oczami.
Rozmowa z wlascicielem domu, ktora przeprowadzila w nastepnej kolejnosci, dostarczyla jej swoistych wrazen. Mezczyzna najwidoczniej zdazyl juz dojsc do siebie, bo przez trzydziesci minut jeczal, ze ta sprawa zrobila mu zla reklame i moze nawet bedzie musial obnizyc czynsze.
To tyle, pomyslala Ewa, jesli chodzi o ludzkie wspolczucie.
Siedziba Roarke Industries w Nowym Jorku wygladala w duzej mierze tak, jak Ewa sobie wyobrazala. Zgrabny, blyszczacy, gladki budynek wzbijal sie swymi stu piecdziesiecioma pietrami w niebo Manhattanu. Przypominal czarna lance, skrzaca sie niczym mokry kamien, otoczona tunelami transportowymi oraz jasnymi jak diamenty drogami powietrznymi.
Tutaj na rogu nie stali namolni sprzedawcy smazonych kielbasek, pomyslala. Zadnych ulicznych handlarzy z najnowszymi komputerami, uciekajacych ochronie na poklady swych kolorowych samolotow. Na rym odcinku Piatej sprzedaz byla dozwolona wylacznie w sklepach. Dzieki temu ta strefa byla mniej halasliwa i troche mniej niebezpieczna.
Glowny hali budynku, zajmujacy powierzchnie bloku mieszkalnego, mogl sie poszczycic trzema wytwornymi restauracjami, ekskluzywnym butikiem, kilkoma sklepami z wyrobami specjalnymi i mala sala kinowa, w ktorej wyswietlano filmy artystyczne.
Podloga wylozona byla bialymi plytami o powierzchni jednego jarda, ktore blyszczaly jak ksiezyc. Szklane przezroczyste windy mknely pracowicie w gore i w dol, ludzie posuwali sie zygzakami w prawo i w lewo, podczas gdy bezosobowe glosy kierowaly gosci do roznych ciekawych miejsc, a jesli przyszli tu w interesach, do wlasciwego biura.
Dla tych, ktorzy chcieli sami wedrowac po tym wiezowcu, przygotowano kilkanascie ruchowych map.
Ewa podeszla do monitora, ktory uprzejmie zaproponowal jej pomoc.
– Roarke – powiedziala zirytowana, ze jego nazwisko nie zostalo umieszczone w glownym katalogu.
–
–
Skrecila na koncu korytarza, minela marmurowe ogrodzenie, za ktorym rosl las snieznobialych niecierpek.
– Pani porucznik. – Kobieta w zabojczo czerwonym kostiumie, o wlosach tak bialych jak niecierpki, usmiechnela sie, chlodno.
– Prosze pojsc ze mna.
Wsunela do otworu cienka karte identyfikacyjna, polozyla dlon na czarnej szybce, sprawdzajacej odciski palcow. Sciana przesunela sie, odslaniajac prywatna winde.
Ewa weszla do srodka i nie zdziwila sie, kiedy jej przewodniczka poprosila o najwyzsze pietro.
Ewa byla pewna, ze Roarke moze byc usatysfakcjonowany tylko tym, co jest na samym szczycie.
Podczas jazdy jej towarzyszka milczala, rozsiewajac wokol siebie dyskretna won zmyslowych perfum, ktore pasowaly do jej butow i starannie uczesanych gladkich wlosow. Ewa podziwiala w duchu kobiety, ktore zawsze wygladaly jak spod igly, a nie wkladaly w to zadnego wysilku.
W obliczu tego niczym niezmaconego przepychu obciagnela z zazenowaniem swoja znoszona skorzana kurtke, zastanawiajac sie, czy kiedykolwiek wydala pieniadze na fryzjera, zamiast wlasnorecznie przycinac wlosy.
Zanim zdazyla sobie odpowiedziec na to doniosle pytanie, drzwi otworzyly sie z szumem – zobaczyla wylozone bialym dywanem foyer wielkosci malego domu. Bylo tam pelno roslin, zywych roslin: fikusow, palm i krzewow, ktore wygladaly jak kwitnace poza sezonem derenie. W powietrzu unosil sie ostry aromatyczny zapach kwiatow rozkwitajacych w jaskrawym fiolecie i najrozniejszych odcieniach czerwiem.
