– Rob, co ci kaze.

Jim odszedl z pochylona glowa i obwislymi ramionami.

– Chcial pan o cos zapytac, panie Burns.

– Agencie Burns. Tak. O blizne.

– Mam ja od dwudziestu lat. Austin Hatinger mnie pobil. – Toby pochylil sie i podniosl zamknieta puszke farby. Obracal ja w swoich wielkich dloniach.

– Oskarzyl pana o kradziez.

– Powiedzial, ze wzialem sznur z jego szopy. Nigdy w zyciu nie tknalem cudzego.

– I od tamtego czasu zywicie do siebie uraze.

Toby dalej obracal puszke w dloniach. Caroline slyszala chlupotanie farby.

– Przyjaciolmi nie jestesmy. Burns wyjal z kieszeni notatnik.

– Szeryf Truesdale odnotowal przypadek spalenia krzyza przed panskim domem jakies szesc miesiecy temu. Obciazyl pan odpowiedzialnoscia Hatingera i jego syna, Vernona.

W oczach Toby'ego pojawil sie zimny blysk.

– Nie moglem tego udowodnic. Tak jak nie moglem udowodnic, ze Hatinger przecial opony mojej ciezarowki, kiedy bylem w sklepie Larrsona. Chociaz kiedy wyszedlem, Vernon Hatinger stal po drugiej stronie ulicy i czyscil sobie nozem paznokcie. Nawet kiedy Vernon powiedzial, ze mam szczescie, ze tym razem sa to moje opony, a nie moja twarz, tez nie moglem niczego udowodnic. Wiec powiedzialem, co mysle. Hatingerowi nie podobalo sie, ze widuje sie jego chlopaka w towarzystwie mojego syna.

– Dwa tygodnie pozniej miedzy panem a Hatingerem doszlo do bojki. W sklepie z narzedziami. Grozil, ze skrzywdzi panskiego syna, jezeli nie bedzie trzymal sie z dala od Cyra. Czy to prawda?

– Wszedl, kiedy kupowalem gwozdzie. Gadal rozne rzeczy.

– Pamieta pan, jakie to byly rzeczy? Tedy zwarl szczeki.

– Powiedzial: „Czarnuchu, trzymaj swojego czarnego bachora z dala od tego, co moje, bo obedre go ze skory'. Powiedzialem, ze jezeli tknie mojego chlopca, zabije go.

Cichy, beznamietny glos Toby'ego sprawil, ze Caroline dreszcz przelecial po plecach.

– Powiedzial jeszcze pare rzeczy, cytowal Pismo Swiete i gadal bzdury o tym, jak to my, „czarnuchy', zapominamy, gdzie nasze miejsce. Potem zlapal mlotek. Zaczelismy sie bic, tam w sklepie, ktos musial pobiec po szeryfa, bo przylecial wsciekly i nas rozdzielil.

– A pan powiedzial Haungerowi… – Burns zajrzal do notatnika. – „Zamiast o to, z kim Cyr lowi ryby, martwilbys sie lepiej, dla kogo twoja dziewczyna rozklada nogi'. Powiedzial pan to?

– Moze byc.

– A dziewczyna, do ktorej pan odnosil to stwierdzenie, byla zmarla Edda Lou Hatinger?

Bardzo wolno Toby odlozyl puszke farby.

– On obrazal moja rodzine. Wykrzykiwal paskudztwa o moim Jimie, malej Lucy i mojej zonie. A tydzien wczesniej Vernon zatrzymal moja zone na ulicy i powiedzial jej, zeby pilnowala chlopaka, bo inaczej zlamie sobie reke albo noge. Mezczyzna nie musi znosic takich rzeczy od nikogo.

– Wiec poruszyl pan kwestie seksualnych obyczajow panny Hatinger. Toby poczerwienial z gniewu.

– Bylem wsciekly. Moze nie powinienem tak mowic o jego dziecku.

– Ale ciekawi mnie, w jaki sposob wszedl pan w posiadanie informacji o seksualnych obyczajach denatki.

– Wszyscy wiedza, ze nie trzeba bylo wielkich staran, zeby dopuscila do siebie mezczyzne. – Rzucil Caroline przepraszajace spojrzenie.

– Mowi to pan na podstawie wlasnych doswiadczen?

Oczy Toby'ego blysnely dziko. Przestraszona Caroline postapila krok i polozyla ostrzegawczo dlon na jego ramieniu.

– Pietnascie lat temu slubowalem kobiecie – powiedzial Toby zaciskajac piesci. – Jestem jej wierny.

– No coz, panie March, mam swiadka, ktory twierdzi, ze odwiedzal pan Edde Lou Hatinger wielokrotnie w jej pokoju w hoteliku.

– To wierutne klamstwo. Nigdy nie bylem w jej pokoju razem z nia.

– Ale byl pan w jej pokoju?

Toby mial wrazenie, ze na szyi zaciska mu sie petla.

– Pani Koons najela mnie do pracy. Wymienialem framugi we wszystkich oknach.

– Wiec kiedy pracowal pan w pokoju Eddy Lou, jej tam nie bylo?

– Zgadza sie.

– Nigdy nie byl pan z nia razem w pokoju? Toby patrzyl na Burnsa przez dlugie piec sekund.

– Wychodzilem, kiedy wracala – powiedzial po prostu. – A teraz musze juz isc do pracy.

Toby zszedl z werandy i zniknal za weglem domu, a Caroline uswiadomila sobie, ze cala drzy.

– To bylo straszne.

– Bardzo mi przykro, Caroline. – Burns schowal notatnik. – Przesluchiwanie podejrzanych bywa nieprzyjemne.

– Nie myslisz chyba, ze on zabil te dziewczyne, bo jej ojciec mowil takie straszne rzeczy? – Miala ochote wykrzyczec mu to w twarz, ale starala sie zachowac spokoj. – To czlowiek bardzo rodzinny. Wystarczy zobaczyc go z synem, by wiedziec, co to za czlowiek.

– Wierz mi, Caroline, morderca nie zawsze wyglada na morderce.

zwlaszcza masowy morderca. Zdziwilabys sie, gdybym przytoczyl ci dane statystyczne i portrety psychologiczne.

– Nie, dziekuje – odparla chlodno.

– Przykro mi, ze jestes ciagle wciagana w te brzydka sprawe. – Usmiechnal sie. – Mialem nadzieje, ze spedzimy spokojna godzinke, kontynuujac nasza rozmowe sprzed paru dni. No i oczywiscie, liczylem na to, ze zagrasz dla mnie.

Odetchnela trzy razy, zanim odwazyla sie odezwac. Moze to nie jego wina, pomyslala, ze jest takim niewrazliwym, aroganckim jolopem.

– Przykro mi, Matthew, obecnie nie daje koncertow.

– O! – Rozczarowanie odbilo sie na jego twarzy. – Coz, moze innym razem. Pod koniec tygodnia bede mial chyba troche wiecej czasu. Zrobilem male rozeznanie i dowiedzialem sie, ze w Greenville jest przyzwoita restauracja rybna, do ktorej chcialbym cie zaprosic.

– Dziekuje, Matthew, ale na razie wolalabym trzymac sie blisko domu. Odprawa troche go usztywnila.

– Szkoda. Coz, musze chyba wracac do pracy. – Ruszyl w strone samochodu, zirytowany, ale nie pokonany. – Przypomne sie kiedys o te mrozona herbate.

– Tak. Do widzenia.

Z chwila, gdy opadl po nim kurz, odwrocila sie i weszla do domu. Po raz pierwszy od wielu dni siegnela po skrzypce i zaczela grac.

ROZDZIAL TRZYNASTY

W nocy nadciagnely chmury. Rownomierny, posepny deszcz napoil spragniona ziemie, a rankiem przeniosl sie niemrawo nad Arkansas. Zmienil kurz w sliskie bloto, ktore do poludnia spierzchlo w skorupe.

Nad otwartym grobem gromadka zalobnikow stala po kostki w wypalonej sloncem trawie. Z drzew skapywala woda, wydajac rozpraszajacy uwage dzwiek, ktory przypomnial Cyrowi o zardzewialym kurku w lazience. Przeciekal dzien i noc.

Kiedy w nocy Cyr lezal w lozku, myslal chwilami, ze to monotonne kap, kap, kap doprowadzi go do szalu. Zupelnie jak chinskie tortury, o ktorych czytal. Jest Cyrem Hatingerem, tajnym agentem, woda kapie, kapie, krople rozpryskuja sie na jego czole, ale on sie nigdy nie zlamie, nawet wtedy, gdy woda przebije sie przez skore, przez kosci do mozgu.

Nie, nigdy go nie zlamia. Jest Bondem, Jamesem Bondem. Jest Rambo. Jest Indiana Jonesem.

Byl Cyrem, lezacym posrod zapachu stechlizny, Cyrem, ktory wstaje i wklada szmate pod kran, zeby stlumic

Вы читаете Miasteczko Innocente
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату