najlepiej prosperujace przedsiebiorstwo. Doszedl do tego wlasna praca i swoje niepowodzenia zawdzieczal wylacznie sobie.

– Panowie – zaczal pulkownik Cargill przemowienie w eskadrze Yossariana, starannie odmierzajac pauzy. – Jestescie oficerami Armii Stanow Zjednoczonych. Oficerowie zadnej innej armii na swiecie nie moga tego o sobie powiedziec. Zastanowcie sie nad tym.

Sierzant Knight zastanowil sie nad tym i poinformowal uprzejmie pulkownika, ze zwraca sie do podoficerow i szeregowych, oficerowie zas czekaja na niego po drugiej stronie placu. Pulkownik Cargill podziekowal mu energicznie i odszedl wielce z siebie zadowolony. Duma napawal go fakt, ze dwadziescia dziewiec miesiecy sluzby w wojsku nie przytepilo jego niezwyklego talentu do popelniania bledow.

– Panowie – zaczal przemowienie do oficerow, starannie odmierzajac pauzy. – Jestescie oficerami Armii Stanow Zjednoczonych. Oficerowie zadnej armii na swiecie nie moga tego o sobie powiedziec. Zastanowcie sie nad tym.

Odczekal chwile, aby dac im czas na zastanowienie.

– Ci ludzie sa waszymi goscmi! – krzyknal nagle. – Przebyli przeszlo trzy tysiace mil, aby dostarczyc wam rozrywki. Jak sie beda czuli, jezeli nikt nie przyjdzie ich ogladac? Jak to wplynie na ich morale? Sluchajcie, panowie, ja nie mam w tym zadnego interesu, ale ta dziewczyna, ktora chce dzis dla was zagrac na akordeonie, jest w tym wieku, ze moglaby byc matka. Jak byscie sie czuli, gdyby tak wasza matka przebyla przeszlo trzy tysiace mil, zeby zagrac na akordeonie zolnierzom, a oni nie chcieliby jej sluchac? Co bedzie czulo to dziecko, ktorego matka moglaby juz byc ta akordeonistka, kiedy dorosnie i dowie sie o tym? Odpowiedz na to pytanie moze byc tylko jedna. Panowie, nie chcialbym zostac zle zrozumiany. Wszystko to jest oczywiscie dobrowolne. Jestem ostatnim pulkownikiem na swiecie, ktory by kazal wam isc i bawic sie pod przymusem, ale zycze sobie, aby kazdy, kto nie jest taki chory, ze musi lezec w szpitalu, poszedl natychmiast na ten wystep i bawil sie. Prosze to uwazac za rozkaz!

Yossarian natychmiast poczul sie tak zle, ze moglby wrocic do szpitala, a jeszcze gorzej poczul sie po trzech nastepnych lotach, kiedy doktor Daneeka krecac melancholijnie glowa nadal odmawial zwolnienia go z lotow.

– Tobie sie zdaje, ze masz klopoty? – zganil go ze smutkiem.

– To co ja mam powiedziec? Przez osiem lat zywilem sie fistaszkami, zeby ukonczyc studia medyczne. Potem, juz w swoim gabinecie, odzywialem sie karma dla drobiu, dopoki nie rozwinalem praktyki na tyle, ze zaczalem wychodzic na swoje. Wreszcie, kiedy interes zaczal dawac dochod, zgarneli mnie do wojska. Nie rozumiem, na co ty narzekasz.

Doktor Daneeka byl przyjacielem Yossariana, wiec nie chcial nawet kiwnac palcem, zeby mu pomoc. Yossarian sluchal z uwaga opowiesci doktora Daneeki o pulkowniku Cathcarcie ze sztabu grupy, ktory chcial zostac generalem, o generale Dreedle ze sztabu skrzydla i jego pielegniarce oraz o wszystkich innych generalach Dwudziestej Siodmej Armii Lotniczej, ktorzy zadali tylko czterdziestu lotow bojowych do zaliczenia sluzby.

– Usmiechnij sie i ciesz sie z tego, co masz – radzil ponuro Yossarianowi. – Bierz przyklad z Havermeyera.

Yossarian zadrzal na sama mysl o czyms takim. Havermeyer byl bombardierem prowadzacego bombowca i nigdy nie usilowal robic unikow, kiedy nalatywal na cel, narazajac w ten sposob wszystkie zalogi lecace za nim.

– Havermeyer, dlaczego, do cholery, nigdy nie robisz unikow?

– z wsciekloscia rzucali sie na niego po wyladowaniu.

– Zostawcie kapitana Havermeyera w spokoju – rozkazywal pulkownik Cathcart. – To jest najlepszy bombardier w calej cholernej jednostce.

Havermeyer szczerzyl zeby, kiwal glowa i usilowal wyjasnic, jak za pomoca kordelasa produkuje pociski dum-dum, ktorymi potem strzela co noc do myszy polnych. Havermeyer rzeczywiscie byl najlepszym bombardierem w jednostce, ale lecial prosto i rowno przez caly czas, od punktu poczatkowego do celu, a nawet jeszcze daleko poza cel, dopoki nie zobaczyl, ze spadajace bomby uderzaja w ziemie i wybuchaja w naglym pomaranczowym rozblysku, nad ktorym wiruje calun dymu, i tryskaja w gore wielkimi czarnoszarymi falami drobne szczatki. Havermeyer prowadzil prosto i rowno jak kaczki po wodzie szesc samolotow ze zdretwialymi ze strachu smiertelnikami, podczas gdy sam z zywym zainteresowaniem obserwowal ze swojej pleksiglasowej kabiny spadajace bomby, dajac niemieckim artylerzystom tam w dole czas na nastawienie celownikow, wycelowanie i nacisniecie cyngli, dzwigni spustowych, guzikow czy innych swinstw, ktore oni tam do cholery naciskaja, kiedy chca zabic blizej sobie nie znanych osobnikow.

