– Kiedy?
– Po zyciu.
– Po smierci – poprawil go Kapitan.
– Nie, po zyciu – nie zgodzil sie ksor. – Smierci nie ma.
– A co jest?
– Regeneracja.
Kapitan slyszal juz to okreslenie. Ktos uzyl go w czasie rozmowy w Zielonym Lesie, a jego znaczenie wyjasnil Nauczyciel: jest to metoda zmiany osobowosci w niesmiertelnym ciele. Kapitan rowniez widzial pierwsze owoce tej metody – brodate niemowlaki ssace odzywczy plyn z rurek. Ale teraz chcial sie dowiedziec, co mysla o tym dojrzali Hedonczycy.
– Przeksztalcenie – wyjasnil ksor. – Zniknie twoje „ja”, a zamiast niego pojawi sie drugie. Ty, ale nie ty. Inna matryca.
Maly z zaciekawieniem przysluchiwal sie rozmowie, w ktorej slychac bylo tylko pytania i odpowiedzi Kapitana. Mysli ksora bezdzwiecznie rozlegaly sie w swiadomosci Malego. Mozna sie bylo do tej rozmowy dolaczyc. I zrobil to.
– Wierza w wedrowke dusz? – spytal Kapitana.
– Cos takiego rzeczywiscie jest tu praktykowane – wyjasnil Kapitan – Bez cudow i mistyki.
W oczach ksora blysnelo cos w rodzaju zdziwienia.
– Wy jestescie tymi, ktorzy brzecza. Slyszalem o was.
– Od kogo? – spytal Maly.
– Wspolna informacja.
– Buja?
– Nie sadze. Oni nie klamia i najwidoczniej klamac nie umieja. Musi jednak istniec jakis system ogolnej informacji. Ciekawe, kto i co jest jej zrodlem.
– Bez watpienia Koordynator.
– Nie bedziemy zgadywac.
Ksor uwaznie przysluchiwal sie ich slowom, potem zamknal oczy i przekazal mysl:
– Informacja jest ogolnodostepna. Kazda informacja.
– Skad ja otrzymujecie?
– Ona jest wszedzie. Nalezy ja gromadzic.
– Dla kogo?
– Dla siebie. Jak w szkole. A potem sprawdzac jej poziom. Jezeli uzyskales norme, to dobrze.
– A jezeli przekroczy sie norme?
– Na zapas dla Nirwany.
Tak wlasnie odebrali to pojecie – nirwana. Stare, prawie zapomniane na Ziemi slowo. Wieczna szczesliwosc jako nagroda za przykladny zywot. Ale jakie sa normy tej przykladnosci? Biblijne? Watpliwe. Wszak zestarzaly sie one rowniez i na Ziemi. Na Hedonie przykladnosc zywota mierzy sie w bitach – czy moze maja jakies inne jednostki informacji? „Kretyni” – tak ich okreslil Maly. Chlopak sie pomylil. Raczej niewolnicy. Przeciez sa zadluzeni stale w sposob niewyplacalny w stosunku do tych, ktorzy dali im zycie. A jakiez jest to ich zycie? Aora niewatpliwie rozni sie od swiata zielonego slonca. Wysterylizowana egzystencja, ktorej celem jest zdobywanie okruchow informacji, czy raczej tego, co oni tu nazywaja informacja: chaos jakiejs polwiedzy, polwrazen lapanych w pospiechu, w biegu. Posiedzial w kucki, podumal, wymyslil cos – masz pieniazek do skarbonki; wykombinowal jakies wymyslniejsze od innych ubranko – masz jeszcze jeden. I tak ciulajac grosz do grosza moze uda sie uzbierac na Nirwane.
– Co znaczy „nirwana”? – zapytal Kapitan.
– Spokoj. Szczesliwosc. Radosc.
– A dokladniej?
– Nie wiem. Z Nirwany sie nie wraca.
– Kto wie?
– Nauczyciel.
– „Znowu Nauczyciel. Wielki mit Hedonczykow. Wszystko wie, wszystko widzi. Zywy, myslacy bog, ktory nie wtraca sie do zycia, ale tworzy je. Brzmi to paradoksalnie, ale obserwacje potwierdzaja taki stan rzeczy.; W kazdym razie jak do tej pory”.
Kapitan juz sie nie bal zadawac pytan.
– Dlaczego siebie nazywasz ksorem, a nas wolnymi?
– Czy tak nie jest?
– Tak. Ale na czym polega roznica?
– Wy zyjecie w chaosie, a my jestesmy zamknieci.
– Gdzie zamknieci?
– Nie gdzie, ale w czym. Zamknieci w sobie. Cyklicznosc informacji. Tworzysz ja w sobie, ona zas przeksztalca sie, tworzy nowa.
– Lancuch skojarzen?
– Nie lancuch, lecz pierscien. Powinniscie wiedziec.
„Powinnismy wiedziec, ale nie wiemy. Szczegolik, ktory nasz malo mowiacy, a raczej malo myslacy rozmowca moze niewlasciwie pojac! Nie nalezy kusic zlego”.
– Na mnie juz czas – bezdzwiecznie oznajmil ksor.
– Wezmiesz nas? – spytal Maly.
– Chodzcie. Ide do lepo.
– Skoro do lepo, to do lepo – zgodzil sie Maly. – Chodzmy, Kep. Podeszli do sciany i odczekali jakis ulamek sekundy, zanim nie zniknela. Ale nie zobaczyli za nia znajomego bialego korytarza. Podloga tunelu tworzyla dluga, karbowana pochylnie, a na gorze, pod dachem widac bylo rowny prostokat otworu: skrawek blekitnego nieba, wpisany w ramke swiecacego sufitu.
– Dlaczego szlismy na piechote, a nie skorzystalismy z bezposredniego przejscia? – spytal Kapitan.
– Poruszanie sie za pomoca miesni jest konieczne. Nie mozna tracic sprawnosci – odparl ksor i wmieszal sie w tlum, raczej przeszedl przezen, obchodzac siedzacych i przestepujac lezacych.
Kapitan chyba mial racje: przybyli do Aory w porze, kiedy Hedonczycy chowali sie przed palacym sloncem w swych domach – plastrach, ktore na zyczenie gospodarzy przeksztalcaly sie w wygodne pokoje. Teraz jednak w miescie wrzalo zycie. Wielu ludzi w pstrych, dziwacznie skrojonych i wielobarwnych strojach czekalo na cos na dachu, na placach, tak jak przepelniona widownia czeka na podniesienie sie kurtyny. Ale moze wrazenie bylo mylne i tlum ten byl po prostu biernym, nudzacym sie zbiorowiskiem, oczekujacym na krotki moment rozrywki?
Tym razem tlum nie byl milczacy: urywane okrzyki niezadowolenia albo radosci, jakies dalekie wrzaski, czasami ostry, przenikliwy gwizd. Wszystko to wyraznie przeczylo slowom ksora o tym, ze dzwieki nie maja znaczenia w swiecie myslowego przekazu informacji.
Kosmonauci przyzwyczaili sie juz do urywanych mysli Hedonczyka i nauczyli sie laczyc je w spojne, chociaz chwilami malo zrozumiale zdania. Ale w ostatnim wyjasnieniu ksora nie bylo niczego niezrozumialego: czlowiek, ktory wedlug tutejszych kryteriow jest rozumny, nie bedzie wyrazac swoich uczuc za posrednictwem okrzykow. Stare ziemskie powiedzonko: „milczenie jest zlotem” uzyskalo na Hedonie zupelnie inny sens.
Ksor niespodziewanie zatrzymal sie i zrobil krok do tylu. Wyroslo przed nim trzech atletow w jednakowych bialych szortach, jednakowych niebieskich siatkowych koszulkach, odslaniajacych jednakowo opalone bycze karki. Na biodrze kazdego z nich, na zlotych koleczkach, wisialy jednakowe czarne palki, podobne do ziemskich policyjnych.
Kapitan i Maly nie mogli uslyszec, o czym mowili z ksorem: wymiana mysli Hedonczykow byla zablokowana. Ale nagle jeden z nich, jak zwykly ziemski chuligan, uderzyl ksora w twarz, uderzyl bez pospiechu, jakby wykonywal jakis zwyczajny i nudny obowiazek.