ROZDZIAL DZIESIATY
Junior Talbot wysiadl ze swojej polciezarowki holowniczej, wsunal palec pod czapke z daszkiem i przebil sie przez koltun radych
– Widzi mi sie, ze masz tu maly klopot – powiedzial przeciagajac slowa.
– Aha – przytaknal Tucker. – Poczestujesz mnie fajka. Junior?
– Rozumie sie. – Junior wyciagnal paczke winstonow z kieszeni koszuli poplamionej olejem. Wytrzasnal papierosa z paczki i kiedy Tucker sie poczestowal, schowal ja starannie do kieszeni. Potem przykucnal, zeby przyjrzec sie zgniecionemu blotnikowi. Zapadla kolejna dluga cisza.
– Niezla z niej byla gablota.
Tucker wiedzial, ze Junior nie chce rozdrapywac jego ran. Po prostu w jego naturze lezalo stwierdzanie rzeczy oczywistych. Tucker wsunal reke do samochodu i ze skrytki na rekawiczki wyjal pudelko zapalek.
– Chyba zloza mi ja do kupy w Jackson. Junior namyslal sie nad tym przez chwile.
– Chyba – zdecydowal. – Chociaz mogles wygiac kadlub. Maja teraz sposoby, zeby go naprostowac. Kiedys wygiales kadlub i mogles sie pozegnac z gablota.
Tucker usmiechnal sie przez chmure dymu.
– Nie ma jak postep.
– Prawda. – Nie spieszac sie, Junior wstal, obejrzal bruzdy na poboczu drogi, odlamki szkla, stwierdzil brak sladow poslizgu. Po krotkim namysle zdecydowal, ze on tez zapali.
– Wiesz, Tucker, zawsze mowilem, ze jestes najlepszym kierowca, jakiego widzialem, od czasu, gdy pojechalem na piecsetke w Daytonie.
Caroline parsknela niecierpliwie, co zostalo zignorowane.
– Pamietam, jak skasowales Bonnych na dwadziescia dolcow w wyscigu na szosie numer jeden. W lipcu siedemdziesiatego szostego. Wystawil camaro przeciwko twojemu mustangowi. – Junior wzial zapalke od Tucke i zapalil pocierajac o paznokiec kciuka. – Nie mieli szans.
Tucker przypomnial sobie wyscig z przyjemnoscia.
– Mieliby wieksze, gdyby Billy T. pozwolil prowadzic Johnowi Thomasowi.
Junior skinal glowa.
– Wieksze, moze. Ale zaden z nich nie ma twojego talentu do kolka.
– Idioci – mruknela Caroline pod nosem. Nawet jezeli Junior ja uslyszal, udawal, ze nie. Byl zonaty od ponad roku i wiedzial, kiedy mezczyzna, powinien udawac gluchego.
– Powiedz mi – ciagnal Junior tym samym powolnym, spokojnych glosem – jak to sie stalo, ze wjechales w ten slup.
– No coz… – Tucker zaciagnal sie w zamysleniu. – Mozna powiedziec zesmy sie rozeszli, woz w jedna, a ja w druga. Uklad sterowniczy.
Junior skinal glowa i spokojnie palil dalej. Caroline miala wielka ochote zapytac, czy nie przyniesc im ogrodowych krzesel, zeby mogli pogawedzic na siedzaco.
– Cos mi sie zdaje, ze nawet nie zdazyles przydepnac hamulca.
– Zdazylem – odparl Tucker. – Hamulce nie dzialaly.
W oczach Juniora blysnelo ozywienie. Ktos inny na jego miejscu zlekcewazylby cala historie. Ale Junior znal i podziwial umiejetnosci Tuckera jako kierowcy.
– Zagadkowa sprawa – powiedzial. – Zly uklad kierowniczy, zle hamulce. Wszystko naraz w takiej bryce? Miala cos ze szesc miesiecy, no nie?
– Zgadza sie. Junior pokiwal glowa.
– Trzeba jej sie przyjrzec.
– Bylbym wdzieczny, Juniorze.
Caroline milczala, dopoki Junior nie wrocil do swojej ciezarowki.
– Co ma wspolnego wyscig sprzed pietnastu lat z faktem, ze wjechales w moja skrzynke pocztowa?
Tucker usmiechnal sie.
– Co to byla za noc! Odsun sie od wozu, skarbie. Moze sie przechylic przy szarpnieciu. – Zeby utrwalic jej kielkujace wspolczucie. Tucker zarzucil jej reke na ramie i pozwolil sie odprowadzic pare krokow w tyl.
– Slabo ci?
Nie bylo mu slabo, ale w jej glosie uslyszal tyle troski!
– Odrobine – powiedzial zwolna, jakby nadrabial mina. – To minie. – Stlumil usmiech, kiedy opasala go w pasie ramieniem.
– Chodzmy do samochodu. Odwioze cie do domu.
Do domu! Cholera! A juz zaczynal robic postepy. – Wolalbym wyciagnac sie na kanapie, zanim odzyskam sily. Czul, ze ona sie waha. Wtedy uslyszal klakson i zmell w ustach przeklenstwo. Dwayne zatrzymal swojego bialego caddy na samym srodku drogi i wyskoczyl. Byl nie ogolony, a wlosy sterczaly mu na wszystkie strony. – Jezu milosierny, chlopie!
Obrzucil Tuckera szybkim spojrzeniem, stwierdzil, ze brat stoi na obu nogach i przeniosl cala uwage na samochod, ktory Junior zdejmowal ze slupa.
– Wybrales sie na niedzielna przejazdzke, Dwayne?
– Crystal dzwonila. – Dwayne gwizdnal przez zeby, kiedy zobaczyl przod porsche'a. – Singleton Fuller byl na stacji, kiedy Junior odebral telefon. Wpadl na Jeda Larssona, ktory opowiedzial wszystko Crystal, ktora przyszla po skrzynke coli. Dobrze, ze to ja odebralem telefon, a nie Josie. – Pod wplywem cudownych lekow Josie jego kac ustapil na tyle, ze Dwayne byl w stanie odczuwac cos poza wlasnym bolem glowy. – Kurcze blade, Tucker, zalatwiles to cacuszko.
Tracac cierpliwosc, Caroline wciagnela gwaltownie powietrze.
– Twoj brat czuje sie lepiej, niz mozna by sie spodziewac w tych okolicznosciach – wystrzelila. – Moglo byc gorzej, a tak, zadrapal sobie tylko czerep. To zrozumiale, ze niepokoi cie stan brata, ale prosze mi wierzyc, nic mu nie bedzie.
Junior przerwal robote i zamarl z papierosem zwisajacym z kacika ust. Dwayne zamrugal bezradnie powiekami. Tucker robil co w jego mocy, by nie ryknac smiechem.
Ona za mna szaleje, zdecydowal.
– Tak – powiedzial Dwayne ze skrupulatna uprzejmoscia. – Widze, ze nic mu nie jest. Przyjechalem zabrac go do domu.
– Coz za troskliwa rodzina.
– Faktycznie, trzymamy sie razem. – Kiedy sie usmiechal, bylo w nim cos zniewalajacego, mimo przekrwionych oczu i aury przepicia.
– Nigdy nie spotkalam podobnej rodziny – powiedziala Caroline szczerze.
– Zalatwione, Tuck – zawolal Junior. – Sprawdze, co i jak, i dam ci znac.
– Dzieki, Junior. – Tucker musial sie odwrocic. Po prostu nie mogl patrzec, jak odholowuja jego samochod. Bylo to niemal tak przykre, jak Widok kogos bliskiego na noszach.
– Milo cie bylo znowu widziec, Caroline – powiedzial Dwayne, po Czym ruszyl w strone swojego samochodu. – Chodz, Tucker. Zaczynal sie mecz, kiedy Crystal zadzwonila. Stracilem juz pierwsza polowe.
– Za chwile. – Tucker odwrocil sie ku Caroline. – Dziekuje za opieke. – Dotknal jej wlosow. – I za to, ze mnie wysluchalas. Nie cwalem sobie sprawy, jak bardzo chce z kims porozmawiac.
Potrzebowala chwili, by uswiadomic sobie, ze Tucker mowi powaznie. Nie dostrzegla kpiacego blysku w jego oczach.
– Zawsze do uslug – powiedziala.
– Chcialbym ci sie jakos odwdzieczyc. – Kiedy cofnela glowe przed jego dotknieciem, Tucker ujal ja za podbrodek. – Chcialbym zaprosic cie dzisiaj na kolacje do Sweetwater.
– Naprawde, Tucker, nie musisz tego…
– Nagle zapragnalem, bys zobaczyla mnie w bardziej sprzyjajacych okolicznosciach niz te, ktore udawalo mi sie stworzyc dotychczas. – Bladzil palcami miedzy jej uchem a podbrodkiem. – Zapragnalem cie zobaczyc,