z komorki. A przy obiedzie moja wiejska ciocia nagle zapytala z usmiechem: „No jak, smaczny byl Bor’ka?” Rozplakalam sie. Nagle poczulam straszny smutek. No i zaczelam plakac w tym cholernym helmie. To z pewnoscia skutek napiecia nerwowego, spowodowanego przedluzajaca sie kampania wyborcza. Maz zaczal szarpac mnie za ramie, ale ja go ordynarnie odepchnelam, na co nigdy sobie nie pozwalam. Potem lzy trysnely jeszcze mocniej, strumieniem. Bylam po prostu u kresu sil. Kiedy to sie skonczylo, pojawil sie obrazek – wszyscy stoimy w kregu, trzymajac sie za rece. Nadzy. I nagle wszystko zaczelo znikac. Stalismy sie promieniami swiatla

Siergiej Kriwoszejew, 94 lata, emeryt.

System „LOOD”, jaki otrzymalem w podarunku, sprawil mi wielka radosc i dodal otuchy. Dzieki niemu jestem rzeski i patrze na wszystko z optymizmem. Wyprobowalem go 18 pazdziernika. Bylo to tak: o 14.30 wszystko podlaczylem, usiadlem na krzesle. Pomagali mi syn i synowa. Poczatkowo nic sie nie dzialo. Czekalem dalej. Potem odczulem niepokoj. Ale przyjemny. A co najwazniejsze: przypomnialem sobie rzeczy, ktore juz zupelnie zapomnialem. Przypomnialem sobie rok 1926, kiedy jako chlopiec poszedlem z ojcem na polowanie. Bylo to nad jeziorem pod Wysznim Woloczkiem. Ojciec i trzech jego kolegow z pracy polowali na kaczki. I tego poranka nastrzelali prawie pelna lodke kaczek. Lodka stala w trzcinach przy brzegu. Siedzialem w niej. A nasze dwa psy, Ententa i Kolczak, aportowaly ustrzelone kaczki, jesli te wpadaly do wody, albo szukaly ich w trzcinach. W koncu mysliwi zawolali psy, a ja zostalem sam w lodce z martwymi kaczkami. I nie wiadomo dlaczego zrobilo mi sie bardzo zal tych kaczek. Byly takie ladne. I wtedy zrozumialem cos przerazajacego: ich juz nikt nigdy nie bedzie w stanie ozywic. Okropnie plakalem. Plakalem i tracilem przytomnosc. I znow plakalem. Bardzo mnie to zmeczylo. Ocknalem sie na brzegu ogromnego jeziora. Stoje wsrod ludzi. I wszyscy bez wysilku przechodzimy do idealnie czystego swiatla.

Andriej Sokolow, 36 lat, czasowo bezrobotny.

Was, bydlaki, to by trzeba bylo powywieszac za jaja, zebyscie ludzi nie robili w jajo. Ten syfiasty LOD to wynalazek zydomasonerii, ktora chce zniewolic cala ludzkosc. I tak juz Rosje upokorzyli, ukrzyzowali i chca pocwiartowac i sprzedawac jak niedzwiedzia tusze, a do tego jeszcze robia syf w naszych umyslach. Wybieraja „potrzebnych” ludzi i rozdaja to gowno gratis. Ale ja nie pojde na takie kurewstwo! Ten pierdolony system to opium dla narodu rosyjskiego. Chca nas wszystkich w to wciagnac, a kiedy juz bedziemy jak debile, to wprowadza wojska jebanego ONZ i wyceluja rakiety w Kreml. I bedziemy mowic po angielsku. Kurewski system: najpierw sie poryczalem, bo przypomnialem sobie, jak chowalismy siostrzyczke, kiedy ja prad zabil na fermie, a potem juz pelna chujnia – stoje z golymi kurwiszonami i cwelami! I nikt sie nie wstydzi. A potem – wszystko znika i cos w stylu takiego jasnego swiatla.

Anton Bielawski, 18 lat, student.

10 wrzesnia siostra powiedziala, ze jestem jedna z 230 osob, ktorym firma „LOOD” daje gratis swoj super- system. Poczatkowo nie uwierzylem, ale siostra pokazala mi gazete, gdzie to bylo napisane. Super! Tyle slyszalem o tym systemie, stale mowiono o nim w TV, rozpisywala sie na ten temat prasa. Widzialem reportaz o firmie „LOOD”, o jej niezwyklej historii, o tym, jak to oni wdrozyli na Syberii potezna produkcje syntetycznego Lodu Tunguskiego, i ze firma jest bardzo bogata, a rosyjski udzial wynosi tam raptem 25%, i ze chca przeprowadzic rewolucje w przemysle filmowym i wideo, zniszczyc tradycyjne kino, zrobic cos zupelnie odjazdowego, ze wszystkim poopadaja szczeny. No i zadzwonili do mnie, a potem przywiezli pudlo. Otworzylismy je z siostra, byl tam komputer, helm i napiersnik. I taka walizkowa lodowka. A w niej 23 kawalki lodu. Zdjalem koszulke, siadlem na kanapie, siostra pomogla mi nalozyc napiersnik. Zamocowalem do mlotka kawalek lodu, podlaczylem komputer, helm, wlaczylem wszystko do sieci i odpalilem system. Designerka helmu byla czaderska, normalnie jak u Lorda Vadera. A w srodku wygodny, miekki. Najpierw nic sie nie dzialo. Tylko mlotek zaczal tluc mnie lodem w piers. Ale to wcale nie bolalo. Rozluznilem sie, siedze, w helmie ciemno jak w czolgu. Minuta, dwie, piec. Nic! Juz nawet pomyslalem, ze to zwykla podpierducha. Siostra siedziala obok i powiedzialem do niej: „Maszka, zrobili nas w ptaka!” A potem nagle nie wiadomo dlaczego cos mi sie przypomnialo. Jak, majac czternascie lat, po raz pierwszy zachorowalem na astme. I pierwszy atak mialem nad ranem. Pod naszym oknem ukladali jakies rury i te barany zaczynaly walic w asfalt chyba od piatej rano. A mieli kompresor do mlotow pneumatycznych, zapuszczali go i ten zaczynal rytmicznie walic – lup, lup, lup! No i wtedy rano przysnilo mi sie, ze oni, te barany, uruchomili kompresor, a weze podlaczyli do naszego lufcika. I wysysaja nam powietrze z mieszkania. Mielismy kawalerke, mama z Maszka spaly pod oknem, a ja na polowce kolo kredensu. I niby sie budze i widze, ze mama i malenka Masza juz prawie sie udusily. I leza jak martwe pod tym lufcikiem. No to zrywam sie i czolgam do nich, bo sam ledwo dysze, i zaczynam nimi potrzasac. A one umieraja na moich oczach. I to jest straszne, ze w zaden sposob nie moge pomoc, a ten cholerny kompresor wysysa powietrze i stuka: stuk, stuk, stuk! No to lapie za krzeslo i rzucam w okno. Ale okno sie nie rozbija. No to z calej sily wale piesciami w szybe, ale nic z tego. I nagle rozumiem – to koniec! Obie umarly! I juz nie da sie ich nigdy obudzic. Zaczynam strasznie plakac! No i na serio sie rozplakalem. Ryczalem tak dlugo, ze siostra sie wystraszyla. Potem opowiadala, ze normalnie caly sie wilem. I to trwalo i trwalo, a potem jakbym zaczal slabnac i zupelnie opadlem z sil, i zrobilo mi sie tak dobrze i lekko, i jakby nic mnie nie rusza, olewam wszystko i tak superancko w srodku. I – ciach! Zaswiecil sie obrazek: stoje na wykurwistej wyspie. Jak duza skala. Wokol morze. Slonce, niebo jasne, blekitne, swieze powietrze. A ja stoje w takim ogromnym kregu z golymi ludzmi, trzymamy sie za rece jak dzieci. I jest nas strasznie duzo. Nagle dociera do mnie, ze jest nas rowno dwadziescia trzy tysiace. Rowno! I to mnie normalnie jakos tak telepnelo – hop! A w sercu jakos tak zaczelo ssac, ale tak dobrze, superancko. I jazda, normalnie jakby w sercu byla taka szpara, jazda bez trzymanki. Nagle poczulem serca wszystkich tych ludzi. I to takie dziwne, ale superuczucie, ze my wszyscy jestesmy jedyni na ziemi. I zaczelismy jakby rozmawiac sercami. Ale to nie byla taka normalna rozmowa, kiedy czlowiek cos mowi i ktos mu odpowiada, w stylu:,,Jak sie nazywasz?” – „Anton”. „A ja Wolodia, czesc”. Nie o to idzie. To byla taka rozmowa bez slow, ale megamocna. A potem wszyscy zaczelismy sercami tak wibrowac: raz, dwa, trzy… To bylo super! A kiedy doszlo do dwudziestu trzech – to wtedy… normalnie brak mi slow! Nagle wszystko wokol zaczelo sie rozplywac, jakby znikac na zawsze i my tez – bach! i rozplynelismy sie w takim delikatnym swietle

Maks Aloszyn, 20 lat, anarchista.

Kiedy dostalem system „LOOD”, od razu postanowilem go przetestowac na naszym sklocie. To taki wyjebisty wysiedlony dom. Beda go odnawiac i potem zasiedlac burzujami. Nic tam nie ma, nawet elektryki. Ale damy rade – podciagamy noca z sasiedniego kiosku. No i wsadzilem leb w ten helm, podlaczylem sie. Poczatkowo kurewsko ciemno i ten mlotek lodowy napierdalal mnie w mostek. Chujowo, nie podchodzi mi to. Potem jakas chujowka zaszczepila mi sie pod kopula: jakies przedpotopowe wspomnienia. Niby jeszcze jestem w Elektrostali, maly szczyl, wybiegam rano na podworko, a tam zima zajebana, zaspy, dzieci spaceruja z mamami. A moja matka jest dozorczynia. I kolo trzeciej klatki schodowej lomem lupie lod: jeb! jeb! jeb! Taki przyjemny dzwiek. No i ide po podworku, jak kosmonauta, kurwa: babka ubrala mnie w kupe ciuchow, na cebule. A na nogach mam obciachowe walonki, snieg pod nimi chrzesci jak cukier. W reku mam lopatke, podchodze do zaspy i zaczynam z niej robic statek kosmiczny – kopie, kopie, a matka wciaz lupie i lupie. I nagle zarabiscie chce mi sie lac, bo przed wyjsciem sie nie odlalem, bo zarabiscie chcialem wyjsc na dwor. A nie chce mi sie wracac do domu, zeby sie odlac – wchodzic na trzecie pietro, zanim babka mnie rozpakuje, zaprowadzi do kibla, zarabiscie dlugo potrwa. No wiec kopie i kopie, a matka wciaz lupie i lupie. Az wreszcie zaczynam lac w walonki, moze nie lac, a tak zdeka popuszczac. I w walonkach robi sie cieplo. Ale zaraz potem jakos chujowo. No i kopie poklad i zaczynam poplakiwac ze zlosci. A matka lupie i usmiecha sie do mnie. I nagle zaczynam ryczec. Kurwa, ale tak, ze nic nie widze, wale sie w zaspe i rycze, rycze, rycze. A matka mysli, ze tak sie bawie. I dalej lupie ten swoj jebany lod, a ja rycze do utraty sil. Az w koncu jestem tak padniety, ze leze, kurwa, w tej zaspie jak w trumnie. Palcem nie moge ruszyc. Az tu nagle – jeb! I jestem na wyspie. Wyspa, kurwa, w morzu. A ja stoje w kregu, razem ze mna stoja dwadziescia trzy tysiace ludzi i w milczeniu trzymaja sie za rece. Ja tez trzymam sie lewa reka z jakas panna, prawa – ze staruchem. Ja ciez, kurwa, nie pierdole! A potem – jeb, cios taki w serce, zajebioza – jeden, drugi, trzeci… dwudziesty trzeci! I bach – wszyscy, kurwa, w nirwane odplywamy i swiatlo

Wladimir Koch, 38 lat, biznesmen.

Wedlug mnie, wszystko to jest nad wyraz watpliwe. Odczulem tylko:

Вы читаете Lod
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату