Snop ognia odrzucil Ozoga do tylu. A Kreol znowu musial dokonywac cudow zrecznosci, albowiem w miejsce, gdzie dopiero co lezal, znowu uderzyl piorun. Mag rzucil sie w strone zrobionej przez Hubaksisa wyrwy w murze, wyjmujac jednoczesnie lancuch. Jeden z przemytnikow, dziko wrzeszczac, nieoczekiwanie uniosl sie w powietrze i polecial prosto w iskrzacego yira – Kreol bezlitosnie wykorzystal go jako zywa tarcze.
– Suruk ha, pomiocie Lengu! – obiecal, wysylajac w strone Ozoga zaklecie Pioruna, a w slad za nim Kopie Marduka.
Ozog przyjal na piers pierwsze zaklecie, ale udalo mu sie umknac przed drugim. Ranny, ale wciaz zywy, skoczyl na Kreola – prosto na spotkanie rozkreconego w powietrzu lancucha. Lancucha, ktorego jedno zaklecie moglo zabic szeregowego demona, takiego jak k’ul.
Uttuku uratowal Guy. Oczywiscie, wcale nie mial zamiaru pomagac nieoczekiwanemu sojusznikowi – yir strzelil w Kreola, a przypadek sprawil, ze miedzy elektrycznym pociskiem a magiem pojawil sie Ozog. Tym niemniej, piorun uratowal zycie demona, zmieniajac trajektorie jego lotu. Ozog przelecial obok Kreola i jego lancucha, po czym ze wstretnym mlasnieciem wbil sie w sciane. I natychmiast odskoczyl.
Uttuku nie wyrozniaja sie inteligencja. Potwierdzil to Ozog, gdy zamiast zaatakowac Kreola – odslonietego, zajetego zrzucaniem sufitu na Guya, napadl na yira. To prawda, ze piorun nie sprawil Ozogowi przyjemnosci, ale jednak uratowal mu zycie.
Yir zmienil spadajaca belke w sterte drzazg i zaczal z niezadowoleniem wibrowac, rozbryzgujac wokol siebie oslepiajaco biale klaczki energii. Od chwili, gdy uwolnil sie z pierscionka Vanessy, minela juz ponad godzina. Jego cialo, ktore i bez tego nie bylo specjalnie trwale, coraz bardziej chcialo rozsypac sie na czasteczki. Ten swiat absolutnie nie nadawal sie dla biednego energoida. A tu jeszcze na domiar zlego rzucil sie na niego uttuku, pragnacy rozerwac na strzepy to, co go tak bolesnie ukasilo. Glupi jaszczur zdawal sie zupelnie nie pamietac, ze w bojce yira z k’ulem zazwyczaj sromotnie przegrywa wlasnie k’ul…
Ale i tym razem Ozog nie dotarl do celu. Zaatakowal go niewielki, rozowy klebek, ktory wczepil mu sie w ramie. Butt-Krillach zostawil niezagrazajacych obecnie nikomu bandytow i przerzucil sie na bardziej niebezpieczny cel. K’ul zaryczal i probowal przycisnac do podlogi czterorekiego demona, ale ten z malpia zwinnoscia wskoczyl mu na grzbiet i wgryzl sie w kark. Uttuku sa wieksze i silniejsze, za to elweny poruszaja sie szybciej i maja lepszy refleks. Z boku wygladalo to jak pojedynek niewielkiego, ale zwinnego leoparda z niezgrabnym niedzwiedziem.
– Malo ci bylo jednego razu?! – wychrypial Kreol, nie wiadomo ktory juz raz odbijajac elektryczny pocisk Guya i wysylajac w jego strone Gwiazde Teczy – jedyne zaklecie w jego dzisiejszym arsenale, ktore bylo w stanie jakkolwiek zagrozic yirowi.
Guy nieprzyjemnie zatrzeszczal, gdy wbila sie w niego kula mieniaca sie wszystkimi kolorami teczy. Gwiazda Teczy nie mogla go zabic, ale dala magowi kilka bezcennych sekund.
– Odwroc jego uwage, uczennico! – warknal Kreol, jednoczesnie wyciagajac zza pazuchy Hubaksisa i rzucajac go w strone Guya.
– Jak?! – histerycznie krzyknela Vanessa, ktora przez caly czas rzucala sie jak w konwulsjach, probujac sie uwolnic.
Mag, ktory dopiero teraz zauwazyl, ze dziewczyna jest przywiazana do krzesla, a obok niej stoi zupelnie skolowany bandyta z pistoletem, skrzywil sie z niezadowoleniem i wykonal szybki gest, rzucajac na Polakowa zaklecie Zawalu. Bandyta upadl jakby mu ktos podcial nogi, zdazyl jednak nacisnac spust. Rozlegl sie huk wystrzalu, ale Vanessa pozostala nietknieta. W tej samej chwili petajace ja sznury zajely sie blekitnym plomieniem.
Me-Kerreta, magiczny ogien Isztar, w mgnieniu oka niszczy to, na co zostal rzucony i nic wiecej. Ogien ten mozna spokojnie trzymac w rekach, gdyz – podobnie jak jego pani – nie moze skrzywdzic zywego stworzenia. Van zerwala sie z krzesla i okraglymi ze zdziwienia oczami zobaczyla, ze obok niej w powietrzu wisi kula wystrzelona przed smiercia przez Polakowa – Kreol w pore zauwazyl, ze jego uczennica stracila juz wszystkie Ochrony Osobiste i zatrzymal olowiana smierc. Zatrzymala sie jakis centymetr od celu…
Po chwili pocisk z cichym brzeknieciem upadl na podloge, za to w powietrze uniosly sie dwa pistolety – ten, ktory jeszcze przed chwila trzymala martwa reka Polakowa i drugi, wyrwany z dloni drugiego bandyty, ciagle jeszcze zywego. Rozstal sie z bronia bez protestow, zbaranialym wzrokiem patrzac na to, co sie wokol niego dzieje. W zasadzie byl jedynym, ktory ciagle stal na widoku – reszta bandy dawno juz pochowala sie miedzy skrzynkami. Najchetniej uciekliby gdzie pieprz rosnie, ale jedno wyjscie zagradzal Guy, drugie – Kreol, a obok samochodow bili sie Butt-Krillach i Ozog.
Vanessa zlapala pistolety i usmiechnela sie drapieznie, z trudem powstrzymujac sie, by nie poslac pierwszej kuli w martwego juz Polakowa. Wokol niej pojawil sie blekitnobialy blask Elektrycznej Zbroi.
– Do ataku! – krotko rozkazal Kreol, nie patrzac juz na nia. Ochronil swa uczennice przed piorunem, a teraz kartkowal magiczna ksiege, szukajac zaklecia, ktore zniszczyloby yira.
Dziewczyna poslusznie rzucila sie na Guya, strzelajac z obu pistoletow jednoczesnie. Oczywiscie, kule przelecialy przez energoida na wylot, nie czyniac mu najmniejszej krzywdy, ale glowny cel udalo sie osiagnac – yir, uporawszy sie z Gwiazda Teczy, nie atakowal Kreola. Teraz uderzal pradem w dziewczyne. Przed jednym piorunem Vanessie udalo sie uchylic, ale pozostale uderzyly w nia i znikly, pochloniete przez Elektryczna Zbroje.
W Guya leciala kula za kula. Yir byl wsciekly – te malutkie kawalki olowiu zostawialy w jego energetycznym ciele irytujace wyrwy. Ubytki natychmiast sie zasklepialy, ale jednak niewielkie porcje energii znikaly bez sladu. A yir i bez tego stracil jej juz niemalo…
– Jest! – uroczyscie krzyknal Kreol, uniosl reke z laska, druga reka rzucil w strone yira garsc jakiegos srebrnego proszku i zaczal recytowac zaklecie: