hydroplan wyrownal i zszedl slizgiem w dol. Plywaki dotknely powierzchni wody.
Bear podplynal do brzegu. Kiedy samolot byl blisko stromej plazy o szerokosci kilku metrow, wygramolil sie z kokpitu na plywak i zeskoczyl do wody, ktora siegala mu do pasa. Przywiazal do wspornika line, drugi jej koniec przelozyl przez ramie i doholowal maszyne blizej ladu. Przycumowal ja do pniaka, potem pomogl innym wyladowac bagaz. Za pomoca butli z dwutlenkiem wegla szybko napompowali ponton o dlugosci okolo dwoch i pol metra. Bear stal z rekami na biodrach i przygladal sie z zainteresowaniem, jak Ryan sprawdza cichy, akumulatorowy silnik doczepny.
– Wroce po was jutro – powiedzial. – Gdybym byl potrzebny, macie radio. Uwazajcie na siebie.
Samolot podkolowal do konca jeziora, wystartowal i polecial z powrotem. Therri podeszla do Ryana i Mercera. Mercer otworzyl pakunek z materialem wybuchowym C-4 i obejrzal detonatory. Usmiechnal sie.
– Jak za starych, dobrych czasow.
– Na pewno dasz sobie z tym rade, Chuck?
– Mowisz do czlowieka, ktory sam jeden zatopil islandzki statek wielorybniczy.
– To bylo dawno. Teraz jestesmy duzo starsi.
Mercer dotknal detonatora.
– Nie potrzeba sily, zeby wcisnac przycisk. Odplace tym skurwielom za nasz statek. – Byl wsciekly, odkad sie dowiedzial, ze statki Oceanusa sa obslugiwane w tej samej stoczni na Szetlandach, gdzie prawdopodobnie dokonano sabotazu na “Sea Sentinelu”.
– O Joshu tez nam nie wolno zapominac – dodal Ryan.
– Pamietam o nim – odrzekla Therri – ale czy jestes pewien, ze nie ma innego sposobu?
– Nie ma. Musimy to rozegrac ostro.
– Nie spieram sie, ze trzeba cos zrobic. Chodzi mi o srodki. Co bedzie z rodzina Bena? Narazisz ich na niebezpieczenstwo.
– Nie mozemy zrezygnowac z osiagniecia naszego podstawowego celu. Musimy powstrzymac zaraze, zanim sie rozprzestrzeni.
– Zaraze? Przerazasz mnie, Marcus. Mowisz jak biblijny prorok.
Ryan poczerwienial, ale opanowal sie.
– Nie zamierzam zaszkodzic rodzinie Bena. Oceanus bedzie za bardzo zajety naszymi drobnymi prezentami, zeby robic co innego. W kazdym razie, kiedy tylko skonczymy swoje, wezwiemy wladze.
– Wystarczy kilka serii z broni automatycznej, zeby zabic rodzine Bena. Dlaczego od razu nie wezwiemy pomocy?
– Bo to wymagaloby czasu, ktorego nie mamy. Bylyby potrzebne nakazy rewizji i cala procedura prawna. Zanim Kanadyjska Konna zdecydowalaby sie wkroczyc, wiesniacy mogliby juz nie zyc. – Ryan urwal. – Pamietaj, ze probowalem wciagnac do tego NUMA i Austin odmowil.
Therri przygryzla dolna warge. Byla calkowicie lojalna wobec Ryana, ale nie bezkrytyczna.
– Nie czepiaj sie Kurta. Gdyby nie on, jadlbys teraz sardynki w dunskim wiezieniu.
Ryan usmiechnal sie do niej promiennie.
– Masz racje. Nie pomyslalem o tym. Ale jeszcze zdazymy wezwac Beara, zeby cie stad zabral.
– Nie ma mowy, Ryan.
Mercer skonczyl pakowac plecaki. Wlozyl pas z pistoletem, drugi wreczyl Ryanowi. Therri nie przyjela broni. Wladowali bagaz do pontonu, odepchneli sie od brzegu, uruchomili silnik i odplyneli z cichym szumem. Trzymali sie blisko ladu, nawet po wydostaniu sie na wieksze jezioro.
Ryan korzystal z mapy topograficznej z naniesionymi informacjami od Bena. W pewnym momencie zatrzymal ponton i popatrzyl przez lornetke na drugi brzeg. Zobaczyl pomost i kilka lodzi, ale nie zauwazyl budowli opisanej przez Nighthawka.
– Dziwne. Nie widze kopuly. Ben mowil, ze byla wyzsza niz drzewa.
– Co robimy? – zapytala Therri.
– Zaczekamy w wiosce Bena. Potem przeprawimy sie przez jezioro, podlozymy ladunki tam, gdzie narobia najwiecej szkod, i nastawimy detonatory na pozny ranek, kiedy juz nas tu nie bedzie.
Poplyneli dalej. Slonce chowalo sie za drzewami, gdy zobaczyli polane z domami, ktore tworzyly wioske Bena. Panowala smiertelna cisza. Slychac bylo tylko lekki szum lasu i plusk fal, uderzajacych o brzeg. Zatrzymali sie okolo piecdziesieciu metrow od ladu. Najpierw Ryan, potem pozostali przyjrzeli sie wiosce przez lornetki. Nikogo nie zauwazyli, wiec podplyneli do plazy, wciagneli ponton na piasek i wyszli na brzeg.
Ryan byl ostrozny. Nalegal, zeby sprawdzic domy i sklep. Wioska okazala sie opuszczona, tak jak mowil Ben. Zjedli kolacje. Zanim skonczyli, zapadla ciemnosc. Powierzchnia jeziora lsnila granatowoczarnym blaskiem, na drugim brzegu palilo sie kilka swiatel. Czuwali kolejno, kiedy reszta spala. Kolo polnocy przygotowali sie do drogi. Zepchneli ponton na wode i odplyneli.
W polowie jeziora Ryan spojrzal przez lornetke.
– Jezu!
Niebo na wprost rozswietlilo sie. Podal lornetke Therri, ale nawet golym okiem widziala zarzaca sie, zielonkawoniebieska budowle, ktora gorowala nad drzewami. Wygladala tak, jakby spadla z kosmosu.
Ryan kazal Mercerowi sterowac w bok, z dala od pomostu. Kilka minut pozniej przybili do brzegu, wciagneli ponton na lad i przykryli galeziami. Potem ruszyli wzdluz plazy w kierunku pomostu. Niedaleko przystani skrecili w glab ladu i dotarli do drogi, ktora Ben i Josh Green doszli do hangaru statku powietrznego. Blotniste koleiny, opisane przez Nighthawka, zostaly juz wyrownane i wyasfaltowane.
Szukali konkretnego budynku i rozpoznali go po szumie pomp. Mercer szybko uporal sie z klodkami za pomoca miniaturowego palnika.
Od sciany do sciany ciagnely sie wielkie szklane zbiorniki. Cuchnelo rybami, halasowaly silniki elektryczne. W polmroku widac bylo duze, jasne ksztalty, poruszajace sie w akwariach. Mercer zabral sie do pracy. Umiescil ladunki C-4 w strategicznych punktach. Material wybuchowy przypominal kit. Oblepil nim pompy i zlacza elektryczne, gdzie eksplozje mialy spowodowac najwieksze zniszczenia. Reszte przykleil na zewnatrz akwariow.
Szybko uzbroili ladunki i nastawili zegary. Cala operacja zajela im trzydziesci minut. W oddali widzieli ludzi. Wrocili na brzeg jeziora. Po drodze znow nikogo nie spotkali. Ryan zaczynal sie czuc niepewnie, ale parl naprzod. Zgodnie z planem, Bear mial ich zabrac tuz przed wybuchem.
Niestety, wszystko poszlo nie tak. Okazalo sie, ze zniknal ich ponton. Ryan pomyslal, ze moze zabladzili w ciemnosci. Wyslal przyjaciol na poszukiwania, sam zostal na strazy. Minelo piec minut i nikt nie wrocil. Ryan ruszyl sladem Therri i Mercera. Stali obok siebie i patrzyli na jezioro.
– Znalezliscie? – zapytal.
Nie odpowiedzieli i nie poruszyli sie. Podszedl blizej i zrozumial. Mieli rece zwiazane drutem za plecami i usta zaklejone tasma. Zanim zdazyl ich oswobodzic, z zarosli przy plazy wyskoczylo kilkunastu ludzi.
Jeden z mezczyzn zabral Ryanowi pistolet, inny podszedl blisko, zapalil latarke i skierowal snop swiatla na swoja dlon. Trzymal w niej jeden z ladunkow zalozonych przez Mercera w budynku z akwariami. Rzucil material wybuchowy do jeziora i oswietlil swoja twarz. Ryan zobaczyl ospowata cere i okrutny usmiech.
Mezczyzna wyciagnal noz z bialym ostrzem i przystawil Ryanowi do gardla. Nacisnal lekko i po skorze splynela kropelka krwi. Potem powiedzial cos w dziwnym jezyku i schowal noz do pochwy. Wszyscy razem poszli w kierunku hangaru statku powietrznego.
31
Austin obejrzal pod szklem powiekszajacym zdjecie satelitarne lezace na jego biurku i pokrecil glowa. Podsunal fotografie i lupe Zavali. Joe przez chwile ogladal zdjecie, a potem powiedzial:
– Widac jezioro i polane z jakimis domami. Moze to byc wioska Nighthawka. Po drugiej stronie widac pomost i lodzie, ale nie ma zadnego hangaru dla statku powietrznego. Chyba ze jest gdzies ukryty.
– W przeciwnym wypadku okaze sie, ze nasza wyprawa to robota glupiego.
– Nie po raz pierwszy. Jednak Max twierdzi, ze to tutaj, a ja powierzylbym jej wlasne zycie.
– Moze bedziesz musial – odrzekl Austin i zerknal na zegarek. – Nasz samolot bedzie gotowy do startu za pare