– Zwariowal – powiedzial Maly i zacisnal piesci, zrobil krok do przodu.

Kapitan powstrzymal go:

– Nie wtracaj sie.

Rzeczywiscie nie nalezalo sie wtracac. Obrazony nie oddal ciosu. Stal, jak poprzednio, patrzac obojetnie na napastnikow, zupelnie jakby policzek ten byl dziecinnym, zabawnym zartem.

A „zartownis” w niebieskiej koszulce odczepil palke i z rozmachem uderzyl ksora w ramie. Maly az przymknal oczy: taki cios lamie kosc, odbiera wladze w reku. Ale ksor prawie niezauwazalnie poruszyl ramieniem i palka zeslizgnela sie w dol.

Rosly Hedonczyk z dziwnie znajoma palka rozzloscil sie. Palka znowu wzleciala w gore jak czarne przedluzenie reki, ksor znowu niedostrzegalnie poruszyl ramieniem i superman nie utrzymal sie na nogach.

Nikt nie zwrocil uwagi na te scene. Inni Hedonczycy nawet nie spojrzeli w ich strone – nie okazywali ani zaciekawienia, ani wspolczucia. Nawet kumple supermana z palka tylko patrzyli, nie wtracajac sie, nie pomagajac i nie probujac powstrzymac swego kompana. Ten zerwal sie lekko, zrecznie jak stalowa sprezyna, a nie czlowiek, i znow zamachnal sie palka. Ksor w dalszym ciagu patrzyl na niego z ukrytym, jak sie wydawalo Kapitanowi, usmiechem: jeden atak wiecej, jeden mniej, nie zrobi roznicy, jezeli palka znowu zeslizgnie sie wzdluz ciala nie zostawiajac ani siniaka, ani zadrapania. Tak sie tez stalo: atakujacy znowu chybil, pokonany zadziwiajaca sztuka obrony, jaka wladal przewodnik Kapitana i Malego.

Kapitanowi znudzilo sie czekac. Szarpnal za ramie osobnika w niebieskiej koszulce i uderzyl go kantem dloni. Napastnik natychmiast bezwladnie runal na droge upuszczajac palke. Kapitan podniosl ja – moze sie jeszcze przydac – przeszedl nad lezacym i krzyknal do Malego wskazujac stojacego wciaz nieruchomego ksora:

– Bierz tego ghandyste i ruszamy dalej, bo bedzie tu tak przez pol dnia sterczec.

Maly zlapal Hedonczyka pod ramie i przylaczyl sie do Kapitana. Szli w milczeniu minute, dwie, trzy, az wreszcie ksor zapytal:

– Dlaczego go uderzyles? To nasladownik, sam nic nie potrafi. Niski wspolczynnik zasobu informacyjnego.

– Kogo nasladuje?

– Gatrow.

– A co to za jedni?

– Nadludzie. Bardzo niebezpieczni. – Ksor az sie wzdrygnal. – Z takimi nie dalbym sobie rady. Znaja jugo.

– Nie zrozumialem.

– Zespol silowy.

– A jaka informacja dysponuja. Tez o niskim wspolczynniku?

– Nie, czesto powyzej normy.

– A wiec ty jestes slabszy?

– Nie, moj wspolczynnik chyba nie jest nizszy.

– Ale sie ich boisz.

– Tylko dlatego, ze znaja jugo.

– I beda napadac?

– Tak.

– Dlaczego?

– Informacja. Uderzyc, zabic, wyslac do przerobki.

– A wiec zabojstwo nie jest karalne? – zdziwil sie Maly.:

– Za co karac? Zabity otrzymuje nowa osobowosc, a zabojca nowy poziom informacji. Tylko nasladownik jest tanszy od ksora.

– Na pewno juz sie ocknal – zauwazyl Kapitan – i zadnej informacji nie zdobylem.

Wydalo mu sie, ze w oczach ksora mignela satysfakcja. Ten ma juz gwarantowany nowy poziom informacji. Stawil czolo napasci i przetrwal nie kiwnawszy nawet palcem. Zreszta licho wie, czy jest zadowolony: za nasladownika chyba dostaje sie niewiele jednostek info. A w ogole, czy oni umieja sie cieszyc, a jezeli umieja, to jak? O ilez mimo wszystko bogatszy jest ziemski czlowiek od tych manekinow, zabijajacych sie nawzajem za dodatkowa dziesiatke watpliwych jednostek informacyjnych!

Oto idzie obok taki statystyczny Hedonczyk, idzie i milczy, i trudno pojac, o czym wlasciwie mysli. Moze: co to za dwaj dziwacy sie do mnie przyczepili? Nie znaja elementarnych rzeczy, nie zalezy im na zdobyciu informacji. Dziwne, moze nawet niebezpieczne istoty. A moze wcale o tym nie mysli, lecz po prostu przezuwa informacje zdobyta w kretynskim pojedynku z nasladownikiem. Z tamtych tez, na dobra sprawe, niezle typki. Laza z policyjnymi palkami, tluka bez zadnego powodu, moga zatluc na smierc i wszystko to nie budzi sprzeciwu. Nawet nie wywoluje zdziwienia. I pokonanemu na pewno nikt nie pomogl – inni po prostu mineli go i poszli dalej, za wspolczucie jednostek info sie nie dolicza.

Ciekawe, co by teraz powiedzial Bibl? Patrzec i analizowac? W porzadku. Popatrzylismy. Ale z analiza marnie: dane wyjsciowe nie daja sie opracowac.

Co wiemy o naszym towarzyszu? Niezbyt rozmowny, skoncentrowany, najprawdopodobniej nieglupi, zreczny, samym tylko napieciem miesni umie odparowac kazde uderzenie. Co wiecej? Nalezy do jakiegos klanu ksorow albo zamknietych. Zreszta jaka roznica, tak czy owak niezrozumiale.

Chociaz, prawde mowiac, pewne rzeczy sie wyjasnily: w miescie istnieja rozmaite grupy. Dziela sie one w zaleznosci od metody gromadzenia zasobow informacji. Wolni, ksorowie, nasladownicy, gatrowie, sirgowie – ile jeszcze i po co? A co sie tu uwaza za informacje? Widac wszystko to, co robia: od wyboru odziezy po umiejetnosc zabijania. Mierza ja jakimis jednostkami info i panicznie boja sie nieuzyskania minimum. Jaka jest norma? Jednakowa dla wszystkich? A moze dla ksorow inna, a dla wolnych inna? Zadam jeszcze jedno pytanie.

Pytanie zostalo zadane i Kapitan otrzymal odpowiedz:

– Nikt nie wie, jaka jest norma. Jesli uzyskales, wtedy zapala sie zielony sygnal.

– Gdzie?

– W bloku Koordynatora. Sprawdzian poziomu przeprowadzany jest w kazdym cyklu.

– A jezeli sie nie uzyskalo minimum?

– Bialy sygnal – ostrzezenie. Trzy sygnaly – przerobka.

Niezle. Zdobywasz informacje, starasz sie, a tu bec! – bialy sygnal. Wszystko na nic. Zycie na nic, smierc na nic. Chociaz smierci nie ma: jest przerobka, zmiana osobowosci. A potem?

– Nowa osobowosc, nowy stan – wyjasnil ksor.

Jaki jest mechanizm tej przerobki? Scieranie pamieci, czy zmiany kodu genetycznego? Pytanie nie ma sensu, i tak odpowiedzi nie bedzie.

– Gdzie sie to odbywa?

– Nie wiem.

A kto wie? Koordynator. Gdzie sie znajduje? Znowu nie wiem. I tak w nieskonczonosc. Ale dokad idziemy, wie. Idziemy do lepo. Po co?

– Czekaja – nadeslal odpowiedz ksor.

– Kto?

– Ksorowie. Pokaze was.

Wspaniale! Niech sobie pokazuje. Przy okazji i my sobie popatrzymy. Nie wiem, jak to wyglada wedlug hedonskich kryteriow, ale wedlug ziemskich – uzyskalismy morze informacji. Zdecydowanie powyzej normy. A wiec nas nie wysla do przerobki.

– Przyszlismy – powiedzial ksor.

Stali kolo prostokatnego wyjscia na dach, od ktorego zbiegala w dol swiecaca pochylnia.

– Idzcie. – Ksor popchnal ich w strone zejscia. – Na dol. Prosto.

Вы читаете Wszystko dozwolone
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату