Ale Kapitan nie ustepowal:
– Czlowiek czy maszyna?
– Nie wiadomo. Ale jest zwiazany z wszystkimi mechanizmami obslugujacymi. Wyznacza wspolczynniki. Ustala zasady gry.
– Jakiej?
– Kazdej. W kazdym kregu zycia.
– Czy zycie to gra?
– Oczywiscie. I jak kazda gra jest podporzadkowane zasadom. W kregu dziecinstwa sa inne. W kregu szkolnym rowniez. Krag dojrzalosci jeszcze nie nastapil.
Kapitan popatrzyl na Bibla: zrozumiales cos z tego?
Bibl rozesmial sie:
– Bawimy sie ni to w durnia, ni to w chowanego. I walka „biczami” na smierc i zycie jest gra, i dzialania na wieloznakowych liczbach w mysli – rowniez. Jedni rozwijaja wyobraznie, inni gryza. Pamietasz, jak blekitny, nawet padajac, jeszcze probowal ugryzc. A dwanascie, nawiasem mowiac, podnosil w pamieci do czwartej, czy do piatej potegi. I jak sie tu mamy zorientowac, kiedy plota trzy po trzy, a kiedy mowia o rzeczach istotnych.
– Nie zamkneliscie swoich mysli – natychmiast padla bezosobowa odpowiedz. – Mozemy wyjasnic. Istotne jest wszystko. Czasami za celne uderzenie „biczem” dolicza sie wiecej jednostek niz za nieudolne zestawienie barw na tablicy, a w krytycznej sytuacji, gdy liczba uzyskanych jednostek nie osiaga normy, oryginalna receptura obiadu latwiej moze uchronic przed regeneracja niz szablonowy wariant wyobrazni.
– Niczego nie rozumiem – skrzywil sie Kapitan. – Wszystko na bakier.
Tym razem Hedonczycy popatrzyli po sobie. Bez pospiechu, uwaznie, jakby pytali sie nawzajem lub naradzali.
– Nie rozumiemy reakcji – padla odpowiedz.
– Wy nie rozumiecie, my nie rozumiemy – warknal Kapitan, z trudnoscia hamujac gniew. – W ten sposob do niczego sie nie dojdzie! Moze zaczelibysmy od tego, ze opowiecie nam o waszej planecie, o swiecie, ktory was otacza, o waszym spoleczenstwie, o jego strukturze spolecznej…
Bibl tracil Kapitana lokciem: Hedonczycy juz nie „sluchali”. Znowu dlugo i bezdzwiecznie rozmawiali spojrzeniami. Dziwny to byl widok: zupelnie jak scena z epoki niemego kina bez napisow. Wreszcie zredagowano odpowiedz. Teraz Kapitan i Bibl wiedzieli, ze udzieli jej Hedonczyk z jasniejszymi wlosami.
– Nie mozemy spelnic waszego zyczenia. Zadnych dokladnych wiadomosci o otaczajacym nas swiecie nie ma. Kazdy moze tworzyc swoje wlasne wyobrazenia o planecie i spoleczenstwie nie odwolujac sie do realnej rzeczywistosci. Osobiscie moge zaproponowac zaledwie osiem wyobrazalnych wariantow konstrukcji naszego swiata, wszystkie ze wskaznikiem dodatnim.
– A ja dwanascie – wtracila sie kobieta.
Bibl domyslil sie tego po jej gwaltownym ruchu ku przodowi.
– Dziekuje – podziekowal ironicznie – ale ja rowniez wole scisle wiadomosci. – I juz nie szeptem, lecz pelnym glosem, nie ukrywajac rozczarowania i niezadowolenia, powiedzial do Kapitana: – Pudlo, Kep. Albo swiadomie nas mistyfikuja, albo zetknelismy sie tu zupelnie z nowa wartoscia spoleczno-biologiczna, calkowitym brakiem zainteresowania w stosunku do wszystkiego, obojetne co by to nie bylo. I w jednym, i w drugim wypadku niczego nie uzyskamy. Nie ma wspolnych zainteresowan, nie ma kontaktu.
– Spokojnie, Bibl – przerwal mu Kapitan. Patrzyl wylacznie na Bibla, ignorujac Hedonczykow. – Zdaje sie, ze zapomnial pan o tym, co jest najwazniejsza cecha badacza kosmicznego. Wynika z tego, ze bedziemy musieli zbierac te tak tu niepopularne scisle informacje po troszeczku. Mimo wszystko sa i takie. Czego, na przyklad, ucza ich w szkole?
– Bojek, gier i tworzenia mitow – rozesmial sie sarkastycznie Bibl.
Hedonczycy milczeli.
– Dlaczego nam nie przerywacie? – zapytal Kapitan.
– Przeciez porozumiewacie sie miedzy soba. Mysl jest zamknieta
– Mowimy o scislej wiedzy. Uwazam, ze taka jednak u was istnieje – powtorzyl Kapitan. – Czym nas obezwladniliscie?
Jasnoskory Hedonczyk machnal reka – Bibl gotow byl przysiac, ze wykonujac ten ruch nie mial on niczego w dloni – i pokazal Kapitanowi cos w rodzaju klucza francuskiego z bladoniebieskiego metalu.
– Paralizator. Strzela molekulami gazu usypiajacego. Mozesz sobie wziac.
Rzucil Kapitanowi blekitny pseudoklucz i natychmiast podal oszolomionemu Biblowi drugi taki sam.
– Widziales cudenka? – rozesmial sie Kapitan i zapytal: – A dlaczego „granatowy”, ktorego okladano „biczami”, nie uzyl paralizatora?
Nieoczekiwanie odpowiedzial atleta siedzacy obok:
– Bo takie sa zasady gry. Tym „granatowym” bylem ja. W tych samych warunkach co „blekitni”. Nawet bez koszuli ochronnej. – Dotknal jednego z jej sznureczkow.
– A pan watpil, ze posiadaja oni jakies scisle informacje – powiedzial Kapitan – Widac, ze o niektorych sprawach sa dobrze poinformowani. Ciekawe, jak sie do siebie zwracaja? Mam nadzieje, ze nie jednym z dwunastu wymyslonych wariantow?
Odpowiedz otrzymali od razu. Znowu odpowiadal jasnoskory, najwidoczniej cieszacy sie wsrod Hedonczykow najwiekszym autorytetem. I co ciekawe, mimo braku intonacji mysli nie zawsze byly anonimowe! Czasami ich natezenie pozwalalo odgadnac autora.
– Imiona nasze sa ustalone, choc niestale – wyjasnil. – W kregu niemowlecym obchodza sie bez nich, „blekitni” wybieraja je opierajac sie na wskazowkach maszyn liczacych. Najczesciej sa to nazwy przedmiotow i zjawisk otaczajacego swiata, czasem oddzielnych pojec. „Granatowi” moga zmienic imie: ich horyzonty sa szersze, a w zwiazku z tym wieksza mozliwosc wyboru. Ja zachowalem poprzednie – Grom.
Hedonczyka, ktorego kosmonauci poznali podczas pierwszej rozmowy w „kolbie” nazywano Biczem. Imie atlety, ktory wytrzymal walke z „blekitnymi”, zabrzmialo roznie. Kapitan „uslyszal” Mezny, a Bibl – Wytrwaly. Przyjeli Wytrwalego. Imie kobiety dawalo jeszcze wieksza mozliwosc wyboru: Drzazga, Igielka, Szpilka. Wybrali Igielke.
– A czego ucza was w szkole oprocz gier i wyobrazni? – zapytal Bibl.
– Dlaczego „i”? Wyobraznia to takze gra.
– No, a nauki scisle? Matematyka, fizyka, chemia?
Odpowiedz nie padla od razu. Hedonczycy znowu popatrzyli po sobie.
– Ostatnie dwa pojecia sa u nas w ogole nie znane. Uczymy sie tylko matematyki.
– Podstawowej czy wyzszej?
– Rozumiemy wasze pytanie nastepujaco: podstawowa to liczenie na tablicy za pomoca cyfr, wyzsza to dzialania na dowolnych liczbach w pamieci.
– A geometria, algebra, analiza matematyczna?
– Pewne elementy o wyzszym stopniu trudnosci matematycznej sa nauczane juz w kregu dojrzalosci. Ale rowniez jako gra czy tez hobby.
– To nawet zabawne, ze nasze myslowe tlumaczenie zaczyna zahaczac o zargon – szepnal Bibl do Kapitana.
– Nie zabawne, lecz straszne. Wynikaloby z tego, ze nie znaja ani wytrzymalosci materialow, ani mechaniki budowlanej. Jak wiec buduja?
– My nie budujemy.
– Ale ktos buduje.
– Nikt nie buduje. Wszystko zostalo zbudowane dawno i na zawsze.
Kapitan i Bibl tylko popatrzyli po sobie: juz im brakowalo slow.
– Moze chodzilo wam o budownictwo logiczne? – padlo tak samo anonimowe, jak zreszta wiekszosc w calym tym dialogu, pytanie.
– A co to takiego budownictwo logiczne?
Na rozowej scianie pojawil sie nagle prostokatny, podswietlony od wewnatrz bialy