Narkotyki, oczywiscie. Probowali z nimi walczyc, zalegalizowac je, zlekcewazyc i ustalic zasady ich posiadania. Nic nie zdalo egzaminu.

Nie zainteresowalo jej to na tyle, zeby dokonac aresztowan, wiec podniosla reke i pomachala do Mavis.

Wokalna czesc utworu skonczyla sie – piosenka slaba, bo slaba, ale zostala wykonana. Mavis zeskoczyla ze sceny, przecisnela sie przez tlum i oparla pomalowanym biodrem o krawedz stolika Ewy.

– Hej, nieznajoma.

– Swietnie wygladasz, Mavis. Co to za artysta?

– Och, taki znajomy. – Przesunela sie, popukala calowym paznokciem w lewy posladek. – Caruso. Widzisz, podpisal sie na mnie. Zrobil mi to bezplatnie w zamian za rozreklamowanie jego nazwiska.

– Oczy wyszly jej z orbit, kiedy kelnerka postawila przed Ewa wysoki smukly kieliszek z pienistym niebieskim plynem. – Screamer? Nie wolalabys, zebym znalazla mlotek i po prostu walnela cie nim w glowe?

– To byl zasrany dzien – mruknela Ewa i wypila pierwszy porazajacy lyk trunku. – Chryste. Zawsze tak sie po nich czuje.

Zmartwiona Mavis pochylila sie nad nia.

– Moge sobie zrobic mala przerwe.

– Nie, wszystko w porzadku. – Ewa, ryzykujac zycie, wypila jeszcze jeden lyk. – Po prostu chcialam sprawdzic twoja nowa knajpe i troche sie rozluznic. Mavis, ty nie bierzesz, prawda?

– Hej, daj spokoj. – Bardziej zmartwiona niz obrazona Mavis potrzasnela Ewe za ramie. – Jestem czysta, wiesz o tym. Puszczaja po sali troche narkotykow, ale lekkich. Troche pigulek szczescia, troche srodkow uspokajajacych, bardzo niewiele lataczy nastroju.

– Odsunela od niej swa pokerowa twarz. – Jesli przymierzasz sie do nalotu na te knajpe, to przynajmniej zrob to wtedy, kiedy mam wolne.

– Przepraszam. – Ewa zla na sama siebie potarla twarz rekami.

– Chwilowo nie nadaje sie do kontaktow z ludzmi. Wracaj na scene i spiewaj. Lubie cie sluchac.

– Jasne. Ale gdybys chciala miec towarzystwo, kiedy bedziesz wychodzila, daj mi znak. Zalatwie to.

– Dzieki. – Ewa usiadla wygodnie, zamknela oczy. Zdziwila sie, gdy muzyka stala sie wolniejsza, nawet bardziej lagodna. Jesli nie rozgladala sie po sali, nie bylo tak zle.

Za dwadziescia kawalkow moglaby dostac okulary wywolujace dobry nastroj, rozkoszowac sie swiatlami i ksztaltami, ktore zlewaly sie z muzyka. Wolala jednak zamknac oczy.

– Trudno uwierzyc, ze w takich spelunkach szuka pani zapomnienia, pani porucznik.

Otworzyla oczy i spojrzala na Roarke'a.

– Za kazdym razem, gdy musze dojsc do siebie.

Usiadl naprzeciw niej. Stolik byl na tyle maly, ze zderzyli sie kolanami. Poprawil sie, przesuwajac uda wzdluz jej ud.

– Dzwonilas do mnie, pamietasz? I podalas mi ten adres.

– Chcialam umowic sie na spotkanie, ale nie szukalam kompana do picia.

Zerknal na stojacy na stole kieliszek i pochylil sie, by powachac trunek.

– Nikogo nie namowisz na te trucizne.

– W tej knajpie nie podaje sie szlachetnego wina ani starej whiskey. Polozyl reke na jej dloniach tylko po to, by zobaczyc, jak sie nachmurzyla i wyszarpnela.

– Moze pojdziemy gdzies, gdzie to robia?

– Jestem w fatalnym nastroju. Wyznacz spotkanie w dogodnym dla siebie terminie, a potem spadaj.

– W jakim celu mamy sie spotkac? – Piosenkarka przyciagnela jego uwage. Uniosl brew, patrzac, jak przewraca oczami i robi dziwne ruchy reka. – Jesli wokalistka nie dostala jakiegos ataku, to wydaje mi sie, ze daje ci znaki.

Ewa zerknela na nia z rezygnacja i potrzasnela glowa.

– To moja przyjaciolka. – Potrzasnela glowa bardziej zdecydowanie, gdy Mavis wyszczerzyla zeby w usmiechu i podniosla oba kciuki. – Mysli, ze szczescie mi dopisalo.

– Bo dopisalo. – Roarke podniosl kieliszek i postawil go na sasiednim stoliku, gdzie chciwie wyrywano go sobie z rak do rak.

– Wlasnie ocalilem ci zycie.

– Szlag by to…

– Ewo, jesli chcesz sie upic, zrob to przynajmniej czyms, co nie zrujnuje ci zoladka. – Przejrzal karte, skrzywil sie. – A tego nie da sie tutaj kupic. – Wzial ja za reke i wstal. – Chodz.

– Dobrze mi tutaj.

Pochylil sie cierpliwie, zblizajac twarz do jej twarzy.

– Mam nadzieje, ze bedziesz wystarczajaco pijana, by zadac komus pare ciosow piescia, nie martwiac sie o konsekwencje. Przy mnie nie musisz sie upijac, nie musisz sie martwic. Mozesz mnie okladac piesciami, ile dusza zapragnie.

– Dlaczego?

– Bo masz jakis smutek w oczach. I to mnie trapi. – Kiedy zastanawiala sie nad tym zadziwiajacym stwierdzeniem, podniosl ja z krzesla i poprowadzil w strone drzwi.

– Ide do domu – postanowila.

– Nie, nie idziesz.

– Sluchaj, kompanie…

Tyle zdazyla powiedziec, zanim przycisnal ja do sciany i zmiazdzyl jej usta pocalunkiem. Nie walczyla z nim. Dech jej zaparlo; jego gwaltownosc wywolala w niej wscieklosc i pozadanie, ktore odczula tak silnie jak uderzenie piescia.

Minelo zaledwie pare sekund, zanim uwolnil jej usta.

– Przestan – zazadala nienawidzac sie za to, ze jej glos jest tylko drzacym szeptem.

– Bez wzgledu na to, co myslisz – powiedzial starajac sie zapanowac nad soba – zdarzaja sie takie chwile, gdy potrzebujesz drugiego czlowieka. W tym momencie mnie. – Wypchna] ja na dwor. – Gdzie jest twoj samochod?

Wskazala go reka i pozwolila poprowadzic sie po chodniku.

– Nie wiem, jaki masz problem.

– Chyba ty nim jestes. Wiesz, jak wygladalas? – spytal probujac otworzyc drzwi. – Siedzac w tej spelunie z zamknietymi, podsinionymi oczami?

Ten opis tylko rozpalil jej gniew. Roarke posadzil ja na miejscu dla pasazerow i obszedl samochod, by usiasc za kierownica.

– Jaki jest twoj pieprzony kod?

Zafascynowana jego gwaltownym temperamentem, przesunela sie i sama otworzyla zamek. Roarke nacisnal starter i samochod oderwal sie od kraweznika.

– Probowalam sie odprezyc – powiedziala ostroznie Ewa.

– Nie wiesz, jak to robic – odparl. – Wpakowalas sie tam, ale nie pozbylas sie klopotu. – Chodzisz po linie, Ewo, lecz to jest cholernie cienka lina.

– Wlasnie do tego jestem przygotowana.

– Tym razem nie wiesz, z czym masz klopot. Jej palce zacisnely sie w piesc.

– A ty wiesz?

Milczal przez chwile, tlumiac wlasne uczucia.

– Pozniej o tym porozmawiamy.

– Wolalabym teraz. Wczoraj pojechalam zobaczyc sie z Elizabeth Banister.

– Wiem. – Odzyskawszy spokoj, przystosowal sie do nierownego rytmu jej samochodu. – Zmarzlas. Wlacz ogrzewanie.

– Nie dziala. Dlaczego mi nie powiedziales, ze Elizabeth Banister prosila cie, bys spotkal sie z Sharon i z nia porozmawial?

– Poniewaz Beth prosila mnie o to w zaufaniu.

– Co cie z nia laczy?

– Jestesmy przyjaciolmi. – Roarke obrzucil ja uwaznym spojrzeniem. – Mam ich kilku. Ona i Richard zaliczaja sie do nich.

Вы читаете Dotyk Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату