nikogo innego, przynajmniej przez jakis czas.
Odsunela sie od niego nie z checi ucieczki, tylko z checi zachowania dystansu…
– Jestes zanadto pewny siebie, Roarke.
Byla zbyt zmeczona, by stac, zbyt zmeczona, zeby sie klocic. Usiadla i wziela do reki widelec.
– Byles w mieszkaniu Sharon DeBlass w ciagu ostatniego tygodnia?
– Nie, po co mialbym tam chodzic? Przyjrzala mu sie uwaznie.
– Wlasnie. Po co ktokolwiek mialby tam chodzic?
Milczal przez chwile, potem uswiadomil sobie, ze pytanie nie bylo retoryczne.
– By uspokoic swoje obawy – zasugerowal. – By sie upewnic, ze na miejscu zbrodni nie pozostal zaden obciazajacy go dowod.
– A jako wlasciciel budynku mogles tam wejsc tak samo latwo jak tutaj.
Jego usta zacisnely sie na chwile. Z irytacji, uznala, irytacji czlowieka, ktory jest zmeczony ciaglym odpowiadaniem na te same pytania. To byl drobiazg, ale swiadczyl o jego niewinnosci.
– Tak, mysle, ze nie mialbym z tym problemow. Mam glowny klucz elektroniczny, wiec bez trudu dostalbym sie do srodka.
Nie, pomyslala, jego klucz elektroniczny nie zlamalby kodu ochrony policyjnej. To by wymagalo wyzszego poziomu dostepu albo fachowca od systemow zabezpieczen.
– Zakladam, ze ktos spoza waszego wydzialu odwiedzil to mieszkanie juz po dokonaniu w nim zabojstwa.
– Mozesz przyjac takie zalozenie – zgodzila sie. – Kto zajmuje sie twoja ochrona?
– Korzystam z uslug Lorimara, zarowno sluzbowo, jak i prywatnie. – Podniosl kieliszek. – Tak jest prosciej, poniewaz ta spolka nalezy do mnie.
– Oczywiscie, ze nalezy. Przypuszczam, ze sporo wiesz na temat ochrony.
– Mozna powiedziec, ze od dawna interesuje sie sprawami ochrony. Dlatego kupilem te spolke. – Nabral przyprawiony ziolami makaron na widelec, podsunal go jej do ust i ucieszyl sie, gdy wszystko zjadla. – Ewo, wyznalbym wszystko, zebys tylko przestala sie smucic i zaczela jesc z takim samym apetytem, jak ostatnim razem. Ale choc popelnilem niejedno przewinienie, nie mam na sumieniu morderstwa.
Spojrzala na talerz i zaczela jesc.
– Co miales na mysli mowiac, ze mam mozg jak komputer?
– Bardzo dokladnie zastanawiasz sie nad wszystkim, wazysz argumenty za i przeciw, rozpatrujesz rozne mozliwosci. Nie jestes osoba impulsywna, i choc uwazam, ze w sprzyjajacych okolicznosciach mozna cie uwiesc, to takie zdarzenie byloby raczej ewenementem w twoim zyciu.
Znowu podniosla na niego oczy.
– To chcesz zrobic, Roarke? Uwiesc mnie?
– Uwiode cie – odparl. – Niestety, nie dzisiejszej nocy. Ponadto, chce sie dowiedziec, co sprawia, ze jestes taka, jaka jestes. I chce ci pomoc dostac to, czego potrzebujesz. W tej chwili najwazniejsza dla ciebie sprawa jest zlapanie mordercy. Masz poczucie winy – dodal. – To glupie i przykre.
– Nie mam zadnego poczucia winy.
– Spojrz do lustra – powiedzial cicho Roarke.
– Nie moglam nic zrobic – wybuchnela Ewa. – Nie moglam nic zrobic, aby zapobiec tym zbrodniom. Zadnej z nich.
– Czy uwazasz, ze bylas w stanie im zapobiec?
– Wlasnie to powinnam byla zrobic. Przechylil glowe.
– W jaki sposob? Odsunela sie od stolu.
– Wykazujac sie sprytem. Przybywajac na czas. Wykonujac swoja prace.
Chodzi o cos wiecej, zadumal sie. O cos powazniejszego. Splotl rece i polozyl je na stole.
– Czyz teraz tego nie robisz?
Znowu stanely jej przed oczami tamte koszmarne sceny. Trupy. Krew. Spustoszenie.
– Teraz one nie zyja. – Na mysl o tym jej serce zalala gorycz.
– Na pewno moglam cos zrobic, zeby temu zapobiec.
– Zeby zapobiec morderstwu, trzeba by siedziec w glowie zabojcy – powiedzial cicho. – Kto moglby to zniesc?
– Ja bym mogla – odparla ostrym tonem. I byla to swieta prawda. Mogla zniesc wszystko z wyjatkiem przegranej. – Sluz i chron – to nie jest tylko pusty frazes, to obietnica. Jesli nie moge dotrzymac slowa, jestem nikim. Moge im sluzyc tylko wtedy, kiedy nie zyja. Do diabla, ona byla jeszcze dzieckiem. Jeszcze dzieckiem, a on pocial ja na kawalki. Nie przyszlam na czas. Nie przyszlam na czas, choc powinnam byla.
Jej urywany oddech przeszedl w szloch, co ja zaskoczylo. Przyciskajac reke do ust, opadla na sofe.
– Boze! – Tylko tyle zdolala powiedziec. – O Boze! Boze!
Podszedl do niej. Wiedziony instynktem scisnal mocno jej ramiona, zamiast ja objac.
– Jesli nie mozesz albo nie chcesz rozmawiac ze mna, musisz porozmawiac z kims innym. Wiesz o tym.
– Dam sobie rade. Ja… – Ale reszta slow utknela jej w gardle, gdy nia potrzasnal.
– Ile cie to kosztuje? – spytal. – I czy komukolwiek sprawi to roznice, jesli przestaniesz o tym myslec? Po prostu nie mysl o tym przez chwile.
– Nie wiem. – To moze byc strach, uswiadomila sobie. Nie byla pewna, czy potrafi zrobic uzytek ze swojej odznaki, broni czy swego zycia, jesli bedzie zbyt wiele rozmyslala, zbyt wiele czula. – Widze ja – powiedziala Ewa, oddychajac gleboko. – Widze ja, gdy tylko zamkne oczy albo przestane sie koncentrowac na tym, co musze zrobic.
– Opowiedz mi.
Wstala, wziela ze stolu oba kieliszki, po czym wrocila na sofe. Duzy lyk wina zwilzyl jej wyschniete gardlo i pozwolil opanowac nerwy. To zmeczenie, pomyslala, tak ja oslabilo, ze nie mogla nad soba zapanowac.
– Wezwanie przyszlo, kiedy bylam pol przecznicy dalej. Wlasnie zamknelam inna sprawe, skonczylam wprowadzac dane. Dyspozytor wezwal najblizsza jednostke. Awantura w rodzinie – to zawsze jest nieprzyjemne, ale bylam tuz za progiem. Wiec je przyjelam. Kilka sasiadek stalo przed domem, wszystkie mowily jednoczesnie.
Ta scena znowu stanela jej przed oczami, bardzo wyraznie, niczym dokladnie zaprogramowane video.
– Kobieta byla w szlafroku, strasznie plakala. Miala posiniaczona twarz,, a jedna z sasiadek probowala zabandazowac jej rozcieta reke. Okropnie krwawila, wiec powiedzialam im, zeby wezwaly pogotowie. Caly czas powtarzala: On ja ma. Ma moje dziecko.
Ewa wypila jeszcze jeden lyk wina.
Zamknela oczy, modlac sie, by nie miala racji. Chciala wierzyc, ze dziecko juz nie zylo, juz nie czulo bolu. Byla tak blisko, zaledwie pare krokow od niego… Nie, nie mogla z tym zyc.
– Kiedy znalazlam sie przy drzwiach, zrobilam to, co zwykle robi sie w takich przypadkach. Jedna z sasiadek powiedziala mi, jak ten facet sie nazywa. Zawolalam go po nazwisku, a dziecko po imieniu. Panuje przekonanie, ze policjant nawiazuje bardziej osobisty kontakt z przestepca, gdy zwraca sie do niego po nazwisku. Podalam swoj stopien i powiedzialam, ze wchodze. Ale on dalej zachowywal sie jak furiat. Slyszalam, ze rozbija rozne przedmioty. I nie slyszalam juz dziecka. Chyba wiedzialam. Zanim wywazylam drzwi, wiedzialam. Pocial ja na kawalki nozem kuchennym.
Trzesaca sie reka podniosla kieliszek do ust.
– Tam bylo tak duzo krwi. Ona byla taka mala, a krwi bylo tak duzo. Na podlodze, na scianie, na nim. Widzialam, jak scieka z noza. Twarz dziewczynki byla zwrocona w moja strone. Jej mala twarzyczka z duzymi niebieskimi oczami. Jak buzia lalki.
Przez chwile milczala, po czym odstawila kieliszek.
– Byl za bardzo zdenerwowany, zeby mozna bylo go ogluszyc. Nie przestawal isc. Byl caly obryzgany krwia,