– Swietnie. W szopie powinno byc wszystko, czego mozesz potrzebowac Jezeli nie, popros Delie albo mnie. Zapisuj godziny pracy. Wyplata w piatek.
Cyr patrzyl, jak Tuck odchodzi, potem spuscil wzrok na luszczaca sie rame niebieskiego schwinna.
Trzy godziny pozniej, po wykonaniu calej nie cierpiacej zwloki pracy, jaka Tucker zdolal wymyslic w tak krotkim czasie, Cyr gnal ile sil w pedalach ku Innocence. Rower nie byl juz ta wyscigowa, jaka byl za czasow Tuckera ale Cyrowi wydawal sie rumakiem, ogierem, skrzydlatym Pegazem.
Tym razem skrecil w droge McNairow. Poslizgnal sie niebezpiecznie na zuzlowej nawierzchni, mruknal „Hola, chlopie' pod adresem swego wierzchowca i wyprowadzil go z poslizgu.
Zobaczyl Jima i jego ojca na drabinach opartych o boczna sciane domu. Swieza niebieska farba polyskiwala w sloncu. W polowie podjazdu Cyr nie wytrzymal i wydal triumfalny okrzyk radosci.
Jim zamarl z pedzlem w reku.
– Niech mnie licho, tata, spojrz na Cyra. Skad to masz? – zawolal. – Ukradles?
– Cos ty! – Zatrzymal rower w ostatniej chwili. Jeszcze sekunda, a przejechalby petunie, troche jednak wyszedl z wprawy. – To srodek transportu. – Zszedl z roweru i ustawil go na podporce. – Dostalem prace w Sweetwater.
– Nie chrzan! – zawolal Jim, zapominajac o obecnosci ojca. Kosztowalo go to niegrozne pacniecie w glowe. – Wymsklo mi sie, tato. Przepraszam.
– Skad! Pan Tucker powiedzial, ze zostane jego majstrem do wszystkiego. Placi mi cztery dolce za godzine.
– Wy… wyglupiasz sie?
– Przysiegam na Boga. Powiedzial…
– Hola, panowie! – Toby potrzasnal glowa. – Macie zamiar stac tak i wrzeszczec przez caly dzien? Panna Waverly kaze nam zwijac manatki.
– Nie kaze. – Ubawiona ta scena Caroline wychylila glowe z okna. – ale wydaje mi sie, ze czas na mala przerwe. Caly dzien czekam, zeby poczestowal mnie pan lemoniada wyrobu panskiej zony.
– Z przyjemnoscia. Jim, zlaz! Uwazaj na stopnie. – Prawda wygladala tak, ze Toby sam skrecal sie z ciekawosci.
Zanim zdazyl zejsc z drabiny, Jim rozplywal sie juz w zachwytach nad schwinnem. Toby poszedl po przenosna lodowke, a Jim relacjonowal swoja przygode.
– Zemdlales? – Jim byl pod wrazeniem. – Zemdlales na werandzie?
Caroline pchnela siatkowe drzwi i uslyszala ostatnie slowa Dyra. Zmarszczyla brwi. Podziekowala z roztargnieniem Toby'emu, ktory wreczyl jej papierowy kubek z cierpka lemoniada. Tucker zatrudnil chlopca, pomyslala ze zdumieniem. Jako majstra do wszystkiego! Zeby odwalal za niego cala nieprzyjemna robote. Dzieciak byl chudy jak patyk i mial podkrazone oczy. Nie tak dawno temu sama tak wygladala i zrobilo jej sie zal chlopca.
– Nie ma powodu, zeby pracowal – mruknela pod nosem.
– Och, przyda mu sie kieszonkowe – powiedzial Toby lekko.
– Bardziej przydalby mu sie goracy posilek. – Chciala go zawolac, gotowa przygotowac mu spozniony lunch. – Jak on sie nazywa?
– To Cyr, panno Waverly. Cyr Hatinger. Zesztywniala.
– Hatinger?
Toby odwrocil wzrok od jej przerazonych oczu.
– On nie jest taki jak jego ojciec, panno Waverly. – Odruchowo Toby przesunal palcem po bliznie na policzku. – To dobry chlopak. Mam do niego slabosc. Jest bliskim przyjacielem Jima.
Caroline toczyla boj z sumieniem. Cyr byl tylko dzieckiem. Nie wolno jej ulec pokusie i wygonic go ze swej ziemi tylko dlatego, ze nosi nazwisko Hatinger.
Dzwonek roweru dzwieczal raz za razem. Jim i Cyr naciskali go na zmiane.
