jaka jej zlozylam – ze nigdy nie powiem nikomu o lancuszku, ktory dal jej Rob. Byl zloty, z wisiorkiem w ksztalcie serca i malymi blekitnymi kamieniami. Andrea pokazala mi, ze z tylu Rob kazal wygrawerowac ich inicjaly. Wtedy juz plakalam, poniewaz bardzo tesknilam za siostra i mowienie o niej sprawialo mi bol.
– Zanim wyszla, wlozyla swoj lancuszek, wiec bylam zupelnie pewna, ze zamierza sie z nim spotkac.
– Lancuszek?
– Rob dal jej lancuszek. Andrea nosila go pod bluzka, zeby nikt nie widzial. Ale wyczulam go, kiedy znalazlam ja w garazu – dodalam juz bez pytania.
Pamietam, jak siedzialam na miejscu dla swiadkow. Pamietam, ze probowalam nie patrzec na Roba Westerfielda. On nie spuszczal ze mnie wzroku; czulam bijaca od niego nienawisc.
I przysiegam, ze moglam odczytac mysli matki i ojca, ktorzy siedzieli za prokuratorem: Ellie, powinnas nam byla powiedziec; powinnas nam byla powiedziec.
Obroncy rzucili sie na moje zeznania. Twierdzili, ze Andrea czesto nosila lancuszek, ktory dal jej nasz ojciec, ze lancuszek lezal na jej nocnej szafce, kiedy znaleziono cialo, i ze zmyslam niestworzone historie lub powtarzam niewiarygodne opowiesci, ktore Andrea wymyslala na temat Roba.
– Andrea miala lancuszek, kiedy ja znalazlam – upieralam sie. – Dotknelam go – wybuchnelam. – Wlasnie stad wiem, ze to Rob Westerfield byl w kryjowce, kiedy znalazlam Andree. Wrocil po lancuszek.
Obroncy Roba wpadli we wscieklosc i te odpowiedz wykreslono z protokolu. Sedzia zwrocil sie do przysieglych i pouczyl ich, aby nie uwzgledniali jej w zaden sposob przy podejmowaniu decyzji.
Czy ktokolwiek uwierzyl w to, co zeznalam o lancuszku, ktory Rob dal Andrei? Nie wiem. Sprawa trafila do przysieglych, ktorzy naradzali sie prawie przez tydzien. Potem dowiedzielismy sie, ze kilku przysieglych sklanialo sie ku orzeczeniu zabojstwa, lecz reszta upierala sie przy morderstwie z premedytacja. Uwazali, ze Rob wszedl do garazu z lyzka do opon, poniewaz zamierzal zabic Andree.
Czytalam stenogram z procesu, ilekroc Westerfield wystepowal o zwolnienie warunkowe, i pisalam zapalczywe listy, protestujac przeciwko skroceniu mu kary. Kiedy jednak odsiedzial prawie dwadziescia dwa lata, zdalam sobie sprawe, ze tym razem prosba o zwolnienie warunkowe moze zostac uwzgledniona, i dlatego wlasnie wrocilam do Oldham nad rzeka Hudson.
Mam trzydziesci lat, mieszkam w Atlancie i pracuje jako reporterka w dziale kryminalnym „Atlanta New’s”. Redaktor naczelny, Pete Lawlor, poczytuje sobie za osobisty afront, jesli ktos z personelu bierze nawet ustawowy urlop, spodziewalam sie wiec, ze podskoczy pod sufit, kiedy poinformowalam go, ze potrzebuje kilku dni wolnych i moge potrzebowac jeszcze kilku pozniej.
– Wychodzisz za maz?
Powiedzialam mu, ze to ostatnia rzecz, o jakiej mysle.
– Wiec o co chodzi?
Nie wspominalam nikomu w redakcji o swoich sprawach osobistych, lecz Pete Lawlor nalezy do ludzi, ktorzy zdaja sie wiedziec wszystko o wszystkich. Ma trzydziesci jeden lat, lysieje, zawsze stara sie zrzucic te kilka dodatkowych kilogramow i jest prawdopodobnie najsprytniejszym czlowiekiem, jakiego znam. Szesc miesiecy po tym, gdy zaczelam pracowac w „News”, i napisalam artykul o zabojstwie nastolatki, zauwazyl niedbalym tonem:
– Pewnie trudno ci bylo o tym pisac. Wiem o twojej siostrze.
Nie oczekiwal odpowiedzi, a ja jej nie udzielilam, ale widac bylo, ze mi wspolczuje. To pomoglo. Napisanie artykulu rzeczywiscie przyszlo mi z trudem.
– Zabojca Andrei stara sie o zwolnienie warunkowe. Obawiam sie, ze teraz moze mu sie udac, i chce sie przekonac, czy moge cos zrobic, zeby temu zapobiec.
Pete odchylil sie na krzesle. Zawsze nosil rozpieta pod szyja koszule i sweter. Czasem zastanawialam sie, czy w ogole ma marynarke.
– Jak dlugo siedzial?
– Prawie dwadziescia dwa lata.
– Ile razy wystepowal o zwolnienie warunkowe?
– Dwa.
– Sprawial jakies klopoty, kiedy byl w wiezieniu?
Czulam sie jak uczennica wyrwana do odpowiedzi.
– Nic o tym nie wiem.
– Zatem prawdopodobnie wyjdzie.
– Spodziewam sie, ze tak.
– Wiec czemu zawracasz sobie tym glowe?
– Bo musze.
Pete Lawlor nie lubi tracic czasu ani slow. Nie zadawal wiecej zadnych pytan. Po prostu skinal glowa.
– Dobra. Kiedy przesluchanie?
– W przyszlym tygodniu. Mam porozmawiac z kims z komisji w poniedzialek.
Wrocil do papierow na swoim biurku, dajac w ten sposob do zrozumienia, ze uwaza rozmowe za skonczona.
– Jedz – powiedzial. A kiedy sie odwrocilam, dodal: – Ellie, nie jestes taka twarda, jak ci sie zdaje.
– Owszem, jestem. – Nie podziekowalam mu za wolne dni.
To bylo wczoraj. Nastepnego dnia, w sobote, polecialam z Atlanty na lotnisko w Westchester i wynajelam samochod.
Moglam sie zatrzymac w motelu w Ossining w poblizu Sing Sing, wiezienia, w ktorym odbywal kare zabojca Andrei. Zamiast tego pojechalam dwadziescia piec kilometrow dalej, do mojego rodzinnego miasteczka, Oldham nad rzeka Hudson, i odnalazlam gospode Parkinsona. Pamietalam ja mgliscie jako miejsce, gdzie przychodzilismy czasem na obiad lub kolacje.
Gospoda byla zwykle zatloczona. W to chlodne sobotnie pazdziernikowe popoludnie przy stolikach w sali jadalnej siedzieli swobodnie ubrani ludzie, glownie pary i rodziny. Przezylam chwile przeszywajacej nostalgii. Tak wlasnie zapamietalam swoje dawne zycie, nas czworo jedzacych tu obiad w sobote, a potem czasem tata podrzucal Andree i mnie do kina. Andrea spotykala sie z kolezankami, lecz nie przeszkadzalo jej, ze petam sie w poblizu.
„Ellie to dobry dzieciak, nie jest skarzypyta” – mawiala. Jesli film konczyl sie wczesniej, pedzilysmy wszystkie do kryjowki w garazu, gdzie Andrea, Joan, Margy i Dottie wypalaly szybkiego papierosa przed pojsciem do domu.
Andrea miala przygotowana odpowiedz, jesli tata wyczul dym na jej ubraniu. „Nic na to nie poradze. Po filmie poszlysmy na pizze, a tam mnostwo ludzi palilo”. Potem puszczala do mnie oko.
W gospodzie bylo tylko osiem pokoi goscinnych, udalo mi sie jednak wynajac jeden, spartanskie pomieszczenie z zelaznym lozkiem, komoda, nocnym stolikiem i krzeslem. Okno wychodzilo na wschod, w kierunku, gdzie znajdowal sie dom, w ktorym mieszkalismy. Tego popoludnia slonce swiecilo blado i co chwila krylo sie za chmurami, a potem schowalo sie zupelnie.
Stalam w oknie, patrzac przed siebie, i wydawalo mi sie, ze znow mam siedem lat i obserwuje, jak moj ojciec nakreca pozytywke.
7
Zapamietalam to popoludnie jako decydujacy dzien w moim zyciu. Swiety Ignacy Loyola powiedzial: „Dajcie mi dziecko, nim skonczy siedem lat, a pokaze wam mezczyzne”.
Przypuszczam, ze rownie dobrze moglo sie to odnosic do kobiety. Stalam tam, cicho jak myszka, patrzac, jak ojciec, ktorego podziwialam, placze i przyciska do piersi fotografie mojej niezyjacej siostry, podczas gdy wokol unosza sie delikatne dzwieki z pozytywki.
Spogladam wstecz i zastanawiam sie, czy przyszlo mi do glowy, zeby podbiec, objac go, ukoic jego smutek i pozwolic, by polaczyl sie z moim. Ale chyba nawet wtedy rozumialam, ze jego zal jest wyjatkowy i niezaleznie od tego, co zrobie, nigdy nie zdolam usmierzyc jego bolu.