– Swietnie! – zachwycila sie Van.

– Wlasnie tak. Istnieje tyle swiatow… tyle swiatow, a ja bylem tylko w osmiu… a moze jednak w dziewieciu?

– W dziewieciu, panie. Pamietasz Ejsze?

– Tak, w dziewieciu. Teraz rozumiesz jak Butt-Krillach moze wrocic do domu, uczennico?

– Na razie nie bardzo.

– No, przeciez to proste – zniecierpliwil sie Kreol. – Nie moze opuscic naszego wymiaru dlatego, ze jest zwiazany z pentagramem na strychu. Jednak jesli pentagram wyruszy w podroz razem z nami, wszystko sie zmieni! Na miejscu wytniemy kawalek podlogi i zostawimy tam.

– Jestem bardzo wdzieczny, panie Kreolu – sklonil sie demon.

– Wystarczy – skrzywil sie mag. – Jestes z Kvetzol-Inn?

– Slusznie!

– Pewnie, ze slusznie! – fuknal Kreol. – W takich sprawach sie nie myle!

Vanessa obeszla pokoj dookola. Teraz rozumiala, po co bylo potrzebne kolo sterowe na balkonie. – Kreol zamierzal sterowac domem tak, jak zwyklym okretem.

– Oko Ureja zainstaluje na bocianim gniezdzie – rozmyslal na glos Kreol. – Nie moze sie lenic, nie przynoszac zadnej korzysci… Ducha postawie za kolem sterowym – specjalnie zrobilem takie, by mogl go uzywac… Na strychu umieszcze bojowe krysztaly, i to jak sie da najwiecej… Jeden juz tam ulokowalem…

– A Hubert wie o tym wszystkim? – zaniepokoila sie Van.

– Jest z tego powodu szczesliwy! – uspokoil ja Hubaksis. – To najszczesliwszy skrzat na swiecie.

– W takim razie, wszystko w porzadku.

– Oczywiscie, ze w porzadku, uczennico! Ha! Jesli nie moge zostac Pierwszym Magiem w tym swiecie, zostane nim w innym! Moj pierwszy nauczyciel Halaj Dzi Besz zawsze powtarzal, ze nie zostaje sie dobrym magiem, siedzac na miejscu. A dla prawdziwego maga nie ma wiekszego szczescia, niz zwiekszyc jeszcze troche swoja moc…

– A dlaczego nie mozesz tutaj zostac Pierwszym Magiem? – obrazila sie Vanessa.

– A kim by tutaj rzadzil? – fuknal Hubaksis.

– Niestety, ma racje… – skrzywil sie Kreol. – Co za przyjemnosc byc Pierwszym, jesli podlega ci tylko zalosna garstka dyletantow? Zalozmy, ze zalozylbym swoja Gildie. Ile dziesiecioleci musialbym czekac, zanim napelnilaby sie mistrzami i czeladnikami? Wasz swiat jest prawie pusty – prawdziwych magow mozna w nim policzyc na palcach… Prawde mowiac, nie zamierzam oglaszac sie Pierwszym Magiem! Mam teraz na glowie wazniejsze sprawy – dokoncze kocebu i natychmiast przystepuje do piatego punktu planu… W naszym swiecie, niestety, nie da sie go wypelnic. A musze sie spieszyc! Troy zyje, Cthulhu sie budzi… Nie, musze stad odejsc…

– A dokad to?

– Najpierw musze zajrzec do pewnej starej znajomej. Wypytac o nowiny, zasiegnac rady, no i po prostu dowiedziec sie, czy nie zmienila zdania… A ty jestes ze mna czy nie? – zapytal mag, nie mogac ukryc leku. Najwyrazniej nie chcial stracic jedynej uczennicy. – Dopiero zaczelas nauke. I w ogole jestes mi potrzebna.

– Pomysle nad tym… – wymijajaco odpowiedziala Vanessa.

Ostatnie zdanie brzmialo bardzo pochlebnie, ale ton wyraznie wskazywal, ze Kreol nie mial na mysli nic romantycznego. Czysty pragmatyzm, nic wiecej – Vanessa mimo wszystko mogla okazac sie przydatna w jego krucjacie. Mowiac szczerze, do tej pory nie rozumiala, jak Kreol zamierza zabrac sie do tego, wygladajacego na niewykonalne, zadania – zniszczenia calego swiata. Bo jak mozna zrobic cos takiego? Gdy pytala wprost, Kreol tylko chrzakal i mowil wymijajaco, ze na wszystko znajdzie sie sposob… Jako przyklad przytaczal biblijna opowiesc o Dawidzie i Goliacie – czasem wystarczy jedno celne uderzenie, zeby zwalic z nog poteznego giganta. A jesli jest to kolos na glinianych nogach, taki jak Leng… Nic wiecej Van nie mogla z niego wydobyc i w koncu dala mu spokoj.

Wychodzac z domu, Vanessa potupala w ziemie. Rzeczywiscie, gleba zrobila sie twardsza. Wykopala w niej dolek czubkiem buta – spod kilkucentymetrowej warstwy przeswitywal metal. Kreol wykonal fantastyczna prace, zmieniajac w czarny braz tony ziemi i kamieni.

Po drodze wstapila po Shepa. Wczoraj rozbil samochod, a drugiego nie mial.

Przy okazji Kreol zaproponowal przerobic toyote tak, by mogla latac w powietrzu, ale Vanessa odmowila. Na komendzie i tak dziwnie na nia patrzyli – wszyscy starali sie zgadnac, skad wziela proszek prawdy. Ostatnio zbyt duzo dziwnych rzeczy dzialo wokol prostej amerykanskiej dziewczyny. Rzeczywiscie, nieglupio byloby gdzies sie przeprowadzic, bo moze sie nia w koncu naprawde zainteresowac FBI…

– Czesc, Van! – Machnal reka jej partner. Czekal juz na ganku. – Jak leci?

– Powiedz mi, Shep, czy podoba ci sie praca w policji? – zapytala Van w zamysleniu, gdy wsiadal do samochodu.

– Zwyczajna praca, nie gorsza niz kazda inna. – Pytanie to wcale nie zdziwilo Shepa. – A o co chodzi?

– Byc moze niedlugo sie zwolnie…

– Czemu tak nagle? Znalazlas cos lepszego?

– Nie… Wybieram sie w podroz.

– Poslubna? – zazartowal Shep.

– A idzze ty! – parsknela.

– A powaznie?

– Daleko, Shep… Bardzo daleko…

– Do Chin? Albo do Australii? Bylismy z zona w zeszlym roku w Australii…

– I jak bylo?

– Goraco. Morze. Kangury… – Shep wzruszyl ramionami. – Tak samo jak tutaj…

Dzien minal tak samo jak wszystkie poprzednie. Slonce chylilo sie ku zachodowi, gdy zatrzeszczal policyjny radiotelefon.

– Van, jestes tam? – rozlegl sie przytlumiony glos komisarz Florence. – Podjedz z partnerem do starego magazynu kolo przystani, pamietasz, mielismy wczoraj informacje, ze lezy tam jakis przemyt. Sprawdz to, okej? Dacie rade we dwojke?

– A co, moze byc niebezpiecznie? – wyburczala niezadowolona Vanessa. – Szefie, dzien pracy juz sie skonczyl! Odstawie Shepa do domu i znikam!

– Nie szkodzi, maly spacer przed snem nie zaszkodzi – w glosie szefowej pojawily sie metaliczne nuty.

– Powinni tam pojechac Rob i Clif! Jeszcze wczoraj, zreszta…

– Nie dali rady, maja po uszy roboty z „koksem”. Dobrze juz, Van, szybciutko podjedziecie, sprawdzicie i wracajcie. Nie bedzie zadnych problemow – myslalby kto, troche szmatek z Hongkongu… A w ogole to rozkaz, a o rozkazach sie nie dyskutuje! Bez odbioru!

– Rozkaz… – zachnela sie Van, sprawdziwszy najpierw, ze przelozona sie wylaczyla. – Wypchaj sie swoimi rozkazami! Pozamykam moje sprawy i zwalniam sie! Na lono Tiamat!

Ulubione przeklenstwo Kreola w jej ustach zabrzmialo jakos nienaturalnie i nie przynioslo ulgi. Rzucila szybkie spojrzenie na ostentacyjnie odwroconego tylem Shepa i postanowila wrocic do dobrego starego amerykanskiego slownictwa.

Adres magazynu Vanessa pamietala. Sam magazyn tez – w zeszlym roku byla z nim zwiazana sprawa bandy falszerzy pieniedzy. Ta sterta cegiel swietnie nadawala sie dla wszelkich wyrzutkow – od czasu, gdy ten ogromny labirynt przeszedl na wlasnosc miasta, nie udalo sie go wykorzystac w zadnym pozytecznym celu. Oczywiscie, wykorzystywal to na calego element przestepczy – przejazdzki do tej czesci miasta staly sie juz tradycja.

– To co, wezwiemy wsparcie? – zapytal Shep dla zasady, wysiadajac z samochodu.

– Sami damy rade – zdecydowala Van. Jakze pogromczymi demonow mialaby sie bac jakichs zalosnych przemytnikow?

– Jak chcesz… – Jej partner leniwie wzruszyl ramionami.

Zostawili samochod za rogiem i tak ostroznie ruszyli w strone bramy. A dokladniej, w strone miejsca, gdzie kiedys byla brama – to, co obecnie sluzylo do zamykania magazynu, mozna by nazwac brama tylko przy bardzo duzej dozie dobrej woli.

– Van, chcialbym z toba porozmawiac… – niezdecydowanie zaczal Shep po drodze. – Widzisz, wiele razy zauwazalem rozne… dziwactwa. Serum prawdy, ten dziwny wideotelefon… Twoj ekspert… Kreol… chcialem

Вы читаете Arcymag. Czesc II
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату