namietny taniec. Kolysali sie synchronicznie, przyspieszajac w miare, jak roslo pozadanie.

Brad calowal ja po szyi, ramionach, piersiach. Wkrotce oboje przestali panowac nad trawiaca ich namietnoscia. Doszli razem na szczyt, po czym w cudownej eksplozji wzbili sie jeszcze wyzej. Wreszcie, mokry od potu i rozdygotany, Brad delikatnie opadl na Morgan, dotykajac policzkiem jej twarzy.

Po chwili wysliznal sie z niej i przewrocil na bok, z reka na piersiach Morgan. Dotknal czubkami palcow jej ust.

– Nie chcialem, zeby do tego doszlo – powiedzial.

– O Boze – odparla z udawanym oburzeniem. – Tylko nie mow, ze jestes nosicielem HIV.

– Nie, nie jestem. – Zawiesil na chwile glos. – A ty?

– A skad. Chyba nie chcesz przez to powiedziec, ze zalujesz? Usmiechnal sie.

– A jak myslisz?

– Mysle – powiedziala – ze te twoje skrupuly beda cie kiedys drogo kosztowac.

Pocalowal ja delikatnie w usta.

– Musze wstac, Morgan, zrobic Mikeyowi sniadanie, a potem isc na obchod. Pogadamy, kiedy wroce.

Kiedy wstawal z lozka i wychodzil z pokoju, Morgan z zadowoleniem odprowadzala go wzrokiem.

Nieco pozniej, tego samego ranka, Hugh Britten wszedl do swojego gabinetu w siedzibie AmeriCare. Mial podbite oko i zszyta rane na czole. Martin Hunt spotkal go na korytarzu i zapytal, co sie stalo, ale Britten nie odpowiedzial. Nie odzywal sie do nikogo i bylo oczywiste, ze czuje sie jeszcze gorzej, niz wyglada. Podszedl do biurka i wlaczyl komputer. Zalogowal sie do systemu informacyjnego Szpitala Uniwersyteckiego i sciagnal najswiezsze dane na temat Benjamina Hartmana. Ku jego zdumieniu wygladalo na to, ze maly najgorsze ma juz za soba. Wbrew wszelkim przewidywaniom dziecko nie tylko dzielnie sie trzymalo, ale jego stan nawet ulegl poprawie.

Britten usmiechnal sie. Przeprowadzil w pamieci szybkie obliczenia. Maly Hartman bedzie musial spedzic na oddziale intensywnej terapii jeszcze co najmniej dwa miesiace. Przy obecnych stawkach kosztowaloby to AmeriCare nie mniej niz cwierc miliona dolarow. Britten wydal wargi i potrzasnal glowa. Nie, do tego nie mozna dopuscic.

Morgan postanowila posluchac rady Brada i wziac sobie kilka dni urlopu. Nie miala ochoty znow stanac twarza w twarz z Hugh Brittenem. Zreszta chciala pobyc w domu Brada, napawajac sie wspomnieniem ich porannego zblizenia. Pragnela sie zrelaksowac, wczuc w atmosfere jego domu, zastanowic nad przyszloscia. Wczesnym przedpoludniem wreszcie wyszla i wrocila do domu. Potem pojechala do szpitala.

Pod oddzialem intensywnej terapii noworodkow Morgan zobaczyla Sa-rah Berkow, ktora podbiegla do niej z szerokim usmiechem na twarzy i powiedziala, ze jej coreczka ma sie zdecydowanie lepiej. Jennifer natomiast wygladala jeszcze gorzej niz ostatnio. Oczy miala zapadniete i podkrazone z wyczerpania i braku snu. Pozolkle twardowki pokrywala siec malych czerwonych zylek. Oslabiona i przygarbiona Jennifer wygladala, jakby schudla o kilkanascie kilo.

Ani na chwile nie opuszczala jej mysl, ze malemu Benowi stanie sie cos strasznego. Nie trafialy do niej zadne argumenty. A poniewaz stan chlopczyka zaczal sie lekko poprawiac, obsesja Jen budzila niepokoj.

– Jen, no co ty – powiedziala Morgan. – Nie pomozesz swoim dzieciom, zmieniajac sie w zombi.

W chrapliwym glosie Jennifer brzmiala nerwowosc.

– Staram sie, Morgan. Robie wszystko, co moge. Wiem, ze poswiecam Courtney za malo czasu, ale… jesli ja nie bede pilnowac Bena, to kto?

– Richard. Pielegniarki. Ja. Nie mozesz sterczec przy nim od switu do nocy.

– Musze, nie rozumiesz tego?

– Dlaczego? – nie ustepowala Morgan. – Powiedz dlaczego!

– Wiem, ze to niedorzecznie brzmi, ale jestem pewna, ze jesli nie bede go pilnowac przez caly czas, stanie mu sie cos zlego tak jak tamtym dzieciom.

– Och, Jen, Jen – westchnela Morgan. – Masz calkowita racje, to brzmi niedorzecznie. Zyjesz w ciaglym stresie i przez to jestes przewrazliwiona. Posluchaj mnie. W tym szpitalu jest lekarz, ktorego zadaniem jest sluchanie pacjentow. To psychiatra, ale w sumie fajny facet. Polubisz go. Ma gabinet na dole i mowi, ze chetnie sie z toba spotka, kiedy tylko zechcesz. Blagam.

– Nie podpuszczaj mnie – powiedziala Jen, usmiechajac sie slabo. -Obiecuje, ze do niego pojde, kiedy tylko zabiore Bena do domu.

Morgan pokrecila glowa i sfrustrowana odeszla korytarzem. Choc byla lekarka, nie mogla pomoc wlasnej siostrze.

Doktor Schubert poczynil specjalne przygotowania do operacji pani Ryan. By zapewnic dyskrecje, ustalil pore zabiegu na wczesny wieczor, po godzinach pracy kliniki. Przewidywal, ze potrwa on dwanascie godzin. Wzial ze soba tylko jedna asystentke, osobe godna zaufania, ktora pracowala z nim od lat. Reszta personelu nie musiala nic wiedziec.

Ryanowie przyjechali do kliniki w pelnej napiecia ciszy. Byli zbyt poruszeni, by rozmawiac. Oczy pani Ryan wypelnialy sie lzami. Wiedziala, ze postepuje slusznie, ale bardzo zwiazala sie emocjonalnie ze swoim nienarodzonym dzieckiem.

Przyjechali o siodmej. Schubert nie mial zbyt wielkiej ochoty na wy-luszczanie szczegolow zabiegu; na szczescie Ryanowie nie zadawali wielu pytan. Poprosil pacjentke o podpisanie zgody na przedwczesny porod. Potem, kiedy przebrala sie w fartuch, wprowadzil ja do pokoju zabiegowego i poprosil o polozenie na stole zabiegowym. Kiedy wsunela nogi w strzemiona, odslonil za pomoca wziernika szyjke macicy. Byla fioletowoszara, napuchnieta, co bylo efektem ciazy i pieciu poprzednich porodow. Schubert stwierdzil, ze rozwarcie jest juz prawie centymetrowe. Zwilzyl je jodyna, po czym chwycil przednia warge instrumentem podobnym do widelca.

Na stole obok lezalo kilka zawinietych w plastyk paczek. Kazda zawierala brazowa, podobna do galazki listownice, dluga na osiem centymetrow i szeroka na trzydziesci do szescdziesieciu milimetrow. Schubert odwinal jedna z nich, chwycil w dlugie kleszcze i ostroznie wprowadzil do szyjki macicy. Listownice sa higroskopijne – wchlaniaja wilgoc. W ciagu nastepnych kilku godzin stana sie trzykrotnie szersze, doprowadzajac do rozwarcia szyjki. Schubert wprowadzil ich szesc.

Nastepnie wypemil plastykowy aplikator duza iloscia zelu prostaglandynowego i umiescil czubek pod szyjka macicy. Prostaglandyna miala spowodowac skurcze macicy. Wcisnawszy tlok, wprowadzil trzydziesci gramow zelu do gornej czesci pochwy. Dolna natomiast zabezpieczyl gaza, po czym ostroznie wyjal wziernik i polecil pani Ryan, by usiadla.

Poniewaz prostaglandyna mogla tez wywolac gwaltowne mdlosci, biegunke i goraczke, Schubert dal pacjentce tylenol, a takze srodek przeciwdrgawkowy i przeciwwymiotny. Nastepnie zaprowadzil ja do sali pooperacyjnej i polecil, by sie polozyla. Podlaczyl kroplowke, po czym zaaplikowal pani Ryan mieszanke silnego narkotyku i srodka uspokajajacego. Wkrotce kobieta zaczela glosno chrapac. Wtedy Schubert wprowadzil do kroplowki oksytocyne, lek wzmagajacy skurcze macicy. Teraz pozostawalo tylko czekac.

Asystentka doktora zaprowadzila pana Ryana do sali pooperacyjnej, by mogl byc przy zonie. Po zakonczeniu przygotowan Schubert poszedl do swojego gabinetu i zamknal drzwi. Nastepne kilka godzin zamierzal poswiecic zaleglosciom w lekturze. Gdyby poczul zmeczenie, mial tu wygodna kanape. Wlaczyl lampke i wzial sie do roboty.

O dziesiatej pani Ryan byla juz w pelnej fazie porodu. Listownice napecz-nialy do rozmiaru papierosow. Schubert usunal je i wyrzucil do kosza. Ku jego zadowoleniu szyjka macicy byla juz rozwarta na piec centymetrow, a blony wybrzuszaly sie. Doktor uznal, ze najlepiej bedzie zaczekac, az same pekna. Podal pani Ryan nastepna dawke srodkow uspokajajacych, po czym wrocil do gabinetu, by sie zdrzemnac. Asystentka miala go wezwac, gdyby cos sie dzialo.

Ledwie zasnal, rozleglo sie pukanie do drzwi. Schubert spojrzal na zegarek. Bylo kilka minut po polnocy. W sali pooperacyjnej pani Ryan stekala ciezko; choc nieprzytomna, zaczynala juz przec. Wieloletnie doswiadczenie podpowiedzialo Schubertowi, ze takie jeki towarzysza koncowej fazie porodu. Przeprowadziwszy szybkie badanie, stwierdzil, ze nastapilo pelne rozwarcie, a blony sa napiete i cienkie. Kiedy ich dotknal, pekly.

Na nosze chlusnela ciepla, zoltawa ciecz, ktora wypelnila powietrze lekko alkalicznym fetorem. Nie wyjmujac

Вы читаете Dostawca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату