mnie! Pytam, co to byl za fajerwerk z porazeniem pradem?!
Vanessa znowu wzruszyla ramionami. Pierscionek z yirem gdzies wyparowal i nie miala pojecia, co sie z nim stalo. A nawet jesli nadal mialaby go na rece i tak nie powiedzialaby o tym temu typowi. Zreszta watpliwe, czy by uwierzyl, ze byla to najzwyklejsza magia…
– Drugi blad… – Polakow z udawanym smutkiem pokiwal glowa. – Trzecia i ostatnia szansa. Co TO jest?
Gestem sztukmistrza zerwal zaslone z czegos duzego, na co Vanessa do tej pory nie zwracala w ogole uwagi. Przedmiot okazal sie demonem, ktorego spopielila piorunem. Teraz k’ul wygladal jeszcze gorzej niz przedtem – zgasl jego naturalny ogien, cialo sflaczalo, jakby ktos spuscil z niego powietrze, a z otworow po kulach nadal powolutku ciekla gesta, czarna krew.
– Daje ci jeszcze kilka [piiip…] minut, madame – mrocznie obiecal Polakow. – A poki sie zastanawiasz, zrobie porzadek z twoim [piiip…]. Moze zrobisz sie bardziej skora do wspolpracy…
Polakow z nieukrywana przyjemnoscia znow uderzyl Shepa, popatrzyl na niego z radoscia i oznajmil:
– Wyglada na to, ze wymyslilem. Zaloze ci [piiip…] na glowe foliowa torbe i bede patrzyl, jak sie dusisz. Powoli, bolesnie i nikt sie nie bedzie nudzil. Ej, Pitt, daj mi [piiip…] reklamowke!
– Juz sie robi, szefie – wychrzakal jeden z czarnoskorych, tlusty chlopak o niskim czole. – Nie szkodzi, ze brudna?
– To nic, nawet lepiej. – Polakow usmiechnal sie zlosliwie, nakladajac broniacemu sie rozpaczliwie Shepowi torbe na glowe. – Spij spokojnie, drogi [piiip…], na zawsze pozostaniesz w naszej pamieci…
W tym samym momencie podloga pod nogami zadrzala, z polek posypaly sie rzeczy, dwoch bandytow nie zdolalo utrzymac sie na nogach, jakby czesc magazynu wyleciala w powietrze. Shep takze sie przewrocil wraz z krzeslem. Vanessa z trudem zachowala rownowage.
– A to co znowu? – burknal Polakow z lekkim niezadowoleniem. – Trzesienie ziemi? Zobacz, jaki masz fart, pozyjesz kilka minut dluzej. Najwyrazniej Bog cie kocha…
Magazyn zatrzasl sie ponownie, tym razem jeszcze silniej. Polakow cierpliwie podniosl krzeslo z Shepem, podniosl foliowke i zaczal znowu wkladac ja na glowe ofiary. Cala procedura wykonania wyroku zajmowal sie sam, nie chcac dzielic tej przyjemnosci z pomocnikami.
Shep tylko zaklal niezrozumiale, starajac sie ugryzc swojego kata. Natomiast Vanessa, ku jego ogromnemu zdumieniu wygladala na nad wyraz uradowana. Nie bylo sie czemu dziwic – od razu zrozumiala, co znaczy to nieoczekiwane trzesienie ziemi – Kreol mimo wszystko nadszedl z pomoca. Dowiedzial sie jakims sposobem, co sie z nia dzieje i przybyl w najbardziej odpowiednim momencie.
Na zewnatrz rozlegl sie huk i loskot. Cos uderzylo w jedna ze scian tak, ze z sufitu posypaly sie resztki tynku, stojaca w poblizu sterta skrzynek rozsypala sie na wszystkie strony, a po cementowej posadzce rozpelzla sie siatka pekniec. Jednak sciana wytrzymala. Kreol, jak zwykle, nie pomyslal nawet, zeby poszukac drzwi, a po prostu wlamywal sie najkrotsza droga.
– Ej, co to za [piiip…] sie tam dzieje? – warknal Polakow, wyjmujac pistolet.
– To jednak mocna sciana! – na zewnatrz rozlegl sie zdziwiony, lekko stlumiony glos. – No, niewolniku, rozwal ja, bo mnie boli brzuch…
Pozostali czlonkowie bandy tez zaczeli wyciagac bron. Ci, ktorzy nie mieli pistoletow, wyjeli noze. Ci, ktorzy nie mieli nozy, zlapali lomy. Jeden chlopak uzbroil sie w cegle – najwidoczniej nie znalazl nic lepszego.
Nastapilo kolejne uderzenie – pekniecie rozszerzylo sie, a potem polecialy cegly i czesc sciany runela. Przez otwor wlecial Hubaksis. W pierwszej chwili Vanessa go nie poznala – dzinn powiekszyl sie do rozmiarow czlowieka.
– Gdzie jestes, Van?! – zawolal basem, wodzac swym jedynym okiem po znieruchomialych bandytach. Glos tez mu sie zmienil – ani troche nie przypominal mysiego pisku, ktorym zazwyczaj sie poslugiwal.
W slad za Hubaksisem w otworze pojawil sie Kreol. Vanessa nigdy jeszcze nie widziala go w takim stanie. Sciagniete brwi laczyly sie u nasady nosa, usta mial zacisniete w waziutka kreske, a w oczach plonely mu nienawisc i okrucienstwo. Mag-niszczyciel. W prawej rece trzymal laske, lewa przyciskal do brzucha, z ktorego cienka struzka ciekla krew. Kreol zapewne odczuwal silny bol, ale znosil to ze stoickim spokojem.
– Jeden [piiip…] krok i ja zabije! – oznajmil Polakow, przystawiajac Vanessie pistolet do skroni.
– Doprawdy? – zdziwil sie Kreol. – Atakuj, demonie.
Zza jego nog wyskoczyl Butt-Krillach. Czteroreki demon przecial powietrze jak blyskawica, celujac w gardlo Polakowa. Przywodca bandy szybko skierowal lufe w jego strone i nacisnal spust. Rozlegl sie wystrzal, ale tam, gdzie przeleciala kula, elwena dawno juz nie bylo – zahaczajac po drodze o trzymajaca noz reke jednego z bandytow. Chlopak dziko zawyl – ostre zeby Tego-Ktory-Otwiera-Drzwi-Noga wlasnie zrobily zen kaleke. Hubaksis okladal piesciami drugiego – teraz dzinn moglby sie zmierzyc z samym Tysonem.
– Nie zrozumiales, co powiedzialem?! – szczeknal Polakow, z przerazeniem patrzac na wstretnych przybyszow. Jego pistolet znowu byl skierowany w strone Vanessy. – Przestan, bo inaczej ja zabije!
– Prosze bardzo – obojetnie pozwolil Kreol. – A ja ja wskrzesze.
– Kim ty jestes [piiip…] twoja mac?! – wrzasnal Polakow, strzelajac do Kreola.
Reszte Vanessa zapamietala kiepsko. Strzelali wszyscy. Jednak Butt-Krillach przemykal po magazynie jak zywe srebro i nikt go nie zdolal trafic, a przez Hubaksisa kule przelatywaly na wylot. Jak to zrobil, by jego piesci byly materialne, a cala reszta ciala – nie, wiedzial tylko sam dzinn.
Kreola ochranialo cos na ksztalt polyskujacej kuli – jej powierzchnia byla cienka niczym banka mydlana, ale wszystkie pociski odbijaly sie od niej, jak od stalowej sciany. Jeden z bandytow wystrzelil z winchestera i kula prawie przebila oslabiona magiczna ochrone. Kreol podniosl tylko nonszalancko brew i rzucil w napastnika Stalowym Ostrzem – cieniutenkim, metalowym dyskiem, wystrzelonym bezposrednio z dloni. Bron wypadla z martwych rak chlopaka, a potem upadl on sam. Jego glowa zostala rowniutko odcieta. Jeszcze jeden bandyta wsciekle zawyl i rzucil sie na maga, wymachujac lomem. Kreol zrobil jeden ruch reka i napastnik upadl jak sciety, rzucajac sie w strasznych konwulsjach. A potem walka szybko zamarla. Hubaksis znowu zmniejszyl sie do rozmiarow wrobla i uciekl pod ochrone swego pana. Butt-Krillach ze zdumieniem znieruchomial tam, gdzie stal. Wszyscy przemytnicy, ktorym udalo sie przezyc (a zostalo ich rowno dwunastu – pozostali z jakiegos powodu lezeli i nie oddychali) tez znieruchomieli. Nawet Polakow ze zdumienia opuscil pistolet.
Przyczyna takiego zachowania bylo pojawienie sie na scenie nowego aktora.
Z korytarza, gdzie godzine wczesniej zginal Nanghsibu, wyleciala ogromna ognista blyskawica. Tylko jej rdzen ksztaltem bardziej przypominal czlowieka byle jak ulepionego z gliny – nieksztaltne rece, nogi i glowa. Od blyskawicy co chwila odrywaly sie cienkie, energetyczne macki, niepewnie obmacujac sciany i podloge, zostawiajac przy tym czarne plamy spalenizny.
– Uczennico?!! – Kreol spojrzal na nia wsciekle. – Wypuscilas kilka piorunow naraz?!
– A co, tak nie wolno? – wyszeptala ze strachem Van.
– O glupoto ludzka! – zalamal rece mag. – Pochlaniacz nie jest przewidziany do takiego obciazenia, zostal zniszczony. A yir uwolnil sie razem z twoimi piorunami, ty bezmozga dziewczyno! Na lono Tiamat, za co ja tak cierpie?!
Uwolniony yir przez kilka chwil niepewnie wisial w miejscu, jakby przygladal sie zgromadzonym ludziom i jednemu demonowi, a potem najwyrazniej rozpoznal Kreola. W kazdym badz razie piorun wystrzelony z miejsca, ktore umownie mozna nazwac jego piersia, byl skierowany wlasnie w maga. Kreol wykazal sie refleksem, natychmiast otoczyl sie Elektryczna Zbroja i skontrowal Rezonansem Dzwiekowym, zastanawiajac sie przy tym nerwowo, czego by tu jeszcze mozna uzyc. Na yira w naturalnej postaci woda nie dziala, a drugiego Pochlaniacza Kreol nie mial w zapasie. Istnieja specjalne zaklecia przeciwko energoidom, ale mag nie mial w pamieci ani jednego, a szykowac je od poczatku, gdy atakuje cie rozjuszony yir, to po prostu samobojstwo.
Guy, odrzucony nieco do tylu przez Rezonans Dzwiekowy, znowu uderzyl ladunkiem elektrycznym. Potem jeszcze jednym. Pierwsze dwa przyjela Elektryczna Zbroja, ale trzeci…
Przed trzecim Kreol uciekl. A dokladniej, rzucil sie na podloge, bo amulet ochronny oparzyl mu skore, prawie krzyczac o nowym niebezpieczenstwie.
Piorun Guya uderzyl w sciane, powodujac nowe zniszczenia, a w chwile pozniej, z tej samej sciany wylecial k’ul, przechodzac ze stanu eterycznego w cielesny. Ozog, pobratymiec Nanghsibu, przez caly czas sledzil Kreola, utrzymujac odpowiednia odleglosc, a teraz, gdy nadarzyla sie stosowna chwila, nie omieszkal zaatakowac.
Kreol energicznie odwrocil sie na plecy, wysylajac mu na powitanie Ognista Kopie. Nie zdazyl przyjrzec sie, kim jest nowy napastnik, inaczej za nic na swiecie nie skorzystalby z tego zaklecia – wiedzial, oczywiscie, ze latwiej jest utopic rybe niz spalic k’ula.