myslalem, ze nigdy ich nie wypowiem.
Objela go za szyje, oparla czolo o jego czolo. Musiala tylko pooddychac przez chwile, tak, jak czesto na widok pieknego dziela sztuki czy przy dzwiekach piosenki, od ktorych czula wzbierajace w gardle lzy.
– To naprawde dobry dzien. – Pocalowala go lekko w usta. – Fantastyczny.
Siedzieli przez chwile przytuleni, pies chrapal w kacie, a za oknem padal snieg.
W koncu Cal zszedl na dol i ruszyl za zapachem swiezej kawy do kuchni, gdzie zastal nachmurzonego Gage'a, ktory wlasnie stawial patelnie na gazie. Mrukneli do siebie na powitanie i Cal wyjal ze zmywarki czysty kubek.
– Juz lezy z dziewiecdziesiat centymetrow sniegu, a ciagle pada.
– Mam oczy. – Gage otworzyl paczke bekonu. – Nie wydajesz sie tym zmartwiony.
– Mam naprawde dobry dzien.
– Pewnie tez bym mial, gdybym go rozpoczal porannym bzykankiem.
– Boze, mezczyzni sa tacy prymitywni. – Zaspana Cybil weszla do kuchni.
– To zatykaj uszy w naszym towarzystwie. Usmaze bekon i zrobie jajecznice – obwiescil Gage. – Jak sie komus nie podoba, to musi isc do innej restauracji.
Cybil nalala sobie kawy i pijac pierwszy lyk, spojrzala na Gage'a. Nie ogolil sie ani nie uczesal tej swojej czarnej czupryny i najwyrazniej rano bywal w zlym humorze, co jednak nie czynilo go ani odrobine mniej atrakcyjnym.
Szkoda.
– Wiesz, co zauwazylam, Gage?
– Co?
– Masz swietny tylek i gowniane podejscie do zycia. Daj znac, jak sniadanie bedzie gotowe – dodala, wychodzac.
– Ma racje. Czesto mowilem to o twoim tylku i podejsciu do zycia.
– Telefony nie dzialaja – oglosil Fox, podchodzac do lodowki i wyjmujac cole. – Dodzwonilem sie do matki przez komorke. Nic im nie jest.
– Znajac twoich rodzicow, pewnie wlasnie uprawiali seks – zauwazyl Gage.
– Hej! Prawda – dodal po chwili Fox – ale, hej.
– On mysli tylko o seksie.
– A o czym mialby myslec? Nie jest chory ani nie oglada sportu, a to jedyne okolicznosci, w ktorych mezczyzna nie mysli o seksie.
Gage polozyl bekon na podgrzanej patelni.
– Niech ktos zrobi jakies grzanki czy cos. I jeszcze jeden dzbanek kawy.
– Musze wyprowadzic Kluska. Nie zamierzam wypuszczac go samego.
– Ja z nim wyjde. – Fox pochylil sie i podrapal psa za uchem. – I tak chcialem sie przejsc. – Odwrocil sie i niemal wpadl na Layle. – Czesc, przepraszam. Ach… ide z Kluskiem na spacer. Moze masz ochote nam towarzyszyc?
– Och. Moze. Oczywiscie. Tylko sie ubiore.
– Elegancko – uznal Gage, gdy Layla wyszla. – Spryciarz z ciebie, Fox.
– Co?
– Dzien dobry, bardzo atrakcyjna kobieto. Czy mialabys ochote przedzierac sie ze mna przez metrowe zaspy i patrzec, jak pies obsikuje drzewa? Zanim nawet napilas sie kawy?
– To byla tylko propozycja. Mogla odmowic.
– Na pewno by odmowila, gdyby pobudzila mozg do myslenia chocby kropla kofeiny.
– Pewnie dlatego ty masz powodzenie tylko u kobiet pozbawionych mozgu.
– Jestes dzis wesoly jak szczygielek – zauwazyl Cal, gdy Fox wyszedl.
– Zrob jeszcze jeden cholerny dzbanek kawy.
– Musze przyniesc drewna, naladowac generator i odsniezyc taras z metrowego sniegu. Daj znac, jak sniadanie bedzie gotowe.
Gage zostal sam i zrzedzac pod nosem, przewrocil bekon. Wciaz mial marsowa mine, gdy do kuchni weszla Quinn.
– Myslalam, ze wszyscy tu beda. – Wziela kubek. – Chyba potrzebujemy jeszcze jednego dzbanka kawy.
Gage nie zdazyl na nia warknac, bo Quinn od razu siegnela po puszke.
– Zajme sie tym. Moge ci jeszcze w czyms pomoc? Odwrocil glowe, zeby na nia popatrzec.
– Dlaczego?
– Doszlam do wniosku, ze jak pomoge ci przy sniadaniu, to oboje bedziemy mieli z glowy gotowanie na jakis czas.
Przytaknal, doceniajac jej logike.
– Rozsadnie. Zrob kawe i grzanki.
– Tak jest. Zabrala sie do pracy, a Gage rozbil tuzin jajek. Zauwazyl, ze Quinn dziala szybko i sprawnie. Gage'owi nigdy nie zalezalo na szybkosci, ale za efektywnosc dal jej duzy plus. Byla zgrabna, inteligentna i – jak sam wczoraj widzial – bardzo odwazna.
– On jest z toba szczesliwy. Quinn zatrzymala sie i popatrzyla na niego.
– Dobrze, bo ja z nim tez.
– Jedna rzecz, jesli sama jeszcze na to nie wpadlas. On jest wrosniety w to miasto. Cokolwiek sie wydarzy, Hollow zawsze bedzie dla Cala miejscem na ziemi.
– Wpadlam na to. – Zlapala wyskakujacego tosta, wlozyla kolejne. – Mimo wszystko to ladne miasto.
– Mimo wszystko druga patelnie. – zgodzil sie Gage i wlal jajka na zewnatrz, zgodnie z przewidywaniami Gage'a, Fox patrzyl, jak Klusek obsikuje drzewa. Duzo ciekawszy byl jednak widok psa, ktory brnal naprzod, tarzal sie i od czasu do czasu skakal przez siegajacy ludziom do pasa snieg. To wlasnie snieg zatrzymal Foxa i Layle na ganku. Fox zaczal przekopywac przejscie szufla, ktora Cal wcisnal mu po drodze w dlon.
Jednak i tak wspaniale bylo wyjsc z domu, w mrozny poranek i odrzucac bialy puch, ktory wciaz nie przestawal padac z nieba.
– Moze powinnam zejsc i otrzasnac troche krzewy Cala. Fox popatrzyl na Layle. Na glowie miala narciarska czapke, na szyi szalik i powoli cala stawala sie biala.
– Utopisz sie, a my bedziemy musieli rzucic ci line, zeby cie uratowac. Za jakis czas odsniezymy sciezke.
– Nie wyglada na przestraszonego. – Patrzyla uwaznie na Kluska. – Myslalam, ze po zeszlej nocy nie bedzie chcial wyjsc.
– Psia pamiec jest krotka. I dobrze.
– Ja nigdy tego nie zapomne.
– Nie. – Nie powinien byl jej prosic, zeby z nim wyszla. Zwlaszcza ze nie mial pojecia, jak zaczac rozmowe o pracy, a miedzy innymi dlatego wyciagnal ja na dwor.
Zwykle lepiej radzil sobie z ludzmi. Zwlaszcza z kobietami. Teraz odgarnial sciezke szerokosci lopaty wiodaca przez ganek do schodkow i nagle powiedzial:
– Cal mowil, ze szukasz pracy.
– Niezupelnie. To znaczy musze znalezc jakies zajecie, ale jeszcze niczego nie szukalam.
– Moja sekretarka… kierowniczka biura… asystentka. – Odrzucil snieg i nabral nastepna szufle. – W sumie nigdy nie ustalilismy nazwy jej stanowiska. W kazdym razie ona teraz sie przeprowadza do Minneapolis i potrzebuje kogos, kto przejmie jej obowiazki.
Niech cie diabli, Quinn, pomyslala Layla.
– Obowiazki? Fox pomyslal, ze w sadzie uwazano go za calkiem elokwentnego.
– Ewidencja dokumentow, odbieranie telefonow, pilnowanie kalendarza spotkan, rozmowy z klientami, pisanie dokumentow, korespondencja. Ona jest tez notariuszem, ale na razie poradze sobie bez tego.
– Jakiego programu uzywa?
– Nie wiem. Musialbym jej zapytac. – A w ogole uzywala jakiegos programu? Skad mialby to wiedziec?
– Nie znam sie w ogole na pracy w sekretariacie ani na kierowaniu biurem. Nie mam zielonego pojecia o prawie.
Fox mial wyczulone ucho i uslyszal w glosie Layli obronne nuty.
– Znasz alfabet?
– Oczywiscie, ze znam alfabet, ale chodzi o to…