Ogrod otaczal wytworna poczekalnie, w ktorej staly wygodne fiolkoworozowe sofy, blyszczace drewniane stoliki i mosiezne lampy rzucajace kolorowe refleksy.
W samym srodku poczekalni znajdowal sie okragly blat, wyposazony niczym kabina pilota w monitory i pulpity sterujace, przyrzady pomiarowe i telelacza. Dwie kobiety i dwoch mezczyzn obslugiwalo urzadzenia pewnie i z widoczna znajomoscia rzeczy, tworzac zgrany zespol.
Minely ich i weszly w przeszklony korytarz. Wystarczylo zerknac w dol, by zobaczyc Manhattan. Z glosnikow saczyla sie cicha muzyka, w ktorej Ewa rozpoznala symfonie Mozarta. Interesowala sie muzyka od dziesiatego roku zycia.
Kobieta w zabojczym kostiumie znowu sie zatrzymala, blysnela swym perfekcyjnie obojetnym usmiechem, po czym powiedziala do ukrytego glosnika:
– Porucznik Dallas, sir.
– Caro, wpusc ja do mojego gabinetu. Dziekuje.
Caro ponownie przycisnela dlon do czarnej gladkiej szybki.
– Prosze wejsc – zaprosila ja, gdy szklane drzwi sie rozsunely.
Zgodnie z jej przewidywaniami, byl tak samo imponujacy jak reszta nowojorskiej siedziby. Mimo malowniczej panoramy Nowego Jorku, ktora mozna bylo ogladac z trzech stron, mimo wysokiego sufitu z morzem swietlnych punkcikow oraz wyscielanych mebli wibrujacych najrozmaitszymi odcieniami topazow i szmaragdow, siedzacy za mahoniowym biurkiem mezczyzna przyciagal uwage.
Co on w sobie ma, u diabla, po raz kolejny pomyslala Ewa, gdy Roarke wstal, obdarzajac ja czarujacym usmiechem.
– Porucznik Dallas – powiedzial z ta swoja fascynujaca irlandzka spiewnoscia – milo mi, ze cie widze, jak zawsze.
– Moze zmienisz zdanie, kiedy poznasz cel mojej wizyty. Uniosl brew.
– Wiec wejdz i powiedz, o co chodzi. Potem zobaczymy. Napijesz sie kawy?
– Nie probuj odwracac mojej uwagi. – Podeszla blizej. Potem, by zaspokoic ciekawosc, przeszla sie po pokoju. Byl tak duzy jak helikopter i mial wszelkie udogodnienia pieciogwiazdkowego hotelu: zautomatyzowany barek, ekran na cala sciane, wygodny wyscielany fotel z video i nastrojowa muzyka. Z lewej strony umieszczona byla ogromna wanna z biczem wodnym oraz elektroniczna suszarka. Wszystkie standardowe, lecz najnowoczesniejsze urzadzenia biurowe, byly wbudowane w sciane.
Roarke obserwowal Ewe z dobrotliwym wyrazem twarzy. Podziwial sposob, w jaki sie poruszala, w jaki jej obojetne oczy slizgaly sie po pokoju.
– Chcesz sie przejsc, Ewo?
– Nie. Jak mozesz pracowac w takich warunkach? – Rozlozyla rece, wskazujac przeszklone sciany. – Zupelnie jakbys byl na dworze.
– Nie lubie przebywac w zamknieciu. Masz zamiar usiasc czy krecic sie po pokoju?
– Chcesz mnie aresztowac?
– Na razie nie.
– Wiec dopoki tego nie zrobisz, dajmy sobie spokoj z prawnikami. Pytaj.
Choc wbila wzrok w jego oczy, wiedziala, ze wepchnal rece do kieszeni spodni. Rece zdradzaly emocje.
– Przedwczoraj w nocy – rzekla – miedzy osma a dziesiata wieczorem. Mozesz powiedziec, gdzie byles?
– Wydaje mi sie, ze wyszedlem stad pare minut po osmej. – Pewna reka dotknal swego biurkowego terminarza. – Wylaczylem monitor o 8:17, wyszedlem z budynku i pojechalem do domu.
– Pojechales – przerwala mu – czy zostales odwieziony?
– Pojechalem. Nie lubie trzymac pracownikow w pogotowiu przez wiele godzin po to, by spelniali moje zachcianki.