dosyc. W tej branzy, jesli nie widzisz dobrego powodu, zeby zostac, musisz zdawac sobie sprawe z innych mozliwosci.
– Dlaczego wiec nie odszedles wczesniej? – spytalam.
Popatrzyl na mnie.
– Nie potrafie ci wyjasnic. Kiedy jednak sie to stalo nieuniknione, dwie rzeczy wiedzialem na pewno. Chcialem albo dostac sie do porzadnej gazety – takiej jak „The New York Times”, „L.A. Times”, „Chicago Trib” czy „Houston Chronicie” – albo sprobowac czegos zupelnie innego. Posady w gazetach byly, ale potem pojawilo sie to „cos zupelnie innego” i zdecydowalem sie od razu.
– Nowa kablowa stacja informacyjna.
– Wlasnie. Zaczynam od zera. Oczywiscie jest w tym pewne ryzyko, lecz mamy powaznych inwestorow.
– Powiedziales, ze bedziesz sporo podrozowal.
– Tyle, ile zwykle jezdza redaktorzy prowadzacy, kiedy opracowuja duzy temat.
– Nie powiesz mi, ze jestes redaktorem prowadzacym!
– Moze to zbyt wielkie slowo. Prowadze wiadomosci. Krotko i tresciwie, tak jak sie to dzisiaj robi. Moze cos z tego wyjdzie, moze nie.
Zastanowilam sie nad tym. Pete byl blyskotliwy, wytrwaly i mial szybki refleks.
– Mysle, ze naprawde bedziesz dobry – powiedzialam.
– Jest cos wzruszajacego w sposobie, w jaki mi schlebiasz, Ellie. Nie przesadz, prosze. Moze mi to uderzyc do glowy.
Zignorowalam te uwage.
– A zatem bedziesz mieszkal w Nowym Jorku i przeprowadzasz sie tam?
– Juz to zrobilem. Znalazlem mieszkanie w SoHo. Nic specjalnego, ale na poczatek wystarczy.
– Czy to nie bedzie dla ciebie zbyt wielka zmiana? Cala twoja rodzina mieszka w Atlancie.
– Wszyscy moi dziadkowie byli nowojorczykami. Odwiedzalem ich, kiedy bylem dzieckiem.
– Ach tak.
Czekalismy w milczeniu, az sprzatna ze stolu. Potem, kiedy zamowilismy kawe, Pete powiedzial:
– No dobrze, Ellie, gralismy wedlug twoich regul. Teraz moja kolej. Chce uslyszec wszystko o twoich poczynaniach, a kiedy mowie „wszystko”, naprawde mam na mysli cala sprawe.
Teraz bylam juz gotowa o tym mowic, wiec opowiedzialam mu wszystko, lacznie z wizyta Teddy’ego. Gdy skonczylam, Pete oswiadczyl:
– Twoj ojciec ma racje. Powinnas zamieszkac u niego lub przynajmniej zniknac z Oldham.
– W tej kwestii chyba ma racje – przyznalam niechetnie.
– Rano musze wyjechac do Chicago na spotkanie z zarzadem Packarda. Nie bedzie mnie do soboty. Ellie, prosze, jedz do Nowego Jorku i zatrzymaj sie w moim mieszkaniu. Bedziesz mogla kontaktowac sie stamtad z Marcusem Longo, z pania Hilmer i pania Stroebel, a takze ukladac swoja strone internetowa. A jednoczesnie bedziesz bezpieczna. Zrobisz to?
Wiedzialam, ze to dobra rada.
– Na kilka dni, dopoki nie wymysle, gdzie sie zatrzymac, tak, zgoda.
Kiedy wrocilismy do gospody, zostawil samochod na podjezdzie i wszedl ze mna do srodka. Dyzur mial nocny portier.
– Czy ktos szukal panny Cavanaugh? – spytal go Pete.
– Nie, prosze pana.
– Sa dla niej jakies wiadomosci?
– Pan Longo i pani Hilmer odpowiedzieli na jej telefony.
– Dziekuje.
Przy schodach polozyl mi rece na ramionach.
– Ellie, wiem, ze musialas sie tym zajac i rozumiem cie. Nie mozesz jednak dluzej robic tego sama. Potrzebujesz nas.
– Nas?
– Twojego ojca, Teddy’ego, mnie.
– Rozmawiales z moim ojcem, prawda?
Poglaskal mnie po policzku.
– Oczywiscie.
42
Tej nocy duzo snilam. To byl sen wypelniony niepokojem. Andrea przekradala sie przez las. Probowalam ja zawolac, ale nie slyszala mnie, wiec patrzylam z rozpacza, jak mija dom pani Westerfield i wbiega do garazu. Chcialam ja ostrzec, lecz Rob Westerfield odpedzil mnie.
Obudzilo mnie wlasne wolanie o pomoc. Wstawal swit i zobaczylam, ze bedzie to kolejny z tych szarych, pochmurnych, zimnych dni, jakie zwykle przychodza na poczatku listopada.
Nawet jako dziecko nie lubilam dwoch pierwszych tygodni listopada. Od polowy miesiaca rozpoczynala sie juz swiateczna atmosfera Dnia Dziekczynienia, ale te pierwsze dwa tygodnie jednak wydawaly sie dlugie i ponure. Potem, kiedy zginela Andrea, na zawsze zwiazaly sie ze wspomnieniami ostatnich chwil, ktore spedzilysmy razem. Za kilka dni przypadala rocznica jej smierci.
Takie mysli snuly mi sie po glowie, kiedy lezalam w lozku, na prozno starajac sie pospac jeszcze godzine czy dwie. Nietrudno bylo wytlumaczyc moj sen. Zblizajaca sie rocznica smierci Andrei oraz przekonanie, ze ostatnie informacje, ktore zamiescilam na stronie internetowej, rozwsciecza Roba Westerfielda, z czego doskonale zdawalam sobie sprawe, podzialaly na moj umysl.
Wiedzialam, ze musze byc bardzo ostrozna.
O siodmej zamowilam sniadanie do pokoju; potem zaczelam pracowac nad ksiazka. O dziewiatej wzielam prysznic, ubralam sie i zatelefonowalam do pani Hilmer.
Wbrew wszystkiemu mialam nadzieje, ze wczoraj dzwonila do mnie, poniewaz przypomniala sobie, dlaczego imie „Phil” wydalo sie jej znajome. Nawet gdy zadawalam jej to pytanie, wiedzialam, ze jest malo prawdopodobne, aby natrafila na cos, co daloby sie powiazac ze zlowieszczymi przechwalkami Roba.
– Ellie, nie moglam myslec o niczym innym – odezwala sie z westchnieniem. – Dzwonilam wczoraj wieczorem, aby ci przekazac, ze rozmawialam z przyjaciolka, ktora utrzymuje kontakty z Philem Oliverem. Wspominalam ci o nim. Phil Oliver to ten czlowiek, ktory stracil prawo dzierzawy i mial bardzo nieprzyjemny zatarg z ojcem Roba. Przyjaciolka powiedziala mi, ze mieszka na Florydzie, wiedzie mu sie dobrze, nadal jednak ma wielki zal o to, jak zostal potraktowany. Czyta twoja strone internetowa i bardzo mu sie podoba. Oswiadczyl, ze gdybys chciala zaczac strone internetowa, by oglosic swiatu, jakim czlowiekiem jest ojciec Roba, chetnie z toba porozmawia.
Ciekawe, pomyslalam, ale w tej chwili malo przydatne.
– Ellie, jedyna rzecz, jakiej jestem pewna, to ze o Philu uslyszalam lub przeczytalam zupelnie niedawno. I jesli to ci pomoze, bylam bardzo przygnebiona.
– Przygnebiona?
– Ellie, wiem, ze to bez sensu, ale mysle o tym. Odezwe sie do ciebie, gdy tylko cos sobie przypomne.
Pani Hilmer dzwonila do mnie pod numer w gospodzie. Nie chcialam jej wyjasniac, ze sie wyprowadzam, i wdawac sie w szczegoly na temat Pete’a i mieszkania w Nowym Jorku.
– Ma pani numer mojego telefonu komorkowego, pani Hilmer?
– Tak, dalas mi go.
– Teraz bede duzo jezdzic. Zadzwoni pani pod ten numer, kiedy pani na cos wpadnie?
– Oczywiscie.
Nastepny na mojej liscie byl Marcus Longo. Odnioslam wrazenie, ze jego glos brzmi markotnie, i mialam racje.
– Ellie, to, co zamiescilas wczoraj w internecie, moze spowodowac lawine pozwow ze strony Westerfieldow i ich prawnika, Williama Hamiltona.