te niebezpieczna choroba, to niebezpieczenstwo dla nas wszystkich…
Pomyslal o Geli. Najwazniejsze, ze go wysluchala. Ale dlaczego powiedziala, ze to by nie mialo sensu? W jego pamieci odzyl dzien, kiedy mieli wyruszyc w droge na “Oceanie II”. Znowu poczul uscisk dloni ojca, ktory powiedzial z duma w glosie: – Trzymaj sie, chlopcze. – Matka i siostra plakaly… Tak, ojciec jest ze mnie dumny. Jego chlopiec to chyba jeden z nielicznych obrazow, ktorych amnezja mu nie odebrala… Bedzie nadal czyscic klamki w instytucie, wykorzystujac kazda okazje, aby porozmawiac o synu…
A rodzice Geli? Ojciec byl raczej sklonny zatrzymac ja przy sobie, nie odczuwal dumy z powodu jej decyzji. Matka pewnie – przeplakala cala noc. Z pewnoscia martwilo ich zachowania Geli po wypadku z Haroldem, jej decyzja, aby pojsc w jego slady, jej nieustepliwosc i rezerwa.
Rzeczywiscie, Gela bardzo sie wowczas zmienila. Byli obiektem dobrodusznych kpin przyjaciol. Powazny Harold z trzeciego roku i drobna, pelna zycia Gela z pierwszego. Juz wowczas podobala sie Chrisowi. Wystepowala w klubie mlodziezowym. Wiedziala, czego chce!
Dzis po poludniu byla po prostu soba, pomyslal Chris, usmiechajac sie na wspomnienie jej igraszek w wodzie. I bedzie taka znowu! Nie zrezygnuje, postanowil sobie w duchu. Ale dam jej troche czasu…
Oparl sie wygodniej. Bylo juz ciemno, tylko hen, wysoko, od jasnego nieba odbijaly sie rozkolysane na wietrze galezie.
Co za swiat! A jutro? Mamy za soba dopiero jeden dzien, a ile grozilo nam juz niebezpieczenstw! Gela ma racje…
Moze reszta jest przekonana, ze jestem zbyt pewny siebie? Moze nie powinienem byl przyjac tej funkcji? Ale Charles naprawde juz sie do tego nie nadaje. Chyba nawet jest zadowolony, ze nie ciazy na nim odpowiedzialnosc.
Ale czy ja sie nadaje? Uswiadomil sobie raptem, ze jeszcze nigdy w zyciu nie watpil w siebie bardziej niz wlasnie teraz. Co powiedzial Tocs? Znalezc miejsce na baze mozliwie blisko. Ale gdzie sa – oni, ci tajemniczy synowie niebios? Czy to naprawde ktorys z nich przeszedl dzis po poludniu obok pniaka? Jezeli tak, to musza tu gdzies byc! Bo jesli nie, to po co ten ktos mialby walesac sie samotnie po tej niegoscinnej okolicy? Ale czy ta okolica jest niegoscinna rowniez dla synow niebios? Same pytania…
– Chris, Chris! – Bez watpienia byl to glos Charles'a.
– Slucham – odkrzyknal Chris. Wstal i zsunal sie z glazu.
– A, tu jestes! – Charles dyszal ciezko. Widocznie biegl pod gore. Zblizyl sie jeszcze bardziej i wtedy Chris mimo skapego swiatla dostrzegl w jego twarzy jakby radosc odkrywcy.
– Spojrz – powiedzial. Przez ramie mial przewieszony przyrzad, ktorego wskazowka skakala po calej skali tam i z powrotem.
– Co to jest? – zainteresowal sie Chris.
– A jak myslisz? – zapytal Charles takim tonem, jak gdyby bawil sie teraz w zgadywanke dziecieca. Dodal jednak rzeczowym glosem: – To jest natezenie szumow wokol nas.
Chris zastanowil sie, przez chwile.
– Z tego by wynikalo, ze panuje tu halas? – zapytal.
– Tak. Wydaje mi sie, ze to odglosy zwierzat. Moge je wzmocnic, zeby byly slyszalne.
– Przeciez te latajace istoty slyszelismy bezposrednio.
– Owszem, ale z pewnoscia nie slyszelismy wszystkiego. Tylko dzwieki o wyzszej czestotliwosci.
Chris wpadl nagle na pewien pomysl.
– Charles – powiedzial szybko – a jak by bylo z lacznoscia radiowa? Czy nie moglibysmy jej nawiazac na falach elektromagnetycznych?
– Nie wiem, czy bedzie to mozliwe technicznie, biorac pod uwage nasz sprzet. Ale na “Oceania II” powinno sie udac. Zaraz pomowie z Karlem. A wiec i ty wierzysz, ze oni istnieja?
– Nigdy nie wykluczalem tej mozliwosci – odparl ostroznie Chris.
Ennil byl zachwycony pomyslem Chrisa. Wydawalo sie nawet, ze zapomnial juz o wlasnym udanym eksperymencie. Zalozyl swoj sprzet na ramie i ruszyl z powrotem.
– Ale jezeli Karl juz spi, to nie budz go, slyszysz? – Chris smiejac sie, pogrozil mu palcem. – Potem ma warte.
Chris postanowil obejsc kotline, tym bardziej ze zrobilo sie zimno.
I wlasnie wtedy postanowil, jak ma postapic, aby nie narazac na niebezpieczenstwo calej zalogi: pozostanie tu, a dwie osoby wyrusza helikopterem na zwiady. Dzieki temu mozna bedzie uwolnic aparat od zbytniego balastu i zwiekszyc zasieg akcji. Jezeli wielcy sa gdzies w poblizu, to w ten sposob mozna ich bedzie znalezc najszybciej.
Nadal panowala ciemnosc. W zoltej poswiacie ksiezyca rozrzucone tu i owdzie bryly rzucaly dlugie cienie. Chris szedl powoli, rozgladajac sie uwaznie dokola. Kilkakrotnie wydawalo mu sie, ze widzi jakis ruch. Ale byly to tylko nowe konfiguracje cieni od poruszajacych sie na nocnym wietrze lisci.
Wspial sie na jedna z bryl i oto jego oczom ukazalo sie osobliwe widowisko: caly plaskowyz objety byl bezszelestnym ruchem. W koncu zrozumial: bryly byty tek wielkie, ze wiatr wywracal je ustawicznie, za kazdym zas razem pojawial sie nowy cien. I tu tkwilo tez niebezpieczenstwo. Byly wystarczajaco ciezkie i duze, aby przygniesc czlowieka. To sie nigdy nie skonczy, pomyslal Chris. Pilnie uwazal teraz, aby znajdowac sie zawsze po nawietrznej stronie tych glazow.
Po chwili znowu dostrzegl przed soba ruch. Byl przekonany, ze to cien liscia, ale ku swemu zdumieniu zauwazyl, ze ciemna plama posuwa sie stale w jednym kierunku. Wtedy zrozumial: obok pelznie jakies ogromne zwierze o dlugosci ponad dziesieciu stop. Tuz nad nim cos polyskiwalo w poswiacie ksiezyca. Uplynela dluzsza chwila, zanim Chris domyslil sie, ze moga to byc zlozone skrzydla. Stopniowo wylanialy sie z ciemnosci trzy pary wieloczlonowych nog, tulow, z ktorego wyrastaly skrzydla, gruby, masywny odwlok i glowa z para duzych, tepych oczu. Zwierze poruszalo sie ociezale, powolnie. Chris nie wiedzial, co robic. Zwierze znajdowalo sie juz w odleglosci trzydziestu stop. Czy zaatakuje go?
Czul bicie swego serca. Ruchome cienie, bezszelestnie wywracajace sie bryly i czarne, milczace zwierze sprawialy niesamowite wrazenie.
Wreszcie wystrzelil. Celowal w oko i prawdopodobnie trafil. Zwierze znieruchomialo, potem przesunelo sie nieco dalej, wpelzlo na duzy glaz, glaz wywrocil sie, przygniatajac soba zwierze, ktore objelo go nogami, unioslo do gory i tak znieruchomialo.
Z dolu rozlegly sie okrzyki towarzyszy zaalarmowanych wystrzalem.
– Wszystko w porzadku! – zawolal Chris. Po chwili ujrzal przed soba tanczace swiatelko, a wkrotce Nilpach i Ennil byli juz przy nim.
– To tu – wyjasnil Chris. – Nie wiem tylko, czy to bylo konieczne.
Ennil byl zachwycony. Najchetniej sprowadzilby helikopter, aby przetransportowac ubitego zwierza do obozu.
– Pomyslcie tylko – zawolal. – Jezeli te istoty sa rzeczywiscie niegrozne, to takie trzy moglyby zastapic cale stado krow.
Karl nachylil sie ostentacyjnie, oswietlil cale cialo zwierzecia i powiedzial:
– Nie widze tu wymion.
– To zjesz samo mieso – odparl Charles. – A w ogole wydaje mi sie, ze aparature radiowa na helikopterze mozna by dostosowac do prowadzenia nasluchu. Tylko ze wtedy musielibysmy zrezygnowac ze stalej lacznosci z “Oceanem”.
– Jutro porozmawiam o tym z Tocsem – obiecal Chris.
Tocs nie chcial w ogole slyszec o przebudowie aparatury, sam jednak pomysl zachwycil go, obiecal tez, ze na “Oceanie II” natychmiast takie urzadzenie skonstruuja. Wprawdzie Chris i jego ludzie nie wyobrazali sobie tego, bowiem odbior sygnalow z “Oceanu” byl juz i tak niedobry, jak wiec mial byc prowadzony jeszcze nasluch otoczenia?
– Jeszcze kilka mil na poludnie i skonczy sie nadawanie z ziemi – zauwazyl Karl.
Chrisa ogarnelo szczegolne napiecie, obce mu do tej pory. Jednoczesnie czul wyraznie, ze wkrotce nastapi decydujacy moment.
Jego propozycja dalszego prowadzenia rozpoznania zostala przyjeta. Jedynie Charles obawial sie, ze moga wpasc w tarapaty przez te latajace olbrzymy, a nie chcial znalezc sie znowu w ich organach trawiennych.
W odpowiedzi na to Chris wyznaczyl mu dyzur przy nadajniku, gdyz cala aparatura radiowa miala byc