– Po co?
– Co po co?
– Po co sciskales po calych dniach gumowa pileczke?
– Bo gumowe pileczki… – zaczal Orr.
– …sa lepsze niz dzikie jablka?
Orr parsknal smiechem i pokrecil glowa.
– Robilem to, zeby zachowac twarz, w razie gdyby ktos mnie przylapal na tym, ze nosze dzikie jablka w ustach. Majac gumowa pileczke w dloni moglbym wyprzec sie dzikich jablek w ustach. Gdyby mnie ktos spytal, dlaczego trzymam dzikie jablka w ustach, moglem po prostu otworzyc dlon i pokazac, ze trzymam gumowa pileczke, a nie dzikie jablka, i nie w ustach, tylko w dloni. Pomysl byl dobry, ale nie wiedzialem, czy ludzie cos z tego rozumieja, bo nielatwo jest cos wytlumaczyc, kiedy sie mowi z dzikimi jablkami w ustach.
Yossarian stwierdzil, ze on tez nie bardzo rozumie, i zastanawial sie, czy Orr nadymajac te swoje policzki jak jabluszka nie robi z niego balona.
W tej sytuacji Yossarian postanowil nie odzywac sie juz ani slowem. Bylby to daremny trud. Znal Orra i wiedzial, ze za nic w swiecie nie wydobedzie teraz z niego, po co chcial miec policzki jak jabluszka. Nie warto bylo go o to pytac, podobnie jak nie warto bylo go pytac, dlaczego pewnego ranka w Rzymie pewna dziwka walila go pantoflem po glowie w zatloczonym korytarzu przed otwartymi drzwiami pokoju mlodszej siostry dziwki Nately'ego. Byla to dorodna dziewucha z dlugimi wlosami i z wyraznie zaznaczajaca sie siecia blekitnych zylek, zwlaszcza w miejscach, gdzie cialo jest najdelikatniejsze. Miotala wyzwiska, wrzeszczala i podskakiwala wysoko w gore na swoich bosych stopach, aby moc walic Orra ostrym obcasem pantofla w sam czubek glowy. Byli oboje nadzy i narobili takiego szumu, ze wszyscy wyjrzeli na korytarz zobaczyc, co sie dzieje, i stali parami w drzwiach swoich pokojow – wszyscy nago, z wyjatkiem starej baby w swetrze i fartuchu, ktora cos tam gdakala niezadowolona, oraz sprosnego, rozpustnego starucha, ktory podczas calej sceny zanosil sie radosnym chichotem z jakas chciwa i pelna satysfakcji uciecha. Dziewczyna wrzeszczala, a Orr sie zasmiewal. Na kazde uderzenie obcasem w glowe odpowiadal glosniejszym wybuchem smiechu, czym doprowadzal ja do jeszcze wiekszego szalu, wiec podskakiwala jeszcze wyzej, zeby walic go po tym lbie, a jej niewiarygodnie pelne piersi fruwaly po calym korytarzu jak choragwie lopoczace na wietrze, zas potezne posladki i uda podrygiwaly niczym jakies przerazajace Eldorado. Ona wrzeszczala, a Orr zasmiewal sie tak dlugo, az po kolejnej porcji wrzaskow zwalila go celnym, tegim ciosem w skron, po ktorym Orr przestal sie smiac i zostal zabrany na noszach do szpitala z niezbyt gleboka dziura w glowie i z bardzo lagodnym wstrzasem mozgu, w sumie zaledwie na dwanascie dni zwolnienia lekarskiego.
Nikt nie zdolal ustalic, co sie wtedy zdarzylo, nawet chichoczacy staruch i gdaczaca starucha, ktorzy wiedzieli o wszystkim, co sie dzialo w tym rozleglym, nieogarnionym burdelu, z jego niezliczonymi pokojami po obu stronach waskich korytarzy, rozchodzacych sie z przestronnego salonu z zaslonietymi oknami i jedyna lampa. Zawsze potem na widok Orra dziewczyna zadzierala sukienke powyzej obcislych, bialych elastycznych majtek i drwiacym, ordynarnym ruchem wypinala na niego swoj mocny, kragly brzuch, obrzucajac go przy tym wyzwiskami i smiejac sie ochryple, on zas chichotal lekliwie i chowal sie za Yossariana. Cokolwiek zrobil, usilowal zrobic albo nie zdolal zrobic za zamknietymi drzwiami pokoju mlodszej siostry dziwki Nately'ego, pozostawalo tajemnica. Dziewczyna nie chciala nic powiedziec ani dziwce Nately'ego, ani zadnej innej dziwce, ani Nately'emu, ani Yossarianowi. Orr moze by i powiedzial, ale Yossarian postanowil nie odzywac sie wiecej do niego ani slowem.
– Powiedziec ci, dlaczego chcialem miec pucolowate policzki? – spytal Orr.
Yossarian jakby nabral wody w usta.
– Pamietasz – mowil Orr – jak wtedy w Rzymie ta dziewczyna, co cie nie znosi, walila mnie po glowie obcasem? Czy chcesz wiedziec, dlaczego?
Nadal nie sposob bylo wyobrazic sobie, czym mogl ja rozzloscic do tego stopnia, ze przez pietnascie czy dwadziescia minut tlukla go po glowie, nie do tego jednak, zeby chwycic go za nogi i roztrzaskac mu czaszke. Niewatpliwie miala taka przewage wzrostu, ze mogla to zrobic. Orr oprocz pucolowatych policzkow mial wystajace zeby, wylupiaste oczy i byl nizszy nawet od mlodego Huple'a, ktory mieszkal po gorszej stronie torow kolejowych, czyli tam, gdzie miescila sie administracja i gdzie Joe Glodomor noc w noc krzyczal przez sen.
Strefa administracji, w ktorej Joe Glodomor przez pomylke rozbil swoj namiot, znajdowala sie posrodku obozu eskadry, miedzy wykopem z zardzewialymi torami a wyboista szosa. Na tej szosie zolnierze mogli podrywac dziewczeta, jezeli tylko obiecali podwiezc je tam, gdzie chcialy – piersiaste, mlode, proste, rozesmiane, szczerbate dziewuchy, z ktorymi mozna bylo zjechac z szosy i rozlozyc je na lace, z czego Yossarian korzystal, kiedy tylko mogl, nie tak czesto jednak, jak go do tego namawial Joe Glodomor, ktory mial dostep do jeepa, ale nie umial prowadzic. Namioty szeregowych staly po drugiej stronie drogi tuz obok kina pod golym niebem, gdzie ku codziennej uciesze umierajacych scieraly sie co wieczor na skladanym ekranie armie ciemniakow i gdzie tego wlasnie popoludnia zjechala kolejna trupa objazdowego zespolu estradowego.
Zespoly te nasylal general P. P. Peckem, ktory przeniosl swoja kwatere do Rzymu i nie mial nic lepszego do roboty, gdy nie byl zajety kopaniem dolkow pod generalem Dreedle. General Peckem nade wszystko cenil sobie porzadek. Byl to energiczny, gladki w obejsciu, pedantyczny general, ktory znal obwod rownika i zawsze pisal “prolongata', kiedy chodzilo o “przedluzenie'. Byl to kawal kutasa, o czym najlepiej wiedzial general Dreedle, rozwscieczony najnowszym poleceniem generala Peckema, aby wszystkie namioty w rejonie Morza Srodziemnego staly wzdluz rownoleglych linii, z wejsciami zwroconymi dumnie w strone pomnika Waszyngtona. General Dreedle, ktory dowodzil jednostka liniowa, uwazal, ze jest to wielka bzdura. Co wiecej, general Peckem nie mial nic do tego, jak sa ustawione namioty w oddziale generala Dreedle. Wynikl z tego zazarty spor kompetencyjny pomiedzy oboma ksiazetami udzielnymi, ktory rozstrzygnal na korzysc generala Dreedle byly starszy szeregowy Wintergreen, sortujacy poczte w dowodztwie Dwudziestej Siodmej Armii Lotniczej. Wintergreen przesadzil o wyniku sporu wrzucajac do kosza wszystkie pisma od generala Peckema. Uwazal, ze sa zbyt rozwlekle. Poglady generala Dreedle, wyrazane mniej pretensjonalnym stylem, znajdowaly uznanie w oczach bylego starszego szeregowego Wintergreena, ktory bezzwlocznie przekazywal je dalej, z niezwykla gorliwoscia trzymajac sie wszelkich przepisow. General Dreedle zwyciezyl walkowerem.
Aby odbudowac swoj nadszarpniety autorytet, general Peckem zaczal wysylac wiecej zespolow estradowych niz kiedykolwiek przedtem i obciazyl samego pulkownika Cargilla odpowiedzialnoscia za to, aby przyjmowano je z nalezytym entuzjazmem.
Tymczasem w grupie Yossariana nie bylo zadnego entuzjazmu. Bylo za to coraz wiecej szeregowych i oficerow, ktorzy po kilka razy dziennie zjawiali sie uroczyscie w kancelarii sierzanta Towsera, zeby spytac, czy przyszedl juz rozkaz przeniesienia ich do kraju. Wszyscy mieli zaliczone po piecdziesiat lotow bojowych. Bylo ich teraz wiecej niz wowczas, kiedy Yossarian poszedl do szpitala, i nadal czekali. Denerwowali sie i ogryzali paznokcie. Byli groteskowym obrazem mlodych bezrobotnych z lat kryzysu. Poruszali sie bokiem, jak kraby. Czekali na rozkaz, ktory odesle ich bezpiecznie do kraju, a czekajac nie mieli nic lepszego do roboty, jak tylko sie denerwowac, ogryzac paznokcie i zjawiac sie uroczyscie po kilka razy dziennie w kancelarii sierzanta Towsera z pytaniem, czy przyszly juz rozkazy o wyslaniu ich do kraju.
Zdawali sobie sprawe z tego, ze walcza z czasem, gdyz wiedzieli z gorzkiego doswiadczenia, ze pulkownik Cathcart moze w kazdej chwili podniesc wymagana ilosc lotow bojowych. Nie mieli nic innego do roboty, jak tylko czekac. Jedynie Joe Glodomor mial co robic po powrocie z kazdego kolejnego lotu. W nocy dreczyly go zmory i odnosil zwyciestwa w walkach na piesci z kotem Huple'a. Siadal z aparatem fotograficznym w pierwszym rzedzie na wszystkich wystepach artystycznych i usilowal robic zdjecia, zagladajac pod spodnice jasnowlosej spiewaczce z wielkim biustem rozpierajacym bluzke naszyta cekinami. Ani jedno zdjecie sie nie udalo.
Pulkownik Cargill, prawa reka generala Peckema, potezny, rumiany mezczyzna, przed wojna byl czujnym, bezwzglednym i energicznym dyrektorem handlowym. Pulkownik Cargill byl zlym handlowcem. Byl tak okropnym handlowcem, ze wyrywaly go sobie firmy zmuszone ze wzgledow podatkowych wykazac straty. W calym cywilizowanym swiecie, od Battery Park do Fulton Street, znano go jako czlowieka, na ktorym mozna polegac, kiedy chodzi o szybkie obnizenie stopy podatkowej. Jego uslugi byly drogie, gdyz niepowodzenia sa czesto trudne do osiagniecia. Musial zaczynac od szczytu i torowac sobie droge w dol, a kiedy sie ma przyjaciol w rzadzie, nielatwo jest robic zle interesy. Wymagalo to nieraz miesiecy ciezkiej pracy i nieomylnie blednego planowania. Czlowiek dezorganizowal, podejmowal bledne decyzje, nie dogladal, wszystkie drzwi zostawial otworem, a kiedy sie zdawalo, ze juz zrobil swoje, rzad dawal mu jezioro albo las, albo pole naftowe i psul cala robote. Jednak na pulkowniku Cargillu mozna bylo polegac. Nawet w tak nie sprzyjajacych okolicznosciach potrafil zrujnowac