rzadko korzystal z ketaminy ze wzgledu na jej dlugotrwale, czesto halucynogenne dzialanie.

Wszedl do swojego gabinetu i otworzyl szafke z lekami. Data waznosci ketaminy minela przed dwoma miesiacami, ale Brad liczyl na to, ze srodek nadal jest skuteczny. Za pomoca strzykawki wprowadzil do kazdego z nabojow po cztery centymetry szescienne leku, po czym wlozyl nakladki na igly. Wygrzebal spod szafki torbe, ktorej nie uzywal od lat, i poukladal naboje na dnie. Po chwili namyslu dorzucil jeszcze troche brevitalu, sterylny roztwor soli i kilka innych lekow.

Nagle poczul sie glupio. Potrzebowal prawdziwego pistoletu, nie jakiejs tam pukawki. Nie byl nawet pewien, czy strzelba zadziala. Poza tym ketamina dzialala najlepiej, kiedy podawano ja dozylnie; wiatrowka byla przeznaczona do aplikacji domiesniowej. Nie mial tez pojecia, jak duzo czasu minie, zanim srodek zacznie dzialac. Jego arsenal byl dosc skapy, ale na poczekaniu nie mogl zdobyc nic lepszego.

Przygotowania byly stosunkowo latwe. Teraz zaczynal sie najtrudniejszy etap, kiedy nie pozostawalo mu nic, jak tylko czekac.

ROZDZIAL 19

Simon Crandall zawarl niepisane porozumienie z policja i biurem lekarza sadowego, obowiazujace tylko w naglych przypadkach. Choc oficjalnie nie pelnil sluzby po godzinach pracy, przyjezdzal na miejsce zbrodni, gdy zostal o to poproszony i pozwalaly mu na to okolicznosci. Dla wszystkich zainteresowanych bylo jasne, ze wzywa sie go tylko wtedy, gdy jest to absolutnie konieczne; dlatego tez, kiedy o drugiej w nocy zadzwonil do niego detektyw Riley, Crandall bez wahania zgodzil sie przyjechac do sklepu na Lower East Side.

Byl tam po dwudziestu minutach, wciaz nieco zaspany. Riley na powitanie podal mu kubek kawy.

– Dziekuje za przybycie, doktorze Crandall. Ciesze sie, ze nie oderwalem pana od jakichs waznych spraw.

– Jak kocha, to poczeka – mruknal Crandall, saczac kawe. Rozejrzal sie po pustym sklepie. – Gdzie cialo?

– Widzi pan to? – powiedzial Riley, wskazujac otwor w scianie za wystawa. – Kaliber dziewiec milimetrow, wydrazony pocisk. Kulka z remingtona sto pietnascie plus-P-plus leci z predkoscia czterdziestu metrow na sekunde. Prosze za mna. – Poprowadzil Crandalla torem kuli, ktora przeleciala przez zaplecze, przebila sciane i wypadla na pograzony w mroku zaulek. Otworzyl tylne drzwi i skierowal strumien swiatla z latarki na ksztalt rysujacy sie w ciemnosci.

Crandall zrobil krok do przodu i pochylil sie. Pod sciana lezal mezczyzna w wymietym ubraniu. Mial zamkniete oczy. W reku sciskal pollitrowa butelke wodki Georgi. W jego prawym uchu byl widoczny maly otwor.

– To dopiero pech – powiedzial Crandall. – Tak to jest, jak czlowiek znajdzie sie w niewlasciwym miejscu w nieodpowiednim momencie. Wyglada na to, ze przynajmniej umarl szczesliwy. Ale to nie z jego powodu mnie wezwaliscie, prawda?

– Nie, on jest tylko pretekstem. Powod jest tam.

Riley zaprowadzil Crandalla z powrotem do sklepu i wlaczyl swiatlo. Pomieszczenie bylo czyms w rodzaju salonu wystawowego, na scianach wisialy tanie metalowe polki zastawione pudelkami pelnymi kosci; gdzieniegdzie widac bylo cale szkielety.

– Taniocha – powiedzial Crandall, rozejrzawszy sie. – Niewiele moglby na tym zarobic.

– Dopiero rozkrecal interes – stwierdzil Riley, przechodzac do drugiego pomieszczenia. Wskazal maly szkielet i roztrzaskana skrzynie. – Co pan na to?

Simon uklakl przy szczatkach i wyciagnal sposrod nich kartke z napisem „Siuks Nakoda, ok. 1874'. Nastepnie wyjal lupe i przyjrzal sie kilku kosciom.

– No, to juz cos. Towar wyzszej klasy. Wyglada na swoje lata, ale bede musial go jeszcze komus pokazac, by stwierdzic, czy to naprawde Indianin. Skad to sie tu wzielo?

Riley opowiedzial Crandallowi o zaplanowanej na ten wieczor transakcji i nieudanej zasadzce. Simon wysluchal go w skupieniu.

– Sprawdzaliscie tego typa w komputerze?

– Tak – odparl Riley – ale to slepa uliczka. Kiedys dostal nadzor kuratora za posiadanie narkotykow, ale od tej pory byl czysty. Adres z prawa jazdy jest falszywy. Jeden z moich ludzi uwaza, ze facet ma afrykanskie, byc moze kenijskie, nazwisko.

Slowa Rileya zaintrygowaly Simona. Ostatnimi czasy interesowalo go wszystko, co mialo zwiazek z Afrykanczykami i malymi szkieletami.

– Ma pan ten dokument?

Riley podal mu portfel, z ktorego zdjeto juz odciski palcow. Kiedy Crandall otworzyl go, ze srodka wypadl maly kawalek papieru. Simon zlapal go w powietrzu. Kiedy zobaczyl wypisane na nim nazwisko, opadla mu szczeka.

– O cholera! – powiedzial. – Przeciez ja go znam!

Czekanie bylo dla Brada Hawkinsa prawdziwa meczarnia. Chodzil nerwowo po pustym domu, trawiony niepokojem, rozmyslajac z bolem o swoim synu. Od czasu do czasu zatrzymywal sie i patrzyl na telefon, jakby spojrzeniem chcial zmusic aparat, by zadzwonil. O trzeciej nad ranem Brad wreszcie uznal, ze ma dosyc. Wzial torbe i pojechal do Brittena.

Szkopul w tym, ze nie mial zadnego planu. Podejrzewal, ze Britten wykorzystuje kazda chwile na proby oczarowania Morgan; jesli to mu sie nie powiedzie, ucieknie sie do grozb i szantazu, byle tylko ja zdobyc. Brad byl pewien, ze wysilki tego palanta spelzna na niczym, ale nie w tym rzecz. Musial cos zrobic, by powstrzymac Brittena i Morrisona, i uratowac Mikeya. Ale co? Nie mogl wpasc do srodka ze strzelba w rekach i oczekiwac, ze sie poddadza. Nie zdziwilby sie, gdyby ci dwaj byli uzbrojeni w pistolety. Prawdziwe.

Jak do tego doszlo? – zadreczal sie. Spokojnie prowadzil swoja praktyke na przedmiesciach, wychowywal syna, kiedy nagle jego zycie zmienilo sie w koszmar. Zawsze chcial tylko zajmowac sie pacjentami, patrzec, jak rosnie Michael, i moze od czasu do czasu poplywac pod zaglami. To chyba nie tak wiele? Potem ku swojemu zaskoczeniu – i zadowoleniu – zakochal sie. Ale co z tego, skoro teraz mial przeciwko sobie mordercow i porywaczy?

A wszystko to w jakis przewrotny sposob wiazalo sie z zarzadzaniem ochrona zdrowia. Mimo gorzkich slow skierowanych do Morgan przy ich pierwszym spotkaniu w zasadzie nie mial nic przeciwko systemowi finansowania ochrony zdrowia jako takiemu. Problem polegal na tym, ze szara rzeczywistosc mijala sie z jego marzeniami. Coz, pewnie bylo nieuniknione, ze zarzadzanie ochrona zdrowia w koncu sprowadza sie do zarzadzania finansami. Ubezpieczenia zdrowotne byly wielkim biznesem, ale nikt juz chyba nie sadzil, ze system ten moze byc odpowiedzia na potrzeby zdrowotne ludnosci.

Dawniej dofinansowywaniem sluzby zdrowia zajmowaly sie polcharytatywne organizacje, ktore starajac sie wyjsc na swoje, mialy na wzgledzie przede wszystkim dobro pacjentow. Teraz, kiedy firmy ubezpieczeniowe byly poteznymi korporacjami publicznymi, najwazniejsze staly sie dla nich pieniadze. Chodzilo nie tyle o same zyski, co o bezpardonowe dazenie do ich osiagniecia: jesli jakas kuracja nie znajdowala korzystnego odbicia w podsumowaniu kwartalnym, rezygnowano z jej finansowania, nie zwazajac na pacjentow. To nieuchronnie prowadzilo do naduzyc. Pieniadze byly przyneta, ktora wabila rekiny takie jak Britten czy Morrison.

Brad skrecal wlasnie w ulice, przy ktorej stal dom Brittena, gdy nagle wlaczyl sie pager. Jezu, alez z niego idiota! Moze jeszcze wynajmie orkiestre deta, by oznajmic swoje przybycie? Byl pewien, ze ten cholerny terkot niesie sie po calej ulicy. Brad wcisnal guzik i spojrzal na wyswietlacz. Spodziewal sie zobaczyc numer swojej poczty glosowej; jednak rzad cyfr poprzedzony byl kierunkowym Manhattanu. Po chwili Brad zorientowal sie, ze to numer Crandalla.

Po kiego licha Simon dzwoni do niego o tej porze? Brad szybko zjechal na pobocze, zgasil swiatla i wystukal numer na klawiaturze telefonu samochodowego.

– Simon? Co…

– Przepraszam, ze zawracam ci glowe, Bradford, ale to pilne.

– Simon, mam mase, klopotow. Co jest? Crandall wyczul napiecie w glosie przyjaciela.

– Moze najpierw ty powiedz, co sie z toba dzieje.

Brad mial na glowie wiele zmartwien i choc ufal Simonowi, wolal nie… nagle uswiadomil sobie, ze popada w obled. Wlasciwie czemu nie moglby zwierzyc sie przyjacielowi ze swoich obaw? Brad wzial gleboki oddech i

Вы читаете Dostawca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату