– Marvello! – Koniuszki uszu Bobby'ego Lee poczerwienialy jak piwonie. – Nie rozmawialem jeszcze z twoim tata.
Odrzucila hardo glowe.
– Wiemy przeciez, czego chcemy, prawda?
– No tak. – Bobby Lee przelknal sline pod spokojnym spojrzeniem Tuckera. – Jasne. Ale zanim cokolwiek powiemy, musze z nim porozmawiac. Tak sie nalezy.
– Wiec zacznij gadac. – Pchnela go w strone tylnych drzwi. Tucker patrzyl za nia tepym wzrokiem.
– Jezu! – Wstrzasniety, przeciagnal dlonia przez wlosy. – Niedawno nosilem ja na rekach, a teraz ona mowi o malzenstwie.
– Sadzac po blysku w jej oczach, nie skonczy sie na mowieniu.
– Jak to sie moglo stac, ze ona ma osiemnascie lat? – dumal Tucker. – Sam przed chwila mialem osiemnascie lat. Caroline poklepala go po plecach.
– Nie martw sie, Tucker, odnosze wrazenie, ze za rok czy dwa bedziesz mial nowe dziecko do noszenia na rekach.
– Swiety Boze! – Oslabl na sama mysl o tym. – Bede czyms w rodzaju dziadka. Mam trzydziesci trzy lata, do ciezkiej cholery! Jestem za mlody na dziadka!
– Mysle, ze bedzie to tytul honorowy.
– To bez znaczenia. – Zajrzal do szklanki z piwem. – Musze to dobrze rozwazyc.
– Bardzo rozsadnie z twojej strony. – Odwrocila sie w strone szafek. – Gdzie jest ta maslana marynata?
– Hmmm? – Spojrzal na nia i wszelkie mysli o zyciu i przemijaniu pierzchly jak sploszone wroble. Boze, miala naprawde swietne nogi i sliczny, maly tyleczek. – Na gornej polce – powiedzial. Obserwowal z przyjemnoscia, jak jej szorty podjezdzaja do gory, kiedy wspiela sie na palce i siegnela ku gorze. – O, tak! Doskonale.
Caroline miala juz niemal sloik w reku, kiedy zrozumiala, co sie dzieje. Opadla na piety i obejrzala sie przez ramie.
– Jestes chorym czlowiekiem, Tucker.
– Faktycznie czuje podwyzszona temperature. – Podszedl do niej z usmiechem. – Pozwol, ze ci pomoge. – Siegajac po sloik, przytulil sie do niej calym cialem. – Ladnie pachniesz, Caro. Mezczyzna pragnie rankiem takiego zapachu.
Jej cialo zareagowalo natychmiast i Caroline odetchnela powoli i z rozmyslem.
– Jak kawy i smazonego bekonu? Zasmial sie i pochylil twarz ku jej wlosom.
– Jak spokojnego, niespiesznego seksu.
Za duzo sie w niej dzialo. Za duzo, zbyt szybko. Bol w trzewiach, motylki w zoladku, bezwlad miesni. Nie czula sie tak od czasu… Luisa. Zesztywniala w jednej chwili.
– Robi sie tu ciasno, Tucker.
– Bardzo sie o to staram, Caroline. – Wyjal sloik i postawil na ladzie. Chwycil Caroline za biodra i odwrocil ku sobie. – Znasz to uczucie, kiedy przyczepia sie do ciebie jakas melodia i rozbrzmiewa ci w glowie na okraglo, choc nigdy bys nie przypuszczala, ze tak bardzo ja lubisz?
Przesunal dlonia ku gorze, muskajac boki jej piersi. Krew zaszumiala jej w glowie.
– Chyba tak.
– Rozbrzmiewasz mi w glowie. Mozna powiedziec, zaciela mi sie plyta.| Miala przed soba jego oczy, tak blisko, ze dostrzegla zielona, fascynujaca obwodke wokol zrenic.
– Moze powinienes przestawic sie na inna melodie.
Przysunal sie jeszcze blizej, a kiedy zesztywniala, zadowolil sie delikatnym musnieciem jej dolnej wargi.
– Zawsze cholernie sie nudzilem, robiac to, co powinienem. – Przesunal wierzchem dloni po jej policzku. Patrzyla na niego w taki dziwny sposob Bylo to otwarte, nieruchome spojrzenie, pod ktorym miekly mu kolana. – Czy on cie skrzywdzil, czy tylko rozczarowal?
– Nie wiem, o czym mowisz?
– Jestes sploszona, Caro. Sadze, ze nie bez powodu. Cieplo, ktore rozplynelo jej sie po ciele, stwardnialo na granit.
– Slowo „sploszona” pasuje bardziej do konia. Ja jestem zwyczajnie nie zainteresowana. A powodem braku mojego zainteresowania moze byc to, ze mnie nie pociagasz.
– O, nieladnie tak klamac – powiedzial lagodnie. – Gdyby nie liczne towarzystwo za drzwiami, pokazalbym ci, skad wiem, ze klamiesz. Ale jestem cierpliwym czlowiekiem, Caro, i nigdy nie zrobilem kobiecie zarzutu z tego, ze chce, by ja troche ponamawiac.
Gniew chwycil ja za gardlo, ale nie stepil ostrosci jezyka.
– Och, jestem pewna, ze namowiles wiecej kobiet, niz przewiduje ustawa. Edde Lou, na przyklad.
Rozbawienie zniknelo z jego oczu, pojawil sie w nich najpierw gniew, potem cos bardzo zblizonego do rozpaczy. Odsunal sie od niej, a Caroline polozyla mu dlon na ramieniu.
– Tucker, przepraszam. To bylo podle.
Podniosl do ust szklanke z piwem, zeby splukac gorycz.
– Ale prawdziwe. Potrzasnela glowa.
– Nadepnales mi na odcisk, ale to nie powod, zeby powiedziec cos takiego. Przepraszam.
– Nie ma sprawy. – Odstawil pusta, puszke i staral sie zapomniec o bolu. Uslyszeli nawolywanie Burke'a i, choc Tucker usmiechnal sie, usmiech nie siegnal mu oczu.
– Wyglada na to, ze dostaniemy jednak cos do jedzenia. Zanies Susie ten sloik. Ja zaraz przyjde.
– Dobrze. – Zatrzymala sie przy drzwiach, pragnac cos powiedziec Ale kolejne przeprosiny mijaly sie z celem.
Kiedy drzwi sie za nia zamknely. Tucker oparl sie czolem o lodowke. Nie wiedzial, co czuje, nie potrafilby wyrazic tego slowami, ale wrazenie bylo paskudne. Uczucia zawsze przeplywaly przez niego, nie pozostawiajac osadu, nawet uczucia zla. Obecne emocjonalne bagno, ktore bulgotalo w nim w najmniej spodziewanych momentach, bylo czyms zupelnie nowym, nieprzyjemnym i przerazajacym.
Edda Lou snila mu sie po nocach. Przychodzila do niego z poszarpanym, gnijacym cialem. Mul i woda skapywaly jej z wlosow, a z ciala wyplywala czarna krew, kiedy wskazywala na niego palcem.
Nie musiala nic mowic, i tak wiedzial, co ma na mysli. Jego wina. Umarla z jego winy.
Boze Wszechmogacy, co on ma teraz zrobic?
– Tucker? Kotku? – Josie wsunela sie do kuchni i otoczyla go ramieniem. – Zle sie czujesz?
Parszywie, pomyslal, ale nie powiedzial tego glosno.
– Bol glowy, to wszystko. – Odwrocil sie do niej z usmiechem. – Za duzo piwa na pusty zoladek.
Poglaskala go po wlosach.
– Mam aspiryne w torebce.
– Wolalbym fure jedzenia.
– Nic prostszego. Chwytaj talerz. – Wyszli razem na werande. – Dwayne jest juz pijany, nie chcialabym wlec was obu do domu. Zwlaszcza ze wieczorem mam randke.
– Kto jest szczesliwym zwyciezca?
– Doktorek z FBI. Jest taki rozkoszny, ze mozna go zjesc zywcem. – Zachichotala i pomachala Teddy'emu Rubensteinowi. – Pomyslalam, ze wyprobuje go dla Crystal. Wyraznie na niego leci.
– Jestes prawdziwa przyjaciolka, Josie.
– Wiem. – Wziela gleboki oddech. – Zabierzmy sie do tych zeberek.
Za dawnymi kamiennymi chatami niewolnikow, za polami bawelny pachnacymi nawozami i pestycydami, znajdowal sie ciemny staw w ksztalcie podkowy, od ktorego Sweetwater wziela swa nazwe.
Woda nie byla juz taka slodka teraz, kiedy srodki owadobojcze wsiakaly do gruntu i splywaly do jeziorka.
Ale chociaz nie nadawala sie do picia, i wiekszosc ludzi pomyslalaby dwa razy, zanim by zjadla zlowiona tu rybe, byl to nadal uroczy zakatek, zwlaszcza w ksiezycowa noc.
Trzciny giely sie wdziecznie, zaby kumkaly, konary drzew wychylaly sie z wody jak stare czarne kosci. W pogodna noc mozna bylo zobaczyc delikatne falki na powierzchni wody, w miejscach, gdzie siadaly komary.
Dwayne przerzucil sie z piwa, ktore pil u Truesdale'ow, na swoje ulubione wild turkey. Butelka nie byla nawet w polowie pusta, a Dwayne czul sie juz strasznie pijany. Wolalby siedziec w domu i pic, dopoki nie urwie mu sie film, ale wiedzial, ze Della mu nie pozwoli. Mial powyzej uszu czepiajacych sie go bab.
Od chwili gdy przeczytal list Sissy, skrupulatnie podsycal swoj gniew pomoca whisky. Sissy donosila, ze