krwi uderzaly do glowy.

Przyszla do niego, wniosla kosz na jego werande, duzy wiklinowy kosz wypelniony rzeczami dla jego rodziny. Dla jego raczkujacego syna, dla jego zony, ktora lezala w pokoju i wypacala z siebie kolejne dziecko.

Madeline ubrana byla w niebieska sukienke i bialy kapelusz przewiazany zwiewna szarfa. Zawsze miala slabosc do takich szaliczkow. Ciemne wlosy zwiniete pod kapeluszem ujmowaly w ramke twarz o kremowej skorze, skorze, ktora smarowala mazidlami kupionymi za smierdzace pieniadze Beau. Wygladala jak wiosenny poranek. Szla wolno zakurzona sciezka ku jego walacej sie werandzie, oczy jej sie smialy jakby nie widziala nedzy, stopni z betonowych blokow, nedznych ubran wiszacych na sznurze, chudych kur dziobiacych w kurzu.

Glos miala tak czysty, kiedy ofiarowala mu ten kosz z uzywanymi rzeczami. Beau kupil je dla dzieci, ktore mial z jego. Austina, kobieta. Mysl ta huczala mu w glowie, zagluszajac jeki jego wlasnej zony, nawolujacej o lekarza.

Pamietal, ze Madeline chciala wejsc do srodka, zatroskana o kobiete, ktora nigdy nie znalazlaby sie w jego lozku, gdyby nie zdrada innej.

– Jedz po doktora, Austin – powiedziala tym swoim glosem, chlodnym jak zrodlana woda. Wspolczucie malujace sie w jej zlocistych oczach wwiercalo sie w niego jak swider. – Pospiesz sie, ja zostane z twoja zona i synkiem.

To nie szalenstwo nim owladnelo. Nie, Austin nigdy by tego tak nie okreslil. To bylo poczucie sprawiedliwosci. Owladnal nim sluszny gniew, kiedy zwlokl Madeline z werandy. Kierowala nim prawda, kiedy rzucil ja na ziemie, w brud i kurz.

O, udawala, ze go nie chce. Krzyczala i walczyla, ale to bylo tylko udawanie. Mial prawo, prawo dane mu od Boga, wedrzec sie w nia. Niewazne, ze ani na chwile nie przestala udawac, ze szlochala i blagala o litosc. W koncu ona tez musiala uznac to prawo.

Wypelnil ja swoim nasieniem i jeszcze teraz, po tylu latach, pamietal, jaka przynioslo mu to ulge. Pamietal, jak dygotalo jego cialo, kiedy oddawal jej to, co bylo w nim mezczyzna.

Przestala w koncu plakac. Kiedy stoczyl sie z niej i lezal w piachu wpatrujac sie w to biale od zaru niebo, wstala, odeszla, zostawila go z triumfem w duszy i smakiem goryczy w ustach.

Czekaj, dzien po dniu, noc w noc, na przyjscie Beau. Narodzil sie jego drugi syn, zona lezala w lozku z kamienna twarza, a Austin czekal z winchesterem w dloni. I tesknil az do bolu za tym, by moc zabic.

Ale Beau nigdy nie przyszedl. Austin zrozumial, ze Madeline zachowala tajemnice. 1 skazala go na zaglade.

Teraz Beau nie zyl. Nie zyla rowniez Madeline. Lezeli we wspolnym grobie na Cmentarzu Blogoslawionego Spokoju.

Ale zostal syn, syn, ktory obrocil kolo przeznaczenia. Syn uwiodl jego corke. Dziewczyna nie zyla.

Zemsta byla jego prawem.

Austin zamrugal powiekami i skupil wzrok ponownie na smugach slonecznego swiatla, ktore przenikaly przez prety, przesuwajac sie wraz ze sloncem. Nadchodzil zmierzch. Austin tkwil w przeszlosci przeszlo dwie godziny.

Nadszedl czas, by zaplanowac przyszlosc. Z obrzydzeniem spojrzal na swoje szerokie niebieskie spodnie. Wiezienne ubranie. Wkrotce sie go pozbedzie. Ucieknie. Bog pomaga tym, ktorzy pomagaja sami sobie. Znajdzie sposob.

Wroci do Innocence i zrobi to, co powinien zrobic przeszlo trzydziesci lat temu. Zabije czastke Beau, ktora zyla w jego synu.

I wyrowna rachunki.

Caroline wyszla na ukwiecone patio i wciagnela gleboko powietrze pachnace latem. Swiatlo zlagodnialo, nadciagal zmierzch i owady brzeczaly w trawie. Caroline doznala uczucia niemal przesytu. Zapomniala, jak bardzo to uczucie moze byc przyjemne.

Kolacja okazala sie fura pysznego jedzenia podawanego na srebrnych tacach. Byla to powolna, wykwintna ceremonia wypelniona zapachem, smakiem, rozmowa, smiechem. Teddy pokazywal sztuki magiczne z serwetka i sztuccami. Dwayne, ponury, ale w stopniu mozliwym do przyjecia, zaprezentowal niezwykly talent mimiczny, nasladujac Jimmy'ego Stewarta. Jacka Nicholsona i miejscowych oryginalow w rodzaju Juniora Talbota.

Tucker i Josie bawili ja obrazowymi opowiesciami o skandalach seksualnych, jakie zdarzyly sie przed piecdziesieciu laty.

Jak bardzo roznila sie ta kolacja od posilkow w jej domu rodzinnym.

Matka narzucala stosowny temat rozmowy i ani kropla nie spadala na wykrochmalony adamaszkowy obrus. Posilki te przypominaly bardziej konferencje biurowe niz rodzinne biesiady. Nigdy nie omawiano przeszlosci przodkow, a Georgia McNair Waverly wcale nie bylaby ubawiona, gdyby gosc wyciagnal zza jej stanika widelec do salaty. Za to Caroline bawila sie jak nigdy dotad w zyciu i bylo jej przykro, ze wieczor sie konczy.

– Wygladasz na szczesliwa – zauwazyl Tucker.

– Dlaczego nie mialabym byc szczesliwa?

– Nie wiem. To mnie po prostu cieszy. – Wzial ja za reke. Kiedy ich palce sie splotly. Tucker wyczul w niej wiecej niepewnosci niz oporu. – Masz ochote na spacer?

Byl ladny wieczor, urocza sceneria, nastroj sprzyjal przechadzce.

– Tak.

Niewiele ma to wspolnego ze spacerem, pomyslala, kiedy blakali sie posrod krzewow rozanych i gazonow gardenii. Przypomina bardziej walesanie sie. Bez pospiechu, bez celu, bez problemow. Pomyslala, ze takie walesanie doskonale pasuje do Tuckera.

– Czy to jest jezioro? – zapytala, kiedy ujrzala blysk wody w ostatnich promieniach slonca.

– Sweetwater. – Poslusznie zmienil kierunek przechadzki. – Beau wybudowal tam swoj dom, na poludniowym brzegu jeziora. Zostaly jeszcze fundamenty.

Caroline zobaczyla tylko kupe kamieni.

– Jaki piekny mieli stad widok. Akry wlasnej ziemi. Jakie to uczucie?

– Nie wiem. Ono po prostu jest.

Rozczarowana patrzyla na szerokie, plaskie pola bawelny. Byla dzieckiem miasta, gdzie nawet najbogatsi posiadali na wlasnosc jedynie skrawki przestrzeni, a ludzie mieszkali sobie nad glowami. – Posiadac tyle ziemi…

– To ona posiada ciebie. – Zaskoczyly go wlasne slowa, ale wzruszyl ramionami i dokonczyl mysl. – Nie mozna sie od niej odwrocic, skoro zostala ci przekazana. Nie mozna oddac jej w cudzie rece, kiedy wszystko przypomina ci, ze Longstreetowie posiadali te ziemie od dwoch stuleci.

– Czy tego pragniesz? Odwrocic sie?

– Jest pare miejsc na swiecie, ktore chcialbym zobaczyc. – Wzruszyl ponownie ramionami i byl w tym ruchu niepokoj, ktorego sie po nim nie spodziewala. – Tylko ze podrozowanie to skomplikowana sprawa. Wymaga tyle wysilku.

– Przestan!

Omal sie nie usmiechnal, slyszac niecierpliwosc w jej glosie.

– Nic jeszcze nie zrobilem. – Przesunal dlonia po jej ramieniu. – Ale mysle o tym.

Odsunela sie, zla.

– Wiesz, o co mi chodzi. W jednej chwili sprawiasz wrazenie, jakbys myslal o czyms wiecej poza znalezieniem najlatwiejszej drogi ucieczki. W nastepnej odtracasz wszystko.

– Nigdy nie widzialem sensu w obieraniu najtrudniejszej drogi.

– Co powiesz na wlasciwa? Nieczesto spotykal kobiete, ktora chciala toczyc filozoficzne dyskusje.

Wyjmujac papierosa. Tucker podjal swobodnie watek rozmowy.

– No coz, to co wlasciwe dla jednych, moze byc niewlasciwe dla drugich. Dwayne pojechal na studia i zrobil dyplom, ktory zda sie psu na bude, poniewaz Dwayne woli siedziec i dumac o tym, co mogloby byc, a nie jest. Josie wyszla dwa razy za maz i ucieka stad trzy razy do roku po to, by wrocic i udawac, ze lepiej byc nie moze.

– A ty? Jaki jest twoj sposob na zycie?

– Brac je, jak leci. A twoj… Twoj sposob polega na rozpatrywaniu zdarzen, zanim one sie zdarza. To nie oznacza, Ze ktores z nas postepuje zle.

– Ale skoro doszedles do wniosku, ze woje zycie nie wyglada tak, jakbys chcial, mozesz je zmienic.

Вы читаете Miasteczko Innocente
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату