– Pani chce, zebym ja uczyl tych piosenek?!

– Zgadza sie, a ja w rewanzu naucze cie moich.

– Jak ta, co ja pani grala wczoraj?

– Tak.

Czul, ze poca mu sie dlonie i zmusil sie, by oddac jej skrzypce, zanim je poplami i wszystko zepsuje.

– Musze zapytac taty.

– Ja zapytam. – Caroline przekrzywila glowe. – Jezeli taki uklad ci odpowiada.

– Bardzo mi odpowiada.

– Wiec podejdz tu i patrz na mnie. – Usiadla na fotelu, zeby mogl obserwowac jej palce. – Ten utwor nosi tytul „Walc minutowy'. Skomponowany przez Fryderyka Szopena.

– Szopena – powtorzyl Jim z czcia.

– Ale na razie nie odegramy go w minute. To nie wyscig, gramy dla…

– Zabawy?

– Tak. – Wsadzila skrzypce pod brode, rozkoszujac sie tym krotkim slowem - Dla zabawy.

Byli bez reszty pochlonieci nauka, kiedy zjawil sie Carl Johnson z wiadomoscia, ze Austin Hatinger zbiegl.

Po tym jak Carl Johnson odjechal, zeby zaniesc wiesc do Sweetwater, Caroline podjela dwa postanowienia. Po pierwsze, odnowi lekcje strzelania, po drugie, kupi sobie psa. Mysl, zeby spakowac walizki i uciec, zbladla, zanim sie na dobre wyklula. Jej miejsce zajelo uczucie o wiele glebsze i silniejsze. Znalazla dom i miala zamiar go bronic.

Idac za rada Jima, pojechala na farme Fullerow. Jim powiedzial jej, ze suka Happy Fuller, Ksiezniczka, oszczenila sie dwa miesiace temu.

Happy, ktory przebrala sie juz z zalobnej szaty w stroj ogrodniczy, powitala Caroline z radoscia. Byla zachwycona perspektywa pozbycia sie ostatniego szczeniaka i zdobyciem nowej sluchaczki, ktorej mogla opowiedziec swoje cmentarne przezycia.

– Nigdy nie bylam tak przerazona – mowila Happy, prowadzac Caroline obok stadka ceramicznych gesi i gazonu niecierpkow. – Stalam niedaleko, przy grobie mamy. Zmarla na raka jajnikow w wieku osiemdziesieciu pieciu lat. Nie pozwolila zabrac sie do lekarza. Rak przeszedl przez nia jak huragan przez zboze. Ja odwiedzam regularnie doktora Shaysa i robie wymazy rowno co szesc miesiecy.

– Bardzo rozsadnie.

– Nie ma sensu uciekac przed problemami. – Happy stanela przed wiatrakiem w ksztalcie czlowieczka pilujacego drzewo. Dzien byl duszny, zupelnie bezwietrzny i czlowieczek odpoczywal sobie w spokoju.

– No wiec – ciagnela Happy pochylajac sie, zeby wyrwac chwast, ktory mial czelnosc wyrosnac posrod jej cynii. – Stoje sobie kolo mamy i nagle slysze potworny harmider. Wrzaski i krzyki. Odwracam sie i co widze? Policjant z Greenville wlatuje z Mavis do grobu Eddy Lou, a Austin wali tego drugiego gline – wygladal jakby nie mial nawet osiemnastu Jat – w glowe jego wlasnym pistoletem. Mysle sobie, Panie w niebiosach, zacznie strzelac! A on co robi? Chwyta Birdie za gardlo i rozkazuje temu drugiemu glinie – temu w grobie – zeby wyrzucil kluczyki od kajdankow. A Mavis wrzeszczy jakby chciala obudzic umarlego. I ta biedna Birdie, biala jak sciana, z lufa przy skroni. Myslalam, ze padne na serce. Birdie jest moja najlepsza przyjaciolka.

– Tak, wiem. – Caroline uslyszala juz pelna relacje od Carola Johnsona, ale pogodzila sie z faktem, ze uslyszy ja jeszcze raz. I jeszcze raz.

– Kiedy Austin wypalil z tego pistoletu, schowalam sie za nagrobek mamy i wcale sie tego nie wstydze. Nagrobek jest niczego sobie, duzy, choc musialam toczyc o niego boje z moim bratem, Dickiem. Zawsze byl dusigroszem. Rany, potrafi wycisnac centowke jak cytryne. Wtedy Vernon – ktory jest jeszcze bardziej szczwany od swego ojca – rozkul kajdanki. Nagle patrze, a tu Austin wpycha biedna Birdie do grobu prosto na tego policjanta z Greenville i biedna Mavis. No, wtedy dopiero rozpetalo sie pieklo. Birdie piszczala, Mavis zawodzila, a ten policjant klal jak pijany marynarz na dwudniowej przepustce.

Usta Happy zadrzaly i pewnie powstrzymalaby usmiech, gdyby nie wyraz twarzy Caroline. Przez chwile spogladaly na siebie, walczac dzielnie o zachowanie powagi. Caroline przegrala pierwsza. Parsknela smiechem i probowala zatuszowac to pokaslywaniem. A potem smialy sie juz obie. Staly w jasnym popoludniowym sloncu i ryczaly ze smiechu, az Happy musiala wyjac chustke i otrzec zalzawione oczy.

– Mowie ci, Caroline, nie zapomne tego widoku, chocbym zyla sto lat. Po tym, jak Austin odjechal w buicku Birdie, podbieglam do grobu. Siedzieli w nim wszyscy, klebili sie na wieku trumny, same rece i nogi. A ja pomyslalam, Boze badz milosciw, wyglada to jak jedna z tych udziwnionych scen w pornosach. – W jej oczach pojawil sie figlarny blysk. – Nie zebym cos takiego ogladala.

– Nie – powiedziala Caroline slabym glosem. – Oczywiscie, ze nie.

– Birdie miala spodnice zadarta prawie do pasa. Jest dosc tegawa i musiala zdrowo przydusic tego policjanta, kiedy na nim wyladowala. Twarz mial czerwona jak burak. Mavis uczepila sie jego nogi i wykrzykiwala cos o woli boskiej.

– Straszne – wykrztusila Caroline i dostala nowego ataku smiechu. – Och, to straszne.

Happy przycisnela chusteczke do ust i zakwiczala.

– Potem ocknal sie mlody policjant. Wyciagalismy akurat Birdie i nikt nie zwracal na niego uwagi. Biedny chlopiec zataczal sie jak pijany, i gdyby go Cyr nie zlapal, bylby wlecial do tego grobu na czwartego. Mowie ci, to bylo lepsze niz „Kocham Lucy'.

Caroline wyobrazila sobie Ricky'ego Ricardo nurkujacego do grobu z okrzykiem „Luuucy, juz jestem!'. Usiadla na kamiennym murku otaczajacym cynie i zlapala sie za boki.

Happy przysiadla kolo niej.

– Och, ciesze sie, ze to z siebie wyrzucilam. Birdie nigdy by mi nie wybaczyla tego smiechu.

– Straszne. Okropne!

To opoznilo ich powrot do rownowagi o dalszych piec minut.

– No coz – Happy schowala chustke, krztuszac sie od hamowanego smiechu. – Pojde po tego cholernego psa. Obejrzysz go sobie, a ja zrobie nam cos zimnego do picia. Ksiezniczko! Ksiezniczko, chodz do nas i przyprowadz ze soba tego kundla. Zostal jej ten jeden – powiedziala Happy tonem pogawedki. – Nie powiem ci nic o ojcu, bo Ksiezniczka nie jest brzemienna. Chyba ja jednak wysterylizuje.

Przez podworko przeszla, nie spieszac sie, poteznie zbudowana suka zoltej siersci i znudzonym wyrazie pyska. Zataczajac kregi wokol niej, biegl wyrosniety szczeniak takiej samej masci. Co pare sekund dawal nura pod jej brzuch probujac zlapac ktorys z obwislych sutkow. Ksiezniczka, ktora miala najwyrazniej dosc macierzynstwa, odsuwala sie ze wstretem.

– Hej tam! – Happy klasnela w dlonie. Szczeniak porzucil pogon za matczynym mlekiem i przybiegl w podskokach. – Jestes male ladaco, powiedz, jestes?

Szczeniak szczeknal potwierdzajaco, machajac ogonem tak zawziecie, ze jego tlusta pupa prawie spotykala sie z nosem.

– Zapoznajcie sie ze soba, a ja przyniose mrozonej herbaty. – Happy wstala.

Caroline przygladala sie psu sceptycznie. Byl zabawny, to prawda, i bardzo przymilny, kiedy wsparl sie grubymi lapami o jej kolana. Ale potrzebowala psa obronnego, nie szczeniaka. Nie wyjdzie jej na dobre, jezeli przywiaze sie do zwierzaka, ktorego bedzie musiala opuscic za pare miesiecy. i choc potomek Ksiezniczki juz teraz byl duzy, wcale jednak nie wygladal groznie ze swymi klapnietymi uszami i wywieszonym jezykiem. Jego matka siegala Caroline glowa do pasa, ale kto wie, ile czasu zajmie jej synowi osiagniecie takich rozmiarow.

Popelnilam blad, zdecydowala Caroline. Trzeba bylo spytac o najblizszy przytulek dla psow i wyzwolic toczacego piane dobermana, ktorego moglaby uwiazac przy tylnych drzwiach.

Ale szczeniak byl taki cieply i miekki. Kiedy mu sie przygladala, polizal jej reke i machal ogonem tak zamaszyscie, ze go zobaczyl i ruszyl w pogon.

Zaskomlal, kiedy go w koncu zlapal. Przybiegl z powrotem do Caroline, patrzac na nia oczami pelnymi zdumienia i psiego smutku.

– Male glupiatko – mruknela i wziela go na rece. A, co mi tam!, pomyslala, kiedy lizal ja po twarzy i szyi.

Zanim Happy wylonila sie z kuchni z mrozona herbata, Caroline zdazyla juz nazwac psa Nieprzydatny. Uznala, ze bedzie wygladal bardzo wytwornie w czerwonej obrozce.

Kupila mu ja w sklepie Larssona, razem z pieciokilowym workiem karmy dla szczeniakow, smycza,

Вы читаете Miasteczko Innocente
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату