bloto tulac w ramionach butelke.
– Spojrzcie tylko, co on wyrabia! – wykrzyknal ze zloscia Clevinger. – Moze bys tak wstal i wsiadl do samochodu, zebysmy mogli wszyscy pojechac do eskadry?
– Nie mozemy jechac wszyscy. Ktos musi tu zostac i pomoc Wodzowi z tym jeepem, ktory jest zapisany na jego nazwisko w parku maszynowym.
Wodz White Halfoat rozsiadl sie w samochodzie sztabowym zanoszac sie dumnym chichotem.
– To jest samochod kapitana Blacka – obwiescil radosnie.
– Ukradlem mu go dopiero co sprzed klubu oficerskiego za pomoca zapasowych kluczykow, ktore zgubil dzis rano.
– O, do diabla! Trzeba to oblac.
– Czy nie dosc juz wypiliscie? – zaczai ich strofowac Clevinger, gdy tylko McWatt zapuscil silnik. – Spojrzcie lepiej na siebie. Czy naprawde chcecie zapic sie na smierc albo utopic sie w bagnie?
– Byle tylko nie zalatac sie na smierc.
– Dodaj gazu, dodaj gazu – zachecal McWatta Wodz White Halfoat. – I wylacz swiatla. Wtedy sie najlepiej jedzie.
– Doktor Daneeka ma racje – kontynuowal Clevinger. – Ludzie sa za glupi, zeby mogli sami za siebie odpowiadac. Naprawde czuje do was obrzydzenie.
– W porzadku, pyskacz, wysiadaj z samochodu – rozkazal Wodz White Halfoat. – Wszyscy wysiadac z wyjatkiem Yossariana. Gdzie jest Yossarian?
– Zejdz ze mnie – odpychal go ze smiechem Yossarian. – Jestes caly w blocie.
Clevinger obral sobie teraz za cel Nately'ego.
– Tobie sie najbardziej dziwie. Czy wiesz, jak od ciebie jedzie? Zamiast miec na niego, oko upiles sie tak samo jak on. A gdyby tak znowu wdal sie w bojke z Applebym?
Clevinger zrobil wielkie oczy z przerazenia, kiedy uslyszal chichot Yossariana.
– Chyba nie wdal sie znowu w bojke z Applebym?
– Tym razem nie – odpowiedzial Dunbar.
– Nie, tym razem nie. Tym razem zrobilem cos lepszego.
– Tym razem wdal sie w bojke z pulkownikiem Kornem.
– Niemozliwe! – jeknal Clevinger.
– Naprawde? – zawolal ucieszony Wodz White Halfoat. – Trzeba to oblac.
– Alez to straszne! – oswiadczyl Clevinger przejety do glebi.
– Dlaczego, u licha, musiales sie czepiac pulkownika Korna? Hej, co sie stalo ze swiatlami? Dlaczego jest tak ciemno?
– Wylaczylem swiatla – odpowiedzial McWatt. – Wodz White Halfoat ma racje. Bez swiatel jest duzo lepiej.
– Czys ty zwariowal? – wrzasnal Clevinger i skoczyl do przodu, zeby wlaczyc reflektory. Potem bliski histerii rzucil sie na Yossariana. – Widzisz, co robisz? Dajesz im zly przyklad! Jezeli przestanie padac i jutro trzeba bedzie leciec na Bolonie? W ladnej bedziecie formie.
– Nigdy nie przestanie padac. Nie, moj drogi, taki deszcz moze padac w nieskonczonosc.
– Juz nie pada! – powiedzial ktos i w samochodzie zapanowalo milczenie.
– O wy nieszczesne skurwysyny – mruknal wspolczujaco Wodz White Halfoat po dluzszej chwili.
– Czy naprawde przestalo padac? – spytal Yossarian niesmialo.
McWatt wylaczyl wycieraczki, zeby sie upewnic. Nie padalo. Niebo zaczynalo sie przejasniac. Przez lekka brazowawa mgielke wyraznie widac bylo ksiezyc.
– Co tam – powiedzial trzezwym glosem McWatt. – Bylo nie bylo.
– Nie martwcie sie, koledzy – odezwal sie Wodz White Halfoat.
– Pas startowy bedzie jutro jeszcze za miekki. Moze zanim wyschnie, zacznie znowu padac.
– Ty cholerny, smierdzacy, wszawy skurwysynu – wrzasnal Joe Glodomor ze swojego namiotu, kiedy wjechali do obozu.
– Jezu, to on jest tutaj? Myslalem, ze jest jeszcze w Rzymie ze swoim samolotem kurierskim.
– O! Oooo! Oooooo! – wrzeszczal Joe Glodomor. Wodza White Halfoata zatrzeslo.
– Ten facet dziala mi na nerwy – wyznal zbolalym szeptem.
– Hej, a co sie stalo z kapitanem Flumem?
– O, to jest facet, ktory mi dziala na nerwy. W zeszlym tygodniu widzialem go w lesie, jak jadl jagody. Nie sypia juz w swojej przyczepie. Wygladal potwornie.
– Joe Glodomor boi sie, ze bedzie musial zastapic kogos chorego, mimo ze zwolnienia lekarskie zostaly odwolane. Widzieliscie go tego wieczora, kiedy chcial zamordowac Havermeyera i wpadl do rowu?
– Oooo! – wrzasnal Joe Glodomor. – O! Oooo! Oooooo!
– Cale szczescie, ze Flume przestal pokazywac sie w stolowce. Skonczylo sie: “Kto zjada ostatki, ten jest piekny i gladki'.
– Albo: “Kto je buraczki, ten nie ma bialaczki'.
– Zjezdzaj stad, zjezdza] stad – wrzeszczal Joe Glodomor.
– Mowilem ci, zebys stad zjezdzal, ty cholerny, smierdzacy, wszawy skurwysynu!
– Przynajmniej wiemy, co mu sie sni – zauwazyl z przekasem Dunbar. – Snia mu sie cholerne, smierdzace, wszawe skurwysyny.
Nieco pozniej tej samej nocy Joe Glodomor mial sen, ze sie dusi, bo kot Huple'a siedzi mu na twarzy, a kiedy sie obudzil, kot Huple'a rzeczywiscie siedzial mu na twarzy. Jego przerazenie nie mialo granic i przeszywajace, nieziemskie wycie, jakim rozdarl ksiezycowa ciemnosc, wibrowalo sila inercji jeszcze przez kilka sekund jak potezny wybuch. Na chwile zapanowala odretwiajaca cisza, a potem z namiotu Joego dobiegly odglosy potwornej awantury.
Yossarian wpadl tam jako jeden z pierwszych. Kiedy sforsowal wejscie, zobaczyl, ze Joe Glodomor trzyma w reku rewolwer i szarpie sie z Huple'em, nie pozwalajacym mu zastrzelic kota, ktory plul i szarzowal raz po raz na Joego Glodomora, nie pozwalajac mu zastrzelic Huple'a. Obaj ludzcy adwersarze byli w wojskowej bieliznie. Gola zarowka nad glowa tanczyla szalenczo na drucie i wszedzie miotaly sie i podrygiwaly chaotyczne, czarne, splatane cienie, az caly namiot zdawal sie wirowac. Yossarian nie mogl zlapac rownowagi i z rozpedu rzucil sie wspanialym szczupakiem, przygniatajac wszystkich trzech walczacych do ziemi. Powstal z tego stosu cial trzymajac jedna reka za kark Joego Glodomora, a druga kota. Joe Glodomor i kot patrzyli na siebie z nienawiscia. Kot plul wsciekle na Joego Glodomora, a Joe Glodomor usilowal zdzielic go piescia.
– Walka musi byc uczciwa – orzekl Yossarian i wszyscy, ktorzy przybiegli przerazeni halasem, zaczeli wznosic ekstatyczne okrzyki w ogromnym przyplywie ulgi.
– Odbedzie sie uczciwa walka – oswiadczyl Yossarian oficjalnie Joemu Glodomorowi i kotu, wynioslszy ich na dwor i nadal trzymajac ich za karki z dala od siebie. – Piesci, kly i pazury, ale bez broni palnej – uprzedzil Joego Glodomora. – I bez plucia – upomnial surowo kota. – Zaczynacie, kiedy was puszcze. Zwarcia bede przerywal i wznawial walke na srodku. Start!
Zebral sie wielki oszolomiony tlum zadnych rozrywki gapiow, ale kot okazal sie podszyty tchorzem i uciekl sromotnie, w momencie gdy Yossarian go puscil. Joe Glodomor zostal ogloszony zwyciezca. Odszedl dumnym, rozkolysanym krokiem championa, z usmiechem szczescia, wypinajac wychudla piers i wysoko unoszac mala glowke. Wrocil zwyciesko do lozka i znow snilo mu sie, ze sie dusi, bo kot Huple'a siedzi mu na twarzy.
13 Major… de Coverley
Przesuniecie linii frontu nie zmylilo Niemcow, wprowadzilo natomiast w blad majora… de Coverley, ktory spakowal swoja torbe podrozna, zazadal samolotu i w przekonaniu, ze Florencja rowniez zostala zdobyta przez aliantow, udal sie tam osobiscie, zeby wynajac dla oficerow i szeregowych eskadry dwa apartamenty, z ktorych mogliby korzystac podczas urlopow wypoczynkowych. Nie wrocil jeszcze, kiedy Yossarian wyskoczyl z biura majora Majora i zastanawial sie, do kogo z kolei zwrocic sie teraz o pomoc.
Major… de Coverley byl wspanialym, budzacym respekt powaznym mezczyzna z masywna lwia glowa i