Havermeyer byl prowadzacym bombardierem, ktory nigdy nie chybial. Yossarian byl prowadzacym bombardierem, ktorego zdegradowano, poniewaz juz dawno przestalo go interesowac, czy trafi, czy nie. Postanowil zyc wiecznie; byl to jedyny cel, dla osiagniecia ktorego gotow byl narazac zycie, i w kazdej chwili interesowalo go wylacznie to, zeby wrocic calo i zdrowo.

Ludzie lubili latac za Yossarianem, ktory spadal blyskawicznie na cel z kazdego kierunku i z kazdej wysokosci, wznoszac sie, nurkujac i skrecajac tak gwaltownie, ze piloci pozostalych pieciu samolotow z najwiekszym trudem utrzymywali sie w szyku; wyrownywal tylko na dwie, trzy sekundy niezbedne do zrzucenia bomb i znowu podrywal sie w gore z rozdzierajacym uszy rykiem silnikow, wykonujac tak raptowne manewry wsrod ognia zaporowego dzial przeciwlotniczych, ze wkrotce szostka samolotow rozsypywala sie po calym niebie jak modlitwy, stajac sie lakomym kaskiem dla niemieckich mysliwcow, czym Yossarian wcale sie nie przejmowal, gdyz niemieckich mysliwcow juz nie bylo, a on nie zyczyl sobie, zeby mu jakies samoloty wybuchaly przed nosem. Dopiero kiedy caly ten Sturm und Drang mieli daleko za soba, znuzony zsuwal helm ze spoconej glowy i przestawal wyszczekiwac komendy do siedzacego przy sterach McWatta, ktory w takiej chwili nie mial wiekszych zmartwien jak to, gdzie spadly bomby.

– Komora bombowa pusta! – meldowal sierzant Knight z tylu.

– Czy trafilismy w most? – pytal McWatt.

– Nie widzialem. Rzucalo mna tak, ze nic nie moglem zobaczyc. Teraz wszystko zaslania dym i tez nic nie widze.

– Hej, Aarfy, czy bomby spadly na cel?

– Na jaki cel? – odzywal sie kapitan Aardvaark, pulchny, palacy fajke nawigator, znad chaosu map w kabinie dziobowej obok Yossariana. – Czy jestesmy juz nad celem?

– Yossarian, czy bomby trafily w cel?

– Jakie bomby? – odpowiadal Yossarian, ktory myslal wylacznie o ogniu artylerii przeciwlotniczej.

– A zreszta, bylo nie bylo – mruczal McWatt.

Yossariana guzik obchodzilo, czy trafil, pod warunkiem, ze zrobil to Havermeyer lub ktos inny z prowadzacych bombardierow, bo wtedy nie musieli wracac. Od czasu do czasu Havermeyer doprowadzal kogos do wscieklosci i obrywal w ucho.

– Mowilem wam juz, zebyscie dali spokoj kapitanowi Havermeyerowi – ostrzegal gniewnie pulkownik Cathcart. – Mowilem wam juz, ze to nasz najlepszy bombardier.

Havermeyer szczerzyl zeby w odpowiedzi na interwencje pulkownika i wpychal do ust kolejna sezamke.

Havermeyer nabral wielkiej wprawy w strzelaniu do myszy z rewolweru ukradzionego nieboszczykowi z namiotu Yossariana. Uzywal na przynete cukierka i z wycelowanym rewolwerem siedzial w ciemnosciach czekajac, az ofiara uszczknie pierwszy kes, w drugiej rece trzymajac sznurek przeciagniety od ramy moskitiery do nagiej zarowki pod sufitem. Sznurek byl napiety niczym struna od banjo i najlzejsze dotkniecie zapalalo zarowke, ktora oslepiala drzaca mysz potokiem swiatla. Hayermeyer chichotal radosnie, gdy zwierzatko zastygalo w przerazeniu i lypalo oczkami, goraczkowo wypatrujac napastnika. Havermeyer czekal, az mysz go zobaczy, a wtedy wybuchal glosnym smiechem i naciskal jednoczesnie spust, rozbryzgujac z glosnym plasnieciem cuchnace wlochate cialko po calym namiocie i odsylajac jej (czy tez jego) niesmiala duszyczke na lono mysiego Abrahama.

Strzeliwszy tak kiedys w srodku nocy do myszy obudzil Joego Glodomora, ktory wyskoczyl boso na dwor wrzeszczac skrzekliwym glosem na cale gardlo i popedzil do namiotu Havermeyera walac raz po raz ze swojej czterdziestki piatki. Sforsowal juz duzy wykop oddzielajacy namioty, ale nagle znikl w jednym z rowow lacznikowych, ktore pojawily sie przy kazdym namiocie jak za dotknieciem rozdzki czarnoksieskiej nastepnego ranka po tym, jak Milo Minderbinder zbombardowal ich eskadre. Stalo sie to tuz przed switem podczas Wielkiego Oblezenia Bolonii, kiedy milczacy nieboszczycy zaludniali nocne godziny jak zywe upiory, a Joe Glodomor odchodzil od zmyslow ze zdenerwowania, poniewaz znowu odbyl przepisana liczbe lotow i byl zwolniony od udzialu w akcjach bojowych. Joe Glodomor belkotal bez zwiazku, kiedy wyciagnieto go z blota na dnie rowu lacznikowego,

Вы читаете Paragraf 22
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×