Grzechy ojcow. Slowa samego Austina. Jego grozba. Nie wierzyla w to, patrzac na chlopca o szczuplej twarzy, ktory usmiechal sie jak rozmarzony aniol.
– Cyr!
Poderwal glowe, wcale nie jak aniol, ale jak mlody wilk, czujny i gotowy do ucieczki.
– Tak. psze pani?
– Wlasnie mialam zamiar przyszykowac sobie lunch. Mialbys ochote cos zjesc?
– Nie, psze pani, dziekuje, psze pani. Zjadlem sniadanie w Sweetwater. Pan Tucker sam zrobil dla mnie szynke i jajka.
– Sam… Rozumiem. – Ale wcale nie rozumiala. Stojacy obok niej Toby zarechotal radosnie.
– Tuck ugotowal, tys zjadl i jeszcze trzymasz sie na nogach? Musisz miec strusi zoladek.
– Dobrze ugotowal. W mikrofalowce. Wlozyl w nia suchary i one zaraz wyskoczyly gorace. – Cyr mowil dalej o tym, ze bedzie dostawal codziennie lunch od panny Delii, ze pan Tucker pozyczyl mu rower i dal dwa dolary zaliczki.
– Powiedzial, ze powinienem je wydac na przyjemnosci. – Taki jest przywilej mezczyzny otrzymujacego pierwsza wyplate. Byle nie na whisky i kobiety. – Zaczerwienil sie lekko i rzucil spojrzenie Caroline. – On tylko zartowal.
– Jestem tego pewna – powiedziala z usmiechem.
Cyr pomyslal, ze jest najladniejsza kobieta, jaka zdarzylo mu sie widziec. Bal sie, ze jezeli bedzie dalej na nia patrzyl, uruchomi swoje narzedzie szatana. Utkwil wiec oczy w ziemie.
– Bardzo mi przykro, ze moj tata wybil pani okna.
– Sa juz cale, Cyr.
– Tak, psze pani. – Chcial cos powiedziec, moze oddac jej te dwa dolary na pokrycie szkod, ale uslyszal warkot silnika. Obejrzal sie przez ramie, zanim inni uslyszeli szum motoru i chrzest opon na zuzlowej alei.
– To ten facet z FBI – powiedzial bezosobowo.
Patrzyli w milczeniu, jak Matthew Burns parkuje samochod na koncu podjazdu.
Nie ucieszyl go widok tlumu na werandzie. Zajechal w nadziei, ze zastanie Caroline sama i beda mogli spokojnie pogawedzic. Ale przywolal usmiech na twarz i wysiadl z samochodu.
– Dzien dobry, Caroline.
– Czesc, Matthew. Czym moge ci sluzyc?
– Och, to nie jest oficjalna wizyta. Mialem wolna godzine, pomyslalem wiec, ze wpadne i zobacze, jak sie miewasz.
– Miewam sie doskonale. – Ale wiedziala, ze Burns sie tym nie zadowoli. – Napijesz sie mrozonej herbaty?
– Z przyjemnoscia. – Zatrzymal sie przez Cyrem, ktory stal z oczami wbitymi twardo w ziemie. – Mlody Hatinger, zgadza sie?
– Tak, psze pana. – Cyr przypomnial sobie wizyte Burnsa w ich domu, kiedy agent probowal wydusic cos z matki szlochajacej w fartuch. – To ja juz pojde.
– Chodz, Jim. Wracamy do pracy.
– Toby, moze zrobilibyscie sobie dluzsza przerwe. Jest tak goraco.
– Toby? – Spojrzenie Matthewa spoczelo na barczystym Murzynie. – Toby March?
Toby skinal sztywno glowa.
– Zgadza sie.
– Tak sie sklada, ze panskie nazwisko figuruje na mojej liscie osob, z ktorymi chce rozmawiac. Ta blizna na twarzy. Hatinger jest za to odpowiedzialny?
– Matthew! – zawolala Caroline z oburzeniem, spojrzawszy na twarz Cyra.
– Musze leciec – powiedzial szybko Cyr. – Do jutra, Jim. – Wskoczyl na rower i odjechal, pedalujac zawziecie.
– Matthew, musiales mowic o tym w obecnosci dziecka? Burns rozlozyl rece.
– Jestem pewny, ze on i tak wie. W takim miasteczku wszyscy wszystko wiedza. A wiec, panie March, zechce pan poswiecic mi chwile.
– Jim, idz zeskrobac stara farbe z tylnych okien.
– Ale, tato…