moich oczach po tym, jak chirurg przecial tetnice. Nie jest to latwy zabieg i wymaga sporego doswiadczenia. Moze zaczniemy od tamponady macicy?
W drzacym glosie doktor Chang brzmiala niepewnosc.
– Zdawalo mi sie, ze to jest nieskuteczne?
– Nic nie jest skuteczne, dopoki sie nie sprobuje. No, dawaj.
Spojrzal na lekarke. Widac bylo, ze jest mocno przejeta. W takich chwilach niepewni wlasnych umiejetnosci chirurdzy szli na latwizne i decydowali sie na wyciecie macicy. Dla kobiety, ktora zaszla w ciaze po raz pierwszy, bylo to druzgocacym ciosem. O wiele lepiej, pomyslal, wyprobowac wszystkie dostepne mozliwosci, pod warunkiem ze nie wyklucza tego stan pacjentki.
Brad zwiazal dwa tampony i wsunal je do jamy macicy. Mial nadzieje, ze ucisk od wewnatrz polaczony z masazem macicy spowoduje zatamowanie krwotoku. Kiedy wszystko znalazlo sie na swoim miejscu, Brad zaczal energicznie ugniatac zwiotczaly miesien. Po dwoch minutach stalo sie jasne, ze ten fortel takze okazal sie nieskuteczny. Tampony zmienily sie w mokra, szkarlatna bryle.
– No coz, warto bylo sprobowac – skwitowal krotko. – No to zaczynamy plan C. Jak cisnienie?
– Skurczowe spadlo do dziewiecdziesieciu – odparl anestezjolog. – Nie nadazam z uzupelnianiem plynow.
– Moze sprobujemy embolizacji terapeutycznej tetnicy macicznej? -spytala doktor Chang.
– Dobra mysl – powiedzial Brad – to mogloby sie udac, gdybysmy mieli czas. Ale nie mamy. Moglibysmy zszyc tetnice maciczne, ale jest jeszcze inna mozliwosc. Slyszalas o szwie B-Lynch?
Chang pokrecila glowa. Brad wyrzucil przesiakniete krwia tampony poprosil pielegniarke o przygotowanie nici. Wzial siedemdziesieciomilimetrowa igle o stepionej koncowce i okraglym przekroju, a nastepnie polecil siostrze nawlec katgut chromowy numer dwa. Rozgladajac sie po sali operacyjnej, Brad zauwazyl, ze wszyscy patrza na niego w skupieniu, a kilka osob wstrzymalo oddech. Teraz albo nigdy.
Kiedy imadlo do igiel zostalo przygotowane, Brad zrecznie zalozyl pierwszy szew pod dolnym nacieciem macicy. Poprosil doktor Chang, by w czasie szycia nie przerywala ucisku. Nastepnie przeciagnal nic nad macica i poprowadzil z powrotem w dol. Zamierzal ciasno owinac nia krwawiacy narzad, by ucisk byl staly i jednorodny. Na koniec zawiazal konce nici w bezpieczny chirurgiczny wezel. Macica wygladala teraz jak okragla paczka mocno przewiazana sznurkiem. Pozostawalo tylko czekac.
Powoli, ale zauwazalnie, scisnieta macica zaczela twardniec. Miesien napial sie, a niedawno jeszcze fioletowe wlokna szarzaly i marszczyly sie w miare ustawania krwotoku. Brad pozwolil sobie na glebokie westchnienie. Unioslszy glowe, zobaczyl pelne ulgi spojrzenie doktor Chang.
– W sama pore – powiedzial.
– Dobra robota, doktorze Hawkins – stwierdzil anestezjolog. – Juz zaczynalem sie niepokoic. Wszystko pod kontrola?
– Prawie. Sprawdz hematokryt, zebysmy wiedzieli, jak stoimy z podawaniem srodkow krwiozastepczych. Mei Mei, zszyjesz pacjentke?
Lekarka, wciaz rozdygotana, z wdziecznoscia skinela glowa. Wyciagnela drzaca reke, by zalozyc pierwszy szew. Przy pomocy Brada szyla powoli i spokojnie, najpierw zamykajac macice, a potem powiez. Nastepnie spieli skore zszywkami z nierdzewnej stali. W sumie operacja trwala czterdziesci piec minut.
Brad wzial karte od anestezjologa i wyszedl, by wpisac do niej krotka notatke. W pokoju pielegniarek jedna z siostr powiedziala mu, ze wreszcie udalo sie zlapac Summersa i spytala, czy ma go wezwac do szpitala. W pierwszej chwili Brada korcilo, by podniesc sluchawke i powiedziec temu kretynowi, co o nim mysli. W koncu jednak powsciagnal gniew. Moze to lepiej dla pacjentki, ze nie dostala sie w rece Summersa, ktorego umiejetnosci byly mocno watpliwie.
Po wpisaniu swoich uwag do karty Brad podniosl sluchawke i poprosil telefonistke, by polaczyla go z gabinetem Nbele. Telefon zadzwonil trzy, potem cztery razy. Nikt nie odbieral. To dziwne, pomyslal Brad. Moze poszli kogos odwiedzic albo wedrowali korytarzami szpitala. Tak czy inaczej, musi jeszcze omowic pare spraw z doktor Chang.
W sali operacyjnej pielegniarki nakladaly sterylne opatrunki na brzuch pacjentki. Wkrotce rurka dotchawicza zostala wyjeta z gardla Melissy Alexander. Kiedy tylko kobieta zaczela oddychac samodzielnie, przeniesiono ja na nosze i zawieziono do sali pooperacyjnej. Stan dziecka ulegl wyraznej poprawie; malec lezal juz w sali dla noworodkow.
Brad omowil pooperacyjne zalecenia z doktor Chang. Poziom hematokrytu u pacjentki spadl z trzydziestu szesciu – tyle wynosil przed operacja – do dwudziestu trzech. Jednak objawy czynnosci zyciowych byly w normie, a kobieta otrzymywala duzo plynow i wygladalo na to, iz mozna sie wstrzymac z transfuzja. Brad polecil wykonac badania krzepliwosci. Jesli wyniki beda w normie, prawdopodobnie nic zlego tej nocy juz sie nie wydarzy.
Po pietnastu minutach Brad znow sprobowal dodzwonic sie do gabinetu Nbele. Minela juz godzina od chwili, kiedy zostawil syna pod jego opieka; moze, znudzeni czekaniem, zdecydowali sie przyjsc tutaj, pod sale porodowa.
I tym razem nikt nie podniosl sluchawki. Brad, zaniepokojony, postanowil osobiscie sprawdzic sytuacje.
Wiedzial, ze gabinet Nbele znajduje sie w poblizu kostnicy. Pora byla dosc pozna, na opustoszalych korytarzach panowal chlod. Brad odszukal wlasciwe drzwi. Zapukal, ale nikt nie odpowiadal. Nacisnal klamke. Drzwi sie otworzyly.
Ku jego zdumieniu w gabinecie panowaly ciemnosci. Brad wymacal wlacznik swiatla i jarzeniowki rozblysly, ukazujac pusty pokoj. Rozejrzal sie, coraz bardziej zaniepokojony. Gdzie oni moga byc, u licha? Przeciez niedlugo zaczyna sie jeden z ulubionych programow Mikeya; nie przegapilby go za nic w swiecie. Brad ogarnal spojrzeniem wnetrze gabinetu. Nagle zauwazyl lezacego pod biurkiem Game Boya.
Serce Brada zaczelo bic mocniej. Michael nigdy nie rozstawal sie ze swoja gra. Dzialo sie tu cos dziwnego. Brad pospiesznie wyrwal kartke z kalendarza stojacego na biurku. „Nbele' – napisal – prosze, zadzwon na moj pager albo na numer sali porodowej, kiedy tylko wrocicie!'. Na dole zlozyl swoj podpis i zanotowal aktualna godzine. Nastepnie przyczepil kartke do drzwi.
Odetchnal gleboko. Uspokoj sie, powiedzial sobie. Musza byc gdzies w szpitalu. Pewnie kraza po korytarzach, snujac opowiesci o obcych ladujacych na afrykanskich rowninach.
Wjechal winda z powrotem na siodme pietro, w nadziei, ze tam ich znajdzie – Michaela nie mogacego doczekac sie powrotu do domu i Nbele stojacego ze skruszona mina. Wypadajac na korytarz przez wahadlowe drzwi, Brad pospiesznie sie rozejrzal. Zobaczyl tylko zwrocone ku niemu zdumione twarze. Szybko wypytal pielegniarki o swojego syna i Nbele, ale zadna ich nie widziala.
Brad szybkim krokiem podszedl do windy i zaczal niecierpliwie wciskac guzik. Najpierw zajrzal do holu glownego, potem do kafeterii, by w koncu wrocic do gabinetu Nbele. Kartka byla tam, gdzie ja zostawil, nietknieta. Zaczynal tracic panowanie nad soba.
– Na litosc boska, Michael, teraz to ci sie naprawde dostanie! – wymamrotal pod nosem.
Godziny wizyt dobiegly konca i wiekszosc odwiedzajacych poszla do domu. Brad wybiegl ze szpitala w zapadajace ciemnosci, w nadziei, ze zobaczy Michaela i Nbele, ogladajacych gwiazdy. Jednak tam tez ich nie bylo. Moze poszli do jego samochodu? No tak, przeciez to oczywiste! Przebiegl przez ladowisko helikopterow i wpadl na parking dla lekarzy. Zblizajac sie do swojego samochodu, stopniowo zwalnial kroku. W poblizu nie bylo zywej duszy.
– Mikey! – krzyknal na cale gardlo. – Mikey, gdzie jestes, do cholery?
– W czym moge panu pomoc, doktorze Hawkins? – rozlegl sie glos w ciemnosci.
Brad obrocil sie na piecie i zobaczyl Sue Frankel, strazniczke uniwersytecka i jego wieloletnia pacjentke.
– Sue, zaraz mnie szlag trafi! – powiedzial, przeczesujac palcami wlosy. Nie moge znalezc syna. Zostawilem go przed godzina pod opieka Nbele…
– Tego Afrykanina, ktory pracuje na patologii?
– No wlasnie – przytaknal Brad. – Nbele pilnowal go, kiedy ja konczylem cesarke. Ale to bylo przeszlo godzine temu i nie moge ich nigdzie znalezc, i…
– Chwileczke, panie doktorze, niech sie pan uspokoi – powiedziala Sue, unoszac dlonie. – W przyrodzie nic nie ginie. Byl pan w gabinecie Nbele?
– Tak, dwa razy. Znalazlem tylko Game Boya Mikeya. On nigdy nie rozstaje sie z ta zabawka!
– Dobrze, oto, co zrobimy – powiedziala Sue uspokajajacym tonem. -Pojdziemy razem do jego gabinetu, dobrze? A potem obszukamy caly szpital, od dolu do gory.