– Kilkaset metrow. Dziesiec minut drogi, kiedy nie ma korkow. Zanim przejdziemy do rzeczy, doktorze Hawkins…

– Brad.

– Brad. – Usmiechnela sie. – Chcialabym przeprosic za to, co mowilam w twoim gabinecie. Coz, widac jestem z natury podejrzliwa wobec zonatych mezczyzn.

– Przykre doswiadczenia?

– Mozna tak powiedziec. Sparzylam sie tyle razy, ze wolalabym o tym nie pamietac. Nie wiem, co takiego dzieje sie z mezczyznami po slubie, ze zaczynaja ich pociagac samotne kobiety.

– Nigdy nie wyszlas za maz?

– Raz niewiele brakowalo – powiedziala. – Wtedy mieszkalam w miescie. Pewnie bylo to jednym z powodow, dla ktorych przeprowadzilam sie tutaj.

Kelnerka przyniosla zamowione napoje. Brad pociagnal duzy lyk herbaty.

– A jakie byly inne powody?

– Wlasciwie sama nie wiem. Widzisz, tam prowadzilam prywatna praktyke…

– Powaznie? – przerwal jej. – Jak mozna zrezygnowac z czegos takiego? Po co ktos tak inteligentny jak ty mialby sie marnowac w firmie ubezpieczeniowej?

Morgan podniosla wzrok znad szklanki i spojrzala na niego ze zloscia. Wlasnie takie zlosliwe, krzywdzace uwagi najbardziej j a wkurzaly. Mimo to postanowila zachowac spokoj.

– Po pierwsze, w grupie bylam na samym dole piramidy, pracowalam szesnascie godzin dziennie, siedem dni w tygodniu.

– W jakiej grupie?

– Na East Side, z siedziba na Uniwersytecie Cornella – powiedziala. -Po tym jak skonczylam staz w szpitalu Beth Israel, tak bardzo chcialam otworzyc wlasna praktyke, ze od razu do nich dolaczylam. Grupa skladala sie z szesciu dosc szeroko znanych osob i pochlebialo mi to, ze zwrocili sie do mnie z propozycja. Wiekszosc z nich jednak byla starsza ode mnie. Dlatego harowalam jak wol.

– Musialo ci byc ciezko.

– Szczerze mowiac, nie chodzilo tylko o godziny pracy – powiedziala. -Z takiego czy innego powodu do praktyki trafialo duzo powaznie chorych dzieci, w tym wiele prosto z onkologii. Kilkoro z nich zmarlo, wszystkie na moich oczach. Troche to mna wstrzasnelo. Stracilam pewnosc siebie. Potem zwiazalam sie z pewnym mezczyzna i… no coz, po dlugich rozmyslaniach nad wlasnym zyciem uznalam, ze musze nieco ochlonac. – Przypatrywala mu sie podejrzliwie. – Dlaczego sie usmiechasz?

– Milo jest wiedziec, ze jednak znam sie na ludziach – powiedzial. – Od razu mialem wrazenie, ze moglabys sie nadawac na prawdziwego lekarza. Morgan w obronnym gescie skrzyzowala rece na piersi.

– Ja jestem prawdziwym lekarzem. Czemu wlasciwie tak bardzo nienawidzisz firm ubezpieczeniowych?

– To nie moja wina, tylko ich – powiedzial, spokojnie saczac herbate. Ludzie, ktorzy zarzadzaja takimi firmami jak twoja, mysla, ze wszystko d sie zredukowac do ekonomii. Ktore koszty mozna by ograniczyc, ktore wnioski odrzucic, ile papierow do wypelnienia wcisnac pacjentom do gardla, zeby wreszcie machneli reka i zrezygnowali z takiego czy innego zabiegu. I to mai byc ulatwianie dostepu do ochrony zdrowia? |

– Przykro mi, ze miales przykre doswiadczenia, ale co to ma wspolnego ze mna?

– Pewnie nic. Jednak jestes od zarzadzania, a nie wydaje mi sie, zeby ludziom takim jak ty dziala sie krzywda. I to nie my, lekarze, cierpimy najbardziej.

Wez na przyklad twoja siostre. Chcialbym jej zrobic kilka bardzo specjalistycznych analiz krwi, ale zgadnij, kto nie chce za nie zaplacic? AmeriCare. Twierdza, ze uzytecznosc tych zabiegow nie zostala przekonujaco udowodniona, wiec nie wyrazaja zgody na ich przeprowadzenie. I to ma byc ochrona zdrowia? A gdyby od jednej z tych analiz zalezalo jej zycie? Czy wtedy oplaciloby sie j a przeprowadzic? Jak juz mowilem, w ostatecznym rozrachunku to pacjenci wychodza na tym najgorzej. Morgan lekko klasnela w dlonie.

– Kieruja toba bardzo szlachetne odczucia, ale sluchajac cie, mam wrazenie, ze uwazasz mnie za uczestnika jakiegos gigantycznego spisku.

– Jesli tak to zrozumialas – powiedzial wzruszajac ramionami – to przepraszam. Po prostu moje doswiadczenia z firmami ubezpieczeniowymi nie sa zbyt dobre. Sluchaj, Morgan, AmeriCare nie zasluguje na ciebie. Myslalas o tym, zeby wrocic do medycyny klinicznej?

W jej oczach pojawil sie smutek.

– Czasami tesknie do mojej dawnej pracy. Dobrze sie czulam wsrod dzieci. Jednak kiedy sobie przypomne ten ciagly stres i wszystkie tragedie, ktorych bylam swiadkiem, to od razu opuszcza mnie nostalgia. Zreszta, kto wie? Moze kiedys znowu tym sie zajme. A ty?

– Kocham swoja prace – powiedzial. – Na poczatku, kiedy tu przyjechalem, wcale tak nie bylo. Mialem mnostwo spraw na glowie. Po pierwsze, Mikey byl jeszcze malym dzieckiem…

– Mowisz o chlopcu ze zdjec w twoim gabinecie? Skinal glowa.

– Teraz ma osiem lat i jest z nim troche klopotow.

– A ta kobieta?

Miejsce usmiechu na jego twarzy zajal wyraz glebokiego smutku.

– To moja zona, Danielle. Zginela w idiotycznym wypadku.

– Tak mi przykro.

– Dzieki. – Odwrocil wzrok i westchnal, niepewny, czy nie za bardzo l sie rozczula. – To dziwne, ale choc minelo juz tyle czasu, ciagle wydaje mi l sie, ze zdarzylo sie to niedawno. Michael mial wtedy dwa lata.

– Bylo ci wtedy ciezko, prawda?

– Nawet nie wyobrazasz sobie jak bardzo. Po smierci zony zatrudnilem gosposie, ktora miala opiekowac sie Michaelem, a sam rzucilem sie w wir pracy. Dwudziestoczterogodzinna harowka to bylo to. Poczatkowo przyjmowalem wezwania nawet wtedy, kiedy nie musialem, byle nie zostawac sam na sam z myslami.

– Praca, praca i jeszcze raz praca?

– No, nie calkiem – powiedzial. – Wolny czas, choc mam go niewiele, spedzam z moim synem. Ostatnio bywam z nim coraz czesciej… – Zawiesil glos. – Ale nie o tym chcialem z toba rozmawiac. Ciekaw jestem, co myslisz o tych zgonach na oddziale intensywnej terapii noworodkow.

– A czemu sadzisz, ze w ogole wiem cokolwiek na ten temat?

– Jestem na biezaco z tym, co dzieje sie na porodowce. – odparl po chwili milczenia. – Obejrzalem karty zmarlych dzieci i jedno wiem na pewno: dzieje sie cos dziwnego.

Morgan zmruzyla oczy.

– To znaczy?

– Kiedy cztery noworodki, ktorych stan sie poprawia, nagle daja za wygrana i umieraja, to nie moze byc zwykly zbieg okolicznosci. Jak dotad jedyna wspolna cecha laczaca te dzieci jest to, ze byly wasze.

Morgan zmarszczyla brwi.

– Nasze?

– Wszystkie zostaly ubezpieczone przez AmeriCare. Morgan nie byla pewna, czy sie nie przeslyszala.

– Na litosc boska, co ty sugerujesz?

– Nic, po prostu stwierdzam fakt. Jak myslisz, jakie jest prawdopodobienstwo wystapienia takiej zbieznosci?

Morgan odwrocila sie, oburzona. Wiedziala, ze troje ze zmarlych dzieci bylo ubezpieczonych w jej firmie, ale uznala to za zbieg okolicznosci. Nie miala pojecia, ze opieke nad czwartym takze finansowala AmeriCare. Mimo to niedorzecznoscia bylo sugerowanie, ze firma ubezpieczeniowa moze miec cos wspolnego z seria niewyjasnionych zgonow w szpitalu.

– Chyba nie podoba mi sie to, do czego zmierzasz.

– Ja do niczego nie zmierzam. Po prostu mowie, ze twoja firma byla ich ubezpieczycielem.

– Brad, badz powazny. Wiem, ze nienawidzisz systemu finansowania ochrony zdrowia, ale czy naprawde myslisz, ze firma ubezpieczeniowa moglaby… znizyc sie do czegos tak… to, o czym mowisz, byloby zbrodnia.

Wzruszyl ramionami.

– Ja niczego nie mysle. Po prostu szukam odpowiedzi.

– Ale jakie firma mialaby z tego korzysci oprocz finansowych?

– O, wlasnie – powiedzial, wyciagajac palec w jej strone.

– Myslisz, ze w gre wchodzil motyw finansowy? – Sugestie Brada byly coraz bardziej absurdalne. Morgan

Вы читаете Dostawca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату