zaniepokoil – do tej pory nie udalo mu sie odnalezc starego wroga i nie mial bladego pojecia, w jaki sposob przez ten czas zmienil sie Troy i do czego szykuje sie w tej nowej bitwie.

Vanessa czula sie winna wobec Kreola. Rzecz w tym, ze strasznie brakowalo jej czasu na nauke – zbyt wiele pochlaniala sluzba. Te nieliczne godziny, ktore udalo jej sie wykroic z napietego grafiku, dawaly tyle korzysci, co umarlemu kadzidlo, a Kreol nie omieszkal wytykac tego za kazdym razem. Nie przestawal powtarzac, ze magia jest trudna sztuka i trzeba jej poswiecic tyle czasu, ile ma sie do dyspozycji. Czyli kazda chwile.

Kazdego ranka Vanessa z poczuciem winy wzruszala ramionami i wyruszala do komisariatu. Kreol obrazal sie i szedl, a to do piwnicy, a to na strych, a to na balkon. Na balkonie zainstalowal, nie wiadomo po co, kolo sterowe jak na statku i jeszcze jakies inne, nieznane przedmioty. W piwnicy i na strychu tez cos majstrowal – szykowal cos tajemniczego i niepojetego, ale monumentalnego, bo znowu przestal spac – za to pochlanial litrami kawe z proszkiem odpedzajacym sennosc. Vanessa wielokrotnie pytala, co takiego szykuje, ale za kazdym razem odmawial wyjasnien i tylko mamrotal, ze wszystko idzie zgodnie z planem.

A dzisiaj sam ja zaprosil. Vanessa zeszla do piwnicy po raz pierwszy od tygodnia i z wrazenia az krzyknela.

Piwnicy nie bylo. A mowiac scisle: byla, ale przypominala wnetrze lodzi podwodnej – wszedzie dookola byl tylko metal. Wczesniej byla murowana. Do tego metal, ktory teraz pokrywal wszystkie sciany, wygladal jakos dziwnie – mial niezwykly kolor odbijajacy swietlne refleksy. W dotyku przypominal zamarzniety aksamit.

Piwnica zmienila tez ksztalt – zamiast wielu komorek powstalo tylko jedno pomieszczenie, ale za to idealnie okragle i nawet dosc przytulne. Na samym srodku byl wyciety krag ze skomplikowanymi wzorami, a w centrum lezal snieznobialy kamien z wglebieniem na szczycie. Kreol kleczal obok niego na jednym kolanie i starannie nacinal metal wokol kamienia. Okazalo sie, ze magiczna laska mozna poslugiwac sie takze do spawania. Wierny Hubaksis siedzial mu na ramieniu i wyglaszal zjadliwe komentarze. Butt-Krillach tez byl tutaj – wtykal w sufit jakies plaskie gwozdziki.

– Cos ty tu zmajstrowal? – zapytala oszolomiona Van. – Jak to sie nazywa?

– Kocebu – odpowiedzial jednym slowem Kreol, chytrze spogladajac na nia zmruzonymi oczami. – Niezle, co? To wlasnie jest czwarty punkt mojego planu – wlasny kocebu!

– Kreolu, chyba zapomniales, z kim rozmawiasz – cierpliwie przypomniala dziewczyna. – Jestem Vanessa, pamietasz? Zwyczajna, amerykanska dziewczyna. Nie mieszkalam w starozytnym Sumerze, nie zawieralam umow z demonami i nie walczylam ze strasznymi lalosami. Co to jest kocebu?

– Kocebu, nie kocebu – z niezadowoleniem w glosie poprawil Kreol. – Akcent na drugiej sylabie.

– Rozumiem. – Van w zamysleniu pokiwala glowa. – Ale mimo wszystko, co to takiego?

– To… to taki artefakt. Latajacy artefakt. Bardzo duzy, latajacy artefakt!

– Jak duzy? – zapytala Vanessa nieufnie.

– Wystarczajaco duzy, zeby podniesc ten dom – usmiechnal sie mag.

– Poczekaj chwile… – Vanessa podniosla reke. Nie, jednak Kreol jest pelen niespodzianek. Sadzila, ze zna go juz mniej wiecej dobrze, ale on nie przestawal jej zadziwiac. – Zamierzasz zrobic latajacy dom?!

– Tak w ogole, to juz zrobilem. – Kreol rozciagnal usta w usmiechu. – Prawie. Zostalo tylko kilka drobiazgow… Znudzilo mi sie byc przykutym do ziemi, uczennico. Chce latac!

Vanessa az usiadla na podlodze. Nie miala sily mowic na stojaco.

– I jak to wszystko… no… jest zbudowane?

– Wytopilem ogromny dysk – z duma zaczal opowiadac Kreol. – Z czarnego brazu, na latajace artefakty najlepiej nadaje sie ten stop, jest mocny i lekki. Dokonalem transmutacji calej ziemi wokol domu – zostala tylko cienka warstwa na wierzchu, ponizej jest lity braz. Piwnice tez prawie w calosci zalalem metalem – inaczej rozsypalaby sie podczas lotu. Po bokach ustawilem magiczne kolki – tworza pole ochronne. Pamietasz, pytalas o nie.

Vanessa pamietala. Kilka dni temu odkryla kolo plotu dziwne palki, ale wtedy Kreol nie chcial wyjasnic, co to takiego. Powiedzial tylko, ze sa mu potrzebne. Teraz przypomniala sobie, ze byly zrobione z tego samego dziwnego metalu co i piwnica.

– Teoretycznie, mozna wystartowac chocby jutro. Tutaj zostanie tylko solidna, okragla dziura…

Hubaksis cicho zachichotal, a Butt-Krillach usmiechnal sie uprzejmie.

– Powiedz no, geniuszu, czy zastanowiles sie, co powiedza ludzie, gdy zobacza latajacy dom? – sucho zapytala Van. – Nie boisz sie, ze zaczna nas ostrzeliwac z helikopterow?

– Wlasnie dlatego ustawilem obktameron – spokojnie powiedzial Kreol. – Widzisz?

– A coz to takiego? – Najwyrazniej nazwal obktameronem bialy kamien.

– Generator niewidzialnosci. Jednostronny – wewnatrz dom zostanie taki, jak dotad, a z zewnatrz bedzie niewidoczny.

Vanessa powoli pokiwala glowa. Plan Kreola stopniowo rozwijal sie przed nia w calej krasie. Co wiecej, ozylo jej marzenie z dziecinstwa! Latajacy dom – o czyms takim Van nie czytala nawet w bajkach (o „Czarnoksiezniku z krainy Oz” chwilowo nie pamietala). Co prawda bylo jedno „ale”. Niezbyt wazne, ale zawsze…

– Chcesz byc wloczega? – niepewnie zapytala Van. – Jak Cyganie…? Nie, to oczywiscie super, ale mimo wszystko…

– Po pierwsze, potrzebuje tego nie dla zabawy – tylko patrzec jak dopadnie mnie wojna! Po drugie, mozemy nigdzie nie leciec – rozsadnie odpowiedzial Kreol. – Jak widzisz, ten malenki zameczek stoi tam, gdzie stal i, jesli tak bardzo tego chcesz, moze tu zostac. Mam nadzieje, ze strata czesci piwnicy nie zmartwi cie za bardzo? Po trzecie, nikt nas nie zmusza, bysmy zawsze prowadzili taki tryb zycia – przynajmniej ja nie mam takiego zamiaru. Zrealizuje plan… mam nadzieje, ze zrealizuje… Zdaje sie, ze nie protestowalas, gdy podrozowalismy po Lengu? O ile pamietam, sama sie wprosilas.

– A jesli nie uda nam sie tu wrocic? – Van popatrzyla na niego rozkojarzonym wzrokiem.

– Dokladnie tutaj na pewno sie nie uda – zgodzil sie mag. – Ale co takiego atrakcyjnego jest w tym akurat punkcie? Mozemy zatrzymac sie o mile stad, na miejscu jakiegos zburzonego domu.

– A co powiedza ludzie, gdy zobacza dom, ktory pojawil sie w ciagu jednej nocy, do tego stojacy na ogromnej, brazowej monecie? – sceptycznie zapytala Van.

– To akurat zupelnie mnie nie martwi, sa po temu trzy powody. Pierwszy – dom moze pozostac niewidoczny. Wlasciwa osoba znajdzie drzwi. Drugi powod – kocebu mozna pograzyc w ziemi i bedzie sie wydawalo, ze dom zawsze tu stal…

– Aha, a jakze! – Vanessa postukala sie palcem w czolo. – Kogo chcesz w ten sposob nabrac?

– Uczennico… – Kreol pokiwal glowa z politowaniem. – Gdybys zobaczyla dom, ktorego jeszcze wczoraj nie bylo, co bys pomyslala?

Vanessa zastanowila sie. Potem odpowiedziala bez przekonania:

– Pewnie… Prawdopodobnie pomysle cos takiego: dziwne, ze wczesniej go nie zauwazylam.

– Bardzo dobrze, uczennico, idealnie – rzekl Kreol z aprobata. – Dziewiec osob na dziesiec tak wlasnie pomysli. A nawet jesli nie – kto zgadnie, co sie naprawde zdarzylo? Nie, ludziom znacznie latwiej jest uwierzyc we wlasny brak spostrzegawczosci niz w rzeczy niezwykle i nadprzyrodzone. Tak bylo za moich czasow, tak jest i teraz.

– Dobrze, przekonales mnie. A jaki jest trzeci powod?

– Trzeci… – Kreol usmiechnal sie z ironia. – Trzecim powodem jest to, ze mam w nosie co sobie pomysli pospolstwo!

– Van, przeciez to jest super! – pisnal Hubaksis. – Jeszcze w tamtych czasach pan probowal zrobic kocebu, ale nie mial dosc sil na Szachszanor – byl za duzy. A potem zajelismy sie projektem „Tymczasowa Smierc”…

– Cicho, niewolniku… – leniwie rozkazal mag.

– I Butt bedzie mogl wrocic do domu! – Dzinn nie chcial sie uspokoic.

– Jak to? – nie zrozumiala Van, wspominajac, dlaczego Ten-Ktory-Otwiera-Drzwi-Noga nie moze wrocic do swojego wymiaru. – W czym moze tu pomoc twoje kocebu?

– Ha! – Kreol uniosl palec. – Calkiem zapomnialem wspomniec o jednej bardzo przydatnej wlasciwosci kocebu. Tej wlasciwosci, ktora pomoze mi w wojnie. Pamietasz Kamien Wrot?

Wyjal z kieszeni dysk z gwiazda, ktory podarowal mu Yog-Sothoth i pozwolil Vanessie jeszcze raz go obejrzec.

– Stworzylem zwiazek miedzy tym dyskiem a tym. – Mag postukal obcasem w podloge. – Teraz moge przemieszczac sie miedzy wymiarami razem z moim domem!

Вы читаете Arcymag. Czesc II
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату