odzyskala niepodleglosc, to z kinem zaczelo sie dziac coraz gorzej. Nowych filmow prawie nie bylo. A potem zaczela sie wojna. W ogole nikt nie myslal o filmie. Z zona i synami zaszylismy sie w gorach u krewnych. Przezylismy tam 6 lat i 8 miesiecy. Ale moj syn Rizwan i tak zginal. A wnuk Szamil zaginal. Kiedy wrocilismy do naszego miasteczka, wszystko tam bylo zniszczone. A w kinie urzadzono szpital. Ale zycie toczylo sie dalej. Pojawila sie elektrycznosc. Zaczeto wprowadzac porzadek. I moj wnuk Bislan nagle mi mowi, ze wygralem w gazecie nowa aparature. Wypelnil kupony za nas wszystkich i wyslal do redakcji. A po pol roku przyszla odpowiedz: Kazbek Aczekojew. I firma przywiozla nam urzadzenie prosto do domu. Wszyscy na nie patrzylismy. No i mowie: a co ono robi? A Bislan mowi – to nowy cud techniki. Po pierwsze: pokaze film prosto w oczy. Po drugie: robi czlowiekowi bardzo dobrze. Mowie: no to wyprobuj na sobie. A Bislan odpowiedzial: dziadku, ty wygrales, to ty pierwszy powinienes wyprobowac. Mowie: ja zle widze, jestem dalekowidzem. On przeczytal instrukcje, mowi: twoja dalekowzrocznosc miesci sie w normie. Wszystko bedzie dobrze. Mowie – nie, za stary jestem na te eksperymenty. Synowie zaczeli mnie namawiac. Odmawiam. Wtedy przyszedl nasz sasiad Umar i powiedzial: Kazbek, cale zycie puszczales nam filmy, to teraz sam popatrz. No to sie zgodzilem. Posadzili mnie na krzesle, zdjeli koszule, zalozyli na piers takie cos, do tego zaladowali lod, jak naboj do karabinu. A na glowe wsadzili helm. I wszystko podlaczyli do sieci. A ten lod zaczal mnie jakby rozstrzeliwac. Ale w helmie nic nie pokazywali. Pytam: Bislan, tu nic nie puszczaja. On na to: cierpliwosci, dziadku. No to siedzialem cicho. Z nudow zaczalem myslec o kinie, wspominac. Jak puszczalem filmy, jakie filmy, rozne fragmenty. A potem nie wiedziec czemu przypomnialem sobie Wielka Wojne Narodowa. Jak to bylismy rekrutami i trafilismy najpierw pod Charkow, a potem pod Wiazme. To bylo we wrzesniu 1941 roku. Niemcy pobili na glowe dwie nasze dywizje piechoty i zaczelismy sie wycofywac. Z naszego pulku zostalo prawie dwustu ludzi. Dnialo, kiedy zaczelismy wychodzic z okrazenia przez bagno. I trafilismy pod ich kaemy. Niemcy tam na nas czekali. I na moich oczach pozabijali wszystkich wokol. Po prostu wykosilo nas jak kosa. A mnie kula rozszczepila kolbe karabinu. Padlem w bloto. A ci, ktorzy zostali zywi, rowniez popadali w bloto. I lezeli w nim. Niemcy patrza – kto sie poruszy. I od razu dobijaja. Byly tam trzy kaemy. I strzelali bardzo dokladnie i krotkimi seriami – tylko po piec kul – tak! tak! tak! tak! tak! Nie wiecej. Potem czekaja, i znow – tak! tak! tak! tak! tak! Niektorzy nasi zaczeli powolutku czolgac sie w blocie, ale Niemcy od razu ich zabijali. Bo wszystko widzieli przez lornetke. I wszyscy wokol mnie zgineli. A dwoch rannych plakalo. I zrozumialem, ze musze udawac martwego i tak przelezec do nocy. A potem sie wyczolgac. A to byl dopiero poranek, jakas szosta. Zamknalem oczy. I lezalem. A Niemcy strzelali do tych, ktorzy sie poruszyli. Wszystkich wytlukli. A ja lezalem i nawet nie oddychalem. Twarz mialem do polowy w rzadkim blocie, ale druga polowa byla na wierzchu. Leciutko wciagalem powietrze nosem i wypuszczalem ostroznie ustami w bloto. Niemcy ucichli. A potem znow: tuk! tuk! tuk! tuk! tuk! A ja wciaz leze. Juz i slonce zaczelo przypiekac. Tam gdzies toczy sie walka. Ktos znow zrywa sie przez blota, a ci ich kosza i kosza z kaemow. No i jakos tak mi sie calkiem strasznie zrobilo. Przeciez nie mialem wtedy nawet dziewietnastu lat. Leze, a wokol same trupy. I nagle na reke wylazla mi z wody zaba. Tuz obok mojej twarzy. I widze, ma jedna oderwana lapke. Pewnie kula jej oderwala. Siedzi na mojej rece, oddycha i patrzy na mnie. A ja patrze na nia. I tak mi sie zal zrobilo siebie samego i tej zabki, ze lzy poplynely mi z oczu. I zaczalem plakac. Ale tak, jak nigdy nie plakalem. Coraz bardziej i bardziej. A potem nagle – hop! I stoje goly, zupelnie goly, jacys ludzie trzymaja mnie za rece i jest tak przyjemnie i jakos swobodnie, i wszyscy spiewamy, a potem zaczyna wszystko plynac jakos tak, jakby nic nie bylo tylko swiatlo

Wiktor Jewsiejew, 44 lata, rzeznik.

Slyszalem wczesniej, ze przygotowano taki sztuczny lod, ktory jak sie postuka nim w piers, to pobudza rozne osrodki sercowe. A tu bach – dostalem ten zestaw bezplatnie w ramach kampanii reklamowej. No i wyprobowalem. W sumie to ciekawe. Chociaz dosc dlugo sie ciagnie. Tam pod koniec takie fest uczucie, wszyscy stoimy w kregu i nagle – bach! giniemy w swietle

Lija Mamonowa, 22 lata, sprzedawczyni.

To w ogole cos takiego… nie wiem, jak powiedziec. Najpierw strasznie ciemno, cisza grobowa, tylko ten bijak wali w piers jak mlot udarowy. Od razu jakis taki zal w duszy poczulam, no i wzielo mnie na smutki. I od razu przyszly mi do glowy rozne przykre mysli w stylu: wszystko na marne, ludzie to gowno, zycie jest ciezkie, i rozne takie. A potem zobaczylam porodowke, a tam lezy cala sala niemowlakow, porzuconych przez matki. Ze niby weszlam tam w nocy i stoje. A one wszystkie spia. I zrobilo mi sie ich tak zal, ze normalnie rozryczalam sie jak bobr. Strasznie rycze i rycze, nie moge przestac. Widze ich maciupenkie nozki i raczki, i rycze. Tak sie poryczalam, ze padlam na podloge i – koniec! Nie mam sil. Sama nie wiem, stracilam przytomnosc z bezsilnosci albo po prostu zasnelam. Ocknelam sie, patrze, wyspa jakas taka bezludna, a my na niej stoimy wszyscy i jest nas dwadziescia trzy tysiace. I wszyscy goli. Ale nie bzykamy sie, tylko stoimy i czekamy. I nagle normalnie Bog prosto z nieba zszedl i wzial nas. To swiatlo

Anatolij OMO, 27 lat, WEB-designer.

Prawdziwa kultowa zabawka. Cos swiezego. Generalnie. Zaden tam system terapeutyczny, tylko typowy symulator nowej generacji. Ktory nam agresywnie wciska firma „LOOD”. Doskonaly engine, czadowa grafa. Zajebisty klucz. Pelne odwzorowanie rzeczywistosci. Plus sam „LOD”, o superwlasciwosciach, dlugo nawijaly o nim media. Sam lod daje 50% klimy. Jara tak, ze z miejsca chcesz jeszcze. Ale na chlodno czlowiek kuma, ze to poczatek nowego wykurwistego matrixa. Poki plynelismy, rypalismy w nasze sielankowe gierki: „QUAKE”, „MYTH”, „SUB COMMAND”, „ALIENS VERSUS PREDATOR”. Wyszlismy na brzeg i nastapilismy bosa noga na realny LOD. Auc! Chcialoby sie powiedziec: w pizdu, dobilismy do brzegu! Stoimy w braterskim kregu i przechodzimy w swiatlo

Ania Szengielaja, 33 lata, poetka.

To jest boskie w pelnym tego slowa znaczeniu! Przygotowuje nas do smierci, do przejscia w zaswiaty. Dawno sie tak nie zachwycilam, dawno nie przezylam takiej alienacji, calkowitego oderwania od naszej szarej, ubogiej rzeczywistosci. Nasze zycie na ziemi – to przygotowanie do smierci, do transformacji, do wielkich podrozy. Jak poczwarki, musimy drzemac w naszych ziemskich kokonach, poki Wyzsze Sily nie obudza nas w trumnach i nie kaza zmartwychwstac. Jak powiedzial Lao Tse: „Kto nie moze umilowac smierci, ten zycia tez nie miluje”. Ow cudowny aparat uczy nas, jak pokochac smierc. To ma rzeczywiscie moc uzdrawiajaca. Bo naprawde zdrowi sa ci, ktorzy nie lekaja sie smierci, ktorzy czekaja na nia jak na wybawienie, ktorzy pragna sie obudzic i zaczac nowe zycie, w innych swiatach. W jednej chwili wszyscy zajasnielismy swiatlem

CZESC CZWARTA

Promien sloneczny pelzal po nagim ramieniu chlopca.

Plastikowy zegar ze smiejacym sie wilkiem glosno tykal na szafce nocnej. Strumien powietrza z uchylonego lufcika kolysal polprzezroczysta firanka. Na podworzu leniwie poszczekiwal pies.

Chlopiec spal z otwartymi ustami. Spod koldry wystawal zielony leb pluszowego dinozaura.

Promien musnal pulchny policzek chlopca. Oswietlil koniuszek nosa.

Chlopcu drgnely usta, zmarszczyl sie nos. Kichnal i otworzyl oczy. Znow je zamknal. Ziewnal i przeciagnal sie, zsuwajac koldre. Dinozaur upadl na dywan. Chlopiec usiadl. Podrapal sie w rozczochrana glowe. Zawolal:

– Mamo!

Nikt nie odpowiedzial.

Spojrzal w dol. Dinozaur lezal do gory brzuchem miedzy kapciem a pistoletem na wode. Chlopiec zwiesil nogi z lozka. Znow ziewnal. Wstal i poczlapal do kuchni.

Nikogo tam nie bylo. Na stole lezala pomarancza, pod nia kartka. Chlopiec stanal na palcach i wyciagnal kartke spod pomaranczy. Pomarancza potoczyla sie po stole. Spadla na podloge. Potoczyla sie po podlodze.

Poruszajac ustami i duzymi palcami u nog, chlopiec przesylabizowal:

– Za-raz wra-cam.

Odlozyl kartke na stol. Kucnal, rozejrzal sie. Pomarancza lezala pod kredensem.

Chlopiec puscil baka. Wstal. Poczlapal do lazienki. Spuscil majtki. Dlugo sikal, poruszajac ustami. Podciagnal

Вы читаете Lod
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату