jakos dostarczyc batyskaf do dunskiego krazownika. Pewnie juz cos wymysliles, stary cwaniaku? – zapytal Zavala na widok szerokiego usmiechu Austina.
– Byc moze – odparl Austin. – Musze obgadac kilka szczegolow z Wlasowem.
– Skoro mam ryzykowac zycie w twojej akcji, moze mi zdradzisz, co kombinujesz w tej przedwczesnie posiwialej glowie?
– Nic – odrzekl Austin. – Ale nie nalezy zrazac sie drobiazgami.
4
Karl Becker spacerowal nerwowo po pokladzie dunskiego statku badawczego “Thor”. Z przygarbionymi plecami i rekami w kieszeniach grubego plaszcza wygladal jak wielki, bezskrzydly ptak. Choc mial na sobie kilka warstw ubrania, drzal na wspomnienie kolizji. Wepchnieto go do szalupy, ale przeciazona lodz przewrocila sie przy wodowaniu i wpadl do lodowatego morza. Tracil przytomnosc, gdy wylowil go trauler rybacki. Inaczej zginalby w ciagu kilku minut.
Przystanal, zeby zapalic papierosa. Oslonil plomien dlonmi, potem oparl sie na relingu. Kiedy wpatrywal sie ponuro w czerwona, plastikowa boje, ktora oznaczono miejsce zatoniecia krazownika, uslyszal swoje nazwisko. W jego kierunku szedl kapitan “Thora”, Nils Larsen.
– Gdzie ci cholerni Amerykanie? – warknal Becker.
– Mam dobra wiadomosc – odrzekl kapitan. – Wlasnie dzwonili. Beda tu za piec minut.
– Nareszcie – odparl Becker.
Podobnie jak jego kolega z “Leifa Erikssona”, kapitan Larsen byl wysokim blondynem o ostrym profilu.
– Prawde mowiac – powiedzial – krazownik zatonal zaledwie kilka godzin temu. Ekipa ratownicza NATO potrzebowalaby minimum trzech dni na przerzucenie tu statku i batyskafu. Ludzie z NUMA zobowiazali sie dotrzec na miejsce katastrofy w osiem godzin i dotrzymali slowa.
– Wiem, wiem… – odpowiedzial Becker, bardziej z rozdraznieniem niz zloscia. – Nie chce byc niewdzieczny, ale liczy sie kazda minuta. – Pstryknal niedopalek papierosa do morza i jeszcze glebiej wetknal rece w kieszenie. – Szkoda, ze w Danii nie ma juz kary smierci! – wybuchnal. – Chetnie zobaczylbym te bande z SOS, dyndajaca na sznurze.
– Jest pan pewien, ze celowo was staranowali?
– Nie mam zadnych watpliwosci! Zmienili kurs i skierowali sie prosto na nas. Jedna chwila i po wszystkim! Jak torpeda. – Becker zerknal na zegarek. – Amerykanie na pewno mowili o pieciu minutach? Nie widze, zeby nadplywaly jakies statki.
– Dziwne – powiedzial kapitan. Uniosl lornetke i zbadal horyzont. – Ja tez nic nie widze. – Uslyszal halas i wycelowal soczewki w zachmurzone niebo. – Moment. W nasza strone leci helikopter. Zbliza sie bardzo szybko.
Kropka na tle ciemnoszarej powloki chmur rosla w oczach. Wkrotce rozlegl sie warkot rotorow. Maszyna skierowala sie prosto na “Thora” i przeleciala tuz nad wierzcholkami masztow. Potem przechylila sie w skrecie i zatoczyla szerokie kolo wokol statku badawczego. Na turkusowym kadlubie bella 212 widac bylo wyraznie duze, dumne litery NUMA.
Do kapitana podbiegl pierwszy oficer i wskazal krazacy smiglowiec.
– To Amerykanie. Pytaja, czy moga wyladowac.
Kapitan wyrazil zgode. Helikopter znurkowal, zawisnal nad pokladem rufowym, opuscil sie wolno i usiadl miekko w samym srodku bialego kregu, wyznaczajacego ladowisko.
Drzwi otworzyly sie gwaltownie. Pod wirujacymi rotorami ukazali sie dwaj mezczyzni. Becker byl politykiem i od pierwszego spojrzenia potrafil oceniac ludzi. Sposob poruszania sie i postawa gosci swiadczyly o tym, ze znaja swoja wartosc.
Becker uznal, ze idacy przodem barczysty mezczyzna ma troche ponad metr osiemdziesiat wzrostu i wazy okolo dziewiecdziesieciu kilogramow. Byl siwy, ale zapewne nie przekroczyl jeszcze czterdziestki. Jego towarzysz mial ciemna cere, byl troche nizszy, mlodszy i szczuplejszy. Szedl z gracja pantery, widywana u bokserow. Becker nie bylby zaskoczony, gdyby sie okazalo, ze w czasach college’u mezczyzna ten walczyl na ringu, by oplacic swoje studia. Wygladal na wyluzowanego, ale poruszal sie z wewnetrzna energia zwinietej sprezyny.
Kapitan wyszedl na spotkanie Amerykanom.
– Witamy na pokladzie “Thora”.
– Dzien dobry. Jestem Kurt Austin z Narodowej Agencji Badan Morskich i Podwodnych – powiedzial siwowlosy mezczyzna. – A to moj partner, Joe Zavala. – Potrzasnal dlonia kapitana i Beckera. Dunskiemu urzednikowi naplynely lzy do oczu od miazdzacego uscisku. Zavala zgniotl mu reszte kosci, ktore oszczedzil Austin.
– Szybko sie zjawiliscie – zauwazyl kapitan.
– Mamy kilka minut spoznienia – odrzekl Austin. – Logistyka troche nawalila.
– Nie ma sprawy. Dzieki Bogu, ze jestescie! – odezwal sie Becker, masujac reke. Zerknal na helikopter. – A gdzie ekipa ratownicza?
Austin i Zavala z rozbawieniem wymienili spojrzenia.
– Stoi przed panem – odpowiedzial Austin.
Zdumienie Beckera nie mialo granic. Odwrocil sie gwaltownie do kapitana.
– Jakim cudem, ci dwaj… dzentelmeni moga uratowac kapitana Petersena i jego ludzi?!
Kapitan Larsen rowniez zastanawial sie nad tym, ale lepiej panowal nad soba.
– Proponuje, zeby ich pan zapytal – odparl, wyraznie zazenowany wybuchem Beckera.
Becker utkwil wsciekle spojrzenie w Austinie, a potem w Zavali.
– No wiec?
Nie mogl wiedziec, ze dwaj mezczyzni, ktorzy wysiedli z helikoptera, wystarcza za caly statek ratownikow. Austin urodzil sie w Seattle i wychowal na wybrzezu i morzu – nic dziwnego, skoro jego ojciec byl wlascicielem firmy ratownictwa morskiego. Ukonczyl zarzadzanie systemami na Uniwersytecie Waszyngtonskim i podczas studiow uczyl sie w wysoko cenionej szkole nurkow w Seattle. Wyspecjalizowal sie tam w kilku dziedzinach. Wykorzystywal swoja wiedze na platformach wiertniczych na Morzu Polnocnym, przez pewien czas pracowal u ojca, potem trafil do wywiadu podwodnego CIA. Po zakonczeniu zimnej wojny zostal zwerbowany przez Sandeckera do kierowania Zespolem Specjalnym NUMA.
Zavala byl synem Meksykanow, ktorzy przeprawili sie przez Rio Grande i osiedlili w Santa Fe. W NUMA opowiadano o nim legendy. Potrafil naprawic, zmodyfikowac i odrestaurowac kazdy silnik. Spedzil tysiace godzin za sterami helikopterow, malych odrzutowcow i turbosmiglowcow. Jego przydzial do zespolu Austina zaowocowal udanym partnerstwem. Wiele ich akcji pozostawalo tajemnica NUMA. Niefrasobliwa atmosfera kolezenstwa w obliczu zagrozenia maskowala zelazna determinacje i kompetencje tych ludzi. Niewielu moglo z nimi rywalizowac.
Austin spokojnie patrzyl na Beckera przenikliwymi, niebieskozielonymi oczami w kolorze podwodnej rafy koralowej. Rozumial sytuacje Dunczyka i usmiechnal sie ugodowo.
– Przepraszam za moja nonszalancje. Powinienem byl od razu wyjasnic, ze pojazd ratowniczy jest w drodze.
– Powinien tu byc za godzine – dodal Zavala.
– Przez ten czas mozemy duzo zrobic – zapewnil Austin. Odwrocil sie do kapitana. – Potrzebna mi pomoc do wyladowania sprzetu z helikoptera. Moze pan przydzielic do tego kilku silnych facetow?
– Tak, oczywiscie. – Kapitan byl zadowolony, ze wreszcie moze cos zrobic. Sprawnie wydal pierwszemu oficerowi rozkazy zorganizowania pracy.
Pod kierownictwem Austina zaloga wyniosla z ladowni smiglowca wielka, drewniana skrzynie i ustawila na pokladzie. Austin podwazyl wieko lomem i zajrzal do srodka. Po szybkiej inspekcji oswiadczyl:
– Chyba wszystko w porzadku. Jaka jest obecna sytuacja?
Kapitan Larsen wskazal boje oznaczajaca miejsce zatoniecia krazownika i opowiedzial, jak doszlo do kolizji. Austin i Zavala sluchali uwaznie.
– To bez sensu – zauwazyl Austin. – Z panskich slow wynika, ze mieli mnostwo miejsca na morzu.
– “Andrea Doria” i “Stockholm” tez – przypomnial Zavala, majac na mysli katastrofe morska w poblizu