– Mowilem juz, jest genialny. Zaluje tylko, ze zajal sie dzialalnoscia komercyjna.
– Skoro mowimy o dzialalnosci komercyjnej, slyszelismy, ze niedaleko jest przetwornia ryb. Moze ma cos wspolnego z tym, co sie tu dzieje?
– W jakim sensie?
– Moze zanieczyszcza srodowisko. W skazonych wodach czasem znajduje sie dwuglowe zaby.
– Interesujace, choc nieprawdopodobne. Zdarzaja sie zdeformowane ryby, ale ten potwor nie pojawil sie przypadkowo. Zaproponuje cos panstwu. Mozemy tam poplynac, stanac w nocy na kotwicy w poblizu przetworni i rano sprobowac cos zlapac w siec. Jak dlugo zamierzaja panstwo tutaj zostac?
– Dopoki pan z nami wytrzyma – odrzekl Paul. – Nie chcemy sprawiac klopotu.
– O tym nie ma mowy. – Throckmorton z powrotem wlozyl lososia do chlodziarki. – Kiedy zobaczycie panstwo swoja kajute, mozecie stracic ochote na dluzszy pobyt tutaj.
W kajucie z trudem miescila sie pietrowa koja. Gdy Paul sprobowal polozyc sie na dolnym poslaniu, nogi wystawaly mu poza jego krawedz. Gamay wspiela sie na gore.
– Myslalam o tym, co powiedzial nam Throckmorton. Przypuscmy, ze jestes doktorem Barkerem i pracujesz dla Oceanusa. Chcialbys, zeby sprawdzono material genetyczny, ktory moglby wykazac, kto stworzyl bioryby?
– Nie. Wiemy z wlasnego doswiadczenia, ze Oceanus potrafi byc bezwzgledny, jesli ktos weszy wokol niego.
– Jaki z tego wniosek?
– Mozemy zaproponowac Throckmortonowi, zeby na noc zarzucil kotwice gdzie indziej.
– Ale nie zrobimy tego, prawda?
– Wybralem sie tutaj dlatego, ze nie moglem byc z Kurtem i Joem.
– Nie musisz mi tego przypominac.
– Throckmorton jest w porzadku, ale nie bylem przygotowany na to, ze zostane jego nianka.
– Uwazasz, ze moze zrobic sie goraco?
Paul skinal glowa.
– No to losujmy – powiedzial.
Gamay wygrzebala kanadyjskiego dolara. Paul podrzucil go w powietrze, zlapal i polozyl na zagipsowanej dloni.
– Reszka. Przegralem. Wybieraj, ktora chcesz warte.
– Mozesz wziac dwie pierwsze godziny. Zaczniesz czuwac, kiedy tylko zaloga pojdzie spac.
– W porzadku. – Paul zlazl z koi. – I tak bym nie zasnal na tym lozu tortur. – Wyciagnal do gory zlamana reke. – Moge uzyc gipsu jako broni.
Gamay usmiechnela sie.
– Nie ma potrzeby. – Pogrzebala w swoim worku marynarskim i wyjela kabure z pistoletem kaliber 22. – Zabralam to na wypadek, gdybym chciala pocwiczyc strzelanie do celu.
Paul usmiechnal sie. Jej ojciec uczyl ja od dziecka strzelania do rzutkow i byla doskonalym snajperem. Chwycil bron zagipsowana reka i podtrzymal ja druga dlonia.
Gamay popatrzyla na niego krytycznie.
– Chyba powinnismy czuwac razem.
Statek zarzucil kotwice okolo mili od brzegu. Na skalistym wzgorzu nad woda widac bylo dachy budynkow i wieze telekomunikacyjna Oceanusa. Troutowie zjedli kolacje w malej mesie z Throckmortonem, jego studentami i czescia zalogi. Naukowiec opowiadal o swoich badaniach, Paul i Gamay o pracy w NUMA. Czas szybko mijal. Okolo jedenastej wszyscy sie rozeszli.
Troutowie wrocili do swojej kajuty i zaczekali, az na statku zapadnie cisza. Potem wymkneli sie na poklad i zajeli pozycje przy burcie od strony ladu. Noc byla chlodna. Mieli grube swetry, kurtki i koce zabrane ze swoich koi. Spokojne morze falowalo leniwie. Paul siedzial oparty plecami o nadbudowke statku, Gamay lezala obok niego na pokladzie.
Pierwsze dwie godziny szybko minely. Gamay objela wachte, a Paul wyciagnal sie na pokladzie. Zdawalo mu sie, ze dopiero zasnal, gdy Gamay potrzasnela go za ramie. Obudzil sie natychmiast.
– Co jest?
– Obserwuje tamta ciemna smuge na wodzie. Myslalam, ze to wodorosty, ale zbliza sie.
Paul przetarl oczy i spojrzal w kierunku, ktory wskazywala palcem. Przez chwile widzial tylko granatowoczarne morze. Potem dostrzegl ciemniejszy ksztalt, ktory zdawal sie plynac w ich kierunku. Dochodzil stamtad szmer glosow.
– Pierwszy raz slysze, zeby morskie zielsko gadalo. Proponuje przestrzelic im dziob.
Podczolgali sie naprzod i Gamay przyjela lezaca pozycje strzelecka z lokciami opartymi o poklad i pistoletem w obu dloniach. Paul wycelowal przed siebie latarke. Na znak zony wlaczyl ja. Mocny snop swiatla padl na sniade twarze czterech mezczyzn. Byli ubrani na czarno i siedzieli w dwoch kajakach. Drewniane wiosla zamarly w polowie mchu. Migdalowe oczy zamrugaly zaskoczone swiatlem.
Padl strzal.
Pierwszy pocisk roztrzaskal wioslo mezczyzny siedzacego z przodu w jednym z kajakow. Po nastepnym strzale rozlecialo sie na kawalki wioslo w drugim kajaku. Mezczyzni siedzacy na rufie kajakow zaczeli szalenczo wioslowac wstecz, ich towarzysze pomagali im rekami. Zawrocili i skierowali sie z powrotem w strone ladu. Jednak Gamay nie zamierzala ich tak latwo puscic. Kajaki byly juz na granicy swiatla, gdy przestrzelila dwa pozostale wiosla.
– Dobre strzaly – pochwalil Paul.
– Przez jakis czas powinnismy miec spokoj.
Pistolet nie byl glosny, ale w nocnej ciszy musial brzmiec jak dzialo. Doktor Throckmorton wybiegl na poklad wraz z kilkoma ludzmi.
– Ach, to panstwo… – powiedzial, kiedy zobaczyl Troutow. – Uslyszelismy halas. Moj Boze – dodal na widok broni w reku Gamay.
– Cwiczylam strzelanie do celu.
Z wody dobiegly glosy. Jeden z czlonkow zalogi podszedl do relingu i zaczal nasluchiwac.
– Chyba ktos potrzebuje pomocy. Spuscmy szalupe za burte.
– Na panskim miejscu nie robilbym tego – poradzil mu Paul lagodnym tonem, ale z wyraznym ostrzezeniem w glosie. – Tamci ludzie poradza sobie.
Throckmorton zawahal sie, potem zwrocil do zaloganta:
– Wszystko w porzadku. Chce przez chwile porozmawiac z panstwem Trout.
Gdy zostali sami, zapytal:
– Moglibyscie mi laskawie wyjasnic, moi drodzy, co sie wlasciwie dzieje?
Gamay spojrzala na meza.
– Przyniose kawe. To moze byc dluga noc. – Po kilku minutach wrocila z trzema parujacymi kubkami. – Znalazlam whisky i dolalam odrobine. Chyba dobrze nam to zrobi.
Troutowie opowiedzieli o swoich podejrzeniach wobec Oceanusa, uzasadniajac je informacjami z roznych zrodel.
– To powazne zarzuty – odrzekl Throckmorton. – Macie niezbity dowod, ze istnieje taki przerazajacy plan?
– Uwazam, ze dowod lezy w panskiej chlodziarce – odparla Gamay. – Ma pan jeszcze jakies pytania?
– Tak – odpowiedzial po chwili Throckmorton. – Ma pani jeszcze whisky?
Gamay przezornie przyniosla butelke w kieszeni. Dolala mu alkoholu do kawy.
– To, co Frederick robil w tej firmie, nigdy mi sie nie podobalo – wyznal. – Ale spodziewalem sie, ze z czasem pasja naukowa wezmie w nim gore nad checia zysku.
– Musze pana o cos zapytac – powiedziala Gamay. – Czy byloby mozliwe wyniszczenie naturalnej populacji ryb i zastapienie jej tymi
– Calkowicie mozliwe. I nikt inny nie potrafilby tego lepiej zrobic niz doktor Barker. To wiele wyjasnia. Jeszcze nie moge uwierzyc, ze trzyma z ta banda. Ale dziwnie sie zachowywal. – Throckmorton zamrugal oczyma, jakby nagle sie ocknal. – Te strzaly, ktore slyszalem… Ktos chcial sie dostac na nasz statek?
– Na to wygladalo – powiedziala Gamay.
– Moze lepiej byloby wyniesc sie stad i zawiadomic wladze?
– Nie wiemy, co tutejsza przetwornia ma z tym wszystkim wspolnego – odparla Gamay uspokajajacym tonem. – Kurt chce, zebysmy mieli ja na oku, dopoki nie zakonczy swojej operacji.