I wreszcie wstrzas, cos ugina sie pod nim, ukladajac go na rozciagnietym, miekkim aksamicie. Czuje juz swe cialo, skore, naczynia krwionosne, powieki. Powieki unosza sie lekko, przepuszczajac waskie pasemko swiatla. Pasemko rozszerza sie i oslepiajaca bialosc zalewa swiat. Jak mleko wylane z butelki na czarny stol. A on znowu sie porusza, tym razem poziomo, rowniez na czyms bialym i w bialym tunelu, nie wiadomo dlaczego przypominajacym mu sale regeneracyjne. A moze rzeczywiscie jest w tych bialych podziemiach?
Chce zapytac towarzyszacych mu malenkich ludzi w znajomych kurteczkach. Jego wargi poruszaja sie, ale pytanie zamiera, nie wypowiedziane, gdy dobiega go cichy szept:
– Milcz. Nie teraz. Nie ruszaj sie.
Kapitan nie zdolal uchwycic momentu, w ktorym jego pozioma pozycja nagle zmienila sie na pionowa. Nie poczul ani wstrzasu, ani napiecia miesni, ani ciezaru, ani ruchu wirowego, tylko nagle spostrzegl, ze niebieski, plastikowy chodnik spiralnie uniosl go w gore. Podobnie w kabinie samolotu moment oderwania sie od ziemi dostrzega sie dopiero wtedy, kiedy widzi sie uciekajacy w dol krajobraz. Tu natomiast uciekaly w dol sunace naprzeciwko chodniki, plaszczyzny sieczne i styczne, poziomy z ich niepojeta maszyneria.
– Co sie stalo? – wykrztusil z trudem pytanie, adresowane do swego, nie zdradzajacego niepokoju, towarzysza.
– Grawitacyjny kollaps – odparl Druh tonem czlowieka, ktory rozmawia o pogodzie. – Znieksztalciles formule.
– A co potem? – spytal zachrypnietym glosem Kapitan.
– Jak zwykle. Reanimacja.
No i o co tu wiecej pytac, o jakie szczegoly, o ktorych niebieskoskory nawet nie uznal za stosowne wspomniec. Zreszta Kapitanowi pozostalo jeszcze jedno, zupelnie neutralne pytanie:
– Dokad jedziemy?
– Juz przyjechalismy.
Rozdzial VIII
Niebieska mgielka wypelniala owal podobny do ziemskiego stadionu pilkarskiego. Na jego brzegu rozciagala sie jak bieznia niczym nie ogrodzona, nieruchoma czarna tasma. Gdy podeszlo sie blizej i spojrzal w dol, niebieskie glebiny dotykaly jedna drugiej jak odbicie w lustrze. W srodku wisiala zlota kula o srednicy okolo piecdziesieciu metrow, lekko podswietlona z wewnatrz. Jezeli patrzylo sie na nia dlugo i uwaznie, zaczynala pulsowac wielobarwnie i jaskrawo, tak jak wszystko w tym miescie. Sprawialo to wrazenie, jakby poprzez zlocista blonke przeswiecaly inne barwy. Alik natychmiast wysunal przypuszczenie, ze Koordynator mysli, a swiatlo i barwa jest odbiciem powstawania i ruchu skojarzen myslowych, ale ani koledzy, ani ich przewodnicy nie podzielali jego koncepcji. Tylko Kapitan powiedzial surowo:
– Odejdz od brzegu. Jak spadniesz, to sie nie pozbierasz.
– Zupelnie niegrozne – zaprzeczyl Fiu – to strefa niewazkosci. Niebieska mgielka to skoncentrowany gaz-przekaznik. Jedyny srodek lacznosci Koordynatora z otaczajacym swiatem.
Rzeczywiscie, w niebieskawej przestrzeni otaczajacej kule nie bylo widac zadnych rur, przewodow i nici. Nic nie laczylo jej z czarnym chodnikiem. Wisiala nieruchoma, ale zywa i wydawalo sie, ze mimo swych rozmiarow jest lekka, leciutka.
– A wiec on nas nie slyszy? – spytal Kapitan.
– Nie.
– W jaki sposob mozecie sie z nim porozumiewac?
– Przez siec elektrodowa.
– To znaczy, ze my jestesmy pozbawieni tej mozliwosci?
– Dlaczego? Mozecie porozumiewac sie z nim bezposrednio poprzez gaz- przekaznik.
– Za pomoca helmu?
– Nie. Telepatycznie. Ale wezcie pod uwage, ze nie jest to Mozg, lecz jedynie doskonala maszyna, ktora mysli i dziala tylko w granicach wprowadzonego do niej programu. Luzne skojarzenia myslowe albo decyzje, ktorych nie przewiduje program, nie sa rozpatrywane. Na wasze pytanie Koordynator moze odpowiedziec wylacznie w tym wypadku, jezeli jego pamiec zawiera niezbedne elementy takiej informacji.
– Czy on wie, ze jestesmy tutaj?
– Od pierwszej chwili.
– Mowie o rozmowie, ktora ma nastapic.
– Tak.
– Temat rozmowy nie zostal ograniczony?
– Nie.
– A wiec zaczynajmy. Koordynatorze, slyszysz mnie? – glosno rzekl Kapitan, zwracajac sie bezposrednio do zlotej kuli.
W blekitnej ciszy nie rozlegl sie zaden glos, ale w swiadomosci kazdego z naszych bohaterow uksztaltowala sie odpowiedz.
– Slysze.
– Poznalismy wszystko oprocz swiata liliowego slonca. Kiedy go zobaczymy?
– Jutro.
– Czy wszystkie swiaty maja jednakowe objetosci i powierzchnie?
– Swiatow nie ma. Jest przestrzen, ktora mozemy zmieniac.
– Jedna przestrzen, ale piec slonc?
– Slonce tez jest jedno. Pozostale sa tylko jego odbiciami w atmosferze zamknietych objetosci, gdzie deformacja przestrzeni przechodzi w sfere innych wymiarow.
– A wiec zielony swiat to nie cala planeta?
– Nie. Aora rowniez jest tylko ograniczona, deformowana przestrzenia. I Blekitne Miasto, za ktorego granicami jest tylko czarny kamien i pyl. Ogrzewa je nie odbite, lecz prawdziwe slonce, ktore wschodzi i zachodzi nad pustynia.
– Dlaczego wiec nie przeksztalcicie pustyni w oaze?
– Planeta jest zamknieta dla przybyszow z kosmosu.
– Ale pozostawiono im przynete pod postacia brodatych niemowlakow.
– Przez tysiac lat lacza oslably i zamkniecie przeksztalconych przestrzeni utracilo spoistosc. Zreszta miraze tez sa zamkniete.
– My przeszlismy.
Replika Kapitana nie byla sformulowana jak pytanie i dlatego odpowiedz nie padla. Wtedy zadal je w inny sposob:
– Miraz miasta byl otwarty. Dlaczego?
– To nie byl miraz. Kiedy pozwolono wam wejsc w przestrzen Blekitnego Miasta, zostala ona polaczona z przestrzenia pustyni.
– Na rozkaz Nauczyciela?
– Tak.
– W jaki sposob rozkaz zostal przekazany? Przeciez niebieski gaz znajduje sie tylko w tym basenie.
– Mysl Nauczyciela przenika przez dowolny, materialny osrodek. Jej sila energetyczna rowna jest zwielokrotnieniu jednoczesnych i identycznych sygnalow roznych myslacych osobnikow.
– Jakim wiec sposobem przekazujesz w odpowiedzi twoja informacje?
– Nie wiem.
– Czy oznacza to, ze nie znasz schematu swojej wlasnej konstrukcji?