– Moge probowac – zgodzil sie. – „Wiesz przeciez, ze to rzecz zwyczajna. Zycie konczy sie smiercia. Nasz pobyt na ziemi wiedzie nas ku wiecznosci”. – Zaciagnal sie dymem. – „Hamlet”.
Caroline wybaluszyla na niego oczy. Byl ostatnim czlowiekiem na ziemi, ktorego by podejrzewala o cytowanie Szekspira.
– Wezmy chocby to pole. – Objal ja za ramiona i odwrocil. – Ta oto bawelna urosnie. Urosnie, poniewaz ma pod soba stope najlepszej ziemi pelna nawozu. Wytrujemy cholerne wolki i kiedy nadejdzie lato, bawelna zostanie zebrana, oczyszczona, zaladowana na ciezarowki i sprzedana. Zamartwianie sie, czy wszystko to na pewno sie zdarzy, ani na jote nie zmieni sytuacji. Zreszta, mam zarzadce, ktory odwala za mnie zamartwiania sie.
– To nie moze byc az tak proste… – zaczela.
– Sprowadzilismy kwestie do podstaw, Caro. Bawelna jest sadzona, zbierana i przetwarzana, chocby w tak urocza sukienke, jaka masz obecnie na sobie. Oczywiscie, moglbym spedzac bezsennie noce martwiac sie, czy bedzie dosc deszczu, czy nie bedzie go za malo. Czy nie zastrajkuja kierowcy, czy kretyni w Waszyngtonie znowu nie spieprza sprawy i nie wpakuja nas w kryzys gospodarczy. Albo moge sie dobrze wyspac. Rezultat bedzie identyczny.
Odwrocila sie ku niemu ze smiechem.
– Dlaczego to brzmi tak rozsadnie? – Potrzasnela glowa. – Musi byc jakis blad w tym rozumowaniu.
– Zawiadom mnie, jak go znajdziesz. Mysle, ze to sie trzyma kupy. Dam ci inny przyklad. Nie pozwolisz mi sie pocalowac ze strachu, ze ci sie to za bardzo spodoba.
Uniosla brwi.
– To niewiarygodnie egocentryczne stanowisko. A moze ze strachu, ze mi sie w ogole nie spodoba?
– Istnieje taka mozliwosc – powiedzial Tucker ugodowo, otaczajac ja w talii ramieniem. – Tak czy inaczej, probujesz znalezc odpowiedz, zanim jeszcze pojawil sie problem. To jedna z tych rzeczy, ktore wywoluja bol glowy. – Naprawde? – zapytala sucho, trzymajac ramiona wzdluz ciala. – Zaufaj mi, Caroline, przestudiowalem zagadnienie. To tak, jakbys stala nad brzegiem basenu martwiac sie, ze woda jest za zimna. Potrzebujesz kogos, kto przylozy stope do twojej pupy i pchnie. – J to wlasnie robisz? Usmiechnal sie szeroko.
– Moglbym powiedziec, ze robie to dla ciebie, zebys przestala gdybac. Ale prawda wyglada tak… – Pochylil glowe. Cos cieplego poruszylo sie w niej, kiedy poczula na wargach jego oddech. – Mysl o tym pocalunku spedza mi sen z powiek. – Dotknal wargami jej policzka. – A ja bardzo potrzebuje snu.
Zesztywniala, kiedy jego usta musnely jej wargi, lekko jak skrzydelka motyla. Typowe uwodzenie, powiedziala sobie. Serce zaczelo walic jej w piersi. Nie zapomniala jeszcze, ile przebieglosci potrafi wykazac mezczyzna, zeby wykorzystac kobieca potrzebe czulosci.
– Mozesz oddac pocalunek – wyszeptal Tucker tuz przy jej ustach. – Albo bede calowal cie sam.
Przesunal wargami wzdluz jej skroni, po zamknietych powiekach, w dol policzkow. Mial w sobie dosc delikatnosci, by zdlawic chec natychmiastowego zaspokojenia swoich pragnien. Skoncentrowal sie natomiast na
Cudownie, cudownie bylo znow czuc pozadanie kobiety, slyszec przyspieszony oddech, wdychac jej zapach silniejszy niz zapach wody i wilgotnej zieleni.
Tym razem jej usta rozchylily sie pod pierwszym dotknieciem. Poderwala dlonie do jego ramion. W ostatnim przeblysku trzezwosci pomyslal, ze woda nie okazala sie zimna, lecz o wiele, wiele glebsza niz oczekiwal.
Ona nie myslala zupelnie nic, nie mogla myslec z tym natretnym szumem w Uszach. Uczepila sie Tuckera, zeby nie upasc, ale choc trzymala sie go kurczowo, swiat wirowal dalej. Rozsadek zniknal jak plomyk swiecy zdmuchniety wiatrem. 2 cichym, bezradnym jekiem zatopila sie w pocalunku.
Smakowal, chlonal jej wargi. Ale to mu nie wystarczalo. Ich smak obudzil tylko tesknote za czyms wiecej. Uzyl zebow, jezyka, ale to tez nie przynioslo n»u ulgi. Dalej tesknil.
Pocalunek nie powinien sprawiac bolu. Dotyk rak nie powinien przyprawiac go o zawrot glowy. Nie powinien drzec z rozkoszy, kiedy wyszeptala z jekiem jego imie.
Wiedzial, co to znaczy pragnac kobiety. Byla to bardzo przyjemna nieodlaczna czesc bycia mezczyzna. Nie targalo to duszy na strzepy i nie wypalalo dziury w trzewiach. Nie powodowalo drzenia kolan, az czlowiek sie bal, ze ukleknie i zacznie blagac.
Mial wrazenie, ze balansuje na wysokiej, ostrej krawedzi. Odruchowo zamachal rekoma i cofnal sie o krok, zeby nie upasc. Delikatnie polozyl dlonie na ramionach dziewczyny i odsunal ja od siebie. Wsparl czolo o jej czolo, probujac zlapac oddech.
Caroline nie cofnela drzacych dloni z jego bioder. Z mgly, ktora wypelniala jej glowe, wylowila pierwsza trzezwa mysl i sila zatrzymala ja na powierzchni. Uplynelo po prostu zbyt duzo czasu, odkad czerpala otuche w ramionach mezczyzny, czula prawdziwe pozadanie w jego pocalunki Wystarczajacy powod, by usprawiedliwic chwilowa niepoczytalnosc.
Odzyskala juz jasnosc widzenia. Krew przestala szumiec jej w glowie. Slyszala bzykanie owadow i kumkanie zab, slodkie nawolywanie lelka kozodoja.
Swiatlo dogasalo, uwiezione w tym cudownym momencie miedzy dniem a noca. Dzien juz przegrywal cicha bitwe i umykal, zabierajac z soba zar dnia.
– Chyba oboje bylismy w bledzie – odezwal sie Tucker.
– Slucham?
– Ty mylilas sie, sadzac, ze ci sie to nie spodoba, ja ludzac sie, ze kiedy juz cie pocaluje, bede mogl spac. – Westchnal przeciagle. – Mowie ci, Caroline, pozadanie bylo dla mnie zawsze najprostsza z przyjemnosci. Odkad skonczylem pietnascie lat i zapoznalem z Laureen O'Hara w stodole jej ojca. Jestes pierwsza kobieta w mojej karierze, ktorej udalo sie skomplikowac te przyjemnosc.
Chciala mu uwierzyc, chciala uwierzyc, ze to, co teraz czul, bylo trudniejsze, bardziej intymne, bardziej niebezpieczne od wszystkiego, co czul dotychczas. Wiec uwierzyla, i to przestraszylo ja bardziej niz sam pocalunek.
– Mysle, ze bedzie najlepiej, jezeli zapomnimy o wszystkim.
Jego spojrzenie powedrowalo ku jej ustom, nabrzmialym od pocalunku.
– Predzej mnie ges kopnie – powiedzial lagodnie.
– Mowie powaznie. Tucker! – zawolala z rozpacza. – Wlasnie zakonczylam nieudany zwiazek i nie mam zamiaru rozpoczynac nastepnego. A ty… Masz obecnie w swoim zyciu dosc komplikacji.
– W normalnych warunkach pewnie przyznalbym ci racje. Wiesz, twoje wlosy wygladaja zupelnie jak aureola w tym swietle. Moze chce odkupienia. Aniol i grzesznik. Bog wie, ze taka mniej wiecej jest miedzy nami roznica.
– To najbardziej idiotyczne…
Podniosl dlonie tak szybko, ze polknela reszte zdania. Wsunal palce w jej wlosy i przytrzymal glowe.
– Jest cos w tobie, Caroline. Nie wiem co, do diabla, ale to dopada mnie w najmniej spodziewanych momentach. Zwykle istnieje bardzo dobrze uzasadniony powod dla takich odczuc i predzej czy pozniej znajde go. – Nie bedziesz mial po temu okazji, Tucker. – Pomyslala, ze jej glos brzmi zadziwiajaco spokojnie, zwazywszy ze serce miala w gardle. – Za pare miesiecy bede w Europie. Szybki letni romans nie lezy w moich planach. Cien usmiechu przemknal przez jego usta.
– Faktycznie lubisz planowac. Juz to 7.auwazylem. – Pochylil sie rozgniotl jej usta w krotkim, mocnym pocalunku, ktory ponownie zwalil ja z nog. – Bede cie mial, Caroline. Predzej czy pozniej bedziemy sie mieli nawzajem, i to jak jeszcze! Tobie pozostawie oznaczenie dnia i godziny.
– To najbardziej nieslychane, aroganckie, szowinistyczno – meskie stwierdzenie. jakie w zyciu slyszalam.
– Zalezy od punktu widzenia – przyznal Tucker. – Chcialem cie po prostu ostrzec, Ale nie chce cie wkurzyc tak bardzo, zebys dostala niestrawnosci. – Wzial ja za reke i pociagnal w strone domu. W ciemnosciach tanczyly robaczki swietojanskie. – Moze posiedzimy chwile na werandzie?
– Nigdzie z toba nie usiade.
– Oj, kochana, jezeli bedziesz tak mowila, uznam, ze nie mozesz mi sie oprzec.
Wybuchnela smiechem. – Dzien, w ktorym nie bede mogla sie oprzec samozwanczemu Don Juanowi z delty Missisipi… Porwal ja wpol i okreci! wokol siebie.
– Mam bzika na punkcie tych twoich slodkich ust. – Pocalowal ja ze smakiem. – Zaloze sie, ze chodzilas do