– Co to za jeden?
Pulkownik Moodus spojrzal na liste.
– To jest Yossarian, tato. Otrzymuje Lotniczy Krzyz Zaslugi.
– Hm, niech mnie diabli – mruknal general Dreedle i jego czerstwa, kamienna twarz zmiekczyl wyraz rozbawienia. – Dlaczego nie macie na sobie ubrania, Yossarian?
– Bo nie chce.
– Co to znaczy, nie chcecie? Dlaczego, do diabla, nie chcecie?
– Nie chce i tyle, panie generale.
– Dlaczego on jest nie ubrany? – rzucil przez ramie general Dreedle do pulkownika Cathcarta.
– Do ciebie mowi – szepnal pulkownik Kom przez ramie pulkownika Cathcarta, tracajac go mocno lokciem w plecy.
– Dlaczego on jest nie ubrany? – zwrocil sie pulkownik Cathcart do pulkownika Korna krzywiac sie z bolu i rozcierajac miejsce, w ktore trafil go lokiec pulkownika Koma.
– Dlaczego on jest nie ubrany? – spytal pulkownik Korn kapitanow Piltcharda i Wrena.
– W zeszlym tygodniu nad Awinionem w jego samolocie zostal zabity jeden z zolnierzy, ktory go calego zakrwawil – odpowiedzial kapitan Wren. – Przysiega, ze nigdy juz nie wlozy munduru.
– W zeszlym tygodniu nad Awinionem w jego samolocie zostal zabity jeden z zolnierzy, ktory go calego zakrwawil – zameldowal pulkownik Korn bezposrednio generalowi. – Jego mundur nie wrocil jeszcze z pralni.
– A gdzie ma inne mundury?
– Tez w pralni.
– A bielizna? – spytal general Dreedle.
– Cala jego bielizna jest rowniez w pralni – odpowiedzial pulkownik Korn.
– To mi wyglada na wielka bzdure – oswiadczyl general Dreedle.
– Bo to jest wielka bzdura – potwierdzil Yossarian.
– Prosze sie nie obawiac – obiecal pulkownik Cathcart generalowi, spogladajac z pogrozka na Yossariana. – Obiecuje panu, panie generale, ze ten czlowiek zostanie ukarany z cala surowoscia.
– A co mnie to, u diabla, obchodzi, czy on zostanie ukarany, czy nie? – spytal general Dreedle zdziwiony i poirytowany. – Ten zolnierz zasluzyl na odznaczenie. Jesli chce je otrzymac na golasa, to coz to, u diabla, pana obchodzi?
– Jestem zupelnie tego samego zdania, panie generale! – podchwycil pulkownik Cathcart z zywiolowym entuzjazmem i otarl czolo wilgotna biala chusteczka. – Ale co pan o tym sadzi w swietle ostatniego okolnika generala Peckema na temat wlasciwego stroju wojskowego w strefie przyfrontowej?
– Peckem? – zachmurzyl sie general Dreedle.
– Tak jest, panie generale – powiedzial pulkownik Cathcart sluzalczo. – General Peckem zaleca nawet, abysmy wysylali naszych zolnierzy do walki w mundurach wyjsciowych, aby wywierali dobre wrazenie na nieprzyjacielu, jezeli zostana zestrzeleni.
– Peckem? – powtorzyl general Dreedle mruzac oczy ze zdumienia. – A co, u diabla, ma do tego Peckem? -
Pulkownik Korn znowu dzgnal pulkownika Cathcarta lokciem w plecy.
– Absolutnie nic, panie generale! – odpowiedzial pulkownik Cathcart przytomnie, krzywiac sie z bolu i ostroznie rozcierajac miejsce, gdzie dostal lokciem pulkownika Korna. – I dlatego wlasnie postanowilem nie podejmowac zadnych krokow, dopoki nie uzgodnie sprawy z panem generalem. Czy mamy zignorowac calkowicie to zarzadzenie?
General Dreedle zignorowal go calkowicie, odwracajac sie z wyrazem zlowrogiej pogardy, zeby wreczyc Yossarianowi pudelko z odznaczeniem.
– Przyprowadz moja dziewczyne z samochodu – polecil opryskliwie pulkownikowi Moodusowi i czekal nieruchomo, groznie zmarszczony, z opuszczona glowa, dopoki pielegniarka nie stanela przy jego boku.
– Kaz w kancelarii, zeby natychmiast odwolali moje ostatnie polecenie nakazujace zolnierzom noszenie krawatow podczas akcji bojowych – szepnal goraczkowo katem ust pulkownik Cathcart do pulkownika Korna.
– Mowilem ci, zebys tego nie robil – rozesmial sie pulkownik Korn – ale nie chciales mnie sluchac.
– Csss! – ostrzegl go pulkownik Cathcart. – Korn, do cholery, co zrobiles z moimi plecami?
Pulkownik Korn znowu zachichotal.
Pielegniarka generala Dreedle towarzyszyla mu wszedzie, nawet w pokoju odpraw przed akcja na Awinion, gdzie stala ze swoim cielecym usmiechem obok podwyzszenia i rozkwitala jak zyzna oaza u boku generala Dreedle w swoim rozowo-zielonym mundurze. Yossarian spojrzal na nia i zakochal sie na zaboj. Od razu stracil humor czujac w srodku pustke i odretwienie. Wpatrywal sie z lekkim pozadaniem w jej pelne czerwone wargi i doleczki na policzkach, podczas gdy major Danby monotonnym, dydaktycznym meskim buczeniem opisywal potezna koncentracje artylerii przeciwlotniczej oczekujacej ich w Awinionie. Nagle z piersi Yossariana wyrwal sie jek rozpaczy na mysl, ze moze juz nigdy nie zobaczyc tej cudownej kobiety, z ktora nie zamienil w zyciu ani slowa i w ktorej byl tak zalosnie zakochany. Dygotal i skrecal sie ze smutku, strachu i pozadania, kiedy na nia patrzyl; byla tak piekna. Moglby calowac slady jej stop. Oblizal spierzchniete, spragnione wargi lepkim jezykiem i znowu jeknal bolesnie, tym razem tak glosno, ze sciagnal na siebie przestraszone, pytajace spojrzenia lotnikow, ktorzy w czekoladowych kombinezonach i bialych stebnowanych uprzezach spadochronow siedzieli na prostych drewnianych lawach.
Nately odwrocil sie do niego z lekiem w oczach.
– Co tam? – szepnal. – Co ci jest?
Yossarian nie slyszal. Zzeralo go pozadanie i obezwladnial zal. Pielegniarka generala Dreedle byla tylko troszke pucolowata i jego zmysly byly przeciazone do granic wytrzymalosci zlota promiennoscia jej wlosow i nieznanym dotknieciem jej miekkich, krotkich palcow, kraglym, nie zasmakowanym bogactwem jej bujnych piersi w rozowej, szeroko otwartej pod szyja koszuli i trojkatnym jedrnym, wypuklym pagorkiem u zbiegu ud i brzucha w obcislych, dopasowanych zielonych oficerskich spodniach z gabardyny. Pozeral ja od czubka glowy do malowanych paznokci u nog. Nie chcial sie z nia rozstawac do konca zycia. – Oooooooooooooch – jeknal znowu i tym razem cala sala zafalowala na dzwiek jego drzacego, przeciaglego westchnienia. Wsrod oficerow na podwyzszeniu zapanowal niepokoj i nawet major Danby, ktory wlasnie przystapil do uzgadniania zegarkow, omal sie nie zgubil przy odliczaniu sekund i nie musial zaczynac od poczatku. Nately powiodl wzrokiem w slad za znieruchomialym spojrzeniem Yossariana przez cala dlugosc sali i trafil na pielegniarke generala Dreedle. Zbladl i zadrzal, kiedy zrozumial, co dreczy Yossariana.
– Daj spokoj, dobrze? – ostrzegl go groznym szeptem.
– Oooooooooooooooooch – jeknal Yossarian po raz czwarty tak glosno, ze teraz juz wszyscy musieli go uslyszec.
– Zwariowales? – syknal Nately gwaltownie. – Szukasz guza?
– Oooooooooooooooooch – zawtorowal Yossarianowi Dunbar z drugiego konca sali.
Nately poznal glos Dunbara. Sytuacja wymykala sie spod kontroli i Nately odwrocil sie z krotkim jekiem.
– Oooooooooooooooooch – odpowiedzial mu Dunbar.
– Oooooooooooooooooch – jeknal glosno zirytowany Nately uswiadomiwszy sobie, ze sam przed chwila jeknal.
– Oooooooooooooooooch – odpowiedzial mu znow Dunbar.
– Oooooooooooooooooch – odezwal sie ktos zupelnie nowy w innej czesci sali i Nately poczul, ze wlos mu sie jezy na glowie. Yossarian z Dunbarem odpowiedzieli zgodnym jekiem, a Nately na prozno kulil sie i szukal jakiejs dziury, w ktorej moglby sie ukryc wraz z Yossarianem. Tu i owdzie rozlegly sie tlumione smiechy. Nately'ego nagle cos podkusilo i w najblizszym momencie ciszy jeknal naumyslnie. Odpowiedzial mu znow jakis nowy glos. Smak nieposluszenstwa dzialal upajajaco i Nately znowu jeknal rozmyslnie przy pierwszej sposobnosci. Zawtorowal mu jeszcze jakis nowy glos. Pokoj odpraw niepohamowanie przeksztalcal sie w dom wariatow. Niesamowite odglosy przybieraly na sile. Szurano nogami, zaczeto upuszczac rozne przedmioty: olowki, kalkulatory, mapniki, grzechoczace stalowe helmy. Ci, ktorzy nie jeczeli, chichotali otwarcie i nie wiadomo, do czego moglby doprowadzic ten zywiolowy bunt jekow, gdyby general Dreedle osobiscie nie przystapil do jego usmierzenia, stajac zdecydowanie posrodku podwyzszenia tuz przed nosem majora Danby'ego, ktory pochylajac swoja powazna, pracowita glowe nadal wpatrywal sie w zegarek i odliczal sekundy.
