– Demonstracja. – Cybil szczelniej owinela kocem stopy Quinn. Chcial, zebysmy zobaczyli, do czego jest zdolny.
– Moze tez chcial zobaczyc, do czego my jestesmy zdolni – powiedzial Gage, a Cybil popatrzyla na niego z zaciekawieniem.
– Chyba masz racje. Czy potrafimy przerwac jego uscisk? Pies nie jest czlowiekiem, latwiej nim kierowac. Nie obraz sie, Cal, ale poziom umyslowy twojego Kluska mozna porownac do poziomu niemowlaka.
Cal delikatnie i czule pociagnal jedno z klapciastych uszu.
– Jest glupi jak but.
– Chlopak chcial sie popisac. Skrzywdzil to biedne stworzenie dla zabawy. – Layla uklekla i poglaskala Kluska po grzbiecie. – To zasluguje na rewanz.
Zaintrygowana Quinn przechylila glowe.
– Co masz na mysli?
– Jeszcze nie wiem, ale na pewno cos wymyslimy.
ROZDZIAL 18
Cal nie wiedzial, o ktorej poszli spac, ale kiedy otworzyl oczy, pokoj rozjasnialo blade swiatlo zimowego poranka. Zobaczyl, ze snieg wciaz pada idealnymi, grubymi platkami jak z hollywoodzkiego filmu.
W ciszy, jaka panowala tylko podczas sniezycy, slyszal miarowe, pelne satysfakcji chrapanie. Klusek lezal rozciagniety w nogach lozka niczym futrzasty koc. Zwykle Cal nie pozwalal mu spac w lozku, ale w tej chwili psie pochrapywanie, ciezar i cieplo wydawaly sie jak najbardziej na miejscu.
Od tej chwili, postanowil, nie pusci tego zwierzaka samego ani na krok.
Stope i kostke mial uwieziona przez psa, wiec uniosl sie na lokciach, probujac sie uwolnic. Quinn poruszyla sie, westchnela, przytulila mocniej do niego i wcisnela mu noge miedzy kolana. Miala na sobie flanelowa pizame, ktora zwykle nie dodawala kobietom seksapilu, i w nocy przygwozdzila mu ramie tak, ze teraz czul mrowki w calym reku, powinien wiec byc przynajmniej lekko poirytowany.
Jednak z tym takze czul sie dobrze.
Za oknem padal snieg rodem z filmu, a oni lezeli razem w cieplym lozku i Cal nie potrafil znalezc zadnego powodu, dla ktorego mialby nie wykorzystac sytuacji.
Usmiechajac sie, wsunal reke pod pizame Quinn i dotknal cieplej, gladkiej skory. Ujal piers dziewczyny i poczul pod palcami bicie serca, powolne i rytmiczne jak chrapanie Kluska. Patrzac na twarz Quinn, poglaskal leniwie jej piers palcami, podraznil lekko sutek, podniecony na mysl o tym, jak bierze go w usta i piesci jezykiem.
Znowu westchnela.
Zsunal reke, czubkami palcow dotykajac brzucha, a potem uda Quinn i znowu powrocil do piersi. I dalej, w dol i w gore, delikatne musniecia zblizajace sie coraz bardziej do celu.
Wydala przez sen miekki i bezradny dzwiek.
Byla wilgotna, gdy ja musnal, goraca, kiedy wsunal w nia palce. Przycisnal i przykryl jej usta swoimi, chwytajac kolejne westchnienie.
Doszla, jednoczesnie sie budzac, jej cialo po prostu eksplodowalo, gdy umysl przeskoczyl ze snu prosto w pelna zdumienia rozkosz.
– Och, Boze!
– Ciii. – Rozesmial sie z wargami na jej ustach. – Obudzisz psa. Sciagnal z niej spodnie i zanim zdazyla sie otrzasnac, wszedl w nia.
– Och. No dobrze – wyrzucala z siebie drzacym, urywanym glosem. – Dzien dobry.
Znow sie rozesmial i zaczal poruszac bezlitosnie powoli. Probowala dostosowac sie do jego tempa, powstrzymac, ale znowu przeszyla ja rozkosz, zapierajac dech w piersi.
– Boze, Boze, Boze. Ja juz chyba nie moge…
– Cii, cii – powtorzyl i skubnal wargami jej usta. – Nie spiesze sie – wyszeptal. – Nie hamuj sie.
Nic innego nie mogla zrobic. Juz byla gotowa, jej cialo nalezalo do niego. Bez reszty. Gdy znow zabral ja na szczyt, zabraklo jej tchu, zeby chocby jeknac.
Quinn lezala absolutnie usatysfakcjonowana i wyczerpana, czujac na sobie ciezar Cala. Oparl glowe miedzy jej piersiami, tak ze mogla bawic sie jego wlosami. Wyobrazila sobie, ze jest niedzielny poranek, a oni nie maja zadnych innych zmartwien oprocz tego, czy kochac sie jeszcze raz przed sniadaniem, czy juz po.
– Bierzesz jakies witaminy? – zapytala.
– Hmm?
– Chcialam powiedziec, ze masz niezla pare. Poczula, ze sie usmiechnal.
– Higieniczny tryb zycia, Blondyneczko.
– Moze to dzieki kreglom. Moze kregle… Gdzie Klusek?
– W polowie przedstawienia poczula sie zawstydzona. – Cal obrocil glowe i machnal reka. – Tam jest.
Quinn popatrzyla we wskazanym kierunku i zobaczyla, ze pies lezy na podlodze, wciskajac pysk w kat pokoju. Smiala sie tak, ze az rozbolaly ja boki.
– Zawstydzilismy psa. Pierwszy raz mi sie to zdarzylo. Och! Czuje sie wspaniale. Jak moge czuc sie tak dobrze po tym, co dzialo sie wczoraj w nocy? – Potrzasnela glowa, przeciagnela sie i objela Cala. – Chyba o to chodzi, prawda? Nawet jesli swiat trafi szlag, wciaz mamy to.
– Tak. – Usiadl i patrzac na nia, pogladzil jej poplatane wlosy. – Quinn. – Teraz wzial ja za reke, zaczal bawic sie jej palcami.
– Cal – powiedziala, nasladujac jego powazny ton.
– Czolgalas sie w sniegu, zeby uratowac mojego psa.
– To dobry psiak. Kazdy zrobilby to samo.
– Nie. Nie jestes na tyle naiwna, zeby tak myslec. Fox i Gage tak. Dla Kluska, dla mnie. Moze Layla i Cybil tez, moze zrobily to pod wplywem chwili, a moze takie juz sa.
Quinn dotknela jego twarzy, przesunela palcami pod tymi pelnymi cierpliwosci szarymi oczami.
– Nikt by go tam nie zostawil, Cal.
– W takim razie ten pies ma kupe szczescia, ze otaczaja go ludzie tacy jak wy. I ja tez. Czolgalas sie wprost na demona, kopalas w sniegu golymi rekami…
– Jesli probujesz zrobic ze mnie bohaterke, to prosze bardzo. Chyba podoba mi sie ta rola.
– Zagwizdalas na palcach. Teraz wyszczerzyla zeby w usmiechu.
– Jedna z moich sztuczek. Umiem gwizdac znacznie glosniej, jesli akurat nie zamarzam, nie brakuje mi tchu i nie trzese sie ze strachu jak galareta.
– Kocham cie.
– Pokaze ci kiedys… Co?
– Nigdy nie myslalem, ze powiem te slowa do kobiety spoza mojej rodziny. Nigdy nie mialem takiego zamiaru.
Serce Quinn nie moglo podskoczyc gwaltowniej, nawet gdyby podlaczono ja do pradu.
– Slucham cie teraz uwaznie, wiec czy moglbys je powtorzyc?
– Kocham cie. I znowu, pomyslala. Podskok i lomotanie.
– Bo umiem gwizdac na palcach?
– To mogla byc kropla, ktora przepelnila czare.
– Boze. – Zamknela oczy. – Chce, zebys mnie kochal, i bardzo lubie dostawac to, czego chce. Ale… – wziela gleboki oddech. – Cal, jesli mowisz tak z powodu tego, co wydarzylo sie zeszlej nocy, bo pomoglam ci uratowac Kluska…
– Mowie tak dlatego, ze myslisz, ze jak zjesz pol mojego kawalka pizzy, to sie nie liczy.
– Coz, technicznie rzecz biorac, nie.
– Bo zawsze wiesz, gdzie sa twoje klucze i umiesz myslec o dziesieciu rzeczach na raz. Nie tchorzysz i masz wlosy koloru slonca. Mowisz prawde i potrafisz byc dobrym przyjacielem. I z tuzina innych powodow, ktorych jeszcze nie znam i tuzina, ktorych nie poznam nigdy. Ale wiem, ze moge powiedziec ci te slowa, chociaz