierunku dziobu. Posuwal sie zaledwie centymetry od kadluba, czujac sie jak mucha na scianie. Przykladal helm do stalowego poszycia i nasluchiwal. Ale slyszal tylko wlasny gluchy oddech i warkot wirnikow, ktore utrzymywaly skafander w zawieszeniu. Odepchnal sie od kadluba, wlaczyl wirniki poziome i walnal metalowymi kolanami w okret.
Po drugiej stronie kadluba Petersen otworzyl polprzymkniete oczy. Wstrzymal oddech.
– Co to bylo? – zapytal w ciemnosci ochryply glos Larsa, skulonego na koi obok kapitana.
– Dzieki Bogu tez to slyszales – szepnal Petersen. – Myslalem, ze trace zmysly. Cicho…
Wytezyli sluch. Na zewnatrz rozlegalo sie stukanie w kadlub. Alfabet Morse’a. Wolno i z przerwami, jakby nadawca mial trudnosci z kazdym znakiem. Kapitan zaczal odczytywac litery, ze zdumienia wytrzeszczajac oczy.
P-E-T-E…
Na polecenie Austina jeden z czlonkow zalogi statku przymocowal do manipulatora prawej reki skafandra specjalny mlotek. Mechaniczne ramie poruszalo sie potwornie wolno, ale Austin nie poddawal sie i dokonczyl wystukiwanie pierwszego slowa alfabetem Morse’a.
…E-R-S-E-N
Przerwal i przylozyl helm do kadluba. Po chwili uslyszal dzwieczace w odpowiedzi kropki i kreski.
TAK
SYTUACJA
ZLE POWIETRZE ZIMNO
WKROTCE POMOC
Cisza, a potem:
SZYBKO
WKROTCE
Petersen zawolal do swoich ludzi, ze nadeszla pomoc. Czul sie winny, ze klamie. Ich czas prawie sie skonczyl. Kapitan zaczynal widziec nieostro. Coraz trudniej bylo oddychac. Temperatura spadla ponizej zera. Nawet skafandry nie chronily przez zimnem. Petersen przestal sie trzasc – pierwszy objaw hipotermii.
Lars przerwal tok jego ulatujacych mysli.
– Panie kapitanie, moge o cos spytac?
Petersen chrzaknal twierdzaco.
– Dlaczego pan wrocil? Mogl sie pan uratowac.
– Gdzies slyszalem – odrzekl Petersen – ze kapitan powinien isc na dno ze swoim okretem.
– To juz chyba jest samo dno, kapitanie.
Petersen wydal gardlowy odglos, ktory mial byc smiechem. Szybko opadali z sil. Ulozyli sie jak najwygodniej i czekali.
6
Zaloga lodzi czekala, az Austin wynurzy sie z wody. Po chwili byl z powrotem na pokladzie i przedstawil sytuacje Beckerowi i kapitanowi Larsenowi.