pokrywajace tors drobne, ciemne wloski.

Amanda przypomniala sobie zar jego ciala, gladkosc nagiej skory. Zanim Devlin wyczul drzenie jej rak, odsunela sie i podeszla do stojacej za biurkiem szafki. Znalazla w niej krysztalowa karafke wypelniona bursztynowym plynem i uniosla ja do gory.

– Czy to jest whisky? – zapytala, a Devlin skinal glowa. Z ciekawoscia przyjrzala sie karafce. Znani jej dzentelmeni pijali porto, sherry, madere i brandy. Ten trunek nie byl jej znany. – A co to wlasciwie jest?

– To alkohol wytwarzany ze slodu jeczmiennego – wyjasnil cicho. – Moze mi pani przyniesc szklaneczke.

– Czy nie jest na to troche za wczesnie? – zapytala sceptycznie Amanda, wyjmujac z rekawa chusteczke.

– Jestem Irlandczykiem – przypomnial jej. – A poza tym mam za soba trudny poranek.

Ostroznie wlala niewielka ilosc alkoholu do szklaneczki, a chusteczke zmoczyla, wylewajac na nia whisky prosto z butelki.

– Tak, zdaje sie… – zaczela, odwracajac sie ku niemu, ale zamilkla, kiedy w calej okazalosci zobaczyla jego nagie plecy. Slowa zamarly jej na wargach. Mial piekne, szerokie i umiesnione, zwezajace sie ku dolowi plecy. Jednak skore znaczyly jasniejsze pasy, slady po dawnych ranach. Takie blizny mogla pozostawic tylko brutalna chlosta. Kilka zgrubien bielilo sie na otaczajacej je ciemniejszej skorze.

Devlin zerknal przez ramie, zaniepokojony jej naglym milczeniem. Popatrzyl na nia pytajaco, ale zaraz uprzytomnil sobie, co zobaczyla. Przybral nieprzenikniony wyraz twarzy i wyraznie napial miesnie ramion. Jedna brew uniosla sie lekko do gory, a rysy, ku zdziwieniu Amandy, staly sie dumne, niemal arystokratyczne. W tej chwili mozna go bylo wziac za czlonka jakiegos starego magnackiego rodu.

Amanda z trudem zachowala kamienna twarz. Probowala sobie przypomniec, na czym skonczyli rozmowe. Aha, Devlin mowil cos o trudnym poranku.

– Tak – powiedziala spokojnie, podchodzac do niego ze szklaneczka whisky. – Zdaje sie, ze nie jest pan przyzwyczajony do tego, by ktos probowal pana zamordowac w pana wlasnym biurze.

– Przynajmniej nie w doslownym sensie – odrzekl ironicznie. Wyraznie sie rozluznil, kiedy zobaczyl, ze Amanda nie ma zamiaru wypytywac go o blizny na plecach. Wzial od niej szklaneczke i jednym haustem wypil caly trunek.

Amande zahipnotyzowal ruch miesni na jego dlugiej szyi. Miala ochote jej dotknac, przycisnac usta do trojkatnego zaglebienia u nasady. Mocno zacisnela dlonie. Dobry Boze, musi zapanowac nad swoimi popedami!

Jack odstawil szklaneczke i utkwil wzrok w Amandzie.

– Scisle mowiac, wtargniecie tu lorda Tirwitta nie bylo najtrudniejsza chwila dzisiejszego dnia. O wiele wiecej klopotu sprawia mi utrzymanie rak przy sobie, kiedy ty znajdujesz sie tak blisko.

Nie bylo to zbyt eleganckie stwierdzenie, ale wywolalo efekt. Amanda zamrugala ze zdziwienia. Ostroznie zdjela z rany poplamiona krwia koszule i zaczela przytykac do skaleczenia nasaczona alkoholem chusteczke.

Przy pierwszym dotknieciu Devlin podskoczyl i syknal bolesnie. Amanda znow delikatnie przylozyla chusteczke. Jack zaklal pod nosem i cofnal sie przed nasaczonym whisky skrawkiem materialu.

Amanda nadal dezynfekowala rane.

– W moich powiesciach bohater nic by sobie nie robil z bolu, chocby nie wiem jak silnego – stwierdzila swobodnym tonem.

– Ale ja nie jestem bohaterem – warknal Devlin. – A to boli jak diabli! Moze troche delikatniej, co?

– Ma pan imponujaca posture – zauwazyla. – Natomiast panski charakter pozostawia wiele do zyczenia.

– Nie kazdy moze byc czlowiekiem ze stali, panno Briars -zauwazyl z sarkazmem.

Zirytowana Amanda bezceremonialnie przytknela ociekajaca whisky chusteczke do rany, a Jack jeknal glosno, chociaz najwyrazniej bardzo sie staral dzielnie zniesc bol. Spojrzeniem dal Amandzie do zrozumienia, ze poprzysiagl jej slodka zemste.

Ich uwage przyciagnal jakis cichy, niewyrazny szloch, ktory rozlegl sie gdzies przy drzwiach. Obejrzeli sie jednoczesnie i zobaczyli, ze do pokoju wszedl Oscar Fretwell. Z poczatku Amanda myslala, ze mlodego kierownika przerazil widok krwi Devlina, dostrzegla jednak, ze Fretwell z calej sily zaciska usta, oczy ma lekko zmruzone… po prostu powstrzymywal glosny smiech. Coz go tak, u diabla, rozbawilo?

Fretwell po mistrzowsku staral sie zachowac panowanie nad soba.

– Przynioslem… przynioslem bandaze i swieza koszule dla pana prezesa – oznajmil.

– Zawsze trzyma pan w pracy ubranie na zmiane? – zapytala Amanda.

– O, tak – potwierdzil radosnie Fretwell, zanim Jack zdazyl odpowiedziec. – Plamy z atramentu, rozlane plyny, rozwscieczeni arystokraci… nigdy nie wiadomo, czego sie spodziewac. Nalezy wiec byc przygotowanym na wszystko.

– Wyjdz, Fretwell – polecil krotko Devlin. Usmiech nie zniknal z twarzy podwladnego, jednak posluchal natychmiast.

– Pan Fretwell robi bardzo mile wrazenie. Polubilam go – przyznala Amanda. Skonczyla dezynfekowac rane i siegnela po zwiniety bandaz.

– Wszyscy go lubia – odrzekl Devlin.

– Jak to sie stalo, ze znalazl u pana posade? – Amanda starannie bandazowala tors Jacka.

– Znam go od wczesnej mlodosci – wyjasnil Devlin, przytrzymujac na miejscu koniec lnianego opatrunku. – Chodzilismy razem do szkoly. Kiedy zdecydowalem sie wydawac ksiazki, on wraz z kilkoma szkolnymi kolegami postanowil robic to razem ze mna. Jeden z tych kolegow, Guy Stubbins, kieruje dzialem ksiegowosci, inny, Basil Fry, nadzoruje moje interesy za granica. A Will Orpin zajmuje sie introligatornia.

– Do jakiej szkoly pan chodzil?

Przez dluga chwile nie bylo odpowiedzi. Twarz Devlina nic nie wyrazala. Amandzie wrecz wydawalo sie, ze nie uslyszal jej pytania, wiec postanowila je powtorzyc.

– Do jakiej…

– Do takiej niewielkiej szkoly na pustkowiu – wyjasnil krotko. – Na pewno pani o niej nie slyszala.

– Moze mi wiec pan o niej opowie… – Zawiazala konce bandaza, zeby opatrunek sie nie zsunal.

– Prosze mi dac koszule – przerwal jej.

Nie bylo watpliwosci, ze cos bardzo go rozgniewalo. Postanowila nie drazyc dalej tego tematu, tylko spokojnie spelnila polecenie. Devlin jednym ruchem rozlozyl koszule i rozpial gorny guzik. Z przyzwyczajenia pomogla mu ja wlozyc, niczym doswiadczony pokojowiec. Czesto w ten sposob pomagala niedomagajacemu ojcu.

– Swietnie daje sobie pani rade z meska garderoba – skomentowal Devlin, bez jej pomocy zapinajac guzik. Piekne muskuly skryly sie pod swieza, biala tkanina.

Amanda odwrocila wzrok, kiedy wsuwal dol koszuli za pasek spodni. Po raz pierwszy docenila, jaka wolnosc daje bycie trzydziestoletnia stara panna. Nie do pomyslenia bylo, zeby jakas skromna pensjonarka znalazla sie w takiej sytuacji. Grozilaby jej kompromitacja na cale zycie. Jednak zaawansowany wiek Amandy pozwalal na sporo wiecej.

– Opiekowalam sie ojcem przez ostatnie dwa lata jego zycia – wyjasnila. – Niedomagal i trzeba mu bylo pomagac w ubieraniu sie. Bylam lokajem.

Twarz Devlina zmienila sie, zniknely z niej wszelkie oznaki irytacji.

– Bardzo dzielna z pani kobieta – powiedzial cicho, bez cienia ironii.

Poczula na sobie jego cieple spojrzenie i zdala sobie sprawe, ze zrozumial, co sie krylo pod tym krotkim wyjasnieniem. Pojmowal, ze dla obowiazku i z milosci do ojca poswiecila bezcenne, ostatnie lata mlodosci. Odgadl, ze nie potrafila zaniedbac swoich powinnosci, choc oznaczalo to, ze przez dlugie lata nie miala okazji do flirtow, smiechu i beztroskiej zabawy.

Usmiechnal sie lekko, unoszac w gore kaciki ust. Mial w oczach figlarne ogniki, swiadczace o sklonnosci do zartow i beztroski. Nie przestawalo jej to zadziwiac. Wszyscy znani jej mezczyzni, zwlaszcza jesli odniesli sukces w interesach, byli smiertelnie powazni. Jack Devlin wciaz ja zadziwial.

Goraczkowo szukala czegos do powiedzenia, zeby przerwac krepujaca cisze, jaka miedzy nimi zapanowala.

– A co takiego pani Bradshaw napisala o lordzie Tirwitcie, ze sprowokowalo go to do tak gwaltownych czynow? – zapytala w koncu.

– Znam twoj sposob myslenia, Brzoskwinko, wiec nie zaskoczylas mnie tym pytaniem. – Podszedlszy do biblioteczki, przebiegl wzrokiem rzad ksiazek. Wyjal tom w plociennej oprawie i podal go Amandzie.

– Grzechy pani B. - przeczytala Amanda i zmarszczyla brwi.

Вы читаете Namietnosc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату