czerwone krople skapywaly z jego noza, a on nie przestawal isc. Wiec spojrzalam mu w oczy, prosto w oczy. I zabilam go.
– A nastepnego dnia – powiedzial cicho Roarke – rozpoczelas sledztwo w sprawie morderstwa.
– Testy przelozono. Poddam sie im za dzien lub dwa. – Wzruszyla ramionami. – Psychiatrzy pomysla, ze chodzi o to, iz zabilam. Moge sprawic, zeby tak mysleli, jesli bede musiala. Ale to nieprawda. Musialam go zabic. Moge sie z tym pogodzic. – Popatrzyla Roarke'owi w oczy i zrozumiala, ze moze mu powiedziec to, do czego sama przed soba nie byla w stanie sie przyznac. – Chcialam go zabic. Moze nawet odczuwalam potrzebe zrobienia tego. Kiedy patrzylam, jak umiera, pomyslalam: “Nigdy nie zrobi tego innemu dziecku”. I cieszylam sie, ze to ja go powstrzymalam.
– Myslisz, ze to nie w porzadku?
– Wiem, ze to nie w porzadku. Wiem, ze gdy zabijanie sprawia glinie przyjemnosc, to wkracza on na niebezpieczny teren.
Pochylil sie do przodu, zblizajac do niej twarz.
– Jak ta mala miala na imie?
– Mandy. – Oddech znowu zamarl jej w krtani. Dopiero po chwili doszla do siebie. – Miala trzy latka.
– Czy tak samo bys sie zadreczala, gdybys go zabila, zanim skrzywdzil dziecko?
Otworzyla usta, po czym znowu je zamknela.
– Chyba nigdy nie bede tego wiedziala, a ty wiesz?
– Owszem. – Polozyl reke na dloni Ewy i nie cofnal jej, nawet gdy zobaczyl, ze zmarszczyla brwi. – Wiesz, ze przez wiekszosc zycia nie lubilem policji – z tego czy innego wzgledu. Wydaje mi sie to bardzo dziwne, ze w tak niezwyklych okolicznosciach poznalem policjantke, ktora szanuje i ktora jednoczesnie mnie pociaga.
Znowu podniosla wzrok i choc nadal miala zmarszczone brwi, nie wyszarpnela reki.
– To dziwny komplement.
– Najwidoczniej lacza nas dziwne stosunki. – Wstal, podciagajac ja na nogi. – Teraz musisz sie przespac. – Zerknal na kolacje, ktora ledwo tknela. – Mozesz to podgrzac, kiedy apetyt ci wroci.
– Dziekuje. Nastepnym razem docenie to, ze na mnie czekasz.
– Co za postep – mruknal, gdy doszli do drzwi. – Zgadzasz sie na nastepny raz. – Z lekkim usmiechem podniosl do ust jej dlon.
Zobaczyl zmieszanie, skrepowanie i, jak mu sie wydawalo, zaklopotanie w jej oczach, kiedy musnal ustami jej knykcie. – Do nastepnego razu – powiedzial i wyszedl.
Ewa potarla kostkami palcow o dzinsy i poszla w strone sypialni. Rozebrala sie, rzucajac ubranie, gdzie popadlo. Wskoczyla do lozka, zamknela oczy i zapragnela pograzyc sie we snie.
Wlasnie zasypiala, kiedy przypomniala sobie, ze Roarke nie powiedzial jej, do kogo dzwonil i czego sie dowiedzial.
8
Ewa zamknela na klucz drzwi do swojego biura i przejrzala z Feeneyem dyskietke z morderstwa Loli Starr. Nie wzdrygnela sie, slyszac cichy wystrzal z rewolweru, na ktory zalozony byl tlumik. Nie doznawala juz wstrzasu na widok ciala uszkodzonego przez kule.
Na ekranie pojawil sie napis:
– Co mozesz mi powiedziec? – spytala Ewa po obejrzeniu ostatniej sekwencji.
– Dyskietki zostaly nagrane na mikrokamerze Trident, model piec tysiecy. Byla dostepna w sklepach tylko przez jakies szesc miesiecy. Choc bardzo droga, cieszyla sie ogromnym powodzeniem w grudniu zeszlego roku. Podczas tradycyjnych zakupow swiatecznych tylko na Manhattanie kupiono ponad dziesiec tysiecy takich kamer, nie mowiac juz o tych, ktore nabyto na czarnym rynku. Nie sprzedano ich tyle, co mniej kosztownych modeli, ale wciaz za duzo, by mozna bylo pojsc tym tropem.
Popatrzyl na Ewe swymi sennymi jasnobrazowymi oczami.
– Zgadniesz, kto jest wlascicielem firmy Trident?
– Roarke Industries.
– Brawo. Istnieje duze prawdopodobienstwo, ze jego szef jest posiadaczem takiej kamery.
– Na pewno ma do nich dostep. – Zanotowala to sobie, starajac sie odpedzic wspomnienie Roarke'a muskajacego ustami kostki jej palcow. – Zabojca uzywa ekskluzywnego sprzetu, ktory sam produkuje. Arogancja czy glupota?
– Ten facet nie jest glupi.
– Nie jest. Co z bronia?
– Kilka tysiecy sztuk takich rewolwerow posiadaja prywatni kolekcjonerzy – zaczal Feeney, gryzac owoc nanercza. – Trzy – muzea miejskie. – To egzemplarze, ktore sa zarejestrowane – dodal z lekkim usmiechem. – Tlumikow nie trzeba rejestrowac, gdyz nie sa uwazane za bron. Nie ma szansy, by je wytropic. – Odchylil sie do tylu, stukajac w monitor. – Jesli chodzi o pierwsza dyskietke, to przejrzalem ja bardzo dokladnie. Znalazlem kilka cieni. To utwierdzilo mnie w przekonaniu, ze zabojca nagral nie tylko morderstwo. Lecz nie udalo mi sie zwiekszyc ostrosci. Ten, kto przygotowal te dyskietke, znal wszystkie sztuczki albo mial dostep do sprzetu, ktory wykonal je za niego.
– A co z ponownym przeszukaniem mieszkania?
– Na twoja prosbe komendant polecil to zrobic dzis rano. – Feeney zerknal na zegarek. – Ekipa powinna juz tam byc. Jadac do biura, zabralem dyskietki ochrony; zdazylem je przejrzec. Mamy dwadziescia minut przerwy, poczawszy od trzeciej dziesiec w nocy dwa dni temu.
– Wlasnie wtedy ten skurwiel wszedl sobie wesolo do srodka – mruknela. – To zasrana okolica, Feeney, lecz w tym domu mieszka kupa ludzi. A faceta nikt nie zauwazyl ani za pierwszym, ani za drugim razem, co oznacza, ze umiejetnie wmieszal sie w dum.
– Albo sa przyzwyczajeni do jego widoku.
– Poniewaz byl jednym ze stalych klientow Sharon. Powiedz mi, dlaczego ktos, kto byl regularnym klientem drogiej, doswiadczonej, wzietej prostytutki wybiera zupelnie zielona, wulgarna i naiwna dziewczyne, taka jak Lola Starr, na swoja druga ofiare?
Feeney sciagnal usta.
– Lubi roznorodnosc? Ewa potrzasnela glowa.
– Moze za pierwszym razem tak bardzo mu sie to spodobalo, ze teraz nie zamierza grymasic. Jeszcze cztery maja zginac, Feeney. Od razu nas powiadomil, ze mamy do czynienia z seryjnym morderca. Napisal to, bysmy wiedzieli, ze Sharon nie byla szczegolnie wazna. Byla po prostu jedna z szesciu. – Niezadowolona odetchnela gleboko. – Wiec, dlaczego wrocil? – zastanawiala sie na glos.
– Czego szukal?
– Moze ekipa sledcza nam to powie.
– Moze. – Podniosla z biurka kartke ze spisem nazwisk. – Jeszcze raz sprawdze klientow Sharon, a potem zabiore sie za gosci Loli.
Feeney odchrzaknal, po czym wyjal z torby nastepny owoc nanercza.
– Zaluje, ze ja musze ci to powiedziec, Dallas. Senator DeBlass domaga sie najswiezszych informacji.
– Nie mam mu nic do powiedzenia.
– Bedziesz musiala sama mu to przekazac dzis po poludniu. We Wschodnim Waszyngtonie.
Zatrzymala sie krok od drzwi.
– Szlag by to trafil!
– Polecenie dowodcy. Lecimy o drugiej. – Feeney pomyslal z rezygnacja, ze jego zoladek fatalnie reaguje na podroze samolotem.
– Nienawidze polityki.
Wciaz zgrzytajac zebami na wspomnienie odprawy u Whitneya, Ewa weszla szybkim krokiem do biura ochrony DeBlassa w nowym budynku biur senackich we Wschodnim Waszyngtonie.