ekran, a w jego srodku zolty kwadrat. Natychmiast przykleil sie do niego czarny krag, a z boku czerwony wielokat. Z wierzcholkow popelzly w rozne strony lancuchy nasuwajacych sie jeden na drugi szescianow i szescianikow, kolejno zmieniajacych barwe. Trojgraniaste linie przeszyly je jak bagnety i owinely sie spirala wokol kwadratu – ojca.
– Abstrakcyjne malarstwo filmowe – mruknal Bibl – wczesny kubizm. Ale nawet dla takiej bzdury konieczna jest znajomosc geometrii, chocby w obrebie dwoch pierwszych lat. Obawiam sie, ze czegos tu nie zrozumielismy.
– Zaczynam rozumiec – odezwal sie Kapitan. – Patrz!
W wolnym, nie zakreslonym kacie ekranu od czarnego kregu popelzla w gore cieniutka linia, utworzyla scieta azurowa piramide z wysunietym z boku ramieniem. Rysunek dzwigu budowlanego w konwencji sprzed stu lat – pomyslal Bibl. – Ciekawe, kto jest autorem tego arcydziela? Hedonczycy rowniez okazali zupelnie nieoczekiwane zainteresowanie. Popatrzyli po sobie, pomrugali, ich zrenice rozszerzaly sie i zwezaly i nagle wszyscy, jak jeden maz, odwrocili sie w kierunku Kapitana.
– To ty?
– Narysowalem im schemat dzwigu budowlanego, tak, jak robilem: w dziecinstwie – wyjasnil Biblowi Kapitan.
– Tak wlasnie pomyslalem – odezwal sie Bibl. – Cien realizmu w ich malarskich abstrakcjach. Myslowym malarstwie – poprawil sie. – Jeszcze jeden przyklad ich oderwania sie od realnego zycia. Ciekawe, komu i po co bylo to potrzebne.
„Zamknieta” replika Bibla nie doszla chyba do Hedonczykow. Milczaco, ale z bardzo duzym ozywieniem rozmawiali miedzy soba. Bibl natychmiast to zauwazyl: wyraz ich oczu zmienial sie gwaltownie. Nagle kobieta wstala i zauwazywszy, z jak napieta uwaga Bibl sie im przyglada, usmiechnela sie, podobnie jak jej wspolplemiency, wylacznie kacikami ust. Ale jej mysl odpowiedz adresowana byla najwyrazniej do wszystkich.
– Zanim spotkalismy sie tutaj, brakowalo mi osmiu jednostek. Teraz bede miala wiecej. Do zobaczenia w Aorze.
– Daleko? – zainteresowal sie Bibl.
– Moja szkola znajduje sie po tamtej stronie rownika. Ale ciebie interesuja srodki transportu? Nie mamy ich. Wychodze stad i wchodze do siebie.
– Blyskawiczne przemieszczenie w przestrzeni?
– Tak. U nas nie ma odleglosci. Wszystko to jest bardzo proste – znowu usmiechnela sie, odebrawszy niewypowiedziana mysl Bibla. – Musimy tylko pomyslec o tym, gdzie powinnismy byc i zaraz sie tam znajdujemy.
Z tymi slowami roztopila sie w rozowej mgielce sciany.
– Jeszcze jeden test i rozdzielicie sie – powiedzial Grom.
Kapitan odpowiedzial zdziwionym spojrzeniem: wyjasnij! Hedonczyk milczal.
– Co to znaczy „rozdzielicie sie”? – podniosl glos Kapitan.
– Chwileczke – skrzywil sie Hedonczyk. Najwidoczniej draznil go podniesiony glos ludzkiego glosu. – Przeciez powiedzialem: jeszcze jeden test.
Posrodku pokoju zawisnal miedzy nimi w powietrzu polmetrowy szescian podzielony na czarne i zolte szescianiki – dwanascie w kazdym rzedzie. W przezroczystej, mimo zabarwienia, przestrzeni szescianikow widnialy podswietlone od wewnatrz szare i zolte figurki.
– Klast – powiedzial Hedonczyk. – Gra.
– Rozumiem – Bibl nie okazal zdziwienia. – Cos w rodzaju szachow o wyzszym stopniu trudnosci. Mamy cos podobnego, tylko rozmieszczone na plaszczyznie, a u was zas jest to w przestrzeni. W naszej grze sa szescdziesiat cztery pola, a u was tysiac siedemset dwadziescia osiem. Kazda figura najprawdopodobniej porusza sie inaczej, z prawem usuniecia z gry zbitych figur przeciwnika i zajecia odpowiedniego gniazda w przestrzeni szescianu.
– Bedziesz grac w klast – zauwazyl Hedonczyk. – Bez maszyny uczacej.
– Dobrze trafiliscie – usmiechnal sie Kapitan. – Przeciez on zdobyl pierwsza kategorie w szachach. Prawie mistrz. A ja dziekuje. Nie gram.
Hedonczyk albo nie zrozumial, albo nie mial ochoty komentowac jego wypowiedzi. Uwaznie popatrzyl Kapitanowi w oczy i poslal myslowa replike:
– A wiec rozdzielimy sie. Twoj towarzysz, po tym, jak zapozna sie z gra, wroci do siebie do stacji, a ty zostaniesz z nami.
– Po co?
– Zeby sie spotkac z Nauczycielem.
– Tej szkoly?
– Nie, planety. Calego rozumnego swiata.
– Dlaczego ja? Przeciez mozemy pojsc we dwoch.
– Koordynator wzywa tylko ciebie. Informacja nie podlega korekcji.
– A jezeli sie nie podporzadkujemy?
– Macie prawo. Wrocicie obaj. Ale z Nauczycielem juz sie nie zobaczysz. Nigdy.
Kapitan zamyslil sie. Zdaje sie, ze nadarza sie sposobnosc rozszyfrowania tej do tego momentu dokladnie zaszyfrowanej cywilizacji. Ten Nauczyciel na pewno wie wiecej, ma wieksze mozliwosci niz jego „granatowi” podopieczni. Westchnal i rzekl:
– Chyba warto zaryzykowac, Bibl. To ma sens.
– To nie ma sensu. Odpowiada pan przed cala zaloga, Kep. Zgodnie z regulaminem panu nawet zabrania sie podejmowac takie ryzyko.
– Narazamy zycie w czasie kazdej minuty kazdego spaceru po kosmosie. Zycie! Przeciez mogliby nas dziesiec razy go pozbawic jeszcze przed tym spotkaniem, a nie zabawiac nas szachowymi szescianami. Nie, Bibl, zaryzykujemy. Znajdzie pan „Portosa” za pomoca kompasu, wyjscie z fazy zostanie otwarte, no a do stacji jakos sie pan dostanie. Mnie zas chyba dostarcza.
Hedonczycy odparli bezdzwiecznie:
– W imieniu Nauczyciela.
– Tylko wyjasnijcie nam, na litosc boska, kto to jest ten Nauczyciel? Naczelny wladca? Kaplan? Uczony?
– Nie wiemy.
– Czy ktos z was go widzial?
– Nie, nigdy.
– Moze macie portrety, rzezby, fotografie?
– Nie rozumiemy. Nieznane pojecia.
– Ktoz to wiec jest, superman czy superrobot?
– Mozg.
Rozdzial VIII
Bibl nie musial szukac „Portosa”. Po prostu przeszedl przez rozowa blonke powietrzna i znalazl sie obok pojazdu. „Portos” stal podobny do zolwia, unoszac sie tuz nad ziemia z wysunieta do przodu glowka emitora oslony silowej. Gdy na drodze trafiala sie trudna do pokonania przeszkoda, cale urzadzenie natychmiast chowalo sie do srodka korpusu, a pole ochronne oslabialo uderzenie, – odrzucajac pojazd do tylu. Przy postoju emitor wysylal wiazke pola ochronnego w strone kazdego zblizajacego sie obiektu, obracajac sie jak zywy w jego kierunku. Bibl przestawil dysk na bransolecie: glowka natychmiast schowala sie, drzwi wejsciowe cofnely sie na zawiasach i „zolw”, nie zmieniajac wygladu, przygotowal sie do skoku.
Bibl zrobil to wszystko, co zrobiliby w takich przypadkach Kapitan i Maly: zamknal luk