Brad odetchnal gleboko, skinal glowa i otworzyl drzwi samochodu. Razem z Morgan podeszli do drzwi frontowych. Juz mial wcisnac dzwonek, kiedy zauwazyl, ze sa otwarte. Pchnal je i weszli do srodka.
Morgan pamietala hol ze swojej poprzedniej wizyty, ale wtedy zwrocila uwage glowne na makabryczna kolekcje gospodarza. Teraz po lewej stronie zauwazyla przestronny, jasno oswietlony salon. Na sofie siedzieli Britten i Morrison, patrzac z zadowoleniem na nieproszonych gosci.
Morgan i Brad zatrzymali sie w pol kroku, bynajmniej nie zaskoczeni. Britten i Morrison: czyz nie to wlasnie podejrzewali?
– Prosze, wejdzcie – powiedzial Britten ze sztuczna wesoloscia. – Spodziewalismy sie was. Napijecie sie czegos?
– Zamknij sie, draniu! – krzyknal Brad. – Gdzie moj syn? Usmiech momentalnie zniknal z twarzy Brittena, ktory pochylil sie, przybierajac zacieta mine.
– Dran, powiadasz? Wiedz, ze ten „dran'…
– Hugh, spokojnie – ostrzegl go Morrison. – Nie widzisz, ze on probuje cie sprowokowac?
– Cos ty za jeden? – rzucil Brad.
– Daniel Morrison. Jestem prezesem AmeriCare.
– A wiec to ty jestes Morrison, tak? – wycedzil Brad. – Zabijanie dzieci ci nie wystarcza? Postanowiles sprawdzic, jak sobie poradzisz z porwaniem?
– Hugh uprzedzil mnie, ze pan i doktor Hawkins prawdopodobnie tu wpadniecie – odpowiedzial spokojnie Morrison. – Skoro juz jestescie, nie widze powodu, by obrzucac sie pomowieniami. Po prostu powiedzcie nam, co wiecie.
– Wszystko! – warknal Brad. – Ale za cholere wam nie powiemy, dopoki nie odzyskam Michaela!
Morrison nie dal sie sprowokowac.
– Dla formalnosci, chce zaznaczyc, ze nie mam najmniejszego pojecia, o co panu chodzi.
– Sluchaj, ty parszywy…
– Brad – prosila Morgan – uspokoj sie.
– Trafna sugestia – powiedzial Morrison. – Szkoda, ze nie byla pani rownie | ostrozna w swoich poczynaniach wobec naszej firmy, doktor Robinson. Coz, jesli rzeczywiscie zaginal syn doktora Hawkinsa, byc moze wspolnie znajdziemy jakis sposob na odnalezienie go. Oczywiscie, mowie tylko hipotetycznie.
– Sluchamy – powiedziala Morgan.
– Jak juz wspominalem – ciagnal Morrison – chce, zebyscie mi powiedzieli, co wiecie albo podejrzewacie. Mozecie zaczac od tego, co doktor Hawkins rozumie przez „zabijanie dzieci'.
– A jesli to zrobimy? – spytal Brad.
– Podejrzewam, ze w takim przypadku panski syn moglby sie w najblizszym czasie odnalezc caly i zdrowy.
Brad kipial gniewem, ale byl to gniew przytlumiony poczuciem bezsilnosci. Rozgladajac sie po pokoju, uprzytomnil sobie, ze Morgan ma racje. Tu nie znajdzie swojego syna. Britten i Morrison byli gora. Brad wiedzial, ze nie ma wyboru. Zwracajac sie do Morgan, przelknal wzbierajaca mu w gardle zolc i powoli skinal glowa.
Nie bylo sensu krecic. Morgan powiedziala Morrisonowi, co chcial wiedziec. Prezes AmeriCare wysluchal jej w zamysleniu, z wydetymi wargami i zmruzonymi oczami.
– Bardzo ciekawe – powiedzial w koncu. – Nie przecze, ze niektorzy z nas mogli odegrac pewna role w ksztaltowaniu liczby aborcji i porodow terminowych. Szczerze mowiac, sadze, ze mielibyscie spore trudnosci z wykazaniem, iz jest w tym cos zlego. Robia to wszystkie firmy zajmujace sie zarzadzaniem ochrona zdrowia, czy sie do tego przyznaja, czy nie. Niektorzy mogliby nawet powiedziec, ze obowiazkiem dobrze prowadzonej firmy jest ograniczanie kosztow przez korygowanie wlasnej polityki. Z drugiej strony lepiej, zeby opinia publiczna o tym nie wiedziala, prawda?
– Ani o tym, ze zabijaliscie bezbronne noworodki – dodala Morgan. Morrison pokrecil glowa.
– To zupelnie co innego. Mikroskopijne owady i niewydolnosc ukladu oddechowego, co za absurd! Nic nam o tym nie wiadomo. Przyznaje, smierc tych dzieci przyczynila sie do poprawy sytuacji finansowej firmy, ale to tylko zbieg okolicznosci. Wola boza, mozna by powiedziec.
– Jestes pieprzonym klamca – wysyczal Brad przez zacisniete zeby.
– Jak sadze, macie dowody przeciwko nam? – ciagnal Morrison ze spokojem. – Jedno z was widzialo doktora Brittena, mnie albo ktoregos z naszych podwladnych, gdy wkladali te robale do drog oddechowych noworodkow?
Morgan spojrzala znaczaco na Brada. Opowiadajac o tym, czego dowiedzieli sie na temat AmeriCare, nie wspomniala o Simonie Crandallu i jego podejrzeniach dotyczacych pochodzenia owadow.
– Nie? Tak mi sie wydawalo. To niedorzeczne zarzuty, ktore uwlaczaja mojej godnosci. Ale prasa uwielbia takie sensacyjki. Dlatego zapewne nie bedziecie zaskoczeni tym, ze w chwili, gdy dzisiejszego wieczoru doktor Robinson opuscila siedzibe firmy, plik znany jako „Pozycje kierownicze' przestal istniec. Oprocz Komisji Papierow Wartosciowych i Gield nikt juz nie posiada dokumentu okreslajacego, kto najwiecej zyska na zmianie finansowej sytuacji firmy. Zaskoczyc was natomiast moze fakt, ze kazde z was jest dumnym posiadaczem stu tysiecy akcji AmeriCare.
– Co? – spytala Morgan.
– Tak, mam tu dokument – ciagnal Morrison – ktory potwierdza, ze przed rokiem dokonaliscie zakupu walorow firmy. Mysleliscie wowczas, ze ich cena osiagnela najnizszy poziom i od tej pory zacznie rosnac. Niestety, akcje nadal tracily na wartosci, co bardzo was zaniepokoilo. Dlatego tez, jak na zdesperowanych kochankow przystalo…
– Ty draniu! – warknal Brad.
– …wymysliliscie sposob na uzdrowienie sytuacji finansowej firmy -mowil Morrison ze spokojem. – Pan, doktorze Hawkins, napisal nawet list do swojej kochanki, bedacy dowodem waszej winy. – Podniosl kartke papieru. -Nieprzyjemna sprawa, trzeba przyznac. Niestety, zapomnial pan go podpisac, ale jestem przekonany, ze przed wyjsciem naprawi pan to niedopatrzenie.
Zaciskajac piesci, Brad zrobil krok do przodu.
– Nigdzie nie pojde bez mojego syna!
– Alez pojdzie pan, pojdzie – powiedzial spokojnym tonem Morrison. -Jesli pan to zrobi, panski syn prawdopodobnie w koncu sie odnajdzie. Jego los jest w panskich rekach.
Hawkins wrzal gniewem, ale sie nie odezwal. Po chwili Morgan wziela go za reke i delikatnie zwrocila ku sobie.
– Brad, podpisz to – szepnela. – Nie mamy wyboru.
– Niczego nie podpisze!
– Posluchaj mnie. W tej chwili najwazniejsze jest, zebys odzyskal Michaela, dlatego musisz zrobic, co ci kaza i podpisac to! Oboje dobrze wiemy, ze wymuszone przyznanie sie do winy to zaden dowod, wiec co ci zalezy? Musimy zyskac na czasie.
Z ustami zacisnietymi w waska kreske Brad zwrocil sie twarza do Morrisona. Jesli to podpisze, jaka mam gwarancje, ze odzyskam Michaela?
– Zadnej – powiedzial Morrison, wyciagajac w jego strone dlugopis. -Ale jesli pan to zrobi, kto wie, moze jutro sie z panem skontaktujemy.
Brad wbil w niego wsciekle spojrzenie. Boze, ten czlowiek doprowadzal go do szalu! Nie ulegalo jednak watpliwosci, ze Morrison i Britten wygrali te potyczke. Duszac w sobie zlosc, Brad podszedl do stolu. Podpisal sie na dole kartki maszynopisu, nawet go nie czytajac, po czym z obrzydzeniem odrzucil dlugopis.
– Chodzmy stad – powiedzial, biorac Morgan za reke. Kiedy pociagnal ja za soba do drzwi, Britten, dotad dziwnie milczacy, podniosl sie z sofy.
– Jeszcze jedno, doktorze Hawkins.
– Co znowu? – powiedzial Brad zirytowany. Britten usmiechnal sie. – Morgan zostaje.
– Odbilo ci! – krzyknal. – Byc moze, ale to jeden z warunkow umowy. Wszystko albo nic.
– I jak dlugo mialaby tu zostac?
– Na jedna noc. Co najmniej – powiedzial Britten, nieporuszony. – Bede dla niej wyjatkowo goscinny. Nie bede zdziwiony, jesli jutro okaze sie, ze sama chce tu zostac.
– Z toba? – Brad zacisnal piesci. – Malo prawdopodobne!
– Brad, prosze! – powiedziala Morgan w obawie, ze dojdzie do rekoczynow. Przerazala ja mysl, ze zostanie