zaczal opowiesc.

Kiedy skonczyl, bylo mu nieco lzej.

– Simon, jestes tam jeszcze? – spytal.

– Boze przenajswietszy, ty to masz klopoty. Dzwoniles juz na policje?

– Nie i wolalbym tego nie robic – powiedzial Brad – przynajmniej na razie. Mysle, ze tym ludziom zalezy przede wszystkim na moim milczeniu. Jesli przekonam ich, ze bede trzymal jezyk za zebami, moze oddadza mi syna.

– A co z Morgan?

– Jeszcze nie mam pomyslu – powiedzial Brad. – Cholernie sie o nia martwie, ale mysle, ze sobie poradzi. No a teraz ty powiedz, czemu chciales ze mna rozmawiac?

Crandall od razu przeszedl do rzeczy. Wlasnie wrocil z miejsca zbrodni, gdzie policja znalazla szkielet indianskiego dziecka. Obok lezal portfel, z ktorego wypadl kawalek kartki z nazwiskiem Brada. Simon podal rysopis mezczyzny, ktory wymknal sie z policyjnej zasadzki.

Brad czul, jak krew stygnie mu w zylach. Opis podany przez Simona idealnie pasowal do Nbele.

– Nuru Milawe – powtorzyl pod nosem.

– Znasz go? Kto to jest i czego od ciebie chce?

– Nie wiem, ale Nbele, moj znajomy, ktory zostal zamordowany, wspominal, ze ma kuzyna. To pewnie on, ten Nuru. Masz jego adres?

– Tylko falszywy. Bradford, prosze cie, nie rob zadnych glupstw. Pamietasz, jak ci mowilem, ze nic w tej sprawie nie jest dzielem przypadku? Zaczynam rozumiec, jak to wszystko – chrzaszcze, roztocze, nieboszczyki kosci – wiaze sie ze soba. Chcesz mojej rady? Pozwol, zebym wciagnal w to policje i… Bradford? Brad?

Ale Brad, usmiechajac sie, juz sie rozlaczyl. Tylko tego brakowalo, zeby musial tracic czas na wyjasnianie wszystkiego policji. Kawalki ukladanki powoli zaczynaly laczyc sie w calosc. Teraz juz wiedzial, dlaczego Morrison i Britten byli tak pewni siebie: to nie oni wiezili Michaela. Mial go kto inny. Jesli on, Brad, dobrze rozegra te partie, znajdzie i tego czlowieka, i swojego syna.

Najpierw musial zdobyc prawdziwy adres Milawe. Byc moze figurowal w aktach policji hrabstwa. Poza tym w miejscowej wschodnioafrykanskiej spolecznosci prawdopodobnie wszyscy sie znaja. No i dochodzily jeszcze zabojstwa na oddziale intensywnej terapii. Latwosc, z jaka je popelniono, wskazywala, ze sprawca musi byc ktos, kto dobrze zna szpital.

Brad zadzwonil na uniwersytet i poprosil do telefonu kierownika nocnej zmiany. Kiedy wytlumaczyl, o co chodzi, kierownik powiedzial, ze owszem, zna pana Milawe, ale dosc slabo. Milawe pracowal na dziennej i czasami wieczornej zmianie jako technik od respiratorow; szczerze mowiac, nikt za nim nie przepadal.

– Tak, to on – powiedzial Brad z bijacym sercem. Po kilku minutach kierownik znalazl w komputerze adres Milawe. Brad podziekowal mu, zawrocil woz i ruszyl w strone Expressway.

Kiedy Nuru wrocil do domu, chlopiec jeszcze spal. Milawe postanowil go nie budzic, poniewaz mial jeszcze duzo roboty. Najpierw napalil pod kotlem. Kilka zamrozonych okazow czekalo na spreparowanie. Przez chwile zastanawial sie, czy samemu sie nie zdrzemnac, ale byl zbyt zajety i zbyt zdenerwowany.

Nerwy mial napiete jak postronki. Na mysl o tym, jak niewiele brakowalo, by zostal aresztowany, wzrastal mu poziom adrenaliny. Od lat siedzial w tym biznesie, ale jeszcze nigdy nie zdarzylo mu sie patrzec prosto w lufe pistoletu. Tylko dzieki swojemu szostemu zmyslowi i niewiarygodnemu szczesciu zdolal tak szybko zareagowac.

Na przyszlosc bedzie musial byc o wiele czujniejszy. Przedsiewziete przez niego srodki ostroznosci okazaly sie niewystarczajace. Od tej pory bedzie kontaktowal sie tylko z pewnymi ludzmi – dotyczylo to zwlaszcza nowych klientow. Pierwsza transakcja odbedzie sie na neutralnym terenie. Co wazniejsze, mimo swojej nieufnosci do broni palnej byc moze bedzie musial zaczac ja nosic.

Byl zaniepokojony utrata portfela. Nie chodzilo o znajdujace sie w nim trzysta dolarow czy karty kredytowe, zreszta wszystkie kradzione. Najwazniejsze bylo prawo jazdy. Mimo ze wpisany w nie adres byl falszywy, w rece policji wpadlo jego zdjecie i nazwisko. Nie sadzil, by go odnalezli, ale na wszelki wypadek musial podjac odpowiednie dzialania, by temu zapobiec.

Na razie byl skonany i musial sie zrelaksowac. Nadeszla pora, by wynagrodzic sobie trudy dnia – nic tak nie pomagalo, nie przynosilo takiej ulgi i zapomnienia jak wysokiej jakosci marihuana. Tak mocno jej pragnal! Byla dla niego tym, czym dla innych jedzenie czy woda.

W czasie, gdy kociol sie nagrzewal, Nuru poszedl sprawdzic, co z chlopcem. Potrzasnal Michaelem za ramie. Chlopiec poruszyl sie i probowal otworzyc oczy, ale zaraz znow zapadl w sen, Nuru uniosl jego powieki. Zrenice wciaz byly rozszerzone, choc mniej niz poprzednio. W ciagu najblizszej godziny trzeba bedzie mu podac kolejna dawke srodka uspokajajacego. Teraz, kiedy wszystko zostalo przygotowane, przyszedl czas na relaks. Nuru zwalil sie na fotel.

Nabijajac fajka marihuana, zawahal sie. Po trawie zawsze byl senny, ale tym razem, choc jego cialo domagalo sie odpoczynku, nie mogl sobie na to pozwolic. Z drugiej strony to nie powod, by odmowic sobie przyjemnosci.

Kazdy problem zwiazany z narkotykami mial swoje farmakologiczne rozwiazanie. W tej chwili Nuru potrzebowal srodkow pobudzajacych. Choc nie byl ich wielkim fanem, przydawaly sie w takiej sytuacji jak ta. Lagodzily efekt dzialania marihuany jak woda dolewana do wina. Kofeina i nikotyna nie wchodzily w gre, byly za slabe. Amfetamina tez mu nie odpowiadala Nuru wybral cos bardziej naturalnego – czyste liscie erythroxolon coca, rosliny, z ktorej wytwarzano kokaine.

Nuru wyjal kilka lisci z woreczka, wlozyl je do ust i zaczal zuc. Gorzkaj kokaina i inne alkaloidy zostaly szybko wchloniete przez blone sluzowa ust, dzialajac znieczulajaco na gardlo i podniebienie miekkie. Teraz trzeba bylo zapalic, zanim kokaina spowoduje gwaltowny skok tetna. Nuru wsunal zapalke do lulki i wlozywszy cybuch w usta, zaciagnal sie gleboko. Po kilku sekundach czasteczki tetrahydrokanabinolu polaczyly sie z receptorami w mozgu.

Skutek byl natychmiastowy. Serotonina i endorfiny przeplywaly obfitym strumieniem przez pien mozgu. Delikatne palce narkotyku piescily dusze Nuru, dajac mu ukojenie, pozwalajac zapomniec o troskach. W tym samym czasie koka czynila swoje cuda w innych obszarach mozgu. Powstal swoisty farmakologiczny miszmasz, pobudzenie polaczone z wyciszeniem. Nuru westchnal gleboko i wciagnal do pluc kolejna porcje dymu. Odchylajac sie z bloga mina na oparcie fotela, byl czujny, beztroski i oglupialy.

Pragnac przekonac Morgan, ze drugiego takiego jak on to ze swieca szukac, Britten nakrecil film kamera wideo pod tytulem Ekonomista: Zycie i czasy kawalera. Kiedy majstrowal cos przy magnetowidzie, jego wymarzona partnerka dyskretnie rozgladala sie po domu, wypatrujac wyjsc i mozliwych drog ucieczki. Nie zamierzala pokornie zdac sie na laske swoich przesladowcow. Jednak, swiadoma, ze stawiajac opor, narazalaby Michaela na niebezpieczenstwo, postanowila na razie zachowywac sie jakby nigdy nic.

Wideo zostalo nakrecone przez znanego rezysera filmow dokumentalnych. Narrator zza kadru objasnial, co przedstawiaja kolejne prezentowane zdjecia: Hugh jako dziecko; Britten, pilny student; Britten, wielokrotnie nagradzany profesor. Godzinna prezentacje zakonczyla mowa wygloszona osobiscie przez Brittena, stojacego przed kamera, adresowana do Morgan. Dlugi monolog zawieral wszystkie dobrze jej znane argumenty – sa dla siebie stworzeni, byliby doskonala para i tak dalej, i tak dalej. Ze slow i mimiki Brittena bila uczciwosc sprzedawcy uzywanych aut. Morgan niezwykle wydalo sie to, ze ktos gotow byl zaplacic tyle pieniedzy za nakrecenie tak egocentrycznej autoreklamy.

Ta kaseta wideo tylko potwierdzala, jak mocno zakorzenione sa rojenia tego czlowieka. Niestety, wedlug Brittena taka prezentacja byla odpowiednim sposobem na zdobycie serca kobiety, ktorej pozadal. Jego wywazony, logiczny i dokladny wywod byl raczej propozycja zawarcia umowy niz oswiadczynami. Mial jednak takze swoja ciemna strone: grozby i zawoalowane insynuacje stanowily jego nieodlaczna czesc. Po obejrzeniu tego nagrania Morgan utwierdzila sie w przekonaniu, ze Brittenowi potrzebna byla nie zona, ale lekarstwa i dluga hospitalizacja.

Przez caly czas Britten siedzial u jej boku, saczac sauterna i jedzac pasztet z gesich watrobek niczym widz chrupiacy prazona kukurydze w kinie. Kiedy po zakonczeniu filmu wlaczyl swiatla, Morgan zauwazyla, ze wrocil mu dobry nastroj.

– No i co ty na to, moja droga? Jestesmy sobie przeznaczeni, nie sadzisz?

Вы читаете Dostawca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату