Karl zmienil promien kola. Lotem koszacym zakrecil ostro. Ziemia zniknela z ich pola widzenia, przez chwile stracili calkowicie orientacje, a potem przed ich oczyma pojawilo sie cos w rodzaju plaskowyzu: bialego z blyszczacymi cetkami. Powierzchnia terenu opadala jakby na wszystkie strony, tworzac duzy, regularny, splaszczony pagorek. Opodal wznosil sie stozek zakonczony silnie popekanym, przypominajacym cylinder szczytem. Tam rowniez podloze mialo wyraznie brunatne zabarwienie, odcinajac sie w ten sposob dosyc ostro od bieli.

Geli przyszla do glowy absurdalna, jak jej sie poczatkowo wydawalo, mysl. Zerknela z boku na Karla, ale ten byl akurat zajety przy sterach. – Ladujemy – zadecydowala.

Im nizej opuszczal sie helikopter, tym wiecej widac bylo szczegolow podloza. Rowy i rozpadliny tworzyly osobliwa mozaike, gdzieniegdzie polyskiwaly matowe pasma, przezroczyste, niebieskawe plytki lezaly porozrzucane chaotycznie w wiekszych odstepach, a tu i owdzie blyszczaly krople wody.

Karl sterowal wprawnie, kierujac sie ku niewielkiemu wzniesieniu. Osiadl ostroznie. Silnik stanal.

Cisza, jaka zapadla, wzmogla jeszcze bardziej niesamowity nastroj.

Przez dluzszy czas czekali.

Gela poczula nagle namacalnie zbierajace sie nad nimi chmury, uswiadomila sobie, jak niewiele potrzeba, zeby zmiesc z powierzchni helikopter i jego zaloge, zmiazdzyc ich. Otarla sobie czolo dlonia.

– Slyszysz? – zapytal Karl.

Teraz i ona uslyszala: gluche, rytmiczne dudnienie, po Ktorym kazdorazowo nastepowal lekki wstrzas. Odetchnela gleboko i zawolala z ulga:

– Puls, Karl! Tak, to puls… – Nasluchiwala przez chwile. – Jaki spokojny. Ona chyba spi, szkoda!

Dopiero po pewnym czasie Karl zdal sobie sprawe z sensu jej slow.

– Jak to “ona”?

Gela usmiechnela sie.

– A dlaczego nie? – zapytala nieco ironicznie. – Tu jest tyle samo “za” co i “przeciw”.

Karl mrugnal do niej.

– Na pewno masz podstawy, zeby tak mowic.

Spowazniala nagle.

– Wysiadzmy lepiej. Czuje sie jakos nieswojo! – dodala, rozgladajac sie dokola.

Karl skinal glowa.

Gela wyskoczyla pierwsza i o maly wlos bylaby sie posliznela.

– Karl, uwazaj! – ostrzegla go.

Odwrocili sie. Wokol nich panowal spokoj, nic nie wskazywalo na niebezpieczenstwo. Podloze bylo niemal idealnie rowne, zaglebienia nie stanowily powaznej przeszkody.

– I co teraz? – zapytal Karl. Potem dodal: – Jak myslisz, gdzie jestesmy?

Gela milczala.

– Przejdziemy sie troche – odparla wreszcie. – W tamta strone. – Wskazala reka na stozek, wznoszacy sie lagodnie w odleglosci okolo stu piecdziesieciu stop.

– Sprobujemy cos zrobic, zeby nas zauwazyli. Chyba teraz powinno sie udac, jezeli mnie wzrok nie myli. – Usmiechnela sie znowu. – Ciagle jeszcze nie wiesz, gdzie sie znajdujemy?

Karl zatrzymal sie i powiodl wzrokiem dokola. Tam stoi helikopter, a za nim, troche dalej, czy to nie jest przypadkiem taki sam pagorek zakonczony stozkiem? Nagle cos zaswitalo mu w glowie. Pomysl wydal sie tak nieprawdopodobny, ze nie mogl w to uwierzyc.

– Co! – zawolal. – Czy to mozliwe? – Przez chwile sprawial wrazenie zaklopotanego, potem potrzasnal glowa. – To jest ciekawe, ale jednoczesnie troche nieprzyzwoite, prawda?

Rozesmiala sie.

– Ona nam na pewno wybaczy, a ty jakos to przebolejesz!

– No wiesz! – mruknal Karl. – Nigdy bym nie przypuszczal, ze bede sobie chodzil po… Z toba przezywa sie zawsze jakies emocje, ale nawet jazda na Czerwoncu wydaje sie teraz niczym w porownaniu z tym! – Z calej sily uderzyl obcasem o podloze.

Gela poczula przyplyw odwagi.

– Chodz ze mna. Widzisz te wielkie zdzbla? To wlosy. Zaraz zwrocimy na siebie jej uwage. To miejsce jest bardzo laskotliwe; wiem cos o tym! – Spojrzala na niego przebiegle.

Jedyna odpowiedzia Karla byl grymas na twarzy; wolal pominac jej uwage milczeniem.

Pierwszy wlos znajdowal sie dokladnie na linii, gdzie biel podloza przechodzila w braz.

– No, na co czekasz? – Gela zaparla sie nogami tam, gdzie wlos wyrastal z podloza, i zaczela szarpac go z calej sily.

Karl podbiegl z drugiej strony i na komende “Hoop!” pociagneli razem.

Niezwykle ladowisko, cisza panujaca wokolo i niefrasobliwa rozmowa sprawily, ze zapomnieli o ostroznosci. Do rzeczywistosci przywolal ich dopiero potezny wstrzas. Momentalnie puscili wlos i podniesli sie.

– Helikopter! – zawolal nagle z przerazeniem Karl.

Gela spojrzala we wskazanym przez niego kierunku.

Maszyna chwiala sie, jakby w kazdej chwili miala sie przewrocic. Drgania nie ustawaly.

– Szybko! zawolala Gela. Karl pobiegl za nia.

Wstrzasy ustaly wprawdzie, zanim zdazyli dobiec do smiglowca, ale to nie powstrzymalo ich; strach dzialal w dalszym ciagu.

Dopiero kiedy uniesli sie w powietrze, Gela przyszla do siebie. Karl musial sie skoncentrowac na blyskawicznym starcie.

– Zrob jeszcze kilka okrazen – powiedziala Gela. Wydalo jej sie nagle, ze biale, plamy w dole poruszyly sie.

– Jeszcze masz nadzieje? – zapytal Karl. Wzruszyla ramionami. Po trzecim okrazeniu porozumieli sie wzrokiem, po czym Karl wzial kurs na “Highlife”.

Cala zaloga czekala juz na nich. Dwa smiglowce staly w pelnej gotowosci.

Chris pomogl Geli wysiasc. Zanim jeszcze silnik stanal, zawolal:

– Gela, szczesciaro, chyba sie udalo! Mamy zdjecia. Ten drugi jakby sie wam przypatrywal. Po waszym ladowaniu zmienil pozycje i tak pozostal do konca.

Gela rozesmial sie uradowana.

– Nawet jezeli sie nie udalo – powiedzial Karl z usmiechem – to dlugo bede pamietal te wycieczke. Czulem sie tak, jakby jednego dnia wypadlo kilka swiat.

Zebrani spojrzeli na niego ze zdziwieniem, ale zanim jeszcze Karl zdazyl im to wyjasnic, rozlegl sie okrzyk dyspozytora z wiezy:

– Jeden z nich wstal i chodzi tam i z powrotem! Zaloga pobiegla na skraj plaskowyzu. Nie ulegalo watpliwosci; widok zmienil sie calkowicie, panowal tam jakis ruch. Ale juz po chwili wszystko wygladalo tak jak przedtem.

Czekali jeszcze troche. Potem Gela wypowiedziala na glos mysli wszystkich obecnych:

– Nic z tego! – Odwrocila sie i ruszyla z powrotem. Czesc zalogi przylaczyla sie do niej, reszta stala niezdecydowana.

– Obserwuj dalej! – zawolal Chris do dyspozytora. – Melduj o kazdej zmianie. Poczekamy pol godziny, a potem wystartujemy jeszcze raz, ale trzema helikopterami. – Wyznaczyl jeszcze trzy zalogi i odszedl. Nieliczni, ci najbardziej wytrwali, zostali obserwujac polane.

Po kilku minutach znowu zauwazyli jakis ruch. Chris pobiegl na wieze. Juz wkrotce stalo sie jasne, ze proba nawiazania kontaktu nie powiodla sie, mimo niezwykle korzystnych warunkow. Makrosi zmienili swoj ksztalt i kolor, a to oznaczalo tylko jedno: ubierali sie, a wiec chcieli odejsc. Po chwili wstali.

Wygladalo to tak, jakby pod drzewem poruszaly sie dwa olbrzymie kleby grubych, potarganych wlosow. Wkrotce obydwie glowy zblizyly sie do drzewa na tyle, ze zniknely z pola widzenia.

Na twarzach obserwatorow blyszczala jeszcze nadzieja. Potem Chris odszedl. Opuscili rowniez swe miejsca na skraju plaskowyzu ci najbardziej wytrwali.

Kiedy Chris polozyl dlon na klamce, znieruchomial. Cale ich pomieszczenie wyraznie zadygotalo, ale nie tak, jak podczas wichury, zreszta pogoda byla niemal bezwietrzna.

– Alarm! – zawolal. W dwoch susach znalazl sie przy emiterze wizyjnym. – Uwaga, kryc sie! Wszyscy

Вы читаете Ekspedycja Mikro
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату