zgielku i chuliganskich wybrykow, zwlaszcza w lecie, gdy po ulicach czasami az do poznego wieczoru spacerowaly tlumy ludzi. Okna mieszkania czesto byly otwarte w nocy, dzialo sie to bowiem przed upowszechnieniem klimatyzacji. Matka lubila sie kapac i zanim zlamala biodro, chodzila w sloneczne dni na plaze, zabierajac ze soba pusta butelke po mleku, zeby nalac do niej morskiej wody i po powrocie umyc w niej stopy. Wyprowadzal ja jednak z rownowagi i zloscil wulgarny halas i nieustanny ruch, wielkosc i aktywnosc klebiacego sie wszedzie tlumu. Z gorycza okreslala nasza czesc swiata mianem chozzer mart, swinskiego targu. W jej narzekaniach moglem uslyszec skryty wyrzut, lecz tak samo skrycie nie podzielalem jej zdania, sam bowiem wspoltworzylem ten rejwach i znalazlszy sie w odpowiednim wieku, by zapisac sie do jednego z miejscowych klubow, przyczynialem sie bezmyslnie do eskalacji halasu i nieporzadku na ulicach, uczestniczac w dlugich nocnych pogwarkach i imprezach, w trakcie ktorych z wystawionych przez okna klubowych glosnikow plynela nieprzerwanie skoczna muzyka.

Bylismy dziecmi z biednych rodzin, ale nie wiedzielismy o tym. Nie wydaje mi sie, bym kiedykolwiek w zyciu uwazal sie za skrzywdzonego przez los, niesprawiedliwie pozbawionego czegos, co chcialbym miec, a czego nie mialem. Chociaz dochody byly niskie, wszyscy nasi ojcowie, a potem starsi bracia i siostry najwyrazniej gdzies pracowali; w koncu my tez skonczylismy szkole i poszlismy do roboty. Dobrodziejstwem naszego dziecinstwa bylo to, ze nie wiedzielismy o naszym podrzednym statusie, nie wiedzielismy, jak nisko moga nas oceniac inni. Mielismy nasza plaze, nasza promenade i bezpieczne ulice, bylo co zjesc i co na siebie wlozyc, i nie sadze, by umiarkowane ubostwo spedzalo sen z powiek rowniez naszym rodzicom. Prawie wszyscy byli imigrantami i zyli na mniej wiecej rownym poziomie. Takie bylo zycie; nauczyli sie tego w Europie. Narzekanie nie nalezalo do dobrego tonu. Nie oczekiwali, ze los bedzie ich glaskal po glowie, i wiekszosc zyla lepiej, niz byla w stanie zyc w Starym Swiecie. Watpie, by wielu zetknelo sie przed przyjazdem do Ameryki z luksusem biezacej wody, centralnego ogrzewania i instalacji wodociagowej. Zanim moja matka i brat, ktory mial wtedy szesc lat, wyruszyli gdzies z zachodniej Rosji do Nowego Jorku – plyneli osobno roznymi statkami, poniewaz pierwsza zona ojca wciaz zyla, a on nie poznal jeszcze mojej matki – zadne nie widzialo na oczy pomaranczy. Mojego brata poczestowano nia na parowcu wiozacym go przez Atlantyk. Poniewaz bylo to dla niego cos nieznanego, odmowil. Nazajutrz, uslyszawszy od innych, jak wspanialy ma smak, chcial sprobowac, ale zapasy wyczerpaly sie; nie pozostala ani jedna.

Takie tez bylo zycie.

Nasi dorosli ciezko pracowali, zarowno mezczyzni, jak i kobiety, i rzadko kiedy sie klocili. Sporow nie zalatwialo sie przez klotnie. Nie naduzywali alkoholu, na ogol sie nie rozwodzili i jesli nie obrzezano ich umiejetniej, niz bylo obrzezane moje wlasne pokolenie, nie sypiali z zonami lub mezami znajomych i sasiadow.

Slyszalem kiedys, jak George Mandel, moj dawny przyjaciel z Coney Island i sposrod znanych mi ludzi, pierwszy, ktoremu udalo sie zostac pisarzem, prezentuje w telewizyjnym wywiadzie opis Coney Island. Mialbym klopot, chcac do niego cos dodac. Jesli ktos musi juz dorastac w slumsach, powiedzial, uzywajac tego slowa z komiczna przesada, trudno sobie wyobrazic lepsze.

W mojej czesci Coney Island czynszowe kamienice staly prawie przy kazdej uliczce i przecinajacych je alejach. Te wieksze wzniesione byly z cegly i mialy trzy albo cztery pietra. Na parterze mogly sie miescic sklepy i warsztaty, takie jak zaklad krawiecki pana Kaisera albo narozny sklep spozywczy w moim budynku, ktory dzialal dosc krotko, a potem urzadzono w nim kilka mieszkan. Przy kazdej uliczce byly tez wezsze, nizsze domy wzniesione przewaznie z matowej zoltej cegly, ze schodkami prowadzacymi na ganek i piwnicami ponizej poziomu ulicy; mogly je zajmowac dwie albo nawet trzy rodziny, chociaz wiele bylo zamieszkanych wylacznie przez jedna. Tylko w kilku nowszych budynkach dzialaly windy. Byly samoobslugowe i przez jakis czas budzily nasze wielkie zainteresowanie, stanowily tez miejsce nie wymagajacej wiele wysilku, a czasami zlosliwej zabawy w deszczowe dni. Jedna ze sztuczek bylo naciskanie wszystkich przyciskow, zeby zwolnic bieg windy. Do dzis mam pod powiekami obraz starszych mezczyzn i kobiet (starszymi mezczyznami i kobietami stali sie w koncu nasi rodzice i moja wlasna matka) wspinajacych sie z trudem po stromych schodach, kobiet na ogol taszczacych brazowe torby ze spozywczego albo od rzeznika. Gdy ktos z nas wychodzil z mieszkania na drugim pietrze, przypominano mu, zeby „wyrzucil smiecie' do metalowych pojemnikow z pokrywka, ktore zawsze czekaly w pasazu przy kamienicy. W okolicy byly takze drewniane domy, niektore z malymi podworkami i skromnymi ogrodkami z tylu i od frontu. Mialy szalowane sciany i spadziste, kryte gontem dachy, ktore roznily sie od plaskiego dachu naszego budynku, gdzie sterczaly anteny radiowe i suszyla sie na sznurach bielizna.

W roznych punktach Coney Island, w wiekszosci blisko plazy, staly kompleksy bungalowow oraz mniejszych i wiekszych drewnianych domkow zwanych „willami', „dworkami' i „esplanadami'. Zbudowano je chyba, zanim sie tam pojawilismy. Na pewno istnialy, kiedy zwrocilem na nie uwage jako male dziecko; i pozniej, po wojnie, kiedy sie ozenilem i wyjechalem na studia. Przez dziewiec miesiecy w roku byly zamkniete na cztery spusty, a potem nagle roilo sie w nich od ludzi, ktorzy wynajmowali ciasne sypialnie i strozowki na lato i przyjezdzali podekscytowani z wlasna posciela oraz wozkami dla dzieci -mialo sie wrazenie, ze prawie wszyscy zjawiaja sie w ciagu kilku dni. Naplywali z innych czesci Brooklynu, takich jak Williamsburg oraz East New York, a takze z Manhattanu, Bronxu i New Jersey, aby spedzic nastepne kilka miesiecy w tloku, zapewne nie do zniesienia dla ludzi bardziej wyrafinowanych i mniej towarzyskich i najprawdopodobniej nie do zniesienia dla pokolenia, ktore wychowali. Letnicy byli na ogol zadowoleni z kwater, te same rodziny wracaly bowiem rok w rok z wlasna posciela i dorastajacymi dziecmi do tych samych prymitywnych „willi', „dworkow' i „esplanad'. Niektorzy z chlopakow zostawali naszymi wakacyjnymi przyjaciolmi; czekalismy na ich przyjazd i chetnie gralismy z nimi w karty o jednocentowki i kapsle od butelek po oranzadzie albo pozwalalismy zagrac w druzynie punchballu Trzydziestej Pierwszej Zachodniej, zwlaszcza gdy brakowalo nam zawodnikow.

Miedzy nasza kamienica i drugim mniejszym budynkiem przy rogu Railroad Avenue, stal maly pietrowy bungalow z podworkiem w srodku. Na parterze tej drugiej kamienicy byl sklep, w ktorym sprzedawal slodycze pan Moses wraz ze swoja zona i corka; mieszkali w apartamencie na tylach. Pan Moses handlowal rowniez gazetami, w jidysz oraz po angielsku, a stojaca w jego sklepie publiczna budka telefoniczna byla przez dluzszy czas jedynym automatem na calej ulicy. Korzystaly z niej wszystkie rodziny, telefonujac i przyjmujac rozmowy. W tamtych czasach w tak zwanej centrali wciaz dyzurowala niewidzialna telefonistka, mowiaca: „Prosze podac numer'. Kazdy, kto biegl, zeby sprowadzic do sklepu osobe, do ktorej telefonowano, mogl oczekiwac napiwku w zwyczajowej wysokosci dwoch centow. Moja siostra przypomina sobie teraz, ze wszyscy chlopcy, ktorzy zapraszali j a na randke, musieli smalic do niej cholewki przez telefon, ktory odbierala w sklepie pana Mosesa.

Po drugiej stronie ulicy byl duzy osrodek wczasowy o nazwie West End Villa, w ktorym staly szeregowo jednorodzinne bungalowy. Poza sezonem bawilismy sie tam w berka, biegajac po gankach i przeskakujac przez balustrady. W glebi osrodka, na dwoch kondygnacjach podobnych do tych, ktore widuje sie w dzisiejszych motelach, miescily sie letnie apartamenty i prawdopodobnie dzieki ich istnieniu moj brat poznal dziewczyne, swoja przyszla zone. Byc moze nie spotkal jej akurat tam, lecz jej rodzina wynajmowala ten apartament kazdego sezonu i znalem jej brata Bena oraz rodzicow, zanim jeszcze zostali tesciami Lee, a on ich zieciem.

Kiedy sie spotkalismy, jej imie brzmialo Perle; potem z jakiegos powodu na rok albo dwa zmienila je na Lynn. Wsrod mlodych kobiet – wtedy nazywalismy je dziewczetami – zmiana imienia w tym czasie byla bardzo modna. Pamietam pewna Gertrude, z ktora uczylem sie caly czas w podstawowce i ktora przedstawiono mi nagle jako Gail, gdy pojawila sie w roli potencjalnej dziewczyny jednego z „seniorow' klubu, gdzie bylem dopiero „juniorem'. Chodzilismy razem na francuski w szkole sredniej. Klub miescil sie na tylach sklepu przy bocznej uliczce, dwie przecznice od mojego domu i nazywal sie Alteo. Jego nietypowosc polegala na tym, ze nalezalo do niego juz drugie pokolenie; wielu czlonkow, wowczas dwudziestoletnich, bylo mlodszymi bracmi zalozycieli, ktorzy wyrosli z tego, co oferowaly liczne kluby towarzyskie i sportowe kwitnace zawsze na Coney Island i w Brighton Beach. Nalezalem do grupy kilkunastoletnich chlopakow z sasiedztwa, z ktorych stworzono grupe „juniorow Alteo'. Wolno nam bylo wykorzystywac pomieszczenie klubowe na cotygodniowe spotkania, a takze przesiadywac tam do wczesnego wieczoru, uczyc sie tanczyc lindy hop i sluchac muzyki oraz niewiarygodnych historii opowiadanych przez starszych kolegow. Nauczylismy sie takze odrozniac bardzo dobra muzyke zespolow Jimmy'ego Lunceforda, Duke'a Ellingtona i Counta Basiego od popularniejszych, „komercyjnych' kawalkow Glenna Millera i Tommy'ego Dorseya. Benny Goodman byl lepszy od tych ostatnich, ale nawet w polowie nie tak porywajacy jak ci najlepsi, ktorzy byli bez wyjatku czarni. Wieczorem, kiedy zaczynaly sie ich wlasne imprezy, nasi starsi koledzy pokazywali nam drzwi, przy ktorych przystawalismy czesto na kilka chwil, zeby sie pogapic.

Gertrude, vel Gail, przyprowadzila do klubu jej starsza ladna siostra. Gail uzywala szminki i mascary i nikt z nas nie widzial jeszcze dziewczyny umalowanej w ten sposob. Niebawem zostala sympatia dwudziestodwu- lub dwudziestotrzyletniego Murraya Beckermana. Panowala zgodna opinia, ze Murray jest najlepszym tancerzem lindy

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×