– Gardzila mezczyznami. Pociagali ja, to prawda, ale w duchu nimi gardzila. Wiedziala, ze wydaje sie im atrakcyjna. Wiedziala to od wczesnej mlodosci. I uwazala, ze sa glupi.
– Zawodowe prostytutki sa bardzo dokladnie sprawdzane. Niechec czy pogarda dla mezczyzn, jak to pani ujela jest zazwyczaj wystarczajacym powodem odrzucenia prosby o przyznanie licencji.
– Ale Sharon byla madra. Gdy czegos chciala w zyciu, zawsze znajdowala sposob, by to dostac. Z wyjatkiem szczescia. Nie byla szczesliwa kobieta. – Elizabeth mowila dalej, pokonujac wzruszenie, ktore caly czas sciskalo ja za gardlo. – Zepsulam ja, to prawda. Nikogo nie moge o to winic, tylko siebie. Pragnelam miec wiecej dzieci. – Przycisnela reke do ust i nie odjela jej, dopoki wargi nie przestaly drzec. – Z naukowego punktu widzenia bylam temu przeciwna, tym bardziej ze moj maz zajal jednoznaczne stanowisko w tej sprawie. Ale to nie zabilo moich uczuc macierzynskich, chcialam miec dzieci, by je kochac. Za bardzo kochalam Sharon. Senator powie pani, ze ja rozpuszczalam, rozpieszczalam, poblazalam jej. I bedzie mial racje.
– W koncu to pani przypadl zaszczyt opiekowania sie dzieckiem, nie jemu.
W oczach Elizabeth pojawil sie cien rozbawienia.
– Takie byly bledy, i to ja je popelnilam. Richard tez nie jest bez winy, choc kochal ja nie mniej ode mnie. Kiedy Sharon przeniosla sie do Nowego Jorku, robilismy wszystko, by wrocila. Richard ja blagal. Ja straszylam. I odepchnelam ja od siebie, pani porucznik. Powiedziala mi, ze jej nie rozumiem – nigdy nie rozumialam, nigdy nie zrozumiem – i ze widzialam tylko to, co chcialam widziec, chyba ze chodzilo o sprawy zawodowe; ale bylam slepa na to, co dzialo sie w moim wlasnym domu.
– Co chciala przez to powiedziec?
– Chyba to, ze bylam lepszym prawnikiem niz matka. Gdy odeszla, poczulam sie zraniona, zla. Odsunelam sie od niej, pewna, ze do mnie przyjdzie. Nie przyszla, oczywiscie.
Przerwala na chwile; zal wezbral w jej sercu.
– Richard pojechal ja odwiedzic raz czy dwa, ale to nic nie dalo, tylko sie zdenerwowal. Dalismy sobie z tym spokoj, dalismy jej spokoj. Az do niedawna, kiedy poczulam, ze powinnismy podjac jeszcze jedna probe.
– Dlaczego?
– Minelo pare lat – mruknela Elizabeth. – Mialam nadzieje, ze zmeczyl ja taki styl zycia, ze moze zaczela zalowac swej decyzji. Mniej wiecej rok temu pojechalam sie z nia spotkac. Ale gdy probowalam ja przekonac, by wrocila do domu, ona tylko sie zloscila, bronila, a potem zaczela mnie obrazac. Richard, choc stracil juz nadzieje, zaproponowal, ze pojedzie i porozmawia z nia. Lecz nie chciala sie z nim zobaczyc. Nawet Catherine probowala – mruknela i z roztargnieniem potarla bolace miejsce miedzy oczami. – Widziala sie z Sharon zaledwie pare tygodni temu.
– Czlonkini Kongresu Stanow Zjednoczonych pojechala do Nowego Jorku, by spotkac sie z Sharon?
– Niezupelnie. Catherine zbierala tam pieniadze i zaproponowala, ze zobaczy sie z Sharon i sprobuje z nia porozmawiac. – Elizabeth zacisnela usta. – Prosilam ja o to. Widzi pani, kiedy staralam sie naprawic stosunki z Sharon, nie wykazala tym najmniejszego zainteresowania. Stracilam ja – powiedziala cicho Elizabeth – i zbyt pozno wyciagnelam reke do zgody. Nie wiedzialam co robic, by ja odzyskac. Mialam nadzieje, ze Catherine mi pomoze, bo nalezala do rodziny, a nie byla matka Sharon. – Znowu popatrzyla na Ewe. – Zapewne pani uwaza, ze powinnam byla jeszcze raz do niej pojechac. To byl moj obowiazek.
– Pani Barrister…
Lecz Elizabeth potrzasnela glowa.
– Ma pani racje, oczywiscie. Ale ona nie chciala mi zaufac. Uwazalam, ze powinnam szanowac jej prywatnosc, tak jak zawsze do tej pory. Nie bylam jedna z tych matek, ktore czytaja po kryjomu pamietnik corki.
– Pamietnik? – Ewa nastawila uszu. – Prowadzila pamietnik?
– Nawet kiedy byla dzieckiem. Regularnie zmieniala w nim haslo.
– I jako osoba dorosla?
W spisie jej rzeczy nie bylo zadnego pamietnika, przypomniala sobie Ewa. Tego typu rzeczy moga byc tak male jak kobiecy kciuk. Jesli funkcjonariusze przeszukujacy mieszkanie nie zauwazyli go za pierwszym razem…
– Ma pani ktorys z nich?
– Nie. – Elizabeth spojrzala z uwaga na Ewe. – Chyba oddala je do depozytu. Wszystkie.
– Czy skorzystala z uslug miejscowego banku w Virginii?
– Nic o tym nie wiem. Zobacze, czego uda mi sie dowiedziec w tej sprawie. Moge przejrzec rzeczy, ktore tu zostawila.
– Bede zobowiazana. Jesli cos sobie pani przypomni – obojetnie co – nazwisko, luzno rzucona uwage, prosze skontaktowac sie ze mna.
– Oczywiscie. Nigdy nie mowila o swoich przyjaciolach, pani porucznik. Martwilam sie tym, majac jednoczesnie nadzieje, ze skoro ich nie ma, to moze chetniej wroci do domu. Porzuci zycie, ktore sobie wybrala. Wykorzystalam nawet jednego z moich przyjaciol, myslac, ze moze on ja przekona szybciej niz ja.
– Kto to byl?
– Roarke. – Elizabeth znowu stlumila lzy, ktore naplynely jej do oczu. – Na pare dni przed jej smiercia zadzwonilam do niego. Znamy sie od lat. Zapytalam, czy moze postarac sie dla niej o zaproszenie na pewne przyjecie, na ktore, jak wiedzialam, sam sie wybieral. Opieral sie. Roarke nie jest typem czlowieka, ktory chcialby sie wtracac w sprawy rodzinne. Ale powolalam sie na nasza przyjazn. Gdyby tylko znalazl sposob, zeby sie z nia zaprzyjaznic, pokazac jej, ze atrakcyjna kobieta nie musi wykorzystywac swego ciala, by wzbudzic zainteresowanie mezczyzny… Zrobil to dla mnie i dla mojego meza.
– Prosila go pani, by rozwinal te znajomosc? – spytala ostroznie Ewa.
– Prosilam go, by zostal jej przyjacielem – poprawila ja Elizabeth.
– Poniewaz pania kocha?
– Poniewaz dba o nia. – Richard DeBlass odezwal sie z progu.
– Roarke bardzo dba o Beth i o mnie. Ale kocha? Nie jestem pewien, czy chcialby sie narazac na tak niepewne uczucie.
– Richardzie. – Elizabeth wstala, z trudem panujac nad soba.
– Nie spodziewalam sie ciebie tak wczesnie.
– Juz prawie skonczylismy. – Podszedl do niej i zamknal jej rece w swoich dloniach. – Powinnas byla mnie zawolac, Beth.
– Nie zrobilam tego, bo… – Przerwala patrzac na niego bezradnie.
– Mialam nadzieje, ze sama dam sobie rade.
– Nie musisz z niczym dawac sobie rady sama. – Nie puszczajac rak zony, zwrocil sie do Ewy. – Pani porucznik Dallas?
– Tak, panie DeBlass. Mialam pare pytan i pomyslalam, ze latwiej bedzie zadac je osobiscie.
– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by pani pomoc. – Pozostal w pozycji stojacej, co Ewa ocenila jako chec okazania sily i zachowania dystansu.
W mezczyznie, ktory stal obok Elizabeth, nie bylo nic z jej nerwowosci czy wrazliwosci. Czul sie odpowiedzialny za zone, doszla do wniosku Ewa, chronil ja i panowal nad swoimi emocjami.
– Pytala pani o Roarke'a – kontynuowal. – Moge wiedziec dlaczego?
– Powiedzialam pani porucznik, ze poprosilam go, by spotkal sie z Sharon. By sprobowal…
– Och, Beth. – Potrzasnal glowa wolnym ruchem, w ktorym krylo sie zarowno zmeczenie, jak i rezygnacja. – Co mogl zrobic? Po co go w to wplatalas?
Odsunela sie od niego, a na jej twarzy odmalowala sie taka rozpacz, ze Ewie serce scisnelo sie z bolu.
– Powiedziales mi, zebym dala sobie spokoj, ze musimy pozwolic jej odejsc. Ale musialam podjac jeszcze jedna probe. Moze zwiazalaby sie z nim, Richardzie. On byl moja nadzieja. – Zaczela mowic szybko, slowa wylatywaly jej z ust, mieszaly sie ze soba. – Moze by jej pomogl, gdybym wczesniej go o to poprosila. Dysponujac odpowiednia iloscia czasu prawie wszystko potrafi zalatwic. Ale mial za malo czasu. Tak samo jak